Opowieść z ulicy Prostej Drukuj Email
Autor: Donata Maliszak   
czwartek, 07 lutego 2013 00:00

Kobieta w białej chuście wyszła na mały balkonik swego mieszkania. Dziś nie spodziewano się żadnych dostaw w mieście, więc nie musiała się z niczym śpieszyć. Miała w domu prawie pełne wiadro wody i jeszcze trochę chleba zdobytego kilka dni wcześniej. Zmęczonym i smutnym wzrokiem ogarnęła okolicę.

Na ulicy Prostej w Damaszku zawsze było tłoczno. Sprzedawcy siedzieli w małych, skupionych blisko siebie sklepikach albo rozmawiali ze sobą stojąc w drzwiach.

Każdego ranka wystawiali swoje towary na zewnątrz, by zwabić klientów. Ona sprzedawała mydła w różnych kolorach, o różnych kształtach i zapachach.

Naprzeciw handlowały siostry - Diara i Ramina. Lubiła chwile, kiedy - ukryte za witryną osłoniętą prawie całkowicie kolorowymi, jedwabnymi chustami - spotykały się na herbacie. Popijając w małych szklaneczkach słodki, miętowy napój, z ukrycia przyglądały się ludziom tłoczącym się na wąskim chodniku. Ścisk był tak duży, że ostatecznie większość przechodniów i tak schodziła na ulicę, a między nimi co jakiś czas sunęła w żółwim tempie taksówka. Na głównej arterii stolicy gwar i ruch trwały nieprzerwanie aż do późnych godzin.

„Tak było jeszcze dwa lata temu” - kobieta głęboko wzdycha wspominając niedawną przeszłość. „A dziś?”.

Dziś jest niedziela. Kolejna niedziela wojny domowej. I choć jest już kilka minut po godzinie dziewiątej witryny wystawowe są puste, a drzwi pozamykane. I tak pozostanie przez cały dzień. Diara i Ramina zabrały towar i uciekły szukając schronienia przed wojną. Reszta sklepikarzy poszła w ich ślady.

Dzień jest pochmurny i nieprzyjemny. Kobietę przechodzi zimny dreszcz. Już ma wrócić do mieszkania po płaszcz, kiedy jej uwagę przyciągają dwaj mężczyźni, którzy właśnie nadeszli i przyglądają się zaparkowanemu przy chodniku granatowemu Peugeotowi. Ona też zauważyła ten samochód dziś rano, ale pochłonięta wspomnieniami nie zastanawiała się czyj jest ani skąd się wziął.

„To ci dwaj z kościoła. A więc chrześcijanie znowu się spotykają” – myśli i patrzy na mężczyzn zaglądających przez szyby do wnętrza auta. I nagle ogarnia ją jakiś niejasny niepokój. Widzi jak mówią coś do siebie a potem młodszy zaczyna głośno wołać:

- Uciekajcie z domów! To samochód – pułapka! Pospieszcie się!

Mieszkańcy wyglądają z okien. Kobieta, nie zastanawiając się ani chwili, opuszcza balkon. Rozgląda się po mieszkaniu. Pospiesznie łapie w ręce chleb oraz płaszcz i wybiega na zewnątrz.

Kiedy mija granatowe auto jeden z mężczyzn: starszy, w białej koszuli i czarnej, skórzanej kurtce, rozmawia właśnie przez telefon komórkowy.

- Tu Choszaba. Niech nikt nie przychodzi teraz do kościoła. Powiadomcie, kogo możecie. Na ulicy zaparkowano nieznany samochód. Przypuszczamy, że wewnątrz są materiały wybuchowe. Tak...jestem tutaj tylko ja i Ninos. Nie bójcie się, z Bożą pomocą damy sobie radę.

W trakcie krótkiej rozmowy telefonicznej drugi, o imieniu Ninos jeszcze raz obchodzi auto dookoła i uważniej niż poprzednio przygląda się jego wnętrzu przez zasunięte szyby. Kiedy starszy kończy rozmowę mówi:

- Nie ma na co czekać. Okolica jest już pusta. Zaczynajmy bracie.

Na dalekich końcach ulicy Prostej w krótkim czasie zbiera się gromadka ludzi – tutejszych mieszkańców. Stoją wciśnięci pod ścianę starego budynku. Patrzą po sobie ze strachem w oczach i pytają:

- Co oni zamierzają?

- Chcą rozbroić samochód – pułapkę?

- Są saperami?

- Gdzie tam - odzywa się stojąca pośród nich kobieta z balkonu. - Przecież to chrześcijanie z tego kościoła. Ten młodszy jest elektrykiem, naprawił kiedyś radio w sklepie Youssefa. Uczynny i do tego złota rączka, ale na bombach to on się raczej nie zna.

- Lepiej niech stamtąd ucieka, nie wiadomo, kiedy to diabelstwo wybuchnie. Szkoda by było chłopaka. Jeszcze jest młody, całe życie przed nim - wzdycha starsza kobieta.

- Ja tam się im dziwię. Ja bym nie ryzykował niepotrzebnie życia – swoją opinię dołącza inny.

- Ostrzegli ludzi – dobrze zrobili, ale po co strugają teraz jakiś bohaterów?

Szmer rozmów staje się głośniejszy – każdy chce wyrazić swoje zdanie. Jeden ze sprzedawców, mimo wojny uparcie powracający na Prostą i przesiadujący w pustym sklepie, zaczyna lamentować:

- Jeśli to eksploduje, zniszczy mi cały sklep. Tyle pieniędzy włożyłem, żeby go odmalować. Miałem najładniejszy pawilon na całej ulicy. I najlepsze towary. Allahu Miłosierny, zlituj się nade mną! - wznosi ręce do nieba.

- Cicho bądź, Aszur! Te twoje towary to była zwykła, chińska tandeta. Zresztą, nie tylko ty stracisz wszystko! - oburza się potężny mężczyzna w kraciastej koszulce polo. Za jego szerokimi plecami chowa się żona wraz z dwójką wystraszonych, kilkuletnich dzieci.

Nagle zapada cisza. Zaskoczeni gapie wpatrują się w mężczyzn, którzy teraz klękają na jezdni. Unoszą obie dłonie na wysokość ramion i pochylają głowy w pokorze.

- Modlą się? - szepcze zdziwiony chłopak, który do tej pory patrzył tylko na stojącą obok ładną dziewczynę z nałożonym niedbale i w widocznym pośpiechu błękitnym hidżabem, spod którego wypadają jej na czoło kręcone, czarne kosmyki włosów.

- Modlą - potwierdza ktoś.

- Nienormalni - mruczy cicho chłopak.

Po chwili młodszy z modlących wstaje. Wyciąga coś z kieszeni i zaczyna majstrować przy przednich drzwiach samochodu. Starszy nadal modli się w tej samej pozycji.

Gromadka ludzi na końcu ulicy, wstrzymuje oddech. Odruchowo przyciskają ciała jeszcze mocniej do zimnych ścian budynku. Żona człowieka w pasiastym polo zgarnia dzieci i wycofuje się kilka metrów dalej. Pozostali nie odrywają wzroku od młodego elektryka. Gdy wreszcie mężczyzna otwiera drzwi auta i znika w jego wnętrzu - z ulgą wypuszczają powietrze.

- To nie na moje nerwy - mówi znów Aszur. - Człowiek w moim wieku chciałby już siedzieć wygodnie, mieć parę funtów w kieszeni, spokojnie popijać kawę i....

Przerywa pod groźnym spojrzeniem sąsiada nie mogącego znieść narzekań starego człowieka.

Powoli mijają kolejne minuty. Nikt się nie rusza. Wszystko wokół zamiera w pełnym napięcia oczekiwaniu. Jedynie starsza kobieta dyskretnie wyciąga muzułmański różaniec ukryty pod czarnym hidżabem i zaczyna przesuwać go w długich, szczupłych palcach. Ładna dziewczyna za nią zaciska obie pięści tak, że paznokcie wbijają jej się w skórę. Sklepikarz Aszur kiwa głową owiniętą ciemnofioletowym turbanem, z niedowierzaniem nad tym, co dzieje się z jego ukochanym Damaszkiem i ulicą Prostą, na której spędził taki kawał życia.

Kiedy Choszaba słyszy trzask otwieranych drzwiczek Peugota, na moment zaciska mocniej powieki spodziewając się najgorszego. Jednak wciąż klęczy i trzyma ręce wzniesione w modlitwie. Nie opuszcza ich nawet na chwilę, choć krew odpływa mu z przedramion. Nie ma jednak pomocników, którzy by podtrzymali jego wzniesione do góry dłonie tak, jak niegdyś wspomagali Mojżesza modlącego się o zwycięstwo Izraelitów nad Amalekitami. Choszaba wie jednak, że musi wytrzymać, musi wesprzeć przyjaciela, który tam, wewnątrz śmiertelnej pułapki, toczy swoją walkę. Do drętwiejących ramion dołącza też ból kolan: na niewygodnym podłożu niezamiatanej tygodniami ulicy, wbijają się w nie drobne kamyczki.

Jak długo to już trwa? Ile minut upłynęło od chwili, kiedy Ninos znalazł się w środku? Choszaba traci całkowicie poczucie czasu. Zupełnie nie odczuwa już rąk. Trzyma je jeszcze w górze?

Słońce przedostaje się nareszcie poprzez skupisko szarych, deszczowych chmur. Plecy modlącego otula przyjemne ciepło. Ale Choszaba czuje jeszcze coś innego. Wraz ze słonecznymi promieniami, jego umysł ogarnia pewność, że nie są tutaj sami oraz spokój, że mają za sobą wsparcie Boga, że wszystko będzie dobrze, nawet jeśli się nie uda, nawet jeżeli Ninos odłączy nie ten kabelek, który należało.

***

Ulica Prosta w Damaszku. Późne popołudnie. Na chodniku stoi człowiek w turbanie. To Aszur. Znowu spokojnie może wrócić do swego domu. Jego ukochany sklep –pomimo odchodzącej gdzieniegdzie od ścian błękitnej farby – dalej pozostaje nienaruszony.

„Gdy wszystko powróci do normy, przyjdę z synami i odmalujemy go na nowo. A potem przywieziemy z powrotem cały towar i ruszymy z handlem” - snuje plany, odchodząc.

Kilka domów dalej, drzwi kamienicy zamykają się właśnie za pochyloną staruszką i jej ładną wnuczką w błękitej chuście, dźwigającą kanister z wodą.

Z okna jednego z mieszkań wychyla się kobieta, wypatrując charakterystycznej koszulki polo swego męża a ponieważ nigdzie go nie widać pospiesznie wraca do dwójki rozbrykanych dzieciaków goniących się po pokoju.

Sklepikarka w białym hidżabie, znowu zajmuje swój punkt obserwacyjny i przygląda się jak przez dużą bramę, co kilka minut wchodzą wierni tutejszego Kościoła chrześcijańskiego na spóźnione tej niedzieli nabożeństwo.

„Chyba przyszli już wszyscy” - myśli.

Jednak na końcu ulicy pojawia się jeszcze ktoś. Szybkim krokiem zbliża się małżeństwo z kilkuletnim dzieckiem przebierającym krótkimi nóżkami, by móc nadążyć za rodzicami. Kobieta pamięta tych ludzi – przecież już od tylu miesięcy wypełnia monotonne dni obserwując okolicę.

Tym razem, zanim wejdą do środka, matka trzymającą za ręką dziewczynkę zatrzymuje się i podnosi wzrok do góry, machając w jej kierunku ręką:

- Może dziś zdecydujesz się przyjść do kościoła?

Zapytana kiwa głową w odmowie. Rodzina wchodzi do środka.

Kobieta stoi chwilę zamyślona i nagle, już po raz drugi tego dnia, gwałtownie opuszcza balkon. Stukając głośno butami mknie na dół po schodach. Biegnie tak samo, jak to robiła rano, tak jakby teraz również chodziło o jej życie. Biegnie, żeby nie zmienić zdania i nie wrócić z powrotem na swój mały balkon nad opustoszałą ulicą Prostą: do wspomnień, zamartwiania się i braku nadziei.

Kiedy otwiera drzwi kaplicy, owiewa ją słodki zapach świec i szum modlitw... .

*** 

W Syrii trwa wojna domowa. Kościół Jezusa Chrystusa, choć nie bierze w niej udziału - zarówno przez rebeliantów islamskich, jak i siły rządowe – traktowany jest jako wróg. Wciąż pojawiają się doniesienia o bandyckich atakach na chrześcijan oraz na budynki kościelne. Chrześcijanie są pozbawiani własności, wypędzani z domów i porywani. Mimo tego nie przestają spotykać się na nabożeństwach.

2000 lat temu, na ulicy Prostej w Damaszku, w jednym z domów modlił się apostoł Paweł. Dziś, pomimo wojny oraz prób zamachów ( takich jak ten opisany powyżej ) nadal znajdują się tam dwa kościoły. Wierni wyznawcy Chrystusa bezustannie trwają na swoim posterunku walcząc o kraj w modlitwach i postach oraz w miarę możliwości udzielając pomocy poszkodowanym.