Bóg kocha Boga Drukuj Email
Autor: Bartosz Sokół   
wtorek, 05 lutego 2013 16:43

Drogi czytelniku, opracowanie, na które właśnie natrafiłeś, być może nie pozostawi cię obojętnym. Wiele myśli wyda się dziwnych i niepokojąco innych od tego, co słyszałeś do tej pory. Tezy, które postawię mogą rozgniewać, wzburzyć lub zdezorientować. Ale mogą także przynieść pokój, wzbudzić radość, oddalić ziemię i przybliżyć niebo.

Zdaję sobie sprawę z własnej niedoskonałości i z tego, że wiele spośród zawartych tutaj myśli, ktoś inny wyraziłby w lepszy sposób. Na pewno to zauważysz. Nie zdecydowałem się podzielić tego długiego tekstu na kilka krótszych, gdyż musi być rozważony jako całość. Jeśli nie masz więc czasu, aby wgłębić się z uwagą w jego treść, odłóż lekturę na inny czas.

Jeśli jakaś prawda może zrewolucjonizować myślenie na temat chrześcijaństwa, to właśnie ta. Gdy zacząłem odkrywać niniejszy temat (zainspirowany pracami Jonathana Edwardsa, Johna Pipera i Purytan), nie mogłem uwierzyć jak płytkie i ślepe były niektóre z moich wcześniejszych założeń. Mówi się, że Kopernik wstrzymał słońce i poruszył planety. Potrzebowałem pójść w jego ślady - wstrzymać Boga i poruszyć ludzi. Współczesne chrześcijaństwo zatraciło właściwą perspektywę spoglądania na rzeczywistość, odrzucając ideę absolutnego teocentryzmu. Nie można jednak uciec od największej ze wszystkich prawd - Bóg jest przyczyną wszystkich działań Boga. Niniejszy artykuł nie wyczerpie tematu, mam jednak nadzieję, że stanie się dla czytelników inspiracją do głębszych poszukiwań.

Największe nieporozumienie naszych czasów

Kto z nas nie słyszał o dramacie Boga Ojca, który wybierając między dobrem swojego doskonałego Syna a dobrem grzesznego stworzenia, wybiera człowieka? Problem w tym, że taka sytuacja nigdy nie miała miejsca. Stawiając sprawę w taki sposób, wskrzeszamy do życia niebezpieczną i zupełnie nieprawdziwą myśl, jakoby szczęście człowieka okazało się wystarczającym powodem cierpienia Boga. Ten sposób myślenia, właściwy przeróżnym humanistycznym koncepcjom, zainfekował współczesne rozumienie Ewangelii, naruszając jej esencjalną istotę. Głębokie wejrzenie w treść Biblii odsłania jednak zupełnie inne motywacje Stwórcy.

Wyobraźmy sobie człowieka, który oddaje krew jedynaka, aby uratować życie kilku schorowanych chomików. Pomijając wdzięczność chomików, taki człowiek nie zasługiwałby na szacunek. Jako pierwszy powiedziałbym do niego:  Jesteś głupcem! Jak mogłeś oddać życie swojego syna dla kilku chomików? Jak mogłeś poświęcić człowieka dla gryzonia? Otóż problem polega na tym, że ojciec, będąc dobrym dla chomików, okazałby się jednocześnie złym dla syna. Sąsiad mógłby nazwać go miłośnikiem chomików, ale żaden normalny człowiek nie nazwałby go dobrym ojcem! Cóż, co jakiś czas spotykam ateistów, którzy mówią:  Jak możesz twierdzić, że Bóg składający w ofierze własnego syna jest dobry i łaskawy? Cały problem w tym, że istnieje nieskończona jakościowa różnica (mówiąc słowami Kieerkegarda) między doskonałym Bożym Synem a grzesznym, upadłym człowiekiem. Gdyby Ojciec poświęcił dobro Syna na rzecz dobra ludzi postąpiłby znacznie gorzej niż ojciec zabijający syna dla kilku chomików. A jednak ludzie kochają i wielbią takie wyobrażenie Boga. Trudno się dziwić. Wyobrażam sobie chomiki wołające z dumą w chomikowej świątyni:  Dziękujemy ci, o człowieku, że jesteśmy dla ciebie ważniejsi niż twój własny syn! Humanocentryzm i bunt oświecenia przeciwko wszystkiemu, co rości sobie prawo do władzy nad człowiekiem, kładzie się długim cieniem na chrześcijańskiej teologii naszych czasów. Jednak Bóg, którego objawia Biblia nigdy nie poświęcił dobra Syna dla dobra człowieka. Tak, Chrystus przyszedł na ziemię dla człowieka, ale zrobił to ze względu na Ojca. Tak, Ojciec posłał Syna na ziemię dla człowieka, ale zrobił to ze względu na Syna. Krzyż jest miejscem uwielbienia Boga  poprzez zbawienie człowieka. Chrystus nie mógł przegrać ze śmiercią,  gdyż było rzeczą niemożliwą, aby został przez nią pokonany. (Dz 2,24) Golgota jest łodzią ratunkową dla człowieka, ale przede wszystkim płótnem, na którym Bóg namalował wspaniały krajobraz swojej chwały.

Bóg kocha Boga

Bóg pała wiecznym uczuciem miłości i pasji do Boga. W centrum Bożej samoświadomości jest nadrzędne, boskie JA. Człowiek musi wyrzec się swojego „ja”, dlatego że istnieje wyższe, boskie JA. Wyobraźmy sobie pieska, który nie może biegać swobodnie po ogrodzie właściciela. Jego wola jest ograniczona i spętana, wyrzeka się swoich praw ze względu na prawa swojego pana. Jednak właściciel spaceruje po ogrodzie wszędzie tam, gdzie chce. Przekopuje grządki, przesadza kwiatki i wyrywa chwasty nie kierując się żadną inną motywacją poza swoją wolą i wewnętrznym pragnieniem. Gdyby właściciel zasadził ogród, a chwilę później pozwalił szczeniakowi zadeptać wszystkie rośliny, posądzilibyśmy go o głupotę. Podobnie Bóg nie może wyrzec się swojego JA na rzecz naszego „ja”. Grzech egocentryzmu polega na tym, że koncentrujemy swoją wolę i uczucia wokół czegoś, co na to nie zasługuje. Bóg jest skoncentrowany na samym sobie, dlatego że nie istnieje żaden inny podmiot dorównujący mu znaczeniem. To boskie JA przenika całą historię Izraela, manifestując się w przemówieniach proroków i bezpośrednich objawieniach Jahwe. Ezechiel usłyszał następujące słowa:  Dlatego tak powiedz domowi izraelskiemu: Tak mówi Wszechmocny Pan: Ja działam nie ze względu na was, domu izraelski, lecz ze względu na moje święte imię, które znieważyliście wśród ludów, do których przybyliście. (Ez 36,22) Ten werset uderza w samo centrum humanocentryzmu, burząc jego kruche fundamenty. W proroctwach Izajasza Jahwe wyjawia motyw swojej cierpliwości wobec grzesznego ludu. I znów rozbija w proch wszystkie wzniosłe poematy na temat nadrzędnej wartości człowieka, używając następujących sformułowań:  przez wzgląd na moje imię, przez wzgląd na moją cześć, przez wzgląd na siebie. (Iz 48,11; por. Ez 20,9; 20,14; 20,44; Iz 48,9; Ps 106,8) W innym miejscu dodaje:  Ja, jedynie Ja, mogę przez wzgląd na siebie zmazać twoje przestępstwa i twoich grzechów nie wspomnę. (Iz 43,25) Apostoł Paweł pisze do Efezjan, że  Bóg przeznaczył nas do synostwa. W jakim celu?  Ku uwielbieniu chwalebnej łaski swojej. (Ef 1,6; por. Ef 1,12 i 16; Iz 46,7) Bóg jest trawiony przez pasję dla swojej chwały. Nie mówimy o tym zbyt często, gdyż boska samokoncentracja wydaje się przybierać barwy niezrozumiałego narcyzmu. Nie można jednak zepchnąć dziesiątek wersetów w przepaść, próbując zignorować ich natarczywą obecność. Jeśli Bóg jest wspaniały i godny podziwu, to znaczy, że w boskiej samokoncentracji musi kryć się coś wspaniałego i godnego podziwu. I tak w istocie jest.

1. Gdyby Bóg nie kochał Boga, nie mógłby być Bogiem

Wyobraźmy sobie, że Bóg mówi do ludzi:  Działam ze względu na was! Następnie podporządkowuje wszystkie swoje pragnienia oczekiwaniom i potrzebom zbuntowanego człowieka. Tym samym Bóg staje się sługą człowieka, a człowiek panem Boga. Hierarchia bytów zostaje odwrócona, a na samym szczycie drabiny pojawia  się grzeszne, zepsute i zagubione stworzenie. Czy ktoś, kto na to pozwolił zasługiwałby na podziw? Stwórca, który oddaje swoją słuszną pozycję suwerena na rzecz innego podmiotu, przestaje być doskonały, a jeśli przestaje być doskonały, to z definicji przestaje być Bogiem. John Piper stwierdza trafnie, że Bóg, który miłowałby kogokolwiek innego bardziej niż siebie, byłby bałwochwalcą. Bóg nie może złamać największego z przykazań ( miłuj Boga), gdyż tym samym odwróciłby słuszną hierarchię bytów i zaprzeczył swojej moralnej doskonałości. Gdyby satysfakcja człowieka stała się ważniejsza niż satysfakcja Boga, Stwórca dołączyłby tym samym do zbuntowanego przeciwko sobie stworzenia. Nie może tego uczynić. Dlatego Bóg jest jedyną przyczyną swoich działań, a wszystko podporządkowane jest jego nadrzędnym pragnieniom i wiecznej satysfakcji. On jest  początkiem i końcem, aby być  wszystkim we wszystkim.

2. Gdyby Bóg nie kochał Boga, nie mógłby kochać człowieka

Gdyby Bóg koncentrował się na kimś innym niż sobie, stworzenie zaczęłoby spoglądać w tym samym kierunku. Tym samym Bóg wyrządziłby wielką szkodę całej ludzkości. Człowiek, który odwraca wzrok od jedynego obiektu, który może przynieść mu wieczną satysfakcję i zaczyna spoglądać w odmiennym kierunku, staje się nieporównanie bardziej uboższy. Jeśli Chrystus, chodząc po ziemi, nie mówiłby -  JA jestem prawdą, JA jestem życiem, JA jestem drogą – to oszukałby człowieka, każąc mu karmić się cieniem pokarmu i podróżować szlakiem prowadzącym donikąd. Odwróciłby kierunek znaku od nieskażonego i czystego źródła Wody Żywej do wtórnego, zanieczyszczonego bajora. Boska samokoncentracja przyczynia się więc do szczęścia człowieka, który dzięki niej może odnaleźć źródło niekończącej się radości. Jezus, w swojej arcykapłańskiej modlitwie, podsumowuje misję zbawienia, wołając:  Ojcze! Chcę, aby ci, których mi dałeś, byli ze mną, gdzie Ja jestem, aby oglądali chwałę moją, którą mi dałeś, gdyż umiłowałeś mnie przed założeniem świata. (J 17,24) Boża miłość do człowieka wyraża się przez to, że Bóg zwraca człowieka ku Bogu. Chrystus nie prosił dla ludzi o szczęście, pokój, satysfakcję lub jakiekolwiek inne uczucie, dlatego że wszystko to zawiera się w  oglądaniu chwały Syna. Stwórca, dzieląc się swoim najcenniejszym skarbem, otworzył przed ludźmi możliwość poznania Chrystusa. Bóg nie jest samolubny w swojej samokoncentracji, wręcz przeciwnie – to jedyny sposób, by człowiek mógł doświadczyć radości, której doświadcza Bóg. Bóg, który koncentrowałby się na czymkolwiek innym niż on sam, byłby samolubny, oddalając człowieka od możliwości doświadczenia boskiego szczęścia. Święty Egocentryzm jest więc fundamentem zaistnienia Bożej miłości do człowieka. Jeśli Bóg nie kochałby ponad wszystko siebie, nie kochałby jednocześnie człowieka. 

3. Gdyby Bóg nie kochał Boga, nie znałby miłości

Stwierdzenie, że Bóg stworzył człowieka, bo potrzebował obiektu miłości jest co najmniej nierozważne. Bóg zawsze kochał i zawsze był kochany doskonałą, pełną oddania miłością. Nigdy nie było momentu, w którym Bóg potrzebowałby czegokolwiek ze strony stworzenia, dlatego że sugerowalibyśmy tym samym, że przed stworzeniem Bóg odczuwał niezaspokojony brak. Byt, który potrzebuje czegoś znajdującego się poza nim jest niepełny, a przez to niedoskonały. Aby w pełni zrozumieć samowystarczalność Boga, potrzebujemy odwołać się do relacji między Bogiem Synem a Bogiem Ojcem. Chrystus przynosząc objawienie Boga, umieścił w samym jego centrum prezentację głębokiej miłości między Ojcem i Synem. Dzięki tej wiecznej relacji powstały wszelkie odrębne byty. Apostoł Paweł stwierdził, iż  dla Chrystusa zostało stworzone wszystko. (Kol 1,16; por. Rzym 11,36) Wszystko, co zrobił kiedykolwiek Ojciec uczynił dla Syna, wszystko w czym wziął udział Syn poświęcił Ojcu. Miłość Boża nie mogłaby być doskonała, gdyby podmiot miłości był tożsamy z jej przedmiotem, dlatego że miłość z definicji musi dawać i przyjmować, musi ofiarować samą siebie na rzecz innego.  Bóg jest miłością.  (1 J 4,8; 4,16) Gdyby chodziło w tym sformułowaniu jedynie o relację Boga i stworzenia, Bóg nie byłby miłością  przed stwórczym aktem, gdyż wcześniej nie mógłby kochać i być kochanym. Tak więc Bóg musi być podmiotem i przedmiotem miłości niejako sam w sobie, posiadając wszystko, co niezbędne do jej przeżywania. 

Zachwyca mnie objawiona w Biblii złożona osobowość Boga, dlatego że żaden inny system religijny nie rozwiązuje powstającego problemu. Otóż Bóg musi kochać siebie, aby nie być bałwochwalcą, a z drugiej strony nie może kochać siebie, gdyż pełnia miłości uzewnętrznia się w działaniu na rzecz innego, kosztem samego siebie. Koncepcja Ojca i Syna, wyśmiewana przez wrogów chrześcijaństwa, jest potężnym argumentem za jego prawdziwością. Bóg kocha siebie, a jednocześnie innego. Ojciec miłuje Syna, a Syn Ojca – Bóg miłuje Boga! Ta miłość wypełnia karty ewangelii, jednak zbyt często spychamy ją w cień Bożej miłości do człowieka. Ojciec, przemawiając do ludzi, woła:  Oto mój Syn umiłowany, jego słuchajcie! (Mt 3,17; 17,5) Chrystus był świadom niezwykłej miłości Ojca, mówiąc:  Ojciec miłuje Syna i wszystko oddał w jego ręce. (J 3,36; por. J 15,10) Co więcej, Syn wręcz żył w objęciach ojcowskiej miłości. To uczucie popchnęło go do wypędzenia handlarzy ze świątyni i wytrwałości w ogrodzie Getsemane. Mimo straszliwego zmęczenia, poświęca kolejne noce na rozmowy z Ojcem, a na krzyżu doświadcza nieznośnego bólu zakłócenia doskonałej, wiecznej i nieskazitelnie czystej relacji. Apostoł Paweł napisał do Efezjan:  Dlatego zginam kolana moje przed Ojcem, od którego wszelkie ojcostwo na niebie i na ziemi bierze swoje imię. (Ef 3,15-15) Ziemski ojciec, patrzący z dumą i miłością na syna, który stawia pierwsze, nieśmiałe kroki jest tylko cieniem niebiańskiego Ojca. Stary Testament poświęca zadziwiająco dużo miejsca relacjom ojców z synami, portretując poruszające obrazy miłości. Od Abrahama i Izaaka, przez Józefa i Jakuba, aż po Dawida i Absaloma spoglądamy na zachwycające piękno przedziwnej, ojcowskiej miłości. Jednak Abraham, umierający z bólu nad związanym Izaakiem, Jakub szalejący z rozpaczy nad zakrwawioną szatą Józefa i Dawid krzyczący –  Synu mój, Synu mój, obym to ja umarł zamiast ciebie! - są tylko cieniem Ojca, od którego wszelkie ojcostwo bierze swoje imię. Wzniosłe i poruszające melodie miłości wygrywane przez starotestamentowych aktorów są dalekim echem wiecznej, doskonałej i spełnionej miłości między Ojcem i Synem. Człowiek został stworzony na obraz Boga

Bóg zachwyca się pięknem Boga, odnajdując w tym radość i satysfakcję. Gdyby dzisiaj wszyscy chrześcijanie zawiedli, gdyby każdy kościół spłonął, a każda modlitwa ucichła, Bóg nie będzie mniej usatysfakcjonowany niż był wcześniej. Oto zadziwiająca prawda, przed którą musimy schylić w pokorze głowy. Bogu nie służy się tak,  jakby czego potrzebował. (Dz 17,25) Wieczna samowystarczalność Boga sprawia, że postawa człowieka nie jest w stanie zranić lub poruszyć głębi jego jestestwa. C.S. Lewis zauważył, że człowiek nie może umniejszyć Bożej chwały, odmawiając mu czci, tak jak szaleniec nie może zgasić słońca, pisząc słowo „ciemność” na ścianach swojej celi. Bóg cię potrzebuje! - brzmi popularne, ewangeliczne hasło. Jednak czy naprawdę Bóg nie potrafi obejść się bez człowieka? Przecież jeśli człowiek będzie milczał, to kamienie wołać będą. A jeśli i one zamilkną, buntując przeciwko Stwórcy całą resztę stworzenia, Bóg zniszczy je w akcie sprawiedliwego gniewu, wzbudzając niegasnący podziw niezliczonych rzesz aniołów. A jeśli i one pójdą w ślady niepokornej części niebiańskich stworzeń, Bóg nie stanie się ani odrobinę uboższy w swoją chwałę. Dlaczego? Ponieważ Bóg jest uwielbiany przez Boga! Bóg jest wiecznym obiektem boskiej czci. Czy nie pamiętamy słów Jezusa, które wypowiedział podczas ziemskiej wędrówki?  Jeżeli Ja siebie chwalę, chwała moja niczym jest. Mnie uwielbia Ojciec mój, o którym mówicie, że jest Bogiem waszym. (J 8,54) Ojciec uwielbia (gr.  doxazo) Syna, Syn uwielbia Ojca - Bóg uwielbia Boga. W momencie nadejścia ciemnej godziny trwogi, Jezus wypowiada niezwykłe słowa:  Teraz dusza moja jest zatrwożona, i cóż powiem? Ojcze, wybaw mnie teraz od tej godziny? Przecież dlatego przyszedłem na tę godzinę. Ojcze, uwielbij imię swoje! (J 12,28) Z otchłani trwogi, wydobywa się na światło dziennie bezkresne pragnienie Syna:  Ojcze, uwielbij imię swoje! Odezwał się więc głos z nieba: I uwielbiłem, i jeszcze uwielbię. Krzyż nie był jedynie miejscem zbawienia, Bóg użył go jako wiecznej areny uwielbienia. W arcykapłańskiej modlitwie Jezus powiedział:  Nadeszła godzina; uwielbij syna swego, aby syn uwielbił ciebie. (J 17,1) Oto przedziwna tajemnica Boga uwielbiającego Boga - kiedy Ojciec uwielbia Syna, Syn jednocześnie uwielbia Ojca. Ojciec wychwala swoje doskonałe odbicie, ponieważ  Chrystus jest obrazem niewidzialnego Boga. (Kol 1,11) Bóg spogląda na Boga i nie może wyjść z podziwu nad jego pięknem. Rozkoszuje się doskonałą harmonią, nieograniczoną mocą i zdumiewającym planem odkupienia. W Przypowieściach Salomona znajdujemy poruszającą apoteozę wiecznej mądrości. Oto fragment jej opowieści:  Gdy morzu wyznaczał granice (...), ja byłam u jego boku mistrzynią, byłam jego rozkoszą dzień w dzień, igrając przed nim przez cały czas. (8,29-30) Apostoł Paweł napisał do Koryntian:  Zwiastujemy Chrystusa, który jest mądrością Bożą. (1 Kor 1,24) Chrystus jest ową wieczną mądrością, którą sławił w przypowieściach Salomon. Cały ten rozdział jest naprawdę niezwykły, ale zatrzymajmy się na moment przy sformułowaniu  igrając przed nim przez cały czas. Hebrajskie słowo  sachaq oznacza m.in. śmiać się, radować, bawić i grać (na instrumentach, tańcząc i śpiewając). Niezwykłe! Spójrzmy w jaki sposób tłumaczy ten werset przekład Warszawsko-Praski:  byłam przy Nim jak umiłowane dziecko. Radość sprawiałam Mu dnia każdego, bawiąc się nieustannie w Jego obecności. Kiedy czytam te słowa, znowu i znowu, czuję jak wzbiera we mnie ocean zachwytu... Jak więzień, pozbawiony przez lata światła, witam ze łzami zabłąkany promyk słońca. Oto spoglądamy, jakby przez dziurkę od klucza, na niezwykle intymną i poruszającą chwilę w historii Boga. Czy tak właśnie wygląda wieczność...? Oto dlaczego Syn powiedział szatanowi trzykrotne „nie” podczas kuszenia na pustyni. Miałby zdradzić  taką miłość dla kilku błyskotek świata?

4. Gdyby Bóg nie kochał Boga, nie istniałoby piekło

Boża miłość do Boga przewyższa Bożą miłość do człowieka. Oto jedyny powód, dla którego istnieje piekło. Pierwsze przykazanie mówi:  Miłuj Boga. Drugie:  Miłuj bliźniego. Pierwsze jest większe od drugiego. Jak to możliwe, że dobry Bóg wrzuca do piekła nieszczęsnych ludzi? Współczesne chrześcijaństwo spuszcza w tym miejscu zawstydzony wzrok, tłumacząc, że człowiek sam wybiera piekło. Nie, nie wybiera. O ile mi wiadomo, nikt nie wybrał świadomie wiecznej męki w piekle. Bóg wrzuci grzeszników do piekła nie pomimo swojej dobroci, ale właśnie dzięki niej. Piekło istnieje, ponieważ Bóg jest dobry. Jezus, chodząc po ziemi, powiedział poruszającą przypowieść o wieśniakach, którzy zamordowali  umiłowanego syna właściciela winnicy. Jak zareaguje ojciec?  Przyjdzie i wytraci tych wieśniaków, a winnicę odda innym. (Łuk 20,16) Oto ojciec, który naprawdę kocha swojego syna. Jest wobec niego dobry, lojalny i sprawiedliwy. Pomści krzywdę, której doznał syn, głosząc całemu wszechświatu, że dla reputacji ukochanego syna jest gotów przemierzyć świat, aby znaleźć i ukarać każdego, kto odważył się rzucić w jego kierunku choćby najmniejszy kamień! I tym jest właśnie piekło – manifestacją Bożej miłości do Boga. Ojciec wydzierżawił wieśniakom winnicę (dobroć), następnie wysyła pierwszego, drugiego i trzeciego sługę (miłosierdzie), ostatecznie posyła syna (łaska). Później nie ma już jednak miejsca na dobroć, miłosierdzie i łaskę – pozostaje tylko sąd. Poza Synem nie ma miejsca dla łaski. Piekło istnieje dlatego, że miłość Boga do Boga jest determinującą motywacją wszystkich boskich działań. Bóg postąpi ze światem dokładnie tak jak świat postąpi z Chrystusem. Dlatego właśnie żaden grzesznik nie przedrze się przez zasieki Bożego sądu, a żadne przestępstwo wobec Bożej chwały nie pozostanie bez odpowiedzi. Nie z powodu Bożej nienawiści do człowieka, lecz z powodu Bożej miłości do Boga. 

5. Ojciec - Syn, a gdzie człowiek?

W porządku, to wszystko pięknie brzmi, ale gdzie w tym wszystkim miejsce dla człowieka? Czy nie został potraktowany przez Boga zbyt instrumentalnie? Nie, nie, nie – po trzykroć nie. Właśnie w tym miejscu wchodzi na scenę oszałamiająca Dobra Nowina. Człowiek, jako jedyne ze stworzeń, otrzymuje niepojęty przywilej uczestniczenia w tej niezwykłej miłości Ojca i Syna. Wybrani Święci dostają nie tylko wzrok, by podziwiać, ale i łaskę, by uczestniczyć. Odkupiony Kościół wkroczy na scenę wieczności nie jako sługa, nawet nie jako największy z archaniołów. Wkroczymy tam, w pełnej zdumienia ciszy, jako oczekiwana Oblubienica Syna... Oblubienica bez skazy i zmazy, kochana przez Oblubieńca wieczną i nieskończoną miłością. Grzeszne, upadłe stworzenie staje się obiektem bezkresnej i nadrzędnej miłości Boga. Jak to możliwe? Przez Boże zaproszenie w krzyżu i ludzką odpowiedź w wierze. Jako Oblubienica porzucamy dotychczasowy świat, aby połączyć się z Chrystusem. I w tym połączeniu tracimy swoją odrębność, stajemy się jedno z Synem. Od tej pory jesteśmy  w Chrystusie. Bóg Ojciec nie mógłby kochać nadrzędną, wieczną i nieskończoną miłością jakiegokolwiek innego obiektu poza swoim Synem. Ach, Syn jest jedynym ośrodkiem boskiej miłości, jedyną drogą do Ojca! Ojciec nie musi rozszerzać więc zakresu swojej miłości, po prostu miłując Syna, miłuje tych, którzy są w nim. Autorzy nowotestamentowych listów blisko sto razy używają sformułowania  w Chrystusie, ponieważ owe  w Chrystusie jest sednem Ewangelii. Chrystus modlił się chwilę przed zdradą Judasza, aby uczniowie mogli doświadczyć miłości. Ale nie tej czy innej, ale wiecznej, nieskończonej miłości Ojca i Syna:  objawiłem im imię twoje, i objawię, aby miłość, którą mnie umiłowałeś, w nich była, i Ja w nich. (J 17,26) Chwilę wcześniej dodaje:  żeby świat poznał, że ich umiłowałeś, jak i mnie umiłowałeś. (J 17,23) Dlatego właśnie człowiek narodzony na nowo w Chrystusie, zderza się jednocześnie z potężnym tsunami Bożej miłości. A w doskonałej miłości nie ma strachu, miłość nie drży przed karą.  Myśmy poznali i uwierzyli w miłość, którą Bóg ma do nas. (1 J 4,16) Od tej pory ten, kto prześladuje Kościół, prześladuje Syna, a kto prześladuje Syna, prześladuje Ojca. Chrystus powiedział do Szawła, w drodze do Damaszku:  Dlaczego mnie prześladujesz? W tym zjednoczeniu w Chrystusie nie ma już człowieka. Nie ma Pawła, Apollosa, Piotra, mnie i ciebie. Święci wołają:  żyjemy już nie my, ale żyje w nas Chrystus! Oto przebóstwienie człowieka, narodziny nowego stworzenia. Stary Adam zostaje pogrzebany, rodzi się nowe, chrystusowe życie. Następuje wieczne połączenie, ale na przedziwnej, boskiej zasadzie – on staje się  wszystkim we wszystkim, a my stajemy się we wszystkim niczym. 

Nie przeszkadza mi to, że nigdy nie chodziło o nas. W tym właśnie całe sedno chrześcijaństwa – zrozumieć, że nigdy nie chodziło o nas. Gwiazdy nie zapaliły się dla nas, a świat nie kręci się z naszego powodu. Człowiek nie jest miarą wszechrzeczy, a wieża Babel nigdy nie dotrze do podziemi nieba. Wszystkie kazania o umieraniu dla siebie, o braniu krzyża, o śmierci wraz z Chrystusem, wszystko to ma na celu nauczyć Kościół prawdy, którą odrzuciło zbuntowane stworzenie – nie chodzi tutaj o nas! Wielkość człowieka polega na tym, że może dostrzec wielkość Boga. Jesteśmy powołani do zachwytu. Tak jak alpinista, który stojąc na szczycie świata nie jest w stanie oprzeć się pięknu zachodzącego słońca, tak i my. Możesz tu stać lub nie stać, podziwiać lub gardzić, chwalić lub przeklinać, ale historia, która się dzieje tuż obok ciebie nie potrzebuje czyjejkolwiek aprobaty lub akceptacji. Przywilej nie polega na tym, że słońce odgrywa swoją rolę, dlatego że jesteśmy na widowni. Przywilej polega na tym, że dozorca wpuścił nas bocznymi drzwiami, mimo że nie mieliśmy smokingu i pieniędzy na bilet, a teraz siedzimy na sali, podziwiając zapierający dech krajobraz. Zachwyceni pięknem objawionego Boga, porwani przez uczucie podziwu, karmimy się manną wieczności. Powołani do zachwytu, który zapomina o sobie i w tej cudownej amnezji doświadcza niesamowitej radości myślenia o Bogu. Ach, w umyśle pełnym Bożej chwały nie ma już miejsca na ludzką nędzę! Serce, które zaspokoiło pragnienie u źródła Wody Żywej, nie będzie pić dłużej ze ścieków grzesznego świata. Gdzie więc jest Boża łaska dla człowieka? Tam, gdzie Teatr Chwały otwiera szeroko drzwi, a Reżyser woła:  Przyjdźcie! Przyjdźcie do mnie wy, którzy jesteście spracowani i umęczeni, a ja wam dam ukojenie! Chodź, utrudzony grzeszniku! Znajdź we mnie radość, tak jak ja znajduję w sobie! Będę traktował cię jak swojego Syna, będę cieszył się tobą, ilekroć ujrzę w tobie jego odbicie! Oto łaska, wobec której trudno znaleźć właściwe słowa.  

Nie ma uwielbienia bez zrozumienia

Chciałbym opisać całe zdumiewające piękno Boga, ale coraz częściej stwierdzam ze smutkiem, że nie potrafię. Chrześcijaństwo XXI wieku potrzebuje powrotu do zachwytu nad osobą Boga. Psychologia może studiować człowieka, socjologia związki międzyludzkie, ale teologia musi raz jeszcze oderwać wzrok od ziemi i skoncentrować się w zupełności na Bogu. Kościół musi roznosić każdym słowem i czynem  wonność poznania Bożego. Wszelkie doktryny, nauki i zjawiska muszą przejść przez test teocentryzmu. Jeśli koncentrują się na potrzebach człowieka, stawiając Boga w roli sługi czekającego na każde skinienie stworzenia, to wykonują w Kościele odwrotną pracę niż Duch Święty. Te stare i zapomniane skarby Bożego Słowa mogą zaradzić duchowej nędzy. Jedna chwila głębszego zrozumienia Bożej istoty przekształca człowieka bardziej niż dziesiątki godzin emocjonalnych uniesień. Odpowiedzią na kryzys nie są nowe metody, ale stare prawdy. Nie będzie świętości bez miłości i uwielbienia bez zrozumienia. Nie będzie oddania bez poznania. Musimy dołączyć do apostoła Pawła w jego rozdzierającym wołaniu:  Wszystko uznaję za śmiecie, aby go poznać! A wszystko to dla chwały i satysfakcji Baranka, który jest  godzien wziąć moc, bogactwo, mądrość, siłę, cześć, chwałę i błogosławieństwo.