Dyskomfort na usilną prośbę Drukuj Email
Autor: Marian Biernacki   
środa, 01 lutego 2012 00:00

W większości z nas istnieje naturalna skłonność do tego, by się wyrwać spod jakiegokolwiek nadzoru i pożyć na tzw. luzie. Radość nastolatków z "wolnej chaty", ożywienie nastrojów w firmie na wieść o wyjeździe szefa, dziki zachwyt klasy z powodu nieobecności nauczyciela – to życiowe dowody na to, że nie lubimy kontroli. Gdy wyrostek wybiera się, aby "połazić po mieście" i "poderwać jakąś dziewczynę" – to nie chce iść z mamą, dziadkiem, ciocią, a nawet ze starszym bratem. Takie towarzystwo wprowadzałoby dyskomfort w duszę młodzieńca. Nie chce, żeby ktoś był świadkiem jego zachowania, żeby odnosił się krytycznie do jego pomysłów albo dziwił się tym, co go interesuje. Chce się uwolnić i być poza kontrolą.

Zarówno dzieci z wycieczki szkolnej, jak też pracownicy w delegacji, a nawet uczestnicy poważnych konferencji – wszyscy zazwyczaj oczekują na jakiś wolny dzień lub przynajmniej kilka godzin luzu. Każdy chce się na trochę wyrwać i robić, to co mu się podoba!

Są jednak sytuacje, gdy towarzystwo osób, które chociaż nie kojarzą się nam ze swobodą i komfortem psychicznym, okazuje się być nieodzowne i wręcz pożądane. Oto, na przykład, dziecko chce, aby rodzice kupili mu coś wymarzonego i upatrzonego na mieście. Wyciąga więc mamę i tatę na miasto i bardzo trzyma się ich towarzystwa. Albo zabłąkany turysta z drogim aparatem fotograficznym na Dolnym Mieście, jakże cieszy się z obecności patrolu policji i podąża za nimi krok w krok, aż opuści niebezpieczne zaułki. Zazwyczaj chciałby, aby ta policja była jak najdalej od niego...

Krótko mówiąc, istnieje cały szereg sytuacji, gdy lepiej zrezygnować z komfortu życia na luzie i bez ograniczeń. Czasem dużo lepiej jest wybrać krępujące towarzystwo, a nawet o nie zabiegać. Tak właśnie postąpił kiedyś Mojżesz i z tej jego postawy będziemy się dziś uczyć czegoś bardzo ważnego.

" Potem rzekł Pan do Mojżesza: Idź, wyrusz stąd, ty i lud, który wyprowadziłeś z ziemi egipskiej, do ziemi, którą pod przysięgą obiecałem Abrahamowi, Izaakowi i Jakubowi, mówiąc: Dam ją potomstwu twojemu; i poślę przed tobą anioła, i wypędzę Kananejczyka, Amorejczyka, Chetejczyka, Peryzyjczyka, Chiwwijczyka i Jebuzejczyka. Wyrusz do ziemi opływającej w mleko i miód. Lecz ponieważ jesteś ludem twardego karku, sam nie pójdę pośród ciebie, aby cię nie wytępić po drodze. Gdy lud usłyszał te surowe słowa, zasmucił się, i nikt nie włożył na siebie swojej ozdoby. Rzekł Pan do Mojżesza: Powiedz do synów izraelskich: Jesteście ludem twardego karku; jeślibym tylko przez jedną chwilę szedł pośród ciebie, zgładziłbym cię; zdejmij więc teraz z siebie swoje ozdoby, a zobaczę, co z tobą zrobić. I zdjęli synowie izraelscy swoje ozdoby od razu przy górze Horeb.

[...] I rzekł Mojżesz do Pana: Oto Ty mówisz do mnie: Prowadź ten lud, a nie oznajmiłeś mi, kogo poślesz ze mną, chociaż powiedziałeś: Znam cię po imieniu, oraz: Znalazłeś łaskę w oczach moich. Toteż jeśli znalazłem łaskę w oczach twoich, daj mi poznać zamysły twoje, abym cię poznał i wiedział, że znalazłem łaskę w oczach twoich; zważ też, że twoim ludem jest ten naród. Odpowiedział Pan: Oblicze moje pójdzie i zaznasz spokoju ode mnie. Rzekł do niego Mojżesz: Jeżeli oblicze twoje nie pójdzie z nami, to nie każ nam stąd wyruszać. Po czym bowiem można poznać, że znalazłem łaskę w oczach twoich, ja i lud twój, jak nie po tym, że Ty pójdziesz z nami, bo wtedy będziemy wyróżnieni, ja i lud twój, spośród wszystkich ludów, które są na powierzchni ziemi. I rzekł Pan do Mojżesza: Także tę rzecz, o której mówiłeś, spełnię, gdyż znalazłeś łaskę w oczach moich i znam cię po imieniu.

[...] I pochylił się Mojżesz śpiesznie aż do ziemi, złożył pokłon i rzekł: Jeżeli znalazłem łaskę w oczach twoich, Panie, racz pójść, Panie, w pośrodku nas, gdyż jest to lud twardego karku; odpuść winy nasze i grzechy nasze i weź nas w dziedziczne posiadanie" [2Mo 33,1–6. 12–17; 34,9].

Słowo Boże charakteryzuje Izraelitów, jako lud twardego karku. Dlaczego? Ponieważ wciąż narzekali, wyrażali sprzeciw, buntowali się, lekceważyli przykazania Boże i byli nieposłuszni Mojżeszowi. Bóg okazywał im jednak przez całe lata wspaniałomyślność. W czym się to wyrażało? W tym, że wciąż dotrzymywał obietnicy danej patriarchom Izraela i konsekwentnie prowadził ten naród do Ziemi Obiecanej. Nasz tekst wskazuje, że pomimo poważnego uchybienia ludu, czym było ulanie cielca ze złota i bałwochwalstwo powiązane z wyuzdaniem moralnym – co skończyło się śmiercią trzech tysięcy osób – Bóg nadal wzywał ich do dalszej wędrówki. Obiecywał im także specjalne kierownictwo w drodze.

Jednak w tej zachęcie do dalszego pielgrzymowania, z ust Bożych padły słowa, które wywołały szok. Mianowicie, Bóg zapowiedział swoją nieobecność pomiędzy nimi. Mieli iść dalej, ale już bez osobistej obecności Boga. " Ja sam nie pójdę jednak pośród was, bo jesteście ludem twardego karku; w przeciwnym razie wytraciłbym was po drodze. [ ...] A Jahwe rzekł do Mojżesza; powiedz synom Izraela: Jesteście ludem twardego karku. Gdybym choć przez jedną chwilę szedł wśród was, wytraciłbym was" [wg Biblii Poznańskiej]. Dlatego, że oni byli twardego karku, a Jahwe jest święty, osobista obecność Boga w obozie izraelskim oznaczałaby wielki dyskomfort i niechybną śmierć wielu z nich.

Przyjrzyjmy się reakcji Izraelitów na tę zapowiedź. Sądząc po ich dotychczasowym zachowaniu można byłoby przypuszczać, że się nawet ucieszą z tej nieobecności Bożej. Mogliby wreszcie robić sobie, co by się im chciało... Całkiem komfortowe rozwiązanie. Jednak lud się zasmucił. " Gdy lud usłyszał te surowe słowa, zasmucił się i nikt nie włożył na siebie swojej ozdoby". Dlaczego?

Wiemy z Biblii, że faktycznie serca Izraelitów nie były rozmiłowane w Bogu. Wędrując po pustyni wciąż szemrali przeciwko Bogu a i po zamieszkaniu w Kanaanie nie było lepiej: "Ten lud zbliża się do mnie swoimi ustami i czci mnie swoimi wargami, a jego serce jest daleko ode mnie" [Iz 29,13]. Skąd więc wziął się ten smutek na wieść, że Bóg nie będzie im osobiście towarzyszył w drodze?

Izraelici zmierzali w kierunku nieznanej im przyszłości. Chcieli objąć ziemię, której sami o własnych siłach nie mogli zdobyć. Potrzebowali Boga. Nie dlatego, że Go miłowali. Mieli w tym własny interes.

Zdumiewa mnie ich reakcja. Zastosowali swoisty protest polegający na niezałożeniu swoich ozdób. W ten sposób tylko potwierdzili, że są ludem twardego karku.

Jest coś takiego w niektórych ludziach, co sprawia, że domagają się, żądają czegoś, co wcale nie jest dla nich cenne, a jednak chcą to mieć. Nie po to, aby naprawdę to uszanować i docenić, ale mieć, by zaspokoić własny egoizm! "Chcę mieć te spodnie, ten komputer, ten rower i już!" "Chcę, żebyś była ze mną" – mówi samolubny młodzieniec do dziewczyny. Nie myśli o tym, żeby ją naprawdę kochać i uszanować. Chce ją mieć i koniec. Jakże by to było, gdyby nie miał tego, co chce?

To ludzka pycha domaga się tego, by mieć prawo, mieć dostęp, mieć na każde zawołanie. Aby dopiąć swego, gotowa jest protestować, szantażować, przymilać się, obiecywać itp.

W tym zachowaniu Izraelitów też nie należy doszukiwać się niczego duchowego i dojrzałego. Posmutnieli, co najwyżej z podobnych pobudek, co wredne dziecko, któremu zrobiło się przykro, że inne dzieci odeszły od niego i nie chcą się z nim dalej bawić. To nie postawa ludu ma nam dziś posłużyć za przykład do naśladowania.

Zwróćmy uwagę na Mojżesza, bo jego reakcja na to, co powiedział Pan, jest wielce pouczająca. Ten pokorny sługa Boży był sercem związany z Panem. Miał świadomość, że bez towarzystwa samego Boga, nie ma co ruszać w dalszą drogę. Obecność Pana dawała mu poczucie pewności i siłę, by stawiać czoła wciąż nowym wyzwaniom, a chwała Jego obecności wzbudzała respekt ludu. Zdawał sobie sprawę, że obecność Pana oznacza dyskomfort, że Pan stawia przed ludem wysokie wymagania, że przez to nie będzie im łatwiej w drodze. Mojżesz był jednak odpowiedzialnym człowiekiem. Całe swoje życie poświęcił, aby być blisko Boga i w Jego imieniu prowadzić naród wybrany do Ziemi Obiecanej.

W zachowaniu Mojżesza nie było więc nic z kokieterii, ani tym bardziej z szantażu. To była szczera modlitwa: Jeżeli oblicze twoje nie pójdzie z nami, to nie każ nam stąd wyruszać. To była usilna prośba o obecność Pana. I Pan go wysłuchał. " Jahwe odrzekł: Pójdę Ja sam, i tak cię zadowolę" [33,14].

Rzeczywiście, obecność Boga w obozie izraelskim miała praktyczne konsekwencje. Zachodziła konieczność dbania o czystość moralną i kultową [Zobacz 3Mo 11–20]. W praktyce Izraelici musieli natychmiast usuwać z obozu np. tego, kto był nieczysty, kto był nieposłuszny i krnąbrny, kto jadł z krwią, kto bluźnił, kto nie czcił ojca i matki, kto łamał sabat, kto wróżył albo wywoływał duchy itd. Mieli też obowiązek utrzymywania higieny w obozie. "Gdyż Pan, Bóg twój, przechadza się po twoim obozie, aby cię ratować i wydać tobie twoich nieprzyjaciół. Więc twój obóz powinien być swięty, aby nie ujrzał u ciebie nic niechlujnego i nie odwrócił się od ciebie" [5Mo 23,15].

Głównym powodem tych wszystkich obowiązków była właśnie obecność Pana. " I nie zanieczyszczajcie ziemi, w której mieszkacie, wpośród której i Ja mieszkam; gdyż Ja, Pan, mieszkam wśród synów izraelskich" [4Mo 35,34].

Czy rozumiecie tę lekcję Słowa Bożego? Podobnie jak w szeregach synów Izraela, tak i w zborze chrześcijańskim są ludzie "twardego karku" i "hardego serca". Tacy, którzy nie mają jeszcze odrodzonych serc i przemienionego charakteru. Dla nich obecność Pana nie jest kosztowna i wcale o nią szczerze nie zabiegają. Wprawdzie mówią o potrzebie obecności Boga wśród wierzących, ale to zwykła kokieteria. Puste słowa i nic więcej. Na szczęście jednak są też tacy, jak Mojżesz, którzy szczerze pragną obecności Bożej. Wiedzą, że bez tego zbór idzie donikąd. Modlą się więc gorliwie i zabiegają o obecność Pana. Pragną jej, chociaż wiedzą, że ta obecność jest bardzo wymagająca.

Ale uwaga! Dopóki żyjemy w ciele, obecność Pana wprowadza w nasze życie swoisty dyskomfort. Jego obecność stawia wymagania. Pan zobowiązuje nas do świętości, chociaż na co dzień bombardują nas różne pokusy. Niech mi nikt nie mówi, że gdy "ciało pożąda przeciwko Duchowi, a Duch przeciwko ciału, a te są sobie przeciwne" to nie wprowadza żadnego napięcia w życie chrześcijanina. Codziennie jesteśmy w ogniu walki duchowej. Nie możemy więc czuć się komfortowo, jeżeli oczywiście chcemy prowadzić uświęcone życie i być blisko Pana. Mamy ponadto obowiązek nie tylko zadbania o czystość własnego serca, ale także utrzymania całego zboru w należytym porządku i czystości moralnej [1Ko 5,9–13].

To, co głoszę nie jest zgodne z duchem czasu. Dziś panuje moda na tzw. light church, na lekką, łatwo przyswajalną "ewangelię", gdzie już nie wypada nawet mówić o grzechu. Wszystko dopasowuje się do oczekiwań i pragnień ludzi. Żadnego zapierania się samego siebie, bo to wprowadza dyskomfort psychiczny i może skończyć się depresją...

Jednak my, bracia i siostry, chcemy obecności Pana, choćby nie wiem jak niewygodne to było dla naszej starej natury! Chcemy być dalekowzroczni w naszych postawach. Który żołnierz na polu walki nie chciałby być sobie w bezpiecznym domu, z żoną i dziećmi? Czy ucieka wobec tego z pola bitwy? Nie. Prawdziwy żołnierz świadomie wybiera chwilowy dyskomfort, aby wywalczyć w końcu trwały pokój i potem cieszyć się nim na zawsze.

Każdy by chciał, żeby życie przebiegało komfortowo. Jednak dopóki żyjemy w świecie, Słowo Boże wzywa: " Dążcie do pokoju ze wszystkimi i do uświęcenia, bez którego nikt nie ujrzy Pana!" [Hbr 12,14]. Czy można chodzić na postronku swoich pragnień i zachcianek, a jednocześnie się uświęcać? O, nie! Tylko w bliskiej społeczności z Panem możliwe jest nasze uświęcenie. Nie uganiajmy się więc za tymczasowym komfortem psychicznym i życiem na luzie. Tego rodzaju myśli odpierajmy jak św. Piotr następującym argumentem: " Panie, do kogo pójdziemy? Ty masz słowa żywota!" [Jn 6,68]. Inni odeszli, bo słowa Jezusa stały się dla nich nie do zniesienia. Chcieli mieć święty spokój...

Bracia i siostry! Tylko obecność Pana Jezusa może nas realnie uświęcić! Nie wierzcie, że można dojść do Ziemi Obiecanej, bez bliskiej społeczności z Panem! Nie wierzcie też, że można w tej drodze mieć pełny komfort psychiczny. Nasze życie w ciele według Słowa Bożego, to pielgrzymka, to duchowa walka! Wzdychamy wespół z całym stworzeniem i czekamy, aż Pan nas stąd zabierze do siebie.

Posłuchaj. Jeżeli wiesz, że masz kłopoty z grzechem – to nie szukaj miejsc, gdzie się poczujesz komfortowo. Zdecydowanie odrzucaj pokusy życia na "luzie", "bez kontroli", "bez wymagań". Bądź świadomy, że tego pragnie i domaga się twoja grzeszna natura. Ona nie lubi, żeby ktoś jej dyktował, co ma robić. Buntuje się. Nie chce się modlić, czytać Biblii, chodzić na nabożeństwa i spotykać się z ludźmi, którzy są rozmiłowani w Bogu. Życie w tak bliskiej społeczności z Bogiem oznacza dla niej napięcie i dyskomfort.

Zupełnie inaczej jest z duchowym, wewnętrznym człowiekiem. Ten pragnie coraz bliższej więzi z Panem. Pomimo tego, że toczy się walka, chociaż ciało pożąda przeciwko Duchowi, to jednak – jak Mojżesz – usilnie zabiega o Bożą obecność. Dlatego wzywam: Prośmy, usilnie błagajmy o stałą obecność Pana, choćby nie wiem, jak straszny byłby to dyskomfort dla naszej starej natury! Tylko w wymagającym towarzystwie Ducha Świętego osiągniemy nasz cel!