Wracaj! Drukuj Email
Autor: Biernacki Marian   
sobota, 21 listopada 2009 11:06

Jak ptak latający z dala od swego gniazda
jest człowiek porzucający rodzinne strony [Prz 27,8].

Rok temu szejkowie Kataru zaproponowali polskiemu pływakowi, mistrzowi Europy, Bartoszowi Kizierowskiemu, kwotę 600 tysięcy euro w zamian za zmianę obywatelstwa i występy w barwach ich kraju przez trzy lata.


Jaką dał im odpowiedź? – Poprosiłem o jeden dzień do namysłu, ale już po kilku godzinach czułem niesmak, że od razu nie odrzuciłem tej propozycji. Nie mogłem jej przyjąć, bo nie potrafiłbym później spojrzeć w oczy rodzicom. Od małego wpajali mi, że pieniądze nie są najważniejsze. Nie mógłbym też spojrzeć w oczy kolegom z kadry. Sam na siebie też nie mógłbym spojrzeć za to, że się sprzedałem. Jestem Polakiem i patriotą.

22 maja 2006 roku w Sali Kolumnowej Sejmu RP sportowiec został uhonorowany specjalną nagrodą im. "Bartosza" za patriotyczną postawę. Na statuetce, którą otrzymał widnieje napis: "Aż do końca".

Ilu z nas na miejscu tego sportowca postąpiłoby podobnie? Mamy jakiś ogólny kryzys patriotyzmu. Gdy ktoś za czasów komuny wyjeżdżał na Zachód – to mógł to usprawiedliwiać silną potrzebą wolności. Dziś jednak Polska jest wolna, a jednak setki tysięcy Polaków przebywa na obczyźnie. Główny powód? Pieniądze. Szybciej można się tam dorobić i wygodniej się tam żyje.

Z biblijnego punktu widzenia nie ma w tym zupełnie nic dziwnego, gdy ludzie nieodrodzeni z Ducha Świętego uganiają się za dobrami tego świata. Pan Jezus powiedział, że poganie właśnie na tym się skupiają. Co będziemy jeść? Co będziemy pić? W co się będziemy przyodziewać? To jest cały ich świat. To ich przede wszystkim obchodzi i na tym im zależy. Nic dziwnego więc, że tym celom podporządkowują całe swoje życie.

Zupełnie nienormalne zaś jest, gdy tak postępują dzieci Boże. Przecież do swoich uczniów Pan powiedział: "Nie troszczcie się więc i nie mówcie: Co będziemy jeść? albo: Co będziemy pić? albo: Czym się będziemy przyodziewać? Bo tego wszystkiego poganie szukają; albowiem Ojciec wasz niebieski wie, że tego wszystkiego potrzebujecie. Ale szukajcie najpierw Królestwa Bożego i sprawiedliwości jego, a wszystko inne będzie wam dodane" [Mt 6,31-33]. Chrześcijanin nie żyje po to, aby się dorabiać, słuchać swoich zmysłów i czynić starania o ciało. Pan dał nam nowe życie i postawił przed nami chwalebny cel – Królestwo Boże.

Ludzie oddani mamonie, by osiągnąć kolejny zysk potrafią nie dospać i nie dojeść. Zrezygnują z wielu wygód i przyjaźni. Oddadzą się z ciałem i duszą. Dotrą na miejsce zarobku, chociaż nie mają czym jechać. Objadą w tym celu cały kraj, a nawet wyjadą za granicę…

Właśnie tą sprawą chcę się dziś zająć.

Ziemia rodzinna – to dane nam przez Boga miejsce do życia i służby duchowej!

Powszechnie wiadomo, że działanie Boga względem człowieka jest w sposób modelowy objawione w historii Izraela. Bóg wybrał potomków Abrahama i wyznaczył im ziemię – jako ich stałe dziedzictwo. Otrzymali od Boga ziemię Kanaan. Jahwe na zawsze osadził swój lud w tej prześlicznej ziemi, Było to wyrazem szczególnego błogosławieństwa Bożego. W tej ziemi mieli mieszkać, pracować, rozmnażać się i przynosić chwałę Bogu.

Zamieszkiwanie w ziemi danej im w dziedziczne posiadanie stanowiło podstawę ich szczęśliwego życia i świadczyło zarazem, że są posłuszni Bogu. Nieposłuszeństwo Bogu groziło wygnaniem, pójściem do niewoli, czy wręcz rozproszeniem narodu po całym świecie. Przebywanie na obczyźnie oznaczało, że naród znalazł się pod dyscypliną Bożą, że Bóg zaczął wykonywać nad nim swoje sądy [zobacz Ezechiela 12,1–16].

Ten przykład narodu żydowskiego potwierdza szerszą, uniwersalną prawdę na temat szczęśliwego życia ludzi na ziemi. Elementarnym czynnikiem tego szczęścia jest posiadanie ziemi ojczystej i zamieszkiwanie w niej. Naród bez własnej ziemi jest nieszczęśliwy. Wygnanie, uchodźctwo, deportacja – to synonimy najciemniejszych kart w historii każdego narodu. Mieszkać w swojej ziemi, a nie na obczyźnie – to prawdziwe błogosławieństwo! Swoja ziemia – to ziemia rodzinna, to miejsce urodzenia, jednym słowem – ojczyzna.

Czy z tego wynika coś ważnego dla nas w sensie duchowym?
Wiemy ze Słowa Bożego, że Bóg każdemu człowiekowi wyznaczył stosowne miejsce do życia i służenia Bogu na ziemi. "Z jednego pnia wywiódł też wszystkie narody ludzkie, aby mieszkały na całym obszarze ziemi, ustanowiwszy dla nich wyznaczone okresy czasu i granice ich zamieszkania" [Dz 17,26]. Ojczyzną urodzonych w Ameryce jest ziemia amerykańska, a urodzeni w Polsce tak powinni traktować polską ziemię. Taka jest zasada i trzeba naprawdę specjalnego objawienia, aby odpowiedzialnie twierdzić, że w czyimś przypadku jest inaczej.

Z chrześcijańskiego punktu widzenia podstawową kwestią, którą trzeba tu wziąć pod uwagę, jest wola Boża dla naszego życia. Jeżeli Pan wykupił nas z niewoli grzechu i obdarzył nowym życiem tutaj, w tym kraju i w tym środowisku – to zasadniczo oznacza, że chce, abyśmy tutaj żyli i tutaj Jemu służyli. Środowisko, w którym nas Bóg znalazł i odrodził jest z pewnością podstawowym, wyznaczonym nam przez Boga polem życia i służby chrześcijańskiej.

Czasem Bóg może kogoś posłać z misją specjalną do innego kraju, ale z pewnością nie jest wolą Bożą, aby każdy chrześcijanin stawał się misjonarzem i apostołem powołanym do ewangelizowania dalekich krajów. "Mieszkaj w kraju i dbaj o wierność" – czytamy w Psalmie 37,3. "Idź do domu swego, do swoich, i oznajmij im, jak wielkie rzeczy Pan ci uczynił i jak się nad tobą zmiłował" – powiedział Jezus do uwolnionego człowieka, gdy ten chciał opuścić krainę, w której wyrósł i pójść z Panem do innej ziemi [Mk 5,19].

Mając powyższe na uwadze pragnę poddać dziś pod rozwagę trzy myśli. Pierwsza z nich jest szczególnie ważna, gdy mamy do czynienia z emigracją zarobkową.

Pieniądze nie mogą być celem chrześcijanina
Czasem chrześcijanin wyjeżdża z kraju tylko z powodów materialnych. Nie mówimy tu o krótkich, sezonowych wypadach, lecz o emigracji zarobkowej, która od dłuższego czasu zasmuca moje serce. Setki, jeśli nie tysiące, ludzi wierzących wyjechało z Polski wyłącznie z tych powodów, aby dorabiać się za granicą. Wiele zborów zostało zdziesiątkowanych, a praca duchowa uległa zastopowaniu.

Pomyślmy. Gdyby wziąć pod uwagę tylko samo Trójmiasto, ilu nas by było, gdyby ci wszyscy emigranci wrócili? Ilu liderów, muzyków, świetnych organizatorów, utalentowanych pracowników na niwie Pańskiej stanęłoby obok nas! Jakże wzmocniłoby to nasze świadectwo w mieście!

Podstawowym bodźcem otrzeźwiającym chrześcijanina w tym względzie niech będzie uświadomienie, że wyjeżdżając z kraju za pieniędzmi i poprawą bytu materialnego, równa szeregi z poganami. Tak powiedział Pan: "Nie troszczcie się więc i nie mówcie: Co będziemy jeść? albo: Co będziemy pić? albo: Czym się będziemy przyodziewać? Bo tego wszystkiego poganie szukają; albowiem Ojciec wasz niebieski wie, że tego wszystkiego potrzebujecie. Ale szukajcie najpierw Królestwa Bożego i sprawiedliwości jego, a wszystko inne będzie wam dodane" [Mt 6,31–33]. Gdy uczeń Jezusa porzuca wszystko, bo chce mieć więcej pieniędzy – to zachowuje się jak człowiek, który nie zna Boga.

Mało tego. Gdy dziecko Boże nakieruje się w życiu na pieniądze, z pewnością poniesie z tego powodu jakąś stratę duchową. Dobrze ilustruje to biblijna historia emigracji zarobkowej rodziny Elimelecha, przedstawiona w Księdze Rut [zobacz Rut 1,1–7. 19–21]. Mieli niedostatek w ziemi judzkiej, wyemigrowali więc do Moabu. Czym się to skończyło? "Bogata wyszłam, a Pan zgotował mi powrót w niedostatku" – wyznała wracająca do ojczyzny Noemi.

Niech dziecko Boże liczy się z tym, że na emigracji doświadczy rozczarowania i niepowodzenia w sensie materialnym. Nade wszystko jednak niech wie, że będzie to dla niego jakaś strata duchowa.

Rozmawiałem ostatnio z jednym z pastorów o braciach Ukraińcach, którzy wyemigrowali do USA. Wielu z nich z płaczem przyznaje, że parę lat temu popełnili błąd, bo skoncentrowali się na tym, aby dać swoim dzieciom wolność i pieniądze. Teraz ich dzieci nawet na nabożeństwa nie chcą chodzić.

Czasem tak zorientowane życie kończy się także rozpadem relacji małżeńskich i rodzinnych. Pieniądze nie tylko nikomu nie przyniosły szczęścia i nie zbudowały relacji rodzinnych. One często wpłynęły na te związki destruktywnie.

Tak, uganianie się za pieniędzmi i poprawą bytu materialnego jest zachowaniem jak najbardziej właściwym dla pogan. Jest to jednak postawa całkowicie niegodna dziecka Bożego. "Albowiem cóż pomoże człowiekowi, choćby cały świat pozyskał, a na duszy swej szkodę poniósł?" [Mk 8,36].

Dlatego też tym wszystkim braciom i siostrom, którzy z pobudek materialnych emigrują za granicę mówię: "Złóż nadzieję w Jahwe i czyń co dobre, a będziesz mieszkał w kraju i żył bezpiecznie" [Ps 37,3].

A teraz rozważmy sytuację, gdy chrześcijanin swój wyjazd za granice uzasadnia chęcią służenia tam Panu.

Opuszczanie ziemi rodzinnej jest marnotrawieniem podarowanych nam już możliwości i środków
Jednym z kryteriów, które trzeba uwzględniać w pracy Pańskiej, jest sprawa utrzymania należytej zdolności do pełnienia służby.

Bóg objawiając się nam i powołując nas do nowego życia w danym środowisku obdarza nas określonymi predyspozycjami i możliwościami w zakresie pracy dla Pana. Znajomość środowiska, języka, mentalności danego społeczeństwa, zamocowanie socjalno-bytowe, opinia w otoczeniu itp. – to wszystko stanowi wielki potencjał wyjściowy do służby Bożej.

Kiedy więc wierzący Polak po kilku dniach spędzonych w towarzystwie braci Amerykanów dostaje "śruby" i chce przeprowadzić się do Ameryki, aby tam służyć Panu, albo gdy po obejrzeniu reportażu o misji w Afryce wyrusza, aby zdobywać dla Pana kontynent afrykański – to może tym samym lekceważyć i zaprzepaszczać podarowane mu już przez Boga środki i możliwości w służbie.

Popatrzcie. Tutaj, w swoim środowisku, by służyć Panu, wystarczy żyć według Słowa Bożego i wyznawać wokoło wiarę w Chrystusa. A tam? Tam wszystko trzeba od początku nabywać i pozyskiwać. Ile czasu potrzeba, by przyzwyczaić się do nowego klimatu i jedzenia, poznać język i obyczaje, zrozumieć tamtych ludzi? Ile pieniędzy potrzeba, aby odbyć podróż, wynająć mieszkanie i choćby prowizorycznie je urządzić? Kilkakrotnie zaczynałem pracę duchową w nowym miejscu na terenie kraju i wiem ile na to potrzeba energii, czasu i środków!

Nie zrozumcie mnie źle. Pan ma prawo przenieść nas w służbie Bożej choćby na krańce świata i czasem tak robi. Powołuje misjonarzy, by wykonali pracę pionierską i apostolską na niwie Bożej. Zbyt często jednak ludzie sami wyruszają, porzucając wielkie pole misyjne, którym jest ich dotychczasowe otoczenie. Zbyt często się zdarza, że wyjazd z punktu widzenia interesu Królestwa Bożego staje się wielkim marnotrawstwem możliwości i środków.

Nie zawsze zdolności i możliwości nabyte w kraju, dobre tutaj, są przydatne i tam na obczyźnie! Jak polski magnetofon zawieziony do Ameryki nie będzie działać, tak wiele naszych metod i form działania na tamtym gruncie jest do niczego. Czy nie jest to marnotrawstwo?

Już sama zmiana warunków życia boleśnie weryfikuje plany służenia Panu na obczyźnie. Weźmy dla przykładu Izraelitów, którzy znaleźli się na obczyźnie, w niewoli babilońskiej. Nawet śpiewać pieśni nie mogli. "Jak mamy śpiewać pieśń Pana na obcej ziemi?" – mówili. [Ps 137,1-4].

Bóg dał każdemu z nas określone talenty i możliwości, byśmy głosili ewangelię i przyczyniali się do rozsławiania imienia Pana naszego, Jezusa Chrystusa. Te środki są nam dostępne tutaj i teraz. Kto nam zagwarantuje, że będą dostępne i tam, na obczyźnie? Niejeden pojechał z zamiarem służenia Panu, a dzisiaj jest rozbitkiem w wierze. Jeżeli wierzymy, że jesteśmy szafarzami darów Bożych – to pamiętajmy, że Pan rozliczy nas z tego szafarstwa!

Dlatego też tym wszystkim braciom i siostrom, którzy swoją emigrację za granicę uzasadniają zamiarem służenia Panu na obczyźnie mówię: Uważajcie, byście nie zmarnotrawili podarowanych wam przez Boga darów. "Złóż nadzieję w Jahwe i czyń co dobre, a będziesz mieszkał w kraju i żył bezpiecznie" [Ps 37,3]. Mieszkaj w kraju i dbaj o wierność! – jak czytamy w Biblii Warszawskiej. I jeszcze jedna myśl pod rozwagę.

Gdy wierzący porzuca swój kraj, to na polu służby powstaje poważna luka
Wyobraźmy sobie firmę, w której stanowiska obsadzono ludźmi niestałymi, sprzedajnymi, gotowymi w każdej chwili przenieść się do innej firmy, gdy tylko ktoś zaproponuje im większą pensję.

Wierzymy, że to sam Pan, Jezus Chrystus – Głowa Kościoła – wysyła żniwiarzy na żniwo swoje, czyli obsadza w Kościele miejsca pracy duchowej [Ef 4,11-17]. "To więc mówię i zaklinam na Pana, abyście już więcej nie postępowali, jak poganie postępują w próżności umysłu swego…". Pan patrzy jakie mamy podejście do pełnionej posługi. Na ile poważnie traktujemy powierzoną nam rolę w zborze.

Pytam: Jak ten naród ma usłyszeć ewangelię i poznać drogę Pańską – skoro co drugi wierzący wyjechał lub myśli o wyjeździe?! Kto tu zbierze żniwo, skoro powołani przez Pana żniwiarze pojechali tułać się na obczyźnie?

Pytam: Dlaczego w Kijowie na Ukrainie pracę duchową prowadzi Murzyn? Czy aby nie dlatego, że tysiące braci Ukraińców porzuciło swój kraj i pojechało do Ameryki? Zmarnotrawili wielki potencjał duchowy. Mieli zamiar tam służyć Panu, a tak naprawdę, spłacają teraz kredyty za domy, meble i samochody.

Pytam: Dlaczego wiele naszych zborów niczego nie może w pracy Pańskiej na dłuższą metę zrealizować? Bo tak niestałych i sprzedajnych ma członków!

Uwaga! Jest też coś takiego, jak odpowiedzialność za opuszczenie pozycji w służbie. Wyobraźmy sobie żołnierza, który opuścił wyznaczony mu posterunek, bo uznał, że w innym miejscu będzie mu wygodniej i lepiej. Pomyślmy o lekarzu, który zszedł z ostrego dyżuru, bo w danej chwili nie było pacjentów.

A co z odpowiedzialnością ludzi zaangażowanych w służbie duchowej? Co z pastorami, diakonami, muzykami, liderami grup domowych itd., którzy zeszli ze swego posterunku?

Czy myślicie, że samowolnie mogą robić sobie, co się im zachce? Z pewnością nie!
Porzucenie miejsca służby, samowolne opuszczenie stanowiska pracy na niwie Pańskiej – powoduje jakiś wyłom, jakiś brak, z którego trzeba będzie się przed Panem wytłumaczyć.

Dlatego wszystkim, którzy jak ptak latają z dala od swojego gniazda mówię: "Mieszkaj w kraju i dbaj o wierność!"

Wracaj!
Bracia i Siostry! Nie jesteśmy tu po to, aby jak najwygodniej przeżyć życie! Nie jesteśmy po to, by robić karierę w świecie. Jeżeli jesteśmy zrodzeni z Boga – to jedynym powodem, dla którego Pan nas jeszcze tu trzyma – jest ratowanie ludzkich dusz!

Pierwszym i podstawowym polem składania świadectwa wiary jest ziemia, w której się urodziliśmy i w której Pan dał się nam poznać. Tutaj, w tym kraju Pan nas powołał – i tutaj powinniśmy Mu służyć.

Może być tylko jeden wyjątek. Gdy Pan wyraźnie nam rozkaże, abyśmy udali się głosić Jego Słowo na obczyznę! Inaczej – swoim wyjazdem – tworzymy jakiś wyłom w szeregach, które Pan skonfigurował w Polsce do wykonywania Jego służby. Szkodzimy w ten sposób pracy Pańskiej!

Dlatego wołam dziś w imię Boże: Wracaj! Dosłownie wracaj – jeżeli tułasz się gdzieś na obczyźnie. Obojętnie z jakiego powodu się tam znalazłeś, powracaj do swojej rodzinnej ziemi. Jest tu tak wiele do zrobienia w pracy duchowej! Czekamy na ciebie. Wracaj – chociaż ci tam tak dobrze i wygodnie pod względem materialnym – bo masz duchową odpowiedzialność w swoim kraju! Tutaj jest twoje gniazdo! "Przylecą z drżeniem jak ptaki z Egiptu i jak gołębie z ziemi asyryjskiej; i pozwolę im znowu mieszkać w ich domach - mówi Pan" [Oz 11,11].

Wołam też w imię Boże: Wracaj myślami do kraju! Jeżeli jeszcze nie wyjechałeś, ale planujesz i sercem jesteś już częściej tam, niż tutaj – wracaj! Twoje myśli o wyjeździe – to jakiś rodzaj duchowej zdrady! Powoli stajesz się jak małżonek, który wprawdzie wciąż formalnie trwa w związku, ale emocjonalnie zdradził swojego partnera. Niby tutaj służysz Panu, ale twoje serce jest coraz dalej od tego kraju i tych ludzi!

Wracaj! Bądź Kizierowskim naszego zboru i naszej społeczności kościelnej w Polsce! To nieprawda, że tutaj nie da się żyć. Ulegasz zwiedzeniu, gdy myślisz, że jako wierzący człowiek znajdziesz zaspokojenie porzucając rodzinne strony i pole służby duchowej.

Nawet od strony materialnej patrząc, zauważ, że ta ziemia nie tylko żywiła swoich własnych obywateli, ale wielokrotnie była też miejscem ucieczki i oparcia dla rozmaitych uchodźców! Ona i ciebie potrafi wyżywić! Nie o chleb tu chodzi! W gruncie rzeczy chodzi o twoją wierność. Chodzi o to, byś złożył nadzieję w Panu i czynił to, co dobre. Byś w pracy Pańskiej przyjął postawę: "Aż do końca".

Mocno w to wierzę, że zbliża się moment, gdy tak jak w polskim Parlamencie, tak i przed tronem Pana uhonorowanie wszystkich tych, którzy aż do końca wytrwają w miejscu swego powołania. Wracaj, bo ktoś może wziąć twoją koronę!