Mój własny dzban Drukuj Email
Autor: Mateusz Jakubowski   
piątek, 08 kwietnia 2011 19:24

Oskar Wilde napisał: „Człowiek mądry uczy się na własnych błędach. Ale człowiek bardzo mądry uczy się na błędach własnych i innych.” Czytając Słowo Boże poznajemy historie wielu ludzi, którzy żyli w określonym miejscu i czasie historycznym. Intrygującym jest fakt, że pomimo przepaści kilku tysięcy lat, jaka rozciąga się między nami a bohaterami biblijnymi, ludzka natura nie uległa absolutnie żadnym zmianom – na kartach Pisma obserwujemy te same postawy, zachowania, skłonności, przyzwyczajenia, wreszcie zalety i wady, które cechują ludzi żyjących w XXI wieku. Jeśli zatem problemy nękające człowieka są w swej naturze niezmienne, czy ponadczasowe są również ich rozwiązania?

Z odpowiedzią na powyższe pytanie przychodzi apostoł Paweł, stwierdzając: „A to wszystko na tamtych przyszło dla przykładu i jest napisane ku przestrodze dla nas, którzy znaleźliśmy się u kresu wieków” (1 Kor. 10:11). Jestem bardzo mocno przekonany w Chrystusie Panu, że Bóg czyni człowieka odpowiedzialnym za wszystko, cokolwiek do niego mówi. Bóg nie jest bowiem naszym koleżką, ale relacja ma charakter Stwórca – stworzenie. Dlatego też autor listu do Hebrajczyków przynagla: „Musimy tym baczniejszą zwracać uwagę na to, co słyszeliśmy, abyśmy czasem nie zboczyli z drogi” (Hebr. 2:1). Słowo Boże zostało napisane ku naszemu pocieszeniu oraz przestrodze. Zatem analizując życie bohaterów biblijnych mamy możliwość wyciągać wnioski z popełnionych przez nich błędów, abyśmy sami mogli ich uniknąć. Czy jesteśmy więc na lepszej pozycji od nich? Niezupełnie. Nieodrodzona natura ludzka jest na tyle przekorna, że pomimo intelektualnej świadomości postępowań moralnie słusznych i niesłusznych, często zwodzi człowieka kierując jego kroki na drogi przeciwne Bożym standardom, mając przy tym naiwną ufność: „a nuż się uda!”. Nie dotyczy to wyłącznie ludzi, którzy nigdy nie poznali Boga; takie postępowanie charakteryzuje również gro tych, którzy zapełniają kościelne ławki, a ich życie nigdy nie zostało w pełni przemienione przez Chrystusa. Znakiem ostrzegawczym powinna być wypowiedź Jezusa: „Słowo, które głosiłem, sądzić was będzie w dniu ostatecznym” (Jan. 12:48). Rzućmy zatem przelotne spojrzenie na historię pewnej kobiety, abyśmy mogli wziąć poważną lekcję – my, którzy „znajdujemy się u kresu wieków”.

Jej imię jest nieznane. Wiadomo tylko, że mieszkała w niewielkiej miejscowości Sychar w Samarii oraz miała już pięciu mężów, jednakże z żadnym z nich nie znalazła trwałego szczęścia. Można uczynić trafne spostrzeżenie, że historia jej życia w niczym nie jest nadzwyczajna. Jednakże wydarzyło się coś, co sprawiło, że pamięć o tej kobiecie nigdy nie zginęła. Otóż pewnego dnia spotkała Mesjasza…

Jeśli, idąc za myślą Jakuba, Pismo Święte jest zwierciadłem, chciałbym, abyśmy mogli na moment w nie zerknąć. Wielu od razu stwierdza, że ta kobieta była grzeszna. Miała bowiem barwną przeszłość. Inni zauważą, że była bezbożna. Była przecież Samarytanką. Ośmielam się jednak myśleć, iż warto baczniej wejrzeć w nasze zwierciadło, gdyż może się okazać, że ujrzymy w nim…no właśnie…co w nim ujrzymy?

Któregoś południa Samarytanka wzięła swój dzban i udała się w stronę pobliskiej studni, by zaczerpnąć nieco wody. Spotkała tam pewnego mężczyznę, który według niej zachowywał się dziwnie. Siedząc bowiem przy studni nie miał czerpaka, którym mógłby zaczerpnąć wody, a przecież studnia była głęboka. Będąc przy tym Żydem nie zlekceważył jej jako Samarytanki, lecz zagadnął prosząc, aby dała mu nieco wody, gdyż był bardzo zmęczony podróżą. Z owej prośby Jezusa wywiązał się między nimi dialog, który odsłania całe serce naszej bohaterki, by na koniec przewrócić jej życie do góry nogami. Czy widzimy już troszkę więcej w naszym zwierciadle? Nie? Spójrzmy zatem jeszcze bliżej! „Mówi do niego: Panie, nie masz nawet czerpaka, a studnia jest głęboka; skądże więc masz tę wodę żywą? Czy może Ty jesteś większy od ojca naszego Jakuba, który dał nam tę studnię i sam z niej pił, i synowie jego, i trzody jego?” (Jan. 4:11-12). Samarytanka była kobietą religijną. Miała świadomość tego, że Bóg istnieje. Z jej wypowiedzi wynika, że traktowała patriarchę Jakuba jak swojego Ojca. Wiara w Boga nie była zatem jej obca. Co więcej, na swój sposób oddawała Mu cześć. Jezus zwraca jej uwagę na to, że istnieje takie źródło, z którego nie czerpie się żadnym naczyniem. Jest to źródło, które na zawsze zaspokaja pragnienie każdego człowieka, gdyż wypływa z jego wnętrza. Samarytankę zaczynają nurtować pewne pytania: Co to za źródło? Jak je znaleźć?

Im dłużej toczy się rozmowa, tym więcej informacji uzyskujemy o naszej bohaterce. „Ojcowie nasi na tej górze oddawali Bogu cześć; wy zaś mówicie, że w Jerozolimie jest miejsce, gdzie należy Bogu cześć oddawać” (Jan. 4:20a). Samarytanka była zaznajomiona z pewnymi kwestiami doktrynalnymi. „Wiem, że przyjdzie Mesjasz” (Jan. 4:25). Oczekiwała Mesjasza; „gdy On przyjdzie, wszystko nam oznajmi” (Jan. 4:20b). Jej serce było otwarte przyjąć pouczenia Pańskie! Czy słusznym było zatem myślenie, że jest bezbożna? Absolutnie. Najtrafniej określa ją stwierdzenie Jezusa: „czcisz to, czego nie znasz”. Głębsze i baczniejsze wejrzenie w nasze zwierciadło pozwala rozwiać tajemnicę, jaka okrywa tę kobietę i poznać ją znacznie bliżej. Aby nic nam nie umknęło, podsumujmy nasze spostrzeżenia: posiada dzban, którym czerpie wodę. Nie szukała Jezusa, a mimo to Go znalazła. Okazało się, że zna On jej życie. Jest religijna, wierzy w Boga, na swój sposób Go czci. Świadoma jest, że doczesność to nie wszystko. Są jednak pewne sfery jej życia, które nie do końca uporządkowała, dlatego woli o nich nie rozmawiać. Jezus jednak o nich doskonale wie. Proponuje jej porzucenie wody, która nie syci, pozostawienie swojego dzbana, a znalezienie źródeł wytryskujących ku żywotowi wiecznemu. Czy teraz, drogi czytelniku, rozpoznajesz tę kobietę?! Czy nie widzisz w zwierciadle własnego odbicia?

Niewiasta tymczasem pozostawiła swój dzban, pobiegła do miasta i powiedziała ludziom: Chodźcie, zobaczcie człowieka, który powiedział mi wszystko, co uczyniłam; czy to nie jest Chrystus?” (Jan. 4:28-29). Biblia stwierdza, że to nie my znaleźliśmy Chrystusa, ale on znalazł nas. Mieliśmy swoje przekonania, wierzenia, obyczaje, uprzedzenia, wreszcie formy pobożności. Mieliśmy również sprawy mniej szczytne. W życiu każdego człowieka nastaje jednak dzień, w którym Chrystus puka do jego drzwi. Jeśli nie otworzymy, pukanie z czasem ustaje. Jeśli jednak zdecydujemy się otworzyć, wywiązuje się pewna rozmowa. Dotyczy ona tego, co daje życie, dotyczy zatem spraw najważniejszych. Co jest celem tej rozmowy? Dlaczego Chrystus mówi akurat o tym? Myślę, że są ku temu dwie fundamentalne przesłanki, dwa cele, które Bóg chce osiągnąć „w progu” naszego serca. Skupię się jednakże tylko na pierwszym z nich.

Jeśli jesteśmy wystarczająco skrupulatni zauważyliśmy, że w początkowym stadium rozmowa Jezusa z Samarytanką dotyczy dzbana, który ona posiada. Z kolei kobieta jest zaintrygowana faktem, że Chrystus nie ma przy sobie żadnego czerpaka. Cały dialog toczy się więc wokół tej delikatnej różnicy. Delikatnej? Dlaczego ewangelista Jan w opisie tej historii był na tyle szczegółowy by zaznaczyć, że kobieta pozostawiła dzban, zanim pobiegła do miasta? Czy ta różnica jest naprawdę delikatna? Bóg jest mocno zainteresowany tym, abyśmy stali się źródłem wody wytryskującej! Aby dojść do pełnej dojrzałości duchowej w Chrystusie koniecznym jest porzucić wszelkie naczynia do czerpania wody – w postaci naszych zrozumień, interpretacji, oczekiwań, uprzedzeń czy podejścia do Boga. Każdy dzban ma określoną pojemność, ponad którą nie jest w stanie nic pomieścić. Boża miara jest jednak inna. Dawid stwierdza: „strumień Boży jest pełen wody!” (Ps. 65:10). Ponadto, każda ciecz przyjmuje kształt naczynia, w którym się znajduje. Jest to prawo fizyki, od którego nie da się uciec. Bóg nie chce, abyśmy zachowywali swoje zrozumienie Jego słowa, ale JEGO SŁOWO! Wielu wierzących, liderów, kaznodziejów a nawet pastorów przestało rozwijać się w poznaniu Chrystusa, a nawet duchowo skarłowacieli, gdyż tak kurczowo trzymają się swoich naczyń. Zrozumienie, jakie posiadają, jest jedynym właściwym, tak iż Pismo nie może mówić samo za siebie. Niewygodne wersety mówiące o niewłaściwym stanie Kościoła są często pomijane kosztem wyolbrzymiania tych, które łechcą ucho. Punkty zapalne są zbywane pod pretekstem „braku zbudowania”. W konsekwencji Jezus nadal stoi w progu by na nowo rozpocząć rozmowę o sprawach absolutnie fundamentalnych. A może już zanika ledwo słyszalny odgłos pukania do drzwi? Dlatego też, aby rozmowa mogła postępować, Chrystus musi porozmawiać z Tobą o Twoim dzbanie. Jeśli nie przystaniesz na Jego warunki, On nie wejdzie do środka.

Czy rozpoznajesz tę kobietę? Czy to nie Ty i ja? Czy to nie nasza historia? Czy ta rozmowa nie jest nam dziwnie znajoma? Czy nie odbyła się przed laty? A może toczy się do dzisiaj? Możemy być już głusi na wołanie Chrystusa, a nawet na Jego łzy. Możemy myśleć, że Go naśladujemy, jednakże tylko czcimy to, czego nie znamy. Gdzie jest nasz dzban? Został w miejscu spotkania z Jezusem czy zabrałeś go ze sobą, drogi czytelniku? Im dłużej go posiadasz, tym ciężej będzie się rozstać. A pukanie w drzwi kiedyś zamilknie już na zawsze…