Kenia: Bóg żywych Drukuj Email
Autor: Donata Maliszak   
piątek, 06 września 2013 00:00

W kuchni intensywnie pachniało cynamonem i imbirem. Z małego czajniczka unosiła się aromatyczna para niedawno zaparzonych herbacianych liści a na kuchennym stole, obok pustego kubka, leżało kilka okruchów ze śniadania. Asabi zgarnęła je na otwartą dłoń. Podniosła koszyk w którym podała mężowi świeżutkie, jeszcze ciepłe mandazi*. Był pusty. Ngare miał spory apetyt – przekonała się o tym już pierwszego dnia po ślubie, kiedy to małżonek spojrzał zaskoczony na stojącą przed nim miskę z ugali*.

„Tylko tyle? Zabrakło mąki?” - zapytał.

Trochę zawstydzona dołożyła mu z garnka ogromną kopę kukurydzianego ulepku i obficie polała sosem mięsnym. Uśmiechnął się do niej.

„Tak, taka porcja jest właściwa dla mężczyzny po całym dniu pracy”.

Z satysfakcją patrzyła jak z apetytem zjada przyrządzony jej rękami posiłek.

Od kiedy go zobaczyła przemawiającego z wielkim żarem do zgromadzonych w kaplicy ludzi, wiedziała, że właśnie z tym mężczyzną gotowa jest spędzić swoje życie, że to ten z którym chce wychować dzieci, ten u boku którego pragnie się zestarzeć.

Tamtej niedzieli, po zakończonym nabożeństwie, zapoznano ich ze sobą. Oboje byli nieco speszeni, ale wcale nie mieli ochoty odchodzić sprzed budynku kościoła. W końcu jednak trzeba było to zrobić. Nie wypadało samotnej kobiecie stać na ulicy w towarzystwie przystojnego mężczyzny, podczas gdy wszyscy udali się już do swoich domów. Kiedy się pożegnała i odwróciła aby odejść czuła, że odprowadza ją jego wzrok. Wkrótce Ngare wraz z pastorem Otieno zjawili się w domu jej matki. To oznaczało, że niedługo rozpocznie się w życiu Asabi zupełnie nowy etap. Nareszcie wyjdzie za mąż i zamieszka we własnym domu.


Siedząc teraz na kuchennym krześle po raz kolejny wspominała uroczystość ślubną. Minęło dziesięć dni od tej wspaniałej chwili, kiedy przed Bogiem i ludźmi przysięgali sobie miłość i wierność. Tylu przyjaciół dzieliło ich radość. Uściskom i życzeniom nie było końca. Z zadowoleniem pomyślała raz jeszcze, że suknia ślubna rzeczywiście się udała. Uszyła ją sama, jedynie z odrobiną pomocy ze strony matki. Wszyscy widzieli, że Ngare nie mógł wprost oderwać od niej wzroku, gdy środkiem kaplicy kroczyła w jego stronę. Westchnęła na bardzo świeże jeszcze wspomnienie jednej z najpiękniejszych chwil w życiu kobiety.

Wstała, żeby przyrządzić obiad dla męża. Dziś Ngare brał udział w, planowanej od dawna, ewangelizacji. Zaraz po śniadaniu pojechał do pastora swoim wiernym, choć już nieco zdezelowanym, samochodem. Asabi nie wiedziała dokładnie, o której wróci, ale chciała być gotowa z posiłkiem. Wyłożyła na stół słodkie ziemniaki, kukurydzę, groch i kilka zielonych bananów.

***

Dwaj mężczyźni szli ulicami Malindi, mocno o czymś rozprawiając.

„Myślę Otieno, że dobrze będzie wybrać sobie jakiś dzień w tygodniu i regularnie wychodzić na ulice z Ewangelią. Rozmawialiśmy o tym wczoraj z Asabi. Wiesz, nie chciałbym, żeby skończyło się tylko na tym jednym razie. Musimy wszystkim powiedzieć o naszym Panu” - mówił żarliwie, obficie przy tym gestykulując mężczyzna w niebieskiej koszuli.

„Cieszę się Ngare widząc, jak wiele masz w sobie zapału i serca – to ważne cechy dla ewangelisty. Tylko nie zraź się, jeżeli niewielu będzie chciało słuchać tego, co masz do powiedzenia, albo gdy zaczną cię obrażać z powodu twojej wiary” - ostrzegł Otieno. Był starszy i bardziej doświadczony, więc chciał przestrzec młodszego przyjaciela przed zawodem, jaki na pewno spotka go w tej trudnej pracy.

„Zdaję sobie sprawę z tego, że nie będzie łatwo. Nie musisz się o mnie bać bracie. Zresztą mam teraz ogromne wsparcie w Asabi. Tak jak mówiłeś: dobra, pobożna żona w domu, to znaczna część sukcesu w każdej służbie”.

„Zapamiętałeś dokładnie moje słowa. Żeby wszyscy tak słuchali moich kazań...” - z uśmiechem pokiwał głową pastor Otieno.

Kiedy dotarli nareszcie na miejsce zobaczyli, że czeka już na nich trzech innych członków kościoła.

„A więc jest nas pięciu. To wystarczy” - Otieno serdecznie uściskał kolejno każdego z nich.

„Reszta nie mogła przyjść, ale obiecali, że następnym razem się postarają” - wyjaśnił jeden. A pastor słysząc zawód w jego głosie poklepał go przyjaźnie po ramieniu:

„Gdzie dwóch, lub trzech... prawda Osogo?*”

„No to do dzieła, szkoda tracić czas. W największy upał nikt nas nie będzie słuchał” - Ngare niecierpliwie chciał rozpocząć to, po co przyszli. Od początku swojej chrześcijańskiej drogi jego największym pragnieniem było dzielić się z ludźmi Ewangelią. Marzył, żeby wszyscy rodacy w Kenii mogli poznać Jedynego Pana i Zbawiciela – Jezusa Chrystusa.

 

***

Asabi zamiotła starannie kuchnię i przedpokój, a potem wyszła przed dom. Przywitała się z przechodzącą obok sąsiadką z maleństwem na ręku. Popatrzyła na dzieci w zakurzonych ubraniach, biegające po mało ruchliwej ulicy. Jedna z dziewczynek przewróciła się, ale zaraz wstała i choć widać było, że boleśnie uderzyła się w kolano, otrzepała tylko sukienkę i utykając pobiegła za gromadką rówieśników.

„Dzielna mała” - pomyślała Asabi. „Ciekawe, kiedy taki brzdąc będzie biegał po naszym mieszkaniu… Może już w przyszłym roku?”.

Jeszcze chwilę stała przed domem a potem wróciła do środka. Już w przedpokoju poczuła słodki zapach mokimo*. Z zadowoleniem nabrała więcej powietrza. Pachniało apetycznie. Miała nadzieję, że i ta potrawa będzie smakowała mężowi. Wspominał kiedyś o wspaniałym mokimo swojej babki a wiedziała jak trudno jest rywalizować ze smakami z rodzinnego domu. Asabi była jednak dobrą kucharką, a poza tym gotując dla męża dodawała do swojej kuchni najlepszą ze wszystkich przypraw – miłość.

***

Liczba gapiów wokół przemawiającej piątki mężczyzn zwiększała się z minuty na minutę. Tylko, że nikt z otaczających ich ludzi, nie chciał słuchać. Gdy tylko tamci próbowali coś powiedzieć słowa ginęły zakrzyczane przez tłum mający coraz bardziej dość tych chrześcijańskich bzdur! W dodatku ktoś rzucił hasło, że są złodziejami i że był rzekomo świadkiem tego, jak kradli towar ze sklepu na sąsiedniej ulicy. Inni ochoczo podjęli to oskarżenie nie dopytując się o nic ani nie szukając dowodów winy.

Otieno, Ngare i pozostała trójka czuli się całkowicie bezradni wobec rosnącego wokół nich muru niechęci. Mimo to Ngare wciąż próbował przekonać najbliżej stojących o tym, że to jakaś fatalna pomyłka, że są tutaj, ponieważ przynoszą poselstwo pokoju i miłości i chcą im pomóc odnaleźć to, co w życiu najcenniejsze. Na próżno. Wydawało się, że tłum jest głuchy na wszelkie tłumaczenia. Nie docierało do nich nic oprócz ich własnych głosów:

„To złodzieje!”.

„Rozprawić się z nimi!”.

„Nie słuchajcie ich kłamstw! Nie dajcie się zwieść!”.

Pastor Otieno rozłożył bezradnie ręce i przekrzykując stojącego w pobliżu, oburzonego i odgrażającego chudymi, żylastymi rękami, staruszka; zwrócił się do przyjaciół:

„Dziś nie uda nam się nic więcej zdziałać! Wracajmy lepiej do domów!”.

Zrobił krok do przodu, aby opuścić nieprzyjazny tłum. Wtedy zebrani na ulicy ludzie stłoczyli się tworząc z własnych ciał żywy mur.

„Co robicie? Skoro nie chcecie nas słuchać, pozwólcie nam odejść!” - zawołał Otieno.

Nikt się ruszył, nikt nie ustąpił. Gdzieś z tyłu doszło do nich wołanie:

„Nie puszczajcie ich wolno! Trzeba ich ukarać! Trzeba wymierzyć sprawiedliwość złodziejom!”.

„To jakieś szaleństwo! Nikt z nas niczego nigdy nie ukradł!” - nie wytrzymał Ngare i zbliżył się do skandującego młodego chłopaka.

„Trzymaj ręce przy sobie, bandyto!” - ktoś złapał Ngare za ramiona.

„On przecież nie chciał mu nic zrobić” - Otieno przyskoczył broniąc przyjaciela. I nagle poczuł uderzenie w tył głowy; uderzenie, które sprawiło, że osunął się na kolana przez chwilę nie wiedząc, gdzie się znajduje. Coś zalało mu głowę i oczy. Poczuł silny zapach benzyny.

Krzyki dookoła stały się głośniejsze i bardziej zaciekłe...

***

„Długo go nie ma... Czyżby było aż takie zainteresowanie Ewangelią? To byłby prawdziwy cud!”. Asabi siedziała na kuchennym stołku pijąc już trzecią słodką herbatę z mlekiem. „A może po wszystkim zasiedział się jeszcze w domu pastora?”

Wstała i podniosła pokrywkę garnka, w którym czekała gotowa od paru godzin ziemiaczano – bananowa mieszanka. Nie chciała jeść sama, ale była głodna. Wyjęła więc czapati*, jakie pozostały z wczorajszego posiłku i zamyślona odrywała, kawałek po kawałku, mączny placek, żując długo każdy kęs.

Jej wzrok padł na komódkę z naczyniami, stojącą pod kuchenną ścianą. Był to prezent od matki, podarowany do ich wspólnego gospodarstwa. Asabi cieszyła się, że matka i młodsze rodzeństwo od samego początku nie tylko zaakceptowali ale też polubili jej narzeczonego. Młoda małżonka była pewna, że będzie szczęśliwa z Ngare, że wybranek jej serca to dobry i odpowiedzialny człowiek.

„Muszę tylko przyzwyczaić się do tego, że będę się nim dzielić z kościołem i ludźmi, którym tak bardzo pragnie mówić o naszym Panu. Ale taki już los żony Bożego sługi” - uśmiechnęła się wspominając prawdę, jaką na przyjęciu weselnym podzieliła się z nią żona pastora Otieno.

Potem wstała, by przed lustrem poprawić fryzurę, trochę już popsutą całodzienną krzątaniną. Chciała wyglądać ładnie, kiedy mąż wróci do domu.

***

Całą ulicę, na której niedawno piątka chrześcijan dzieliła się swoją wiarą, wypełniała odurzająca woń spalonych ciał. Upał jeszcze zwiększał zaduch. Gapie, nie mogąc znieść nieprzyjemnego zapachu, zaczęli wycofywać się z tego miejsca. Nie było już słychać żadnych okrzyków ani gróźb.

Sprzedawcy zatrzasnęli drzwi i okna, by zamknąć dostęp okropnej woni, jaka próbowała wtargnąć do pomieszczeń. Z oddali zbliżał się coraz głośniejszy odgłos syreny policyjnej.

Kiedy policjant wyszedł z samochodu, fetor uderzył go w nozdrza tak, że – pomimo iż był, doświadczonym człowiekiem, który widział już wiele w swojej pracy na ulicach Malindi - na chwilę cofnął się i odwrócił głowę. U jego stóp leżały dwa spalone, ludzkie ciała. Nie sposób było rozpoznać do kogo należały: do mężczyzn czy do kobiet? Znad zwęglonych zwłok unosiły się smużki dymu.

***

Asabi stała przed domem i patrzyła to na piękny zachód słońca, to na drogę, na której już dawno powinien pojawić się Ngare. Pomyślała, że po całym dniu poza domem, mąż jest na pewno bardzo głodny a mokimi, przygotowane dla nich na obiad, zaczęło już wysychać pomimo, że przykryła wierzch garnka szczelną pokrywą.

W tym momencie, na końcu ulicy pojawiła jakaś postać. Mężczyzna szedł powoli, ze spuszczoną głową. Kiedy zbliżył się bardziej, rozpoznała go. To Osogo! Miał być dziś w mieście razem z Ngare i pastorem Otieno. Czemu idzie tu sam? Gdzie jest jej mąż? Osogo zbliżał się, a serce Asabi, z każdym jego krokiem, napełniał coraz większy niepokój.

Niespodziewanie poczuła, że nie jest w stanie stać, nogi odmówiły jej posłuszeństwa. Pod wpływem nagłego osłabienia usiadła na progu swego domu. Zanim mężczyzna doszedł do niej, była już pewna, że stało się coś strasznego, że na próżno dziś czeka na powrót męża. Ukryła twarz w dłoniach bojąc się nawet spojrzeć w kierunku milcząco spoglądającego na nią przybysza; bojąc się wiadomości, jaką mogłaby wyczytać z jego oczu.

„Cokolwiek usłyszysz - nie bój się. On żyje. Jest teraz tutaj, ze mną” - głos, który do niej dotarł nie pochodził z ust Osogo. Wiedziała o tym mimo, iż wciąż siedziała z twarzą schowaną między ramionami. Ten głos pochodził z głębi jej serca. Znała go, należał do Tego, którego jej mąż kochał najbardziej: bardziej niż ją, mocniej nawet niż swoje własne życie. Z trudem podniosła się i podtrzymując się ściany wolno wróciła do pustego domu.

*** ***

Kenia dotychczas nie występowała na liście Open Doors (Światowy Indeks Prześladowań), ale w ostatnim roku – 2012 - wzrost antychrześcijańskiej agresji znacząco się zwiększył, w związku z działalnością Al Shabaab – islamskiej organizacji terrorystycznej, która wykorzystuje brak stabilizacji w regionie, po klęsce głodu w Rogu Afryki.

Obecnie islam rozszerza swoje wpływy na terenie całego kraju, a wraz z tym rośnie skala prześladowania chrześcijan, zwłaszcza na terenach zdominowanych przez muzułmanów.

 

*mandazi – przysmak śniadaniowy w Kenii, rodzaj pączka bez nadzienia

*ugali – kluseczki z mąki kukurydzianej, podawane z sosem warzywnym lub mięsnym

*”Albowiem gdzie są dwaj lub trzej zgromadzeni w imię moje, tam jestem pośród nich." Ewangelia Mateusza 18;20 (Biblia Warszawska 1975)

*mokimo – danie z tłuczonych ziemniaków, grochu, kukurydzy i zielonych bananów

*czapati – mączne placki w rodzaju podpłomyków