Wprowadzanie na bocznicę Drukuj Email
Autor: Biernacki Marian   
czwartek, 08 grudnia 2011 01:00

W komentarzach o zmarłej przedwczoraj Violetcie Villas przewija się smutny wątek o izolowaniu jej w polskim środowisku artystycznym. Zasadniczo, niby wszyscy uznawali jej wielkość, niby nikt nic do niej nie miał, ale wciąż napotykała tu na jakiś dziwny mur. Dlaczego?

 Wiadomo, że Violetta Villas w latach swej artystycznej świetności dysponowała niezwykłymi możliwościami wokalnymi. Posiadała głos o rozszerzonej skali 5 oktaw, pozwalający jej na śpiewanie barytonem, tenorem, altem, mezzosopranem oraz sopranem, co stanowi ewenement głosowy w skali światowej. Czemu więc przez lata nie korzystaliśmy w pełni z jej talentu?

 Ogólnie rzecz biorąc, osoby o wybitnych uzdolnieniach nie mają łatwego życia pośród artystów nieco niższego lotu. Ogniskujący się na wielkim talencie zachwyt tłumów, staje się kością w gardle przeciętniaków. Z oczywistych względów nie mogą oni jawnie skrytykować i odrzucić kogoś, kto przewyższa ich o klasę. Kto jednak może im nakazać, żeby zawsze brali go pod uwagę i zapraszali go do swego grona? Każdemu przecież zdarza się "zagapić" i o kimś takim, jakby niechcący, zapomnieć, a może nawet potajemnie zrobić coś, co wyeliminowałoby go z gry.

Taką postawę dobrze widać w świetle Biblii. Księga Genesis kreśli nam sielankowy obraz rodziny Jakuba, w której jeden z synów zaczął wyrastać ponad przeciętność pozostałych. Jak reagowali na to jego bliscy? Ucieszyli się i udzielili mu poparcia? Oddajmy głos samej Biblii:

 Pewnego razu miał Józef sen i opowiedział go braciom swoim, oni zaś jeszcze bardziej go znienawidzili. Powiedział im bowiem: Słuchajcie, proszę, tego snu, który mi się śnił: Oto wiązaliśmy snopy na polu; wtem snop mój podniósł się i stanął, a wasze snopy otoczyły go i pokłoniły się mojemu snopowi. Rzekli do niego bracia: Czy chciałbyś naprawdę królować nad nami? Czy chciałbyś naprawdę nami rządzić? I jeszcze bardziej znienawidzili go z powodu snów i słów jego [1Mo 37,5–8].

 Pierwszy męczennik Kościoła, Szczepan, przywołując w natchnieniu Ducha ten obraz po latach, nie miał żadnych wątpliwości, czym kierowali się bracia Józefa: A patriarchowie, zazdroszcząc Józefowi, sprzedali go do Egiptu, ale Bóg był z nim [Dz 7,9].

 Najdobitniej widać to na przykładzie duchowych przywódców Izraela. Gdy na scenie pojawił się Jezus z Nazaretu i zaczął przyciągać uwagę tłumów, arcykapłani, uczeni w Piśmie i faryzeusze zaczęli snuć potajemne plany wyeliminowania go z przestrzeni publicznej. Nawet Piłat zorientował się w rzeczywistych powodach ich niechęci do niego i wprowadził ich w ślepą uliczką wyboru Barabasza. Wcale nie zdziwił się, że zrobili wbrew zasadom zdrowego rozsądku i odrzucili Jezusa. Wiedział bowiem, że z zawiści go wydali [Mt 27,18].

 Violetta Villas miała wybitny głos, ale nie było dla niej miejsca w środowisku, bo nie dawała się ugłaskać. Mogła o wiele więcej wnieść i bardzo ubogacić polską scenę muzyczną, a tymczasem przez całe lata pozostawała niedoceniona i jakby zapomniana. Ktoś powie: Sama sobie na to zasłużyła. Czy aby na pewno?

 W środowisku artystycznym do takiego zjawiska dochodzi stosunkowo bardzo rzadko, bo sporo w nim ludzi o wielkim sercu, wrażliwych na prawdziwy talent i dających się nim zauroczyć. Gorzej bywa w innych kręgach zawodowych. Jakże często zawiść bierze w nich górę nad zdroworozsądkowym skorzystaniem z uzdolnień człowieka, który się tam pojawia. Niestety, klika graczy z kategorii "bmw" (biernych, miernych, ale wiernych), zakulisowymi sztuczkami skutecznie spycha go na ławkę rezerwową. Mają w swoim gronie ludzi naprawdę utalentowanych, ale nie dopuszczają ich do głosu.

 Nasuwa mi się tu biblijny obraz dziwnego miasteczka. Było małe miasto i niewielu w nim mieszkańców. Wyruszył przeciwko niemu wielki król, obległ je i wystawił przeciw niemu potężne machiny oblężnicze. A znajdował się w nim pewien ubogi mędrzec; ten mógłby był wyratować to miasto swoją mądrością. Lecz nikt nie wspomniał owego ubogiego męża [Prz 9,14–15].

 Śmierć Violetty Villas stawia polskie środowisko artystyczne przed niewygodną koniecznością wyjaśnienia, jak mogło dojść do czegoś takiego, że artystka wielkiego kalibru żyła tu ostatnio w biedzie i umarła w zapomnieniu? Czy jesteśmy pewni, że sama sobie zgotowała ten los?

 A jak jest w środowiskach kościelnych? Czy przypadkiem i w tych kręgach nie ma ludzi zdolnych i wybitnych, ale z jakiegoś powodu przekierowanych na bocznicę, sprytnie zepchniętych na margines i jakby zapomnianych? Czy i tutaj z powodu małych i zawistnych serc nie zdarza się, że jesteśmy skazani na miernotę, podczas gdy moglibyśmy o wiele bardziej budować się duchowo i rozwijać?

Niechby smutny los Pani Villas dał nam wszystkim do myślenia.