Matka (przypomnienie) Drukuj Email
niedziela, 26 maja 2013 03:01

Była ciężka zima, śnieg zasypał pola grubą powłoką, zawieje pozamiatały drogi i zagrody wiejskie, mróz był tak silny, że pękały drzewa. Pożoga wojenna niszczyła miasta i wsie, pochłaniając liczne ofiary, zostawiając po sobie zgliszcza i ruiny, kaleki, wdowy i sieroty. Wojna niosła ze sobą jeszcze jedną klęskę, najstraszniejszą bodaj - ruinę serc ludzkich. Siała wraz z nią nienawiść i nędzę - egoizm, nieufność i obojętność na ludzką niedolę.

Pewnego mroźnego wieczora przyszedł do jednej z naszych wsi biedny, nieszczęśliwy chłopiec, szukający schronienia i posiłku.

Ubrany był on bardzo źle, odzienie było całe w strzępach, a nogi okręcone miał szmatami i wsunięte w szare, podarte kalosze, przez kogoś widocznie wyrzucone na śmietnisko. Chłopiec ten zapukał do pierwszej chaty i poprosił, aby zlitowano się nad nim, przyjęto go na noc i dano coś zjeść. Odmówiono mu. Tak przeszedł on całą wieś i nie znalazł człowieka, który by zlitował się nad nim. Każdy odsyłał go na ulicę lub do sąsiada.

W tej wsi znajdował się nasz niewielki zbór i młodzieńca skierował ktoś do przewodniczącego tej grupki, pocieszając, że tam na pewno okażą mu pomoc i przyjmą na noc. Niestety i przewodniczący tak samo, jak i jego sąsiedzi, nie przyjął tego nieszczęśliwego, motywując swoje postępowanie tym, że on i swoich dzieci ma dużo. "Takich jak ty - jest dużo" - powiedział on na pożegnanie, a sierota ze łzami w oczach poszedł szukać serca ludzkiego dalej. Tak chodząc od chaty do chaty przyszedł on na koniec do jednej wdowy, siostry K., która zmierzyła go od stóp do głowy i pomyślała sobie "nie mogę przyjąć tego chłopca. Będę miała z nim bardzo dużo roboty, trzeba go obmyć i chociaż trochę przyodziać, a przecież mam swoje dzieci i swojej biedy nie brakuje, zresztą jeśli jej przełożony nie przyjął tego chłopca, to i ona może tym bardziej tak zrobić" - i odesłała chłopca bez niczego na ulicę.

Sierota poszedł dalej, a nie mając gdzie schronić się, prawdopodobnie miał zamiar pójść do innej wsi, która była odległa około dziesięciu kilometrów. Była już noc, śniegu niemal po kolana, mróz przejmował do szpiku kości. Chłopiec z opuszczoną głową i rękoma wsuniętymi w podarte rękawy, z ciężkim sercem poszedł w świat. Siostra K. wzięła się za domową robotę, ale myśli nie dawały jej spokoju - obdarty chłopiec stał w jej oczach. Widziała jego twarz we łzach, widziała jak opuścił głowę u jej progu i poszedł na ulicę. Powstało w jej sercu pytanie: "a gdzie pójdzie ten sierota? Przecież już jest noc i dziecko to na drodze zmarznie!" Tak silny był ten głos serca, że obróciwszy się do swoich dzieci powiedziała: "Co ja zrobiłam? Dlaczego odesłałam tego biednego chłopca, a nie przyjęłam go do domu? Ja zgrzeszyłam". To wyznawszy, zwróciła się do swego starszego syna z prośbą, aby poszedł odszukać sierotę i przyprowadził go do domu. Syn natychmiast wyszedł i po pewnym czasie odnalazł i przyprowadził biednego chłopca do chaty. Siostra K. zaraz ogrzała przybysza, nakarmiła, zdjęła z niego strzępy starego ubrania i szmaty, którymi okręcone były nogi nieszczęsnego, pomogła umyć się. Sierota ogrzał się w ciepłym mieszkaniu, a następnie zasnął na przygotowanym posłaniu ciężkim snem śmiertelnie zmęczonego człowieka.

Następnego ranka nakarmiła go siostra K., dała mu odzienie i obuwie, na jakie mogła się zdobyć, i chłopiec poszedł znów w świat. Poszedł szukać swoich krewnych, gdyż rodzice jego zginęli w czasie wojny. Gdy szedł przez wieś, zebrali się koło niego ludzie i widząc go przyodzianego z ciekawością pytali, kto mu dał to ubranie i obuwie. Chłopiec im odpowiedział, że znalazł w tej wsi matkę, ale ludzie, jak to ludzie, koniecznie chcieli wiedzieć, kto to go ubrał. Wtedy sierota powiedział, że jest to ta wdowa, która mieszka na końcu wsi, "ona to stała się moją matką"! Chłopiec mówił dalej: "Jestem złodziejem, kradnę dlatego, że nie ma człowieka, który by się zlitował nade mną! Widziałem u tej cioci wiszący na ścianie dobry kożuch i zimową czapkę, chciałem to nawet w nocy skraść, ale nie mogłem w ten sposób postąpić i okraść taką dobrą matkę, której nigdy nie zapomnę! U matki ja kraść nie mogłem!"

Piszącemu, całe to wydarzenie, jak i Siostra K. a również i wieś wspomniana z przełożonym zboru na czele - znane są dobrze. Przypomnijmy sobie słowa Jezusa Chrystusa z Ewangelii św. Mateusza, rozdz. 25, 42-45: "Albowiem łaknąłem, a nie daliście mi jeść, pragnąłem, a nie daliście mi pić; byłem gościem, a nie przyjęliście mię, nagim, a nie przyodzieliście mię; chorym i w więzieniu, a nie nawiedziliście mię. Tedy mu odpowiedzą, i oni, mówiąc: Panie! kiedyśmy Cię widzieli łaknącym, albo pragnącym, albo gościem, albo nagim, albo chorym, albo w więzieniu, a nie służyliśmy Tobie? Tedy im odpowie, mówiąc: Zaprawdę powiadam wam, czegokolwiek nie uczynili jednemu z tych najmniejszych, i Mi nie uczyniliście!"

Ten tylko może uczynić miłosierdzie, kto ma serce podobnie, jak serce Jezusa Chrystusa, pełne miłosierdzia dla nieszczęśliwego bliźniego, potrzebującego naszej pomocy; niestety tak mało jest ludzi na świecie pełnych miłosierdzia Bożego. Ten tylko bowiem potrafi postępować naprawdę miłosiernie, komu serce napełni miłosierdziem sam Bóg - jak tej Siostrze, która dzięki łasce Bożej stała się dla obcego włóczęgi - matką.


Chrześcijanin Nr 3–4 Marzec – Kwiecień 1958 str. 21