Krzysztof Szatkowski - świadectwo nawrócenia |
Autor: Krzysztof Szatkowski | |||
wtorek, 16 listopada 2010 00:00 | |||
Nawróciłem się w wieku 18 lat w zborze w Nowej Soli. Było to w roku 1979. Ale do 18 roku, moje życie było bardzo burzliwe -do tego stopnia, że chciałem je zakończyć. Na swoim osiedlu uchodziłem za rozbójnika. Tak zwani "grzeczni" chłopcy schodzili mi z drogi. W tym czasie ćwiczyłem też kulturystykę, co dodało mi odpowiedniej postury. Nie bałem się nikogo. Ale co dziwne, kiedy kładłem się spać wolałem, by światło było zapalone. Czegoś się jednak bałem - śmierci. Pokój dzieliłem z moim bratem Mirkiem Szatkowskim. Tak się nienawidziliśmy, że przedzieliliśmy ten pokój kotarą, żeby się nie widzieć. Dzisiaj mój brat jest pastorem w Głogowie. Wtedy właśnie jako pierwszy z naszej rodziny nawrócił się Mirek. Kiedy mówił mi o Chrystusie nienawidziłem go jeszcze bardziej. Powiedziałem, że wszyscy mogą iść do "kociarzy", ale ja na pewno nie! Ale stało się inaczej. Mój brat żenił się i zaprosił mnie na wesele - przyjęcie weselne, które było w naszym domu. Pomyślałem, że się upiję i zrobię im "wesele". Ale Bóg sprawił, że tego dnia z nikąd nie mogłem zdobyć alkoholu ani pieniędzy. Musiałem więc być trzeźwy na przyjęciu weselnym. I tam zobaczyłem młodzież, która śpiewa, gra i cieszy się bez alkoholu. Wyglądali na szczęśliwych, śmiejących się, wesołych i śpiewali pieśni, które podobały mi się.( Wśród tej młodzieży była moja przyszła żona ).Jeden z chłopaków towarzyszył mi gdy wychodziłem na papierosa. Był to Marek Baranik. Rozmawiał ze mną i zaprosił mnie na nabożeństwo. Najbliższe było w środę. Ja miałem już dość tego życia, którego wiodłem. Pomyślałem może to mi pomoże. Jak tonący brzytwy myślałem - obojętnie co, ale tak dalej nie mogę żyć... Przyszedłem do kaplicy na Waryńskiego. Tam usługiwał Słowem Bożym brat Czesław Budzyniak. Mówił o śmierci i że my chrześcijanie się jej nie boimy. A ja myślałem, co to są za ludzie, którzy nie boją się tego, czego ja się bałem. Po nabożeństwie podchodzili do mnie wszyscy, witali się ze mną, mówili: dobrze, że jesteś, czułem do nich szczerość i miłość. Czułem się dobrze. Pomyślałem muszę tam być. I od tamtej pory, od tamtego razu zacząłem uczęszczać na wszystkie nabożeństwa i spotkania. Wówczas codziennie o godzinie 20:00 były modlitwy dla chętnych. Głównie młodzież uczęszczała i ja też. Bóg dotykał mnie i ja się Mu poddałem. Płakałem. Zaczęła się walka o moje życie i moją duszę. Wówczas młodzież w soboty wieczorem szła do lasu się modlić. Modlitwy te były głośne więc wybrali ten teren żeby nikomu nie przeszkadzać. Były to modlitwy głównie o chrzest w Duchu Świętym. Tam podczas jednej z modlitw, demony walczyły o moją duszę, wręcz zaczęły rzucać moje ciało, kilka osób trzymało mnie, a ja wyginałem niewielkie drzewa. Potem mój brat mówił, że coś jakby z krzykiem uciekało do lasu. Ale ja czułem się wolny bo Duch Święty mnie napełnił. Od tej pory całkowicie i bez wahania postanowiłem należeć do Jezusa. Zgłosiłem się do chrztu wodnego, który tego roku był organizowany w Orsku i tak w marcu zacząłem uczęszczać do zboru, a w lipcu zawarłem przymierze z Panem. Wówczas do zboru chodził Mirek Piotrowski. On też ze mną się chrzcił. Mirek zrobił wszystkim, którzy się chrzcili, białe podkoszulki z napisem: "Jezus moim życiem na co dzień". Ja w tej koszulce przyjmowałem chrzest. A potem chodziłem w niej po ulicy, do dawnych kolegów, aby im opowiadać o Chrystusie. Lecz oni nie przyjęli mnie - wręcz pukali się w głowę i mówili, że ten Krzysiek od tego picia zwariował. Inni mówili, że zmieniłem wiarę dla dziewczyny, bo zacząłem sympatyzować z Elą Budzyniak. Ale ja wiedziałem, co się ze mną stało i kto zmienił moje życie. W grudniu tegoż samego roku, ożeniłem się z Elą. A więc rok 1979 był wyjątkowo błogosławiony. Rozpocząłem edukację. Chciałem skończyć szkoły, których wcześniej nie ukończyłem. I tak np. na lekcji języka polskiego mieliśmy opisać najpiękniejszy dzień w moim życiu. Koledzy opisywali imieniny, urodziny i inne święta. A ja pomyślałem, że najpiękniejszym dniem był ten, kiedy spotkałem Chrystusa i On odmienił moje życie, a moje marzenie o nowym życiu się spełniło. Narodziłem się na nowo. To wszystko opisałem w swoim wypracowaniu. Gdy przyszedł czas na ocenę, nauczycielka nie oddała mojego wypracowania i kazała zostać. Rozmawialiśmy na temat Boga. Efekt był taki, że pani Kruk się nawróciła i przyjęła przymierze z Bogiem. Od początku mojego nawrócenia angażowałem się we wszystkie możliwe służby. Przede wszystkim śpiewałem. Układałem pieśni dla mojego Pana. I tak jest do dziś. Moja żona twierdzi, że nie śpiewam tylko wtedy, gdy śpię. Ale Bóg zaczął również używać mnie do zwiastowania Słowa Bożego. Co było dla mnie dziwne, bo w świecie jąkałem się i z tego powodu byłem nieśmiały, ale kiedy się nawróciłem Bóg zdjął ze mnie to jarzmo. Od 26 lat idę za Panem Jezusem, nigdy nie żałowałem ani jednego dnia i nigdy się na Nim nie zawiodłem. Jeszcze w Nowej Soli stworzyliśmy zespół, gdzie graliśmy i usługiwaliśmy. Potem gdy się wprowadziliśmy do Gorlic, założyłem zespół misyjny, w którym śpiewałem 14 lat i wydawało mi się, że tak będzie zawsze. Ale Bóg powiedział mi przez proroctwo, że będę głosił Jego Słowo. Nie przejąłem się tym. Bóg jednak sprawił , że od 10 lat z łaski Bożej jestem Pastorem zboru w Gorlicach. Ale jeżdżę i usługuję słowem i pieśnią w innych zborach. Jezus jest dla mnie wielce łaskawy, a ja nie wiem czym na to wszystko zasłużyłem. Zapraszamy również do działu Muzyka Mp3, gdzie można ściągnąć /pobrać piosenki zespołu Armia Syloe, którego br. Krzysztof był liderem.
|