Dwie największe tragedie Drukuj Email
Autor: Mateusz Jakubowski   
poniedziałek, 02 maja 2011 09:25

Choć rok 2011 nie dobiegł jeszcze do końca, a nawet nie przekroczył półmetku, przewlekle zajmują moje myśli dwie wielkie tragedie, jakie dotknęły ludzkość u progu obecnego roku. Choć każdy kolejny dzień ma swoje troski i niesie ze sobą nowe, często nieoczekiwane sytuacje, w chwili obecnej stajemy się widzami dramatu, który rozgrywa się przed naszymi oczyma. Będąc osobą, która swoje życie powierzyła Bogu, nie trwożę się tym, co widzą moje oczy bądź słyszą moje uszy, gdyż ojczyzna, do której zmierzam nie jest z tego świata. Przyznam się jednak, że wielkim lękiem napawa mój umysł i serce druga w kolejności tragedia tego roku, która swoim rozmiarem i dalekosiężnymi skutkami pozostawia w cieniu pierwszą.

Przechodząc do meritum, za pierwszą potężną tragedię tego roku należy bezsprzecznie uznać kataklizm, jaki dotknął Japonię.

11 marca 2011 roku rejon północno-wschodniej Japonii nawiedziło najsilniejsze od 40 lat trzęsienie ziemi o sile ocenianej na 9 stopni w skali Richtera. Epicentrum trzęsienia znajdowało się około 130 km od wschodniego wybrzeża wyspy Honsiu, a hipocentrum, czyli położone w głębi ziemi źródło rozchodzenia się fal sejsmicznych – na głębokości około 24 km. Trzęsieniu towarzyszyła seria wstrząsów wtórnych; odnotowano25 takich wstrząsów, o sile co najmniej 6 stopni w skali Richtera i ponad 150 wstrząsów słabszych. Wstrząs spowodował widoczne zmiany fizycznych parametrów kuli ziemskiej. Największa japońska wyspa Honsiu została przesunięta o 2,4 metra. Oś obrotu Ziemi zmieniła położenie o około 10 centymetrów - co prawdopodobnie nie zdarzyło się od czasu katastrofy sejsmicznej w Chile w 1960 roku. Płyty tektoniczne pod dnem Pacyfiku, które wywołały wstrząsy, 11 marca przesunęły się o ponad 18 metrów. Płyty poruszały się na obszarze długim na ok. 500 kilometrów i szerokim na ok. 160 km. Bezpośrednim następstwem trzęsienia ziemi było zawalenie się wielu budynków oraz spiętrzenie fali tsunami o wysokości szacowanej na 10 m. Wstrząsy spowodowały również ok. 80 pożarów, co następnie wywołało incydent nuklearny – poważne awarie w elektrowniach atomowych, w tym seria wypadków jądrowych w elektrowni Fukushima. Japońska policja poinformowała, że ponad 16 tys. osób uznawano za zabite bądź zaginione. Oficjalna liczba zabitych wynosi 8 649, osób rannych było 2 409. Następstwem kataklizmu okazała się seria samobójstw. Na skutek trzęsienia ziemi i tsunami około 100 tysięcy dzieci straciło swe domy lub zagubiło się; wiele dzieci straciło także rodziców, którzy zginęli kataklizmie. Spowodowane serią katastrof straty zostały wstępnie wycenione na 235 mld dol. (622,75 mld zł).

Jakkolwiek straszny w skutkach był wspomniany kataklizm, katastrofą, która w moim rozumieniu zdecydowanie go przewyższa jest publiczne wyniesienie na ołtarze papieża Jana Pawła II i uznanie go za „błogosławionego”. Choć pozornie wydaje się, że jest to absurd, jednakże w aspekcie wieczności przyczyni się to do wiecznej śmierci wielu milionów ludzi. Oprócz życia fizycznego, które trwa średnio lat siedemdziesiąt, czasem osiemdziesiąt, jest jeszcze życie wieczne lub wieczne potępienie. Patrząc zatem tymi kategoriami kataklizm, który dotknął wyspy japońskie nie może się równać z konsekwencjami beatyfikacji.

Beatyfikacja, w nauczaniu Kościoła Rzymsko-Katolickiego, jest to akt uznający osobę zmarłą za błogosławioną i zezwalający na publiczny kult owej jednostki. Na skutek wniesienia do Stolicy Apostolskiej wniosku o beatyfikację powołuje się komisję mającą za zadanie zbadać „heroiczność cnót sługi" Bożego oraz wydać kanoniczne stwierdzenie, że za jego wstawiennictwem dokonał się co najmniej jeden cud, przy czym musiało to nastąpić już po śmierci kandydata do beatyfikacji. W sensie praktycznym wyniesienie Jana Pawła II na ołtarze oznacza, że ludzie będą się do niego zwracać, aby ułatwił on kontakt lub wyjednał im przychylność u Boga. W ten sposób osoba, za pomocą której zanoszona jest modlitwa, staje się pośrednikiem pomiędzy Bogiem a człowiekiem. Wytłumaczenie owej praktyki jest dość ciekawe, a w wykonaniu biblistów jezuickich wygląda następująco: „ Skoro Chrystus jest jedynym pośrednikiem pomiędzy Ojcem a ludźmi, dlaczego mielibyśmy szukać także opieki świętych? Odpowiedź na powyższe pytanie jest prosta. Chrystus przez którego się modlimy jest Chrystusem, który w Swoim mistycznym ciele jednoczy wszystkich ludzi. Modląc się przez Chrystusa i z Chrystusem jednoczymy się ze wszystkimi, którzy są członkami Kościoła – Jego mistycznego ciała. Nasza modlitwa wznosi się do nieba, ale tutaj – jak pisze A. S. Chomjakow – można dalej podążać jedynie “wspólnie”; samotnie schodzi się natomiast do piekła. Dlatego modlitwy bizantyjskie kończą się zdaniem: Prosimy Cię, Chryste, razem z Twoją Matką Przenajświętszą, z Aniołami i wszystkimi świętymi… Osoby święte współpracują z Duchem Świętym znacznie silniej, czyli ich modlitwa jest również silniejsza.”

Choć zarówno praktyka beatyfikacji jak i wytłumaczenie idei wstawiennictwa u świętych brzmią niezwykle czule, przyznać należy, iż próżno szukać ich źródła w Biblii. Pomimo tego, że autor powyższej odpowiedzi już na wstępie zaznaczył, że zagadnienie jest zgoła proste, obawiam się, iż jego odpowiedź budzi jeszcze więcej nieufności. Na czym bowiem opiera się myślenie, że do piekła idę sam, a do nieba w towarzystwie? Całe tłumaczenie jest raczej agitacją niż dowodzeniem i przeprowadzenie powyższej argumentacji jest pogwałceniem podstawowych akademickich zasad analizy oraz podręcznikowym wzorem jak nie należy przeprowadzać syntezy. Ponadto, całość zagadnienia związana z praktyką modlitwy do świętych jest pełna niejasności. Oficjalne stanowisko Kościoła Rzymsko-Katolickiego mówi bowiem, że wyznawcy nie modlą się bezpośrednio do świętych lecz zwracają się do nich z prośbą o wyjednanie im łask u Boga i zaniesienie za nich modłów. Niestety doświadczenie zupełnie rozmija się z teorią. Otóż w rzeczywistości wielu katolików zwraca się do świętych prosząc właśnie ich o pomoc. Abstrahując jednakże od tego zjawiska, cała praktyka nie ma absolutnie żadnych biblijnych podstaw.

Ciekawi mnie niezwykle mechanizm procesu wstawiennictwa, gdyby w istocie istniał. Otóż człowiek miałby zanosić modły za wstawiennictwem świętego - ale co w momencie, gdy takowe zanosiłoby kilka, ba, kilka tysięcy osób na raz? Czy wtedy przyjmujemy, że święci są wszechobecni bądź wszechwiedzący? Jest to znaczne wykroczenie poza nauczanie biblijne, które bardzo jasno ukazuje stan człowieka po śmierci – oczekiwanie na sąd. Co sprytniejsi tłumaczą, że święci w niebie słyszą modlitwy wszystkich, gdyż są zjednoczeni z Bogiem. W takim razie modlitwa człowieka: „Janie Pawle II módl się za mnie do Boga” trafia najpierw do Boga, potem do Jana Pawła II, który jest rzekomo z Bogiem zjednoczony, a dopiero wtedy on modli się za mnie do Boga. Czy nie jest to skomplikowane? Paradoks modlitwy za pośrednictwem świętych staje się widoczny w przypadku litanii do świętego Krzysztofa, która zawiera zawołanie do Boga: „ażebyś wstawiennictwo świętego Krzysztofa za nami przyjąć raczył”. Najpierw prosimy więc Krzysztofa, jako bardziej „wpływowego”, co ma u góry więcej przychylności, aby się za nami modlił do Boga, po czym sami modlimy się do Boga, by nie odrzucił wstawiennictwa Krzysztofa. Choć się staram, logiki nie dostrzegam w tym najmniejszej.

Idąc dalej, wstawiennictwo u świętych jest w rzeczywistości zwykłym pretekstem do kultu człowieka zamiast oddawania czci Żywemu Bogu. Aby to spostrzec, wystarczy pobieżnie prześledzić na przykład litanię do Józefa, uznanego za świętego dobre 1000 lat po jego śmierci: „Święty Józefie - módl się za nami. Przesławny Potomku Dawida - módl się za nami. Światło Patriarchów - módl się za nami. Oblubieńcze Bogarodzicy - módl się za nami. Przeczysty Stróżu Dziewicy - módl się za nami. Żywicielu Syna Bożego - módl się za nami. Troskliwy Obrońco Chrystusa - módl się za nami. Głowo Najświętszej Rodziny - módl się za nami. Józefie najsprawiedliwszy - módl się za nami. Józefie najczystszy - módl się za nami. Józefie najroztropniejszy - módl się za nami. Józefie najmężniejszy - módl się za nami. Józefie najposłuszniejszy - módl się za nami. Józefie najwierniejszy - módl się za nami. Zwierciadło sprawiedliwości - módl się za nami. Miłośniku ubóstwa - módl się za nami.
Wzorze pracujących - módl się za nami. Ozdobo życia rodzinnego - módl się za nami. Opiekunie dziewic - módl się za nami. Podporo rodzin - módl się za nami. Pociecho nieszczęśliwych - módl się za nami. Nadziejo chorych - módl się za nami. Patronie umierających - módl się za nami. Postrachu duchów piekielnych - módl się za nami. Opiekunie Kościoła świętego - módl się za nami
”. Niezwykle wzruszająca jest również litania do Ojca Pio: „Święty Ojcze Pio, z miłością noszący Rany Jezusa, wydzielające zapach fiołków, módl się za nami!” Jest jasnym, że modlenie się do świętych jest całkowicie inną sprawą niż proszenie kogoś na ziemi, by się za nas modlił. Jedno ma silną podstawę biblijną, drugie nie ma w ogóle biblijnych przesłanek. Apostoł Paweł prosi innych chrześcijan aby się za niego modlili (List do Efezjan 6:19). Wiele razy Pismo Święte opisuje wierzących, którzy modlą się za siebie nawzajem (2 Kor. 1:11; Ef. 1:16; Filip. 1:19; 2 Tym. 1:3). Gdy prosimy o modlitwę żyjącego, zazwyczaj ma to zwykłą formułę: „Pomódl się za mną!”.Po co zatem prośbę o wstawiennictwo świętego okraszać tysiącami pochlebstw dotyczących jego rzekomych cech? Czy nie ma to czasem drugiego dna? Jestem przekonany, że cała idea pośrednictwa jest w rzeczywistości podszyta kultem osób zmarłych, co Biblia jasno definiuje jako bałwochwalstwo. Inaczej, jak wytłumaczyć tak obfite nagromadzenia przejaskrawionych przymiotów w dowolnej litanii?

Przypomnijmy tu jakże restrykcyjne postanowienia soboru trydenckiego: „Bezbożnie myślą ci, którzy zaprzeczają, że można wzywać świętych z wieczystej szczęśliwości, lub twierdzą, że nie będą oni modlić się za ludźmi; lub też wzywanie ich, by się modlili za nas jako jednostki, jest bezbożnością; lub że jest to w sprzeczności ze Słowem Bożym i przeciwstawia się dla jedynego Pośrednika pomiędzy Bogiem a ludźmi, Jezusa Chrystusa (1 Tym. 2, 5); lub że głupotą jest, by sercem i ustami błagać tych, którzy sprawują rządy w niebie” (25 sesja, 1563 r.). „Kto mówi, że nie- słuszną rzeczą jest odprawiać msze ku czci świętych, ten jest wyklęty” (sobór trydencki, 22 sesja, 1562 r.). Również w Konstytucji o liturgii Kościół katolicki zwraca uwagę na konieczność czci świętych, bowiem to oni – przez swoje zasługi – wypraszają pozostałym wiernym dobrodziejstwa Boże. 

Biorąc pod uwagę, że Kościół Katolicki przez długie wieki tworzył wątpliwą podbudowę dogmatyczną dla kultu świętych, ulegając pogańskim wpływom, szukając oparcia w apokryfach i tradycji, kult ten, jakkolwiek by był uzasadniany, jest sprzeczny z jednoznacznym stanowiskiem Pisma Świętego. Kościół katolicki, kierując uwagę swoich wiernych w stronę umarłych (Marii, świętych i pokutujących w czyśćcu) zachęca do społeczności z umarłymi, co jest swoistym przejawem nekromancji potępianej przez Biblię. Gdziekolwiek w Biblii wspomniane są modlitwy czy rozmowy ze zmarłymi, dzieje się to w kontekście czarów, nekromancji, wróżenia – praktyk, które Biblia silnie potępia (Ks. Kapłańska 19:31, 20:27; Ks. Powtórzonego Prawa 18:9-14). Pismo Święte rygorystycznie zabrania jakichkolwiek kontaktów z umarłymi: „A gdy wam będą mówić: Radźcie się wywoływaczy duchów (...), to powiedzcie: Czy lud nie ma radzić się swojego Boga? Czy ma radzić się umarłych w sprawie żywych?” (Izaj. 8, 19-20). 

Twierdzenie Kościoła katolickiego, że winniśmy modlić się do świętych jako wstawienników, jest także sprzeczne z nauką Pana Jezusa. Chrystus wyraźnie wskazał, do kogo należy się modlić i jednocześnie podkreślił, że: „nikt nie przychodzi do Ojca inaczej, jak tylko przeze mnie (Jan 14, 6).  Rozważając kwestię czci tzw. świętych w kontekście wymownej nauki Pisma Świętego, zastanawiać musi pokorna postawa apostoła Piotra w domu Korneliusza. Czytamy, że gdy Korneliusz „padł do nóg jego i złożył mu pokłon(...) Piotr podniósł go, mówiąc: Wstań, i ja jestem tylko człowiekiem” (Dz. 10: 25-26). Czy podobnie nie postąpiłby Piotr i dzisiaj? Czyż nie potępiłby kultu świętych? Czy postawa rzekomych następców Piotra nie stoi w rażącej sprzeczności z jego pokorą? Jak można czcić tzw. świętych, skoro nawet aniołowie nie przyjmowali chwały? Jak zareagował Anioł Pański, gdy Jan upadł do jego nóg, by mu oddać pokłon? Oto jego słowa: „Nie czyń tego! Jam współsługa twój i braci twoich (...) Bogu oddaj pokłon!” (Obj. 19, 10). Również Paweł uznaje cześć aniołów za niedopuszczalną: „ Niech was nikt nie potępia, kto ma upodobanie w poniżaniu samego siebie i w oddawaniu czci aniołom ” (Kol. 2, 18). Jeśli więc cześć aniołów jest niedopuszczalna, to o ileż bardziej ludzi!

Katolicy wierzą, że święty, który jest w Niebie, ma „bardziej bezpośredni” dostęp do Boga niż my sami. Tak więc, jeśli to święty modli się do Boga, jest to bardziej efektywne niż my, modlący się do Boga bezpośrednio. Ta koncepcja jest rażąco nie biblijna. List do Hebrajczyków 4:16 mówi nam, że my, wierzący tu na ziemi możemy „przybliżyć się z ufnością do tronu łaski”. Bóg nie odpowiada na modlitwy, opierając na tym, kto się modli. Bóg odpowiada na modlitwy bazując na tym, czy są one zgodne z Jego wolą (1 List Jana 5:14-15). Nie ma absolutnie żadnych podstaw czy potrzeby, by modlić się do kogoś innego niż do samego Boga. Nie ma podstaw do tego, aby prosić tych, którzy są w Niebie, aby się za nas modlili. Tylko Bóg może słyszeć nasze modlitwy. Tylko Bóg może na nie odpowiedzieć. Nikt w Niebie nie ma większego dostępu do Bożego tronu niż my, poprzez nasze modlitwy (List do Hebrajczyków 4:16). Ponadto, 1 List do Tymoteusza 2:5 stwierdza: „Albowiem jeden jest Bóg, jeden też pośrednik między Bogiem a ludźmi, człowiek, Chrystus Jezus”. Nie ma nikogo innego, kto mógłby pośredniczyć za nas przed Bogiem. Jeśli Jezus jest JEDYNYM pośrednikiem, to oznacza to, że żadni święci nie mogą być pośrednikami. Idąc dalej, Biblia mówi nam, że Jezus Chrystus sam wstawia się za nami przed Ojcem. „Przeto i zbawiać na wieki może całkowicie tych, którzy przez Niego zbliżają się do Boga, bo zawsze żyje, aby się wstawiać za nimi” (List do Hebrajczyków 7:25). Mając Jezusa, który wstawia się za nami, w jakim celu mielibyśmy jeszcze potrzebować Marii i świętych aby się za nami wstawiali? Kogo Bóg słuchałby uważniej niż Swojego Syna?

Nauka przedstawiona w Biblii nie może podlegać ani dowolnej interpretacji (2 Piotra 1:20), ani nie można do niej nic dodać (Ap. 22:18). Słowo Boże mówi, że błogosławiony jest każdy, który je czyta i zachowuje (Ap. 1:3). Nie potrzeba do tego absolutnie żadnych pośmiertnych zasług. Wystarczy tylko zanurzyć się w żywym Słowie Boga i wypełniać Jego wolę w swoim życiu! Zatem, czy beatyfikacja, w rozumieniu teologii rzymskokatolickiej, nie jest dodaniem doktryny do nauczania biblijnego? Czy nie jest to nadinterpretacja oparta na niezwykle wątłych poszlakach? Mniemam, że tak właśnie się rzeczy mają, dlatego też stanowczo twierdzę, że beatyfikacja Jana Pawła II jest tragedią przewyższającą kataklizm w Japonii, gdyż zaprowadzi miliony ludzi prosto do piekła. Paweł stwierdza: „Nie łudźcie się! Ani wszetecznicy, ani bałwochwalcy (…) Królestwa Bożego nie odziedziczą” (1 Kor. 6:9-10). Jeśli miłość do Jezusa wyraża się w przestrzeganiu Jego Słowa (Ew. Jana 14:15), to czy kult człowieka nie jest nieposłuszeństwem? Czy stawianie człowieka jako innego pośrednika obok Chrystusa nie jest wykroczeniem? Czy bałwochwalstwo nie jest grzechem? Nie łudźmy się! Choć beatyfikacja jest sentymentalnym odzewem i chlubnym hołdem w stronę zasług człowieka, jednakże nie umniejsza to faktu, że jest to również nieposłuszeństwo wobec Bożego prawa.

 

„Przeto, najmilsi moi, uciekajcie od bałwochwalstwa!” (1Kor. 10, 14)