Życie w oddzieleniu od świata Drukuj Email
Autor: Oswald J. Smith   
poniedziałek, 14 marca 2011 00:00

Jest rzeczą wątpliwą, czy był kiedykolwiek taki czas, w którym głoszenie konieczności oddzielenia się od świata było tak niezbędne jak właśnie dzisiaj. Świat do tego stopnia napełnił się kościelnictwem, a Kościół do tego stopnia zeświecczał, że trudno jest odróżnić je od siebie. Linia demarkacyjna jest do tego stopnia zatarta, że nawet takie zbory, w których ongiś kwitły przebudzenia duchowe, zbory, których życie duchowe kiedyś było głębokie i silne, dziś stały się jakimś ośrodkiem pracy, społecznej, nad którym Bóg dawno już napisał słowo „Ichabod” - „Chwała odeszła”.

Ale świeckość pojawiająca się w Kościele wyznającym Chrystusa - to tylko jeszcze jeden znak czasów ostatecznych. Prorocze wypowiedzi Słowa Bożego spełniają się dosłownie. Na pewno Pan Jezus już wnet przyjdzie!

Wydaje się, że ludzie mają taki pogląd, że w celu pozyskania dusz należy zmieszać się ze światem, stać się jemu podobnym, i że wtedy będzie można wpłynąć na innych, aby się oddali Bogu. Niemniej jeśli ktoś wpadnie do głębokiej studni, nikomu się nawet nie śni, żeby tam za nim wskoczyć. W takim przypadku ratujący zostaje na górze i rzuca temu, który uległ wypadkowi, drabinę albo linę i w ten sposób stara się go wyciągnąć.

Bynajmniej! Mężowie, którzy pozyskiwali dusze dla Chrystusa, byli to ludzie, którzy chodzili z Bogiem - daleko w górze, powyżej poziomu mas ludzkich i. pozostając na tym wysokim poziomie duchowego życia, przyciągali innych stamtąd ku sobie. Jedynym sposobem, aby pozyskać innych, jest to, aby się od nich różnić i stać się dla nich siłą atrakcyjną poprzez stwierdzenie, że my mamy coś, czego im brak, a potem, bojując w modlitwie z Bogiem, przemóc i zwyciężyć również i ludzi.

Gdyby Abraham udał się z Lotem i zamieszkał w Sodomie, wpływ jego miałby na pewno znikome znaczenie. Ale dzięki temu, że pozostał w oddzieleniu się od świata, daleko na wyżynach wiary z Bogiem, jego modlitwa przyczynna sprawiła wybawienie Lota. Oddzielmy się. Musimy żyć osobno, z Bogiem.

Chciałbym też zaznaczyć, że świat spodziewa się tego, że chrześcijanin jest inny aniżeli otaczający go ludzie. Świat ma swój własny pogląd na to, jaki powinien być świat. A nawet wtedy, gdy mu się uda ściągnąć nas do swego poziomu, to się wyśmiewa z nas i drwi z naszej niedoli. Już wówczas nie ma dla nas respektu ani też nie ma szacunku dla naszego powołania. Nie jesteśmy już wówczas lepszymi od innych.

Pewna młoda niewiasta, która uważała, że w tańcu nie ma nic złego, pewnego razu postanowiła złożyć świadectwo w czasie tańca. Gdy ze swoim partnerem przesuwała się tanecznym krokiem, naraz zwróciła się do niego z zapytaniem, czy jest chrześcijaninem.

„Chrześcijaninem! - nie! Ale czyż pani nim jest?” - zawołał zdumiony.

„Tak jest” - odpowiedziała owa młoda niewiasta. „Ja jestem wierzącą chrześcijanką”.

„No to w takim razie, czego pani tu szuka?” - brzmiała niespodziewana odpowiedź.

O tak, świat spodziewa się tego, że chrześcijanie są inni aniżeli otaczający ich ludzie. W przeciwnym razie jak byłoby wiadomo, kto kim jest? Jeśli nie ma linii demarkacyjnej, to jak się ludzie dowiedzą, po której stronie jesteśmy? Jeśli ubieramy się i postępujemy jak ludzie tego świata, to jak mógłby ktoś poznać, czy jesteśmy chrześcijanami, czy nie? Musi być różnica.

Oddzielenie się zawsze było wymaganiem Bożym. Abraham musiał opuścić swój kraj i dom swego ojca i w zupełnym oddzieleniu się iść, nie wiedząc dokąd. „Mojżesz wzbraniał się być nazwany synem córki Faraonowej, wolał raczej zło cierpieć z ludem Bożym, niżeli mieć doczesną grzeszną rozkosz, pokładając za większe bogactwo niż skarby egipskie - urąganie Chrystusowe”. Podobnie Izraelici. Byli oni szczególnym ludem, całkowicie odseparowanym od otaczających ich narodów, ludem, reprezentującym Boga. Z tego, co napisał Ezdrasz (9,10 i nast.) oraz Nehemiasz. w 8 rozdziale, widzimy jasno, że gdy linia demarkacyjna została obalona poprzez mieszane małżeństwa, Bóg rozkazał nie okazywać żadnego pobłażania. Pogańskie żony musiały zostać oddalone, a odłączenie się w najsurowszym sensie tego słowa na nowo utwierdzone.

Odłączenie się ludu Bożego (które należy rozumieć w sensie duchowym) pozostało wezwaniem Bożym po dzień dzisiejszy. „Wynijdżcie z pośrodku ich i odłączcie się, mówi Pan” (2 Kor. 6,14-18).

Pamiętajmy, kim jesteśmy. Według Słowa Bożego jesteśmy „pielgrzymami i przychodniami”, „gośćmi”, „niebiańskim ludem w obcym kraju”. Nie tu znajduje się nasz dom, w znaczeniu duchowym.


Pielgrzymem jestem też

Z dalekich, obcych stron;

I do ojczyzny - hen, mój Pan,

Z niejedną blizną ziemskich ran,

Zabierze mnie bezpiecznie On

Gdy po dniach mych przyjdzie skon.

 
Świat w stosunku do prawdziwego dziecka Bożego ustosunkowuje się z wrogością i nienawiścią, „Byście byli ze świata, świat, co jest jego, miłowałby; lecz iż nie jesteście ze świata, alem ja was wybrał ze świata, przetoż was świat nienawidzi” (Jan 15,19). Jak ta sprawa przedstawia się u ciebie? Czy świat i ciebie nienawidzi? Jeśli do niego nie należysz i jeśli całkiem wyraźnie postawisz sprawę, że jesteś tylko przechodniem i pielgrzymem, wówczas bardzo rychło stwierdzisz, że cię świat nienawidzi. Zależy to wyłącznie od twego ustosunkowania się do niego.

Dowód właściwego ustosunkowania się do świata daje nam przede wszystkim oddzielenie się od niego w intencji serca, a nie tylko nasze czyny, „Nie miłujcie świata ani tych rzeczy, które są na świecie; jeśli kto miłuje świat, nie masz w nim miłości ojcowskiej” (Jan 2,1 ;5). Stąd nie jest nawet rzeczą najważniejszą, że nie uczestniczysz w uczynkach tego świata. Istotą rzeczy jest to, czy masz pragnienie, aby w nich uczestniczyć? Czy świat cię pociąga i mami? Jeśli tak jest, to jednak mimo wszystko nie ma tego oddzielenia się od świata w twoim sercu.

Posłuchajcie znowu, co mówi Słowo: „Cudzołożnicy i cudzołożnice! Nie wiecież, iż przyjaźń świata jest nieprzyjaźnią Bożą? Przetoż ktokolwiek by chciał być przyjacielem tego świata, staje się nieprzyjacielem Bożym” (Jak. 4,4). Czyż nie jest to zupełnie niedwuznaczna mowa? Niechże teraz ktoś jeszcze mówi o „światowym chrześcijaninie!” Bóg oświadcza, że przyjaciel tego świata jest Jego wrogiem. Jakie tedy jest nastawienie mego serca? Oto ogromnie ważne pytanie - czy miłuję ten świat, czy też miłuję Boga? Czy jestem przyjacielem tego świata, a równocześnie przyjacielem Boga? Czy w takim razie to słowo „cudzołożniku” lub „cudzołożnico” ma zastosowanie do mnie? Jakie jest prawdziwe ustosunkowanie się mojego serca wobec świata? Już nie same nawet uczynki moje, ale moje myśli, to co lubię i to, czego nie lubię!

Przypuśćmy, że jakaś niewiasta przebywałaby ze swoim mężem w niedzielę, a podczas dalszych dni tygodnia w towarzystwie innych mężczyzn, w niedzielę zaś wróciłaby do swego męża - co byśmy o niej pomyśleli? Jak byśmy ją nazwali? Jak długo mąż jej tolerowałby taki stan rzeczy? A jednak w ten sposób tzw. „światowy chrześcijanin” traktuje Pana Jezusa Chrystusa! Sześć dni w świecie, a jeden dzień z Chrystusem. Nic dziwnego, że taki człowiek nazwany jest „cudzołożnikiem” albo „cudzołożnicą” - jak u Jakuba (4,4). Co za hańbiący sposób życia!

Takie zachowanie się Bóg traktuje jako „niewierność”. W Jego oczach ten światowy chrześcijanin podobny jest do niewiernej żony. Czyż dziecko Boże musi być podobne do kobiety lekkich obyczajów? A tak właśnie to określa Pismo Święte. Zastanówmy się bardzo dokładnie nad wyżej przytoczonymi wypowiedziami (1 Jana 2,15 oraz Jak. 4,4); podobnie i Stary Testament, a zwłaszcza Prorocy, podaje wiele porównań. Oddzielenie się jest jedynym środkiem zaradczym.

Jeśli mówimy o życiu w oddzieleniu się, to mamy na myśli następujące rzeczy:

1. Przyjemności tego świata.

Taki był właśnie wybór Mojżesza, gdy odrzucił doczesną rozkosz grzechu (Hebr. 11,24-26). Taniec, teatr i partia kart nie są z Boga, ale są rzeczami tego świata. Nie wprowadzili tych rzeczy ludzie wielkiego ducha i świętobliwości, ale ludzie tego świata. Duch tego świata dominuje w tych przyjemnościach, wobec czego modlitwa i świadczenie pośród tych rzeczy jest wykluczone. Tych rzeczy po prostu nie da się ze sobą pogodzić.

Ludzie, którzy często uczestniczą w tych rzeczach, nie uczestniczą w zebraniach modlitewnych, ani też nie interesują się duchową pracą Kościoła. Stąd jasny wniosek, że musi nadejść taki moment, kiedy prawdziwy chrześcijanin będzie gotowy usłuchać rozkazu Bożego danego z taką jasnością i z takim naciskiem: „Wynijdżcie spośród ich, odłączcie się”, a potem będzie śpiewał z całego serca:

 
Żegnaj, stary świecie, żegnaj!

Już cię nigdy nie chcę znać.

Bóg jest droższym mi bez miary

Niż to, co mi zechcesz dać!

Dusza ma, uszczęśliwiona

Zbawcą, co na krzyż ramiona

Dźwignął - bym mógł znaleźć w Nim

Cel, by śpiewać wieczny hymn!

 

2. Związki z ludźmi tego świata.

„Nie ciągnijcie nierównego jarzma z niewiernymi”. Nie można chyba sprawy postawić jaśniej ani też żaden rozkaz nie jest bardziej wyraźny i podany z większym naciskiem. Bóg nie może się przyznać do nierównego jarzma, w szczególności gdy chodzi o tak ważne zagadnienie jak związki małżeńskie.

Jak wielu, niestety, musi przyznać, że powodem całego ich nieszczęścia w pożyciu małżeńskim było nieposłuszeństwo wobec rozkazu Bożego, by nie ciągnąć nierównego jarzma. Słowo Boże w tych sprawach daje bardzo a bardzo wyraźne wskazówki: „Wolna jest, aby szła za kogo chce, tylko w Panu” (1 Kor. 7,39). A więc „tylko w Panu”, a poślubienie kogoś, kto nie jest w Panu, jest ściąganiem na siebie niepowodzenia i rozczarowania. Jakże może spoczywać błogosławieństwo Boże na takim domu, gdzie pogwałcono Jego Słowo?

Niejedna młoda niewiasta musiała już nad tym problemem zastanowić się i zerwać zaręczyny. Inne zaś, które uparły się pozostać nieposłusznymi, dożyły takich chwil, których żałowały więcej, aniżeli się to da wypowiedzieć. Na nic się też nie zda argument, że wychodzi za mąż po to, aby małżonka pozyskać. Dziewczyna, której nie udaje się pozyskać swego przyszłego męża przed ślubem, ma całkiem znikome szanse, że to się stanie potem.

O, pracowniku na niwie Bożej! Dla własnego dobra nigdy, przenigdy nie bądź Bogu nieposłuszny i nie wstępuj w nierówne jarzmo! Może się to w danej chwili wydawać rzeczą trudną, lecz bądź tego pewien, że Bóg ma inny, daleko lepszy plan co do twojego życia. Jest rzeczą bardzo niebezpieczną ignorować Jego Słowo. Natomiast w posłuszeństwie jest zawsze zapewnione bezpieczeństwo. Nie ma najmniejszej obawy co do tego, jakie będą rezultaty.

3. Nienawróceni koledzy.

I tutaj konieczne jest zerwanie ze zwyczajami przeszłości. Ani bowiem nie będzie się taki kolega czuł szczęśliwy na zebraniu modlitewnym, ani też dziecko Boże nie będzie mogło mieć przyjemności w rzeczach, które tamtemu się podobają. Wcześniej lub później duch tej społeczności w sposób wyjaławiający wpłynie na życie duchowe - chyba że nastąpi zupełne zerwanie. Trudno się bawić ogniem i nie sparzyć się!

Ale może powiesz: Jakże ja mam ich porzucić? Drogi bracie w Panu, wcale nie będziesz musiał ich porzucić. Tylko trwaj w przestrzeganiu zdrowych zasad duchowego życia, a oni wnet ciebie opuszczą. Będą się czuli tak nieswojo w twoim towarzystwie, jak ty w ich towarzystwie.

Zaprzyjaźnij się z dziećmi Bożymi; niezależnie od tego, czy kolor ich skóry będzie brązowy, żółty, czarny czy biały, wnet stwierdzisz, że będą ci droższymi i przywiążesz się do nich bardziej jeszcze aniżeli do swoich najbliższych krewnych. Oni cię zrozumieją, podczas gdy członkowie twojej rodziny może nie będą mogli cię zrozumieć. Potem jeszcze jedno: takie przyjaźnie nie mogą ulec rozbiciu. Nawet śmierć ich nie rozłączy. Zaprzyjaźnij się zatem z tymi, z którymi możesz pielęgnować przyjaźń nie tylko tu, ale przez całą wieczność.

Otóż jeżeli chodzi o życie w oddzieleniu się, to jego tajemnica leży w „mocy odrzucenia starych rzeczy przez nowe uczucia”. Nigdy nie zapomnę tego dnia, w którym nawróciła się Grace Armstrong. Stało się to na popołudniowym zebraniu, w niedzielę, w Chicago. Upadła wtedy na kolana i łkała, jakby jej serce miało pęknąć. Nikt jej nie mógł pocieszyć. Gdy wychodziła, przyjaciółki jej powiedziały, że to wnet minie.

Ale Grace odpowiedziała: „Nie, dziewczęta, to już nigdy nie minie”. A gdy młodzi mężczyźni telefonowali, zapraszając ją do teatru, odpowiadała bez chwili wahania: „Nie!” Stare rzeczy przeminęły w oka mgnieniu. Już nie miłowała przyjemności tego świata. Wszystkie rzeczy stały się nowe. Teraz zamieszkał w jej sercu Chrystus i otrzymała nowe upodobania i nowe uczucia. Pokochała zebrania modlitewne, chętnie stała na rogu ulicy i śpiewała o swoim Zbawicielu, pokochała pracę odwiedzania, nade wszystko umiłowała Dom Boży. Już nie było walki, pytań bez odpowiedzi, problemów do rozwiązania. Gdy do jej serca wszedł Chrystus w całej Swojej pełni, świat ją opuścił. Już tam dlań nie było miejsca. Grace już odeszła do swojego Pana, ale jakież wspaniałe świadectwo złożyła, zanim odeszła do swojego niebieskiego domu!

Gdy byłem misjonarzem wśród Indian w pobliżu Alaski, przez pewien czas odżywiałem się sucharkami, które tam nazywają „Hardtack”. Przypuszczam, że nazwą, która najlepiej temu odpowiadałaby - to „psie sucharki”. Otóż były tak twarde, że nie mogłem w żaden sposób zgryźć je zębami inaczej, jak tylko po rozgrzaniu ich. Niemniej bardzo mi smakowały.

Ale nadszedł dzień, gdy wróciłem do cywilizacji i zacząłem znowu jeść chleb z masłem. I jak myślicie, czy kiedykolwiek od tej pory zatęskniłem za sucharami? Nie, już nigdy nie miałem takiego życzenia. Nie zdarzyło się już nigdy, abym był zawołał: „O, gdybym tak mógł choć raz. ugryźć kawałek suchara!...” A dlaczego? Po prostu dlatego, że znalazłem coś lepszego.

Proszę bardzo, jeśli masz życzenie, to jedz takie suchary - ja będę ucztował jedząc chleb z masłem. Dziękujemy Panu, że gdy doświadczamy mocy nowego urodzenia i Ducha Świętego, jesteśmy w pełni zaspokojeni i nie mamy już tęsknoty za rzeczami tego świata. W ten sposób oddzielenie się staje się czymś łatwym. Nie jest rzeczą trudną odmówić sobie takiej rzeczy, której nie pragniemy. W ten sposób daje o sobie znać „moc nowych uczuć wypierająca stare rzeczy”. Pozwól Panu Jezusowi Chrystusowi w pełni Jego mocy otworzyć twoje serce na przyjęcie Ducha Świętego, aby w nim zamieszkał Bóg. Wówczas chętnie pójdziesz razem z Nim „za obóz”, znosząc Jego pohańbienie.

 
„Od chwili, gdy wzrok mój utkwiłem w Jezusie,

Już wszystko inne zniknęło w tej mierze,

Jak wzrok duchowy przykułeś do Siebie,

O Ukrzyżowany, gdy patrzę we wierze!”