Zaszczyty i służba Drukuj
Autor: Piotr Karel   
niedziela, 15 września 2019 00:00

 Mając udać się do Jerozolimy, Jezus wziął osobno Dwunastu i w drodze rzekł do nich: Oto idziemy do Jerozolimy: tam Syn Człowieczy zostanie wydany arcykapłanom i uczonym w Piśmie. Oni skażą Go na śmierć i wydadzą Go poganom na wyszydzenie, ubiczowanie i ukrzyżowanie; a trzeciego dnia zmartwychwstanie.

Wtedy podeszła do Niego matka synów Zebedeusza ze swoimi synami i oddając Mu pokłon, o coś Go prosiła. On ją zapytał: Czego pragniesz? Rzekła Mu: Powiedz, żeby ci dwaj moi synowie zasiedli w Twoim królestwie jeden po prawej, a drugi po lewej Twej stronie.
Odpowiadając Jezus rzekł: Nie wiecie, o co prosicie. Czy możecie pić kielich, który Ja mam pić? Odpowiedzieli Mu: Możemy.

On rzekł do nich: Kielich mój pić będziecie. Nie do Mnie jednak należy dać miejsce po mojej stronie prawej i lewej, ale [dostanie się ono] tym, dla których mój Ojciec je przygotował. Gdy dziesięciu [pozostałych] to usłyszało, oburzyli się na tych dwóch braci.  A Jezus przywołał ich do siebie i rzekł: Wiecie, że władcy narodów uciskają je, a wielcy dają im odczuć swą władzę. Nie tak będzie u was. Lecz kto by między wami chciał stać się wielkim, niech będzie waszym sługą. A kto by chciał być pierwszym między wami, niech będzie niewolnikiem waszym, na wzór Syna Człowieczego, który nie przyszedł, aby Mu służono, lecz aby służyć i dać swoje życie na okup za wielu. ( Ew. Mat. 20, 17- 28.)

Oto Jezus podąża w kierunku Jerozolimy. Po raz trzeci już zapowiada Swoim uczniom o tym co Go tam czeka. Doskonale wie, że arcykapłani i uczeni w Piśmie „wydadzą Go poganom na pośmiewisko i na ubiczowanie, a potem skażą Go na śmierć poprzez ukrzyżowanie”. Mówi też o Swoim zmartwychwstaniu. Jezus dzieli się najbardziej skrytymi myślami, otwiera serce przed Swoimi uczniami, chce ich uprzedzić, ale wydaje się, że nic z tego nie rozumieją. Jakby słowa Jezusa nie dotykały ich wnętrz.

Tak się czasem dzieje! Próbujemy otworzyć przed kimś swoje serce, ale nie zawsze jesteśmy dostatecznie zrozumiani. Jeszcze bardziej boli, gdy dzielimy się swoim żalem, swoim problemem, a nasz rozmówca jakby zupełnie tego nie dostrzegał. Zajęty własnymi myślami potrafi jedynie myśleć o własnych sprawach, skupiony na sobie samym.

Wtedy kiedy już po raz trzeci Jezus zapowiada Swoją śmierć nie sądzę, by mówił im to, by wzbudzić empatię i współczucie dla Siebie. Ale oni jakby zupełnie nie słyszeli tego, co mówi.

Inne Ewangelie podają, że w tym czasie, gdy Jezus mówi o Swojej męczeńskiej śmierci, oni kłócą się między sobą, który z nich będzie większy… To żenujące prawda?

W tej walce o pierwszeństwo oburzają się jedni na drugich, próbują licytować swoje zasługi, a nawet zaangażowane są osoby nie będące w ścisłej liczbie Jego uczni.

Bo oto czytamy , że matka synów Zebedeusza, matka Jana i Jakuba, próbuje ująć sprawę w swoje ręce. Jan z Jakubem to przecież już dorośli mężczyźni, ale ona jakby wciąż czuje się za nich odpowiedzialna i sądzi, ze ona lepiej zadba o ich przyszłość niż oni sami potrafią to zrobić.

Przychodzi do Jezusa i nawet nie próbuje ubrać swoje prośbę w jakiś zawoalowany sposób. Obca je jest dyplomacja i wyczucie taktu. Bez ogródek, bez żadnego wstępu , jak z procy wystrzeliwuje swoją prośbę w kierunku Jezusa: Powiedz, aby ci dwaj synowie moi zasiedli jeden po prawicy, a drugi po lewicy twojej w Królestwie twoim” ( w. 21).

Co powiemy o tej matce?

Chyba tylko to, że jest prawdziwą matką. Gotowa zrobić wszystko dla swoich dzieci.

Jej synowie Jan i Jakub kiedy byli jeszcze w domu wcale nie byli aniołami. A i potem, gdy już kroczyli za swoim Mistrzem ich porywczy charakter na tyle uwidaczniał się na każdym kroku, że nazywano ich Synami Gromu.

Charakter dzieci i ich zachowanie nie bierze się znikąd! To sprawa genów i wychowania . To sprawa wzorca jaki w domach rodzinnych otrzymujemy. Dzieci powielają model rodzinny , wyniesiony z domu. Są podobne do matki i ojca. I na całe nieszczęście bardziej utrwalony jest zły , niż dobry wzór.

Na domiar złego rodzicom, szczególnie matkom, bardzo trudno dostrzec wady swoich pociech. Potrafią wszystko usprawiedliwić, każde zachowanie i każdy nawet zły czyn, wytłumaczyć. Miłość matki bywa ślepą. I w tym tkwi problem. Czy chodzi tylko o matkę Jana i Jakuba? Bynajmniej.

Ileż to dzisiaj matek ( i ojców też ) krzywdzi swoje dzieci swoją głupią i nierozumną miłością. A cierpią z tego powodu jedynie dzieci.

Popatrzmy, na kim skupiła się złość pozostałych apostołów, kiedy słyszeli prośbę matki synów Zebedeuszowych?

w. 24  "A gdy to usłyszało owych dziesięciu, oburzyli się na dwóch braci

 Każdy z uczni maił swoje ambicje, swoje marzenia, swoje plany. Każdy z nich myślał o zaszczytach, wysokiej pozycji w Królestwie Jezusa. Każdy z nich próbował walczyć o jak najwyższy honor i zaszczytne miejsce. W takich swoistych kampaniach wyborczych wszystkie chwyty są dozwolone.

Być może matka synów Zebedeuszowych uznała, że jej synowie mają za mało przebicia, że jako kobieta doświadczona życiem potrafi pomoc im w zdobyciu miejsca po lewicy i prawicy Bożej. Kiedy inni wahali się z wyjawieniem swoich pragnień, ona mówi wprost bez żadnych ogródków, o co jej chodzi. Dotychczas inni uczniowie nie mają odwagi głośno przed Jezusem wyjawiać swoich skrytych myśli, ba nawet trochę czują się zawstydzeni i milczą, kiedy Jezus pyta ich: „O czym to tak rozprawialiście w drodze?” Wtedy oni milczeli…

Być może matka Jakuba i Jana uznała, że najwyższa pora, by wprost poprosić Jezusa o miejsce dla jej synów w Królestwie Bożym. Słyszała zapewne, że Mistrz coś mówił o końcu, o jakiś czekających Go problemach, wspominał nawet o Swojej śmierci… na co więc czekać, trzeba sprawę szybko załatwić. Bo jeśli nie teraz , to kiedy? Nie ma już czasu, trzeba przystąpić do rzeczy i wreszcie wykrztusić to, co jest głębokim skrywanym problemem.

Czy czasem tak nie robimy? Kiedy mamy jakąś delikatną sprawę do kogoś, jakże długo zajmuje nam czasu zanim ją wyjawimy. Rozmawiamy o wszystkim, ale trudno wejść na właściwy temat. Czas mija, a my ciągle kluczymy zamiast powiedzieć wprost o co nam chodzi i z jakim problemem przyszliśmy.… Matka synów Zebedeusza bardzo konkretnie przedstawia swoją prośbę.

Z pewnością sądziła, że to miejsce po lewicy i prawicy Bożej należy się jej synom.

Byli bowiem jedną z pierwszej pary uczniów jakich Jezus powołał. W jakiś sposób Jezus przecież wyróżnił trzech swoich uczni kiedy zabierał ich w szczególne miejsca, a oni byli w tej trojce.

Na uroczystości ślubnej jaką mieliśmy ostatnio nad morzem w Grzybowie, czytałem historię powołania uczniów nad brzegiem morza galilejskiego. Tam właśnie Piotr, Andrzej, jak też Jan i Jakub , synowie Zebedeusza, zostali powołani przez Jezusa, by poszli za Nim.

Reakcja tych młodych ludzi była natychmiastowa. Tak jak stali, opuścili swoje łodzie, swoje domy, swoje rodziny, matkę i ojca i poszli za Jezusem.

Po tym, nieraz w ich sercach kołatało się pytanie, jakie kiedyś zadał Piotr Jezusowi: „ Panie, oto my opuściliśmy wszystko i poszliśmy za tobą: cóż za to mieć będziemy?” ( Mt. 19,27)

Takie to normalne, takie to ludzkie. „Co z tego mieć będziemy?” Nie możemy się oburzać na uczni, że tak myśleli i tak funkcjonowali. A któż z nas inaczej funkcjonuje?


To, co robimy dla innych zawsze mierzy się korzyścią jaką z tego mieć będziemy!

Nie zawsze muszą to być pieniądze. One nie są jedyną wartością dla człowieka. Czasem cenniejsze od jakiś wymiernych korzyści jest połechtanie własnego „ja”, dobre samopoczucie, duma z siebie samego...

Czy też oczekiwanie odwdzięczenia się ze strony tych, którym dobrze czynimy. A jeśli coś czynimy dla Boga, to czyż nie oczkujemy, że Bóg to nam odpłaci i wynagrodzi?

Przecież powiedział: Kubek zimnej wody podany w moje Imię nie utraci nagrody swojej” (Mk 9, 41).

Tak myśleli również uczniowie Jezusa.

Może w pierwszej chwili, kiedy zostali powołani przez Jezusa, by iść za Nim tak nie myśleli. Może ta pierwsza miłość była zupełnie czystą miłością, ale potem przychodzi refleksja, czy opłaca mi się chodzić w światłości?. Czy mam z tego powodu same zmartwienia, czy też jakieś korzyści? Czy nie za duża tracę, jeśli całkowicie oddaję się Jezusowi?

Takie obawy i takie myślenie dziś powstrzymuje wielu ludzi, i nie pozwala im na podjęcie ostatecznej decyzji pójścia za Jezusem. Boją się, że za dużo stracą, że będą wystawieni na pośmiewisko, na biczowanie ( jeśli nie dosłowne - to biczowanie językiem przez znajomych, sąsiadów, a nawet i rodzinę), a w końcu będą musieli ukrzyżować swoje ciało wraz z namiętnościami swoimi.

Jaka więc korzyść z opuszczenia ojca i matki, domu czy swojej roli ?

Pan Jezus powiada do swoich uczniów:

Zaprawdę powiadam wam, że wy, którzyście poszli za mną , w odrodzeniu, gdy Syn Człowieczy zasiądzie na tronie chwały swojej, zasiądziecie i wy na dwunastu tronach i będziecie sądzić dwanaście pokoleń izraelskich. I każdy, kto by opuścił domy albo braci, albo siostry, albo ojca, albo matkę, albo dzieci, albo rolę dla imienia mego, stokroć tyle otrzyma i odziedziczy żywot wieczny” ( Mt. 19,28-29).

Każdy z uczniów słyszał to słowo, mówiące o nagrodzie. Każdy z nich mógł być uspokojonym przez owe obietnice złożone przez samego Jezusa. Jednak wydawało im się, że to nie wszystko czego mogli się po Nim spodziewać. Nie chcieli tylko więcej braci i sióstr, ojców czy matek. Ostatecznie i dzisiaj jest wielu chrześcijan, którzy z powodzeniem mogą obyć się- jak sądzą - bez braci i sióstr…

Nie zadawalali się obietnicą życia wiecznego, choć przecież ta obietnica jest najważniejsza, ale chcieli zaszczytów, wyniesienia swego ego, chcieli być kimś ważnym, widzianym, i podziwianym. Dlatego walczyli między sobą o to, kto z nich największy.

Ciekawa jest odpowiedź Jezusa na prośbę matki synów Zebedeusza. Jezus powiada: „ Nie wiecie o co prosicie. Czy możecie pić kielich, który Ja pić będę?”( w. 22).

Czyż Jezus nie miał na myśli kielich gniewu Bożego? Owego kielicha goryczy, którego musiał wypić sam aż do samego dna? Kto z ludzi miałby być gotów przyjąć na siebie grzech całego świata i ponieść go na drzewo krzyża? Kto z ludzi gotów był oddać życie w ofierze za grzeszny rodzaj ludzki? Kto z ludzi zgodziłby się dobrowolnie zaczerpnąć i pić z kielicha mąk piekielnych?

Jakże często nasze myślenie o sobie jest niewłaściwe i głupie. Uczniowie odpowiadają Mu: „Możemy!”

Co za ignorancja?! Kiedy przyszedł czas udręki dla Jezusa nie potrafili w modlitwie spędzić z nim nawet jednej godziny. A kiedy Jezus został pojmany i Pasterz został uderzony, wszystkie owce się rozproszyły. Apostołowie najzwyczajniej stchórzyli, pomimo iż wcześniej deklarowali: „Mistrzu, z Tobą gotowiśmy iść na śmierć”.

Judasz ostatecznie Go zdradza, a Piotr trzykroć się Go zapiera. Czyż rzeczywiście mogli pić z kielicha przeznaczonego wyłącznie dla Jezusa?

Pan Jezus zapowiada, że ostatecznie będą w swoim życiu pić z Jego kielicha. Przyjdzie czas, gdy choć w części będą musieli ponosić zniewagę, prześladowania, a niektórzy nawet poniosą śmierć. Chrystus zapowiada jaką cenę będzie płacić chrześcijanin, kiedy zdecyduje się pójść za Nim. Dzieje Apostolskie relacjonują potem drogę cierpień jaką musieli przejść wyznawcy Jezusa Chrystusa.

A z drugiej strony Jezus kategorycznie oświadcza, że miejsce po Jego lewicy i prawicy, to sprawa Ojca w niebie, który da je tym, dla których zostało ono przygotowane.

To dobrze, że spawa obsadzenia miejsc po lewicy i prawicy Jezusa nie została wtedy objawiona uczniom. Ciekawość nas pewnie rozpiera, ale dopiero kiedy będziemy już w niebie każdy zobaczy ten wybór Boży.

Czy mógłbyś bracie i siostro pomyśleć, że to miejsce jest przygotowane dla ciebie?...

To chyba lekka przesada, prawda? Nie mamy takich ambicji jak mieli uczniowie Jezusa. Kiedy porównujemy się z innymi, jakże często dostrzegamy jak wiele nam brakuje…

Wielu z nas uznałoby to za brak pokory lub przerost pychy i ambicji lub zwykłe szaleństwo gdybyśmy spotkali kogoś , kto myśli o sobie, że zasługuje na miejsce po lewicy czy prawicy Bożej.

Jakie bowiem zastosować kryteria oceny? Kto zasługuje na owe szczególne wyróżnienie?

I oto Jezus jeszcze raz daje prawdziwa lekcję Swoim uczniom.

Jezus twierdzi, że pomiędzy chrześcijanami nie może być tak, jak pomiędzy ludźmi tego świata. Dążenie do zdobycia władzy i wielkości odbywa się bowiem nie tą droga jaką wytycza Jezus.

Obecna kampania wyborcza w Polsce najlepiej obrazuje metody jakie się stosuje, by odnieść wyborczy sukces. Kandydaci chcą zaprezentować się z najlepszej strony. Mówią o swoim patriotyzmie, o swoich zasługach, o swoich zaletach, a jednocześnie bezpardonowo obnażają słabości i błędy swoich adwersarzy i konkurentów. Tu każdy chwyt jest dozwolony, nawet użycie kłamstw, pomówień czy jak to mówimy „chwytów poniżej pasa”.

Jezus jednak powiada , iż książęta narodów nadużywają swej władzy nad nami, a ich możni rządzą nimi samowolnie” ( w.25).

I jednocześnie dodaje: nie tak ma być miedzy wami; ale ktokolwiek by chciał miedzy wami być wielki, niech będzie sługą waszym. I ktokolwiek by chciał być miedzy wami pierwszy, niech będzie sługą waszym” ( w. 26-27)

Być SŁUGĄ! To droga do wielkości, to droga poprzez uniżenie i postawę służenia drugiemu człowiekowi.

W świecie wielkość ocenia się na podstawie tego, jak wiele ludzi mam pod sobą, ile ludzi mi służy, ile ludzi mi podlega. W Królestwie Bożym odwrotnie. Ten jest większy, który większej ilości ludzi służy.

Jezus mówi o Sobie:Podobnie jak Syn Człowieczy nie przyszedł, aby mu służono, lecz aby służył i oddał życie swoje na okup za wielu” ( w. 28)

Czy łatwo być sługą? NIE! To nie leży w naszej naturze. Często oburzamy się, gdy ktoś chce traktować nas przedmiotowo, gdy ktoś chce zrobić z nas swego sługę.

Z całą mocą możemy stwierdzić , że nie jest nam łatwo naśladować Jezusa - sługę.

Owszem chcielibyśmy zaszczytów, chcielibyśmy być docenieni, chcielibyśmy być na piedestale.. ale do tego celu prowadzi jedynie droga uniżenia i służenia wzorem Chrystusa. Inne drogi okazują się fałszywymi drogami, ślepymi ulicami. W dodatku kroczenie inną drogą zawsze będzie wywoływać spory, niesnaski, zazdrości, kłótnie i fałszywe mniemanie o sobie samym.

Jezus powiedział: Kto jest największy pośród was, niech będzie sługą waszym, A kto się będzie wywyższał, będzie poniżony, a kto się będzie poniżał, będzie wywyższony” ( Mt. 23,11-12).

On Sam dał nam przykład, kiedy uniżył siebie samego, przyjął postać sługi i stał się podobny ludziom.. uniżył się aż do śmierci i to do śmierci krzyżowej... ( por. Filp. 2,5-11).

Obyśmy byli takiego ducha.