Wieczerza Pańska Drukuj
Autor: Herbert Carson   
środa, 15 czerwca 2016 00:00

Dwie podstawowe kwestie stają przed nami, gdy rozmyślamy nad znaczeniem Wieczerzy Pańskiej. W jakim sensie Chrystus jest obecny? Jaki cel można dostrzec w obchodzeniu tego obrządku? Na te dwa pytania dawano ubolewania godne odpowiedzi. Obecność Chrystusa lokowano w częściach składowych, tak, że Chrystus jest rzekomo naprawdę obecny w cielesnym kształcie pod postacią chleba i wina. Doktryna o tym, co określane jest w słowach „rzeczywista obecność” jest próbą uznania tego pojęcia, a oprócz tego istnieje idea o istotnej zmianie w częściach składowych, tak, że to, co było faktycznie chlebem i winem, stało się po wypowiedzeniu słów konsekracji w istocie ciałem i krwią Chrystusa. Określenie zastosowane, aby oddać rzekomo zachodzącą zmianę, wyraża słowo „transsubstancjacja”.

Ściśle związane z nauką o tym, że Chrystus jest rzeczywiście obecny w częściach składowych, jest dalsze pojęcie, iż celem Wieczerzy jest przyniesienie ofiary Bogu, aby z jednej strony odwrócić Jego gniew, który jest skierowany przeciwko naszym grzechom, a z drugiej, żeby stała się skutecznym instrumentem uzyskania przychylnej odpowiedzi Boga na nasze modlitwy. Najbardziej rozwiniętym wyrazem tej ofiarniczej interpretacji Wieczerzy Pańskiej jest rzymskokatolicka doktryna o mszy, chociaż jest ona z różnymi modyfikacjami, szeroko przyjęta przez Kościół anglikański, jak też przez niektóre inne wolne Kościoły.

Chcąc się rozprawić z tymi błędnymi poglądami należy dokonać wnikliwej biblijnej i historycznej analizy, która nie byłaby na miejscu w niniejszej publikacji. W każdym przypadku czytelnik może dostrzec argumenty za i przeciw rzymskokatolickiej nauce potraktowane w sposób pełniejszy i bardziej szczegółowy w innych pracach na temat dogmatów Kościoła rzymskiego (patrz np.: H.M. Carson, Dawn or Twilight, I.V.P., 1976). Wystarczy powiedzieć, że bliźniacze poglądy–dogmaty na temat transsubstancjacji i mszy nie okazują się po bliższym zbadaniu zgodne ani z Pismem Świętym, ani z historią myśli chrześcijańskiej, ani rzeczywiście w przypadku transsubstancjacji z powszechnym odczuciem.

Co można z korzyścią zanotować, to sposób ich rozwoju, a także podstawowy błąd doktrynalny, bowiem obydwa te zagadnienia są ciągle powtarzającymi się czynnikami w wielu innych dziedzinach. W sprawie rozwoju dogmatów można dostrzec wyraźny obraz tego, co dzieje się, gdy Kościół zaczyna dostosowywać swoje życie i nauczanie do kultury i wzorców myślowych współczesnego świata. W czwartym wieku takie tragiczne przystosowanie stało się faktem.

Nieoczekiwana zmiana losów, gdy poprzednio prześladowane Kościoły stały się uprzywilejowanymi społecznościami w rzymskim imperium doprowadziła do spoganizowania Kościołów jako nominalnych popleczników, które teraz zlały się w cieszącą się szacunkiem instytucję. Pogańskie idee o ofiarach składanych przez kapłanów wyposażonych w prawie magiczną moc, aby wyjednać u bóstwa przebłaganie i zyskać jego przychylność, zaczęły szeroko wkraczać do Kościołów. Trwało to wieki, aż idea o transsubstancjacji ostatecznie wyłoniła się w roku 1215, a dogmat o mszy został sformułowany na Soborze Trydenckim, ale na długo przed ich sformułowaniem nasienie błędu rozsiane wiele wieków przedtem zapuściło głęboko korzenie.

Poza historycznym rozwojem jednakże, istnieje bardziej fundamentalny błąd. Jest o nim mowa w rozdziale poświęconym zagadnieniu chrztu. Jest to adaptowanie niewłaściwego punktu wyjściowego, tak że głównym punktem odniesienia staje się nie Bóg, lecz człowiek. Rozpoczyna się od człowieka i jego świadomie rozumianych potrzeb, i kończy się na uczynieniu łaski Bożej czymś mniejszym niż pomocną ręką. Zamiast biblijnego poglądu na temat łaski, jako bezpłatnej przychylności Wszechmocnego okazywanej bezradnym, ignoranckim i nie zasługującym na to grzesznikom, łaska zostaje potraktowana jako „przedsiębiorstwo kooperujące”, w którym Bóg współdziała z podjętymi już przez człowieka działaniami.

Gdy to wszystko zostaje przystosowane do Wieczerzy Pańskiej, ustawia cały obrządek tyłem do przodu. Zamiast pytania o to, co Bóg ma do powiedzenia i do zrobienia, zaczyna się od słów i działań człowieka. Takie myślenie idzie nieuchronnie w kierunku ofiary mszy. Liberalni rzymsko-katolicy i anglo–katolicy próbują wysubtelnić pewne niedelikatności tradycyjnego przedstawienia eucharystycznej ofiary. Mówią oni o nabożnej kongregacji utożsamiającej się z „wiecznym samoofiarowaniem się Chrystusa” – co jest koncepcją niespotykaną w Nowym Testamencie. Idą oni za głosem tej samej niebiblijnej idei, która wyobraża sobie człowieka przynoszącego ofiarę Bogu. Widać to ze słów pieśni Brighta śpiewanej podczas komunii:

My tutaj obecni, przedkładamy przed Tobą

Ofiarując to co doskonałe w Twoich oczach,

To co prawdziwą, czystą i nieśmiertelną ofiarą.

Jeśli z drugiej strony patrzymy na Wieczerzę Pańską jako na „widzialne Słowo” zwiastowane przez łaskawego Boga słuchającemu i posłusznemu ludowi, wkraczamy w całkowicie inną dziedzinę myśli. Nabożeństwo przestaje być przede wszystkim naszym zbliżeniem się do Boga, a staje się, jak jest naprawdę, zbliżeniem się Boga do nas. Bóg oświadcza, że zostaje nam ofiarowane przebaczenie i dana duchowa siła, ponieważ ciało Chrystusa zostało ofiarowane raz i dla wszystkich, a Jego krew została przelana. Jego ciało nie jest ciągle łamane ani krew przelewana w nieskończoność. Ofiara została złożona raz i za wszystkich i została przyjęta przez Boga. Nic nie można do tego dodać. Wszelkie usiłowanie przedstawienia przed Bogiem znów ofiary Golgoty byłoby niczym innym jak znieważaniem Syna, bowiem taka praktyka rzucałaby poważny cień na doskonałość Jego dzieła i stawiałaby pod znakiem zapytania wiarygodność akceptacji przez Ojca ukończonego dzieła Chrystusa. Każda Wieczerza Pańska składa przed nami oświadczenie: „Dzieło odkupienia zostało zakończone, cena została zapłacona”. To, czego się wymaga nie może być żadnym usiłowaniem ponowienia Golgoty, ale pokorną wdzięcznością i wrażliwą wiarą.

Prowadzi nas to na powrót do naszych podstawowych pytań. W jakim sensie Chrystus jest obecny i jaki cel można dostrzec w obchodzeniu przez nas pamiątki Wieczerzy Pańskiej? Nasza odpowiedź na pierwsze pytanie jest taka, że Chrystus jest obecny, nie w jakimś sensie materialnym lub zlokalizowanym, ale w sposób dynamiczny, gdy spełnia swoje obietnice. Jego Słowo łaski zostaje w sposób szeroki zadeklarowane poprzez dawanie i przyjmowanie przez nas, poprzez jedzenie i pice. Ale On nie tylko przemawia, wypowiadając swoje Słowo, lecz towarzyszy temu Słowu swoją obecnością i mocą. Nie tylko towarzyszy temu do progu naszego myślenia, ale przekracza próg, aby wyryć swoje obietnice w naszych sercach. Tak więc możemy powiedzieć, że Jego obecność znajduje się nie tylko w obietnicach zdeklarowanych w Wieczerzy, ale także w sercach wierzącego ludu Bożego. Odrzucamy więc rzymskokatolicki pogląd o „rzeczywistej obecności”, ale w przeciwieństwie do tego nie głosimy „rzeczywistej nieobecności”! Wierzymy, że Chrystus jest naprawdę obecny, bowiem to On przewodniczy przy stole i On pobudza swój lud mocą swego Ducha do otwarcia drzwi serc na Jego łaskawe przyjście. Tak więc z radością śpiewamy komunijny hymn Spurgeona:

Stoi wśród nas nasz Umiłowany

I pokazuje nam swoje przebite ręce;

Wskazuje na swoje zranione stopy i bok,

Błogosławione znaki Ukrzyżowanego.

Odnośnie do drugiej kwestii: „Jaki jest cel Wieczerzy?”, odpowiadamy, że celem jest błaganie Boga. Naszą odpowiedzią na błędny pogląd jest stanowisko, że Bóg nie potrzebuje ciągłego przypominania Golgoty, ale my tego potrzebujemy. Nie potrzebujemy wystawiać na pokaz krzyża przed Bogiem, aby wydobyć od Boga odpowiedź na nasze potrzeby. Raczej to On eksponuje przed nami Chrystusa, aby wydobyć od nas odpowiedź w postaci opamiętania, wiary, miłości i posłuszeństwa. Naszym celem nie jest składanie ofiary, aby pobudzić Boga do przychylności wobec nas, ale upokorzenie się w oczekującej wierze przed Nim, gdy On ogłasza na nowo wobec nas chwałę – złożonej już dawno – ofiary Chrystusa. Dochodzimy właśnie do tego, kiedy słuchamy tego, co Bóg ma nam do powiedzenia, gdy Słowo Boże jest zwiastowane, abyśmy mogli oddać się Mu w odnowionym poddaństwie.