W tym, co jest Ojca mego, ja być muszę... Drukuj Email
Autor: Karel Piotr   
wtorek, 18 października 2011 11:04

" I gdy miał dwanaście lat, poszli do Jerozolimy na to święto, jak to było w zwyczaju. A gdy te dni dobiegły końca i wracali, zostało dziecię Jezus w Jerozolimie, o czym nie wiedzieli jego rodzice, a mniemając, iż jest pośród podróżnych, uszli dzień drogi i szukali go między krewnymi i znajomymi. I gdy go nie znaleźli, wrócili do Jerozolimy, szukając go. A po trzech dniach znaleźli go w świątyni, siedzącego wpośród nauczycieli, słuchającego i pytającego ich. A zdumiewali się wszyscy, którzy go słuchali, nad jego rozumem i odpowiedziami. I ujrzawszy go, zdziwili się. I rzekła do niego matka jego: Synu, cóżeś nam to uczynił? Oto ojciec twój i ja bolejąc szukaliśmy ciebie. I rzekł do nich: Czemuście mnie szukali? Czyż nie wiedzieliście, że w tym, co jest Ojca mego, Ja być muszę? Lecz oni nie rozumieli tego słowa, które im mówił. I poszedł z nimi, i przyszedł do Nazaretu, i był im uległy. A matka jego zachowywała wszystkie te słowa w sercu swoim. Jezusowi zaś przybywało mądrości i wzrostu oraz łaski u Boga i u ludzi." (Łk. 2,42-52)

 Kiedy kilka lat temu zastanawiałem się jakie motto Słowa Bożego wybrać, by umieścić je na osobistych wizytówkach, zdecydowałem, że będą to słowa wypowiedziane przez 12-letniego wówczas Jezusa;

„ w tym, co jest Ojca mego, ja być muszę” ( w.49)

Po latach w pełni zdaję sobie sprawę z tego, że:

  1. moje pragnienia, by być w tym, co jest mego Ojca, nie tak łatwo wcielić w codzienne życie i moją praktykę naśladowania Jezusa
  2. że pragnienia są piękne i pięknie wyglądają wypisane na wizytówce, ale przecież to nie o wizytówkę chodzi, raczej o życie zgodne z tym pragnieniem.
  3. Słowa te z jednej strony mobilizują, ale z drugiej często oskarżają, szczególnie wtedy, gdy nie chcę być w tym, co jest Ojca mego. Kiedy wolę tkwić „ w swoim”.

Czytaliśmy historię „ zgubienia się” 12 letniego chłopca w rodzinie Marii i Józefa. Kiedy się jest w dużym mieście, gdzie tłumy ludzi śpieszą w różnych kierunkach, gdzie panuje duży hałas, gwar i zgiełk, bardzo łatwo dziecku pozostawionemu bez opieki dorosłych, zgubić się.

Pamiętam, że jako 5 latek zgubiłem się w centrum Olsztyna. Gdzieś zagapiłem się i zatrzymałem dłużej, patrząc na bójkę dwóch młodych mężczyzn, a rodzice w tym czasie poszli dalej. To trwało jakiś czas, ale wreszcie się odnaleźliśmy. I dokładnie już nie pamiętam, ale zdaje mi się, że na słowach wyrzutu ze strony taty się nie skończyło...

W tej jednak historii może dziwić fakt, że Maria z Józefem, choć kochali Jezusa i boleli nad tym wtedy, gdy gdzieś się im zawieruszył, tak naprawdę nie wiele znali swego syna!

Wychowywali Go już dwanaście lat. Na co dzień Jezus był pod ich kontrolą. Spał w ich domu, jadł przy ich stole. Im zadawał pierwsze dziecięce pytania. A jednak nie rozpoznali Jego prawdziwych zainteresowań.

Inaczej nie musieliby Go szukać tak długo! Dlaczego dopiero po trzech dniach skierowali swoje kroki do świątyni? Gdzie szukali Go przez dwa wcześniejsze dni?

Czy może zrozpaczeni, że nigdzie Go nie ma, poszli do świątyni, aby modlić się o Jego odnalezienie?

Pomyśl Bracie, Siostro, gdyby zgubiło się twoje dziecko ... czekasz na jego powrót ze szkoły, czas, kiedy winno wrócić już dawno minął.. a jego nie ma w domu. Na dworze robi się ciemno, a twego dziecka nie ma w domu. Co robisz? Gdzie próbowałabyś go szukać?

Dzwonisz do kolegów, do szkoły... do szpitala, na policję... rozpytujesz innych jego rówieśników, czy nic nie wiedzą.... może gdzieś na placu zabaw, może poszedł nad jakąś wodę..

Może gdzieś jest w salonie gier komputerowych... i zżymasz się, obiecując sobie gdy tylko go dorwiesz.. to nauczysz go o której się do domu wraca...Ale jeśli dziecka nie byłoby przez noc? Czarne chmury gromadzą się nad twym umysłem! Przeżywasz prawdziwy dramat.

Maria z Józefem przeżywali podobny dramat przez trzy dni. Choć powinni znać upodobania swego syna, nie przyszło im do głowy , aby Go szukać tam, gdzie był. To znaczy w świątyni.

Pomyślmy teraz o naszym życiu. Czy znamy upodobania Pana?

Oczywiście może być tak, że przyznajemy się do Niego. I choć nie jest naszym synem ( jak Marii i Józefa), to jest częścią naszej rodziny. Bóg jest naszym Ojcem, a Jezus naszym Panem, który nie wstydzi się nazywać nas swoimi braćmi.

Być może codziennie czytamy Jego Słowo, codziennie modlimy się do Niego i rano i wieczorem i gdy zasiadamy do posiłków...

Ale czy naprawdę znamy upodobania i prawdziwe zainteresowania naszego Pana?

A jeśli je znamy, to czy nasze zainteresowania są identyczne, z tymi , jakie miał Jezus?

 Gdzie wiodą cię twoje pragnienia? Gdzie najchętniej kierujesz swoje kroki? Do centrów handlowych? Do miejsc rozrywek? Do kafejek internetowych? Do przyjaciół? Do twego ulubionego ogródka? Na łono przyrody poza miasto? Na ryby? Gołębie? Czy też może do miejsca twojej pracy?

Gdzie cię szukać w razie potrzeby? ( niektórych pewnie w gospodzie!)

Czy ktoś, gdybyś się zgubił, szukałby cię w kościele?

Dlaczego myśl o świątyni, że tam może być Jezus, przyszła dopiero u Marii i Józefa po trzech dniach? Dlaczego? Czyż nie znali Jego upodobań?

 

To co słyszą z Jego ust , podobnie, jak wcześniej nauczycieli i uczonych w Piśmie, zadziwia teraz Jego rodziców!

Od trzech dni już słuchał i pytał zgromadzonych w świątyni starszych Izraela, „A wszyscy, którzy Go słuchali zdumiewali się nad jego rozumem i odpowiedziami( w. 47)

 I Maria z Józefem słyszą słowa własnego dziecka:

„Czemu mnie szukaliście? Czyż nie wiedzieliście ,że w tym, co jest Ojca mego, ja być muszę?”. No właśnie, ..nie wiedzieli!

 Jezus już w tym momencie, choć był jeszcze dzieckiem miał sprecyzowany plan dla swego życia. Moglibyśmy powiedzieć miał cel i program! Wiedział , co chce w życiu robić. Jakiemu celowi się poświęcić...I w dorosłym życiu, nie chciał nic innego czynić, jak tylko wykonywać plan swego Ojca!

Niestety , czasami dość późno dociera do nas świadomość, co naprawdę w życiu chcę robić, ...czemu mam się poświęcić.. jaki kierunek życia obrać?

Dobrze jeśli, taka świadomość przychodzi,... wcześniej , czy później,... gorzej jeśli przeżywamy życie, bez jakiegokolwiek celu.!

Dziś możemy zapytać siebie samych: Jaki jest cel mojego życia ? Czy jest on zgodny z celem jaki postawił sobie Jezus: „ w tym, co jest Ojca mego ja być muszę?”

Nie jesteśmy już dziećmi. Czas naszych marzeń, o tym kim będziemy, gdy dorośniemy, jest już poza nami.

Plany dziecięce są czasem bardzo ambitne. Dzieci pytane o to kim chcą być w przeszłości, kiedy dorosną, często odpowiadają: Ja będę lekarzem, a ja dyrektorem, ja kosmonautą, inny zaś archeologiem, albo sławną aktorką...śpiewaczką.

Pamiętam kiedy mnie pytano o to kim chcę być: to jako mały chłopak ,zawsze mówiłem – chcę pracować w Radzie Zakładowej. ( mój tata był przewodniczącym Rady Zakładowej w jednej z śląskich hut). A na pytanie dlaczego chcesz tam pracować- zawsze odpowiadałem: bo oni tam nic nie robią tylko kawę piją!

Potem zmieniły się moje plany i pod wpływem namowy wujka chciałem zostać kucharzem.

Wujek zawsze mi powtarzał: „ Pietrek – pamiętaj zawód kucharza nigdy nie zginie. Ludzie zawsze będą chcieli jeść.”

No i w końcu zostałem .. ale tylko pastorem!

W dorosłym życiu plany dziecięce są mocno weryfikowane. Nie wszystko układa się tak jak chcielibyśmy i czasem nie zostajemy lekarzami, dyrektorami, aktorkami... a musimy zając stanowiska- powiedzmy – mniej zaszczytne..

Nasze dziecięce plany idą w zapomnienie. Czasem tylko odżywają w małżeńskich sprzeczkach:

Kiedy żona mówi do męża, gdyby nie ty, to dzisiaj byłabym aktorką, a mąż mówi, gdyby nie ty, pewnie byłbym już znanym biznesmenem...albo naukowcem!

Rodzice Jezusa byli rozgoryczeni tą sytuacją.

„Cóżeś nam synu uczynił? - Oto ojciec twój i ja bolejąc szukaliśmy ciebie!” (w. 48) powiada Maria.

Ale oni jak powiada Pismo, „nie rozumieli tego słowa, które mówił do nich”(w. 50).

Może być tak, że program Jezusa: „ w tym , co jest Ojca mego , ja być muszę” nie będzie zrozumiały dla twoich najbliższych, matki, ojca, żony, męża, twoich dzieci...dalszej rodziny!

Ten program, jeśli będzie twoim programem życia, z całą pewnością nie będzie, ani czytelny, ani zrozumiały dla tych ludzi, którzy nie są z Boga i nie znają Go!

Kiedy podejmiesz decyzję: chcę iść za Bogiem, chcę Go naśladować, chcę być podobnym do Niego, to spodziewaj się ,że nawet twoi najbliżsi powiedzą ci: Cóżeś nam uczynił?

Jaki to wstyd dla całej rodziny mieć takiego odmieńca! Jak mogłeś zdradzić wiarę ojców? Jak mogłeś iść tam, do tej kociej wiary! itd. itd.

Lecz Jezus był świadom tego, po co przyszedł na ziemię, ... po co żyje, i jaki jest jego cel!

 Od samego początku, życiu Jezusa towarzyszyła świadomość, że nie przyszedł na ziemię wypełnić swoją wolę, i żyć według własnych upodobań, ale przyszedł na ziemię, by wypełnić wolę Swego Ojca...

On wiedział, że musi być w tym, co jest Jego Ojca...

Co oznaczają słowa: MUSZĘ być...?

Pomyślmy przez chwilę i zastanówmy się.

Czy to, że Jezusa nie było, ani w salonie gier komputerowych, ani przed telewizorem u kolegi, ani w Wesołym Miasteczku, ani gdziekolwiek indziej.... a że był w świątyni, oznacza, że ktoś przymusił Go, by tam był?

 Z całą pewnością NIE! Nie wygląda na to, że mama, czy tata, kazali Mu iść do kościoła !

Nie wygląda na to, że Jezus był w świątyni z przymusu. Raczej odwrotnie!

Był – jak widać w swoim żywiole!. Słowa : „ja być muszę” oznaczały Jego wewnętrzną potrzebę i pragnienie serca.

A teraz pomyśl o sobie! Czy żyjesz dla Bożych spraw z przymusu, czy z wewnętrznej, naturalnej potrzeby?

Czy próbujesz postępować według Jego przykazań tylko dlatego, że się Go boisz, czy dlatego, że twoje odrodzone życie nakłania cię, byś wypełniał Jego wolę!?

Czy przychodzisz do kościoła, bo tak wypada, .. bo mama, czy tata każe, bo co powiedzą sąsiedzi, jeśli nie pójdę do kościoła... czy też jest tak, że nie możesz doczekać się niedzieli, wtorku, czy czwartku, kiedy znów będzie nabożeństwo!

Jeśli Boże sprawy, nie są ci na tyle bliskie i musisz zmuszać się , by wykonywać wolę Pana, to znaczy że daleki jesteś od programu Jezusa i od celu jaki On miał w swoim życiu!.

On nie musiał, ON PRAGNĄŁ!

 On pragnął być w tym co jest Jego Ojca!

Powiadają, że Jezus był cieślą ( to po swoim ojcu ziemskim – Józefie). Nie wiem ,czy był, czy nie był, ale jeśli nawet był, to nie stolarka, czy ciesielka była Jego celem życia!

Tak jak nie musi być twoim celem, twój zawód, twoja praca, twój dom, twoje auto, twoje pieniądze... i co tam jeszcze...

Jezus nigdy nie zrezygnował z celu i programu swego życia, by być w tym, co jest Jego Ojca...

Jeśli Słowo Boże zachęca nas, byśmy naśladowali Jezusa... to właśnie musimy naśladować Go w Jego pragnieniach, by być w tym, co jest Ojca naszego!

Dziś wielu zastanawia się nad pytaniem: Kto jest naprawdę chrześcijaninem? Naśladowcą Jezusa? Między poszczególnymi grupami chrześcijan istnieje i toczy się swoisty przetarg.

„My mamy prawdę, .....my właściwie nauczamy.... My lepiej rozumiemy Słowo Boże..., nam Bóg objawił w co mamy wierzyć” itd. itd..

Ale Bóg pragnie byśmy raczej byli w tym, co jest Jego!

 Bóg kocha każdego grzesznika. Czy ty również miłujesz ludzi wokoło?

  1. Bóg nie chce śmierci grzesznika... Czy jest to twoim największym zmartwieniem, że tysiące ludzi wokół ciebie odchodzi do wieczności nie znając Boga?
  2. Bóg był gotów i zrobił to, że życie swoje oddał za nieprzyjaciół.. Czy ty również oddajesz swoje życie jemu w ofierze?
  3. Bóg przebaczył i nie pamięta win i występków, tych którzy przychodzą do Niego. Czy mówisz: I ja muszę być w tym, co jest Ojca mego?
  4. Wszystko, co czyni Bóg jest wspaniałym, dobrym i doskonałym. Czy czynisz podobnie?

O, moglibyśmy wymieniać tu wiele rzeczy.. wiele cech charakteru, wymieniać wiele sytuacji w których znajdował się Chrystus... i pytać się : Czy postępujemy podobnie? Czy nasz cel jest identyczny z Jego celem? Czy nasze pragnienia są podobne do tych , które nosił w swoim sercu Zbawiciel Świata?

Nigdy nie jest za późno na korektę naszego celu, jeśli zauważamy, że nie jest to cel naszego Zbawiciela.

Może być tak, że powierzyłeś Mu kiedyś swoje życie. Stałeś się człowiekiem wierzącym, ale nie do końca identyfikujesz się z Bożym programem dla twego życia.

Może być tak, że kiedyś znalazłeś Zbawiciela, ale dziś po latach stwierdzasz, że nie ma Go koło ciebie. To straszne odkrycie dla Marii i Józefa, kiedy „ uszli dzień drogi z Jerozolimy i zaczęli go szukać pomiędzy krewnymi i znajomymi” (w.44)

Gdzieś stracili Go z widoku swoich oczu! Gdzieś im się zawieruszył!... Gdzieś po drodze zagubili Jezusa! Każdemu to może się zdarzyć! I wpadli w panikę!

 To dobry objaw! Lepiej przerazić się nieobecnością Jezusa, niż iść dalej i żyć w fałszywym mniemaniu, że wszystko jest w porządku!

Jeśli tak jest, że spostrzegasz w twoim życiu, ze gdzieś po drodze zgubiłeś Jezusa – to zawróć i rozpocznij szukać Go na nowo!

Nie musisz Go szukać ... przez trzy dni! Nie szukaj Go tam, gdzie Go na pewno nie ma!

Raczej idź prosto do niebieskiej świątyni. Szukaj Go w modlitwie, szukaj Go w Jego Słowie!

Szukaj Go na kolanach przed twoim Niebieskim Ojcem, a miejsce strachu, lęku i obawy będzie wypełnione na nowo radością znalezienia Twego Jezusa.