Uważajcie siebie za żyjących dla Boga Drukuj Email
Autor: Dariusz Kowalczyk   
sobota, 31 lipca 2010 02:00

Postawa Demasa - „życie swoje zachować..."

Po długich wahaniach Demas zdecydował się. Nie warto marnować życia w ten sposób. Już wystarczająco długo przebywał w Rzymie. Pokoik w zatłoczonej dzielnicy miasta, w którym spędził wraz z Pawłem kilka ostatnich lat, stracił wszelki urok. Zwłaszcza gdy stało się jasne, że dni apostoła są policzone. Czy podobny los nie czeka jego współpracowników? Świat jest taki piękny, a on - obywatel rzymski - może sobie wspaniale ułożyć życie. Ma pomysł na to, jak przeżyć go lepiej, jak wziąć z niego jak najwięcej. Nie, nie warto go jeszcze tracić. Oczywiście, nadal będzie dobrym chrześcijaninem. Przyłączy się do zboru w Tesalonice, gdzie podczas kilku wizyt złożonych wspólnie z Pawłem zaprzyjaźnił się z paroma nawróconymi kupcami. Razem będą prowadzić interesy, podróżować, poznawać nowe kraje, nowych ludzi, a przy okazji świadczyć im o Chrystusie. Bóg na pewno zaakceptuje taki plan, a on sam będzie mógł wreszcie żyć pełnią życia po latach wyrzeczeń poniesionych podczas podróży misyjnych u boku Pawła.

„Demas mnie opuścił, umiłowawszy świat doczesny, i odszedł do Tesaloniki..."''

„Bo kto by chciał życie swoje zachować, utraci je, a kto by utracił życie swoje dla mnie, odnajdzie je..."Mat.16.25

Jak przyjmujemy te słowa Chrystusa? Czy wywołują w nas niepokój? Czy lękamy się, że nasz Pan chce nam zabrać coś, co kochamy lub, że nie da nam tego, czego bardzo pragniemy?

Podobnie jak Demas, każdy z nas chce, aby jego życie było szczęśliwe. I mamy własne wyobrażenie o tym szczęściu, własną wizję życia. Dobre warunki materialne, sukces w nauce i w pracy, wspaniała rodzina, przyjaciele, fascynujące hobby, podróże, zdrowie, odpowiednia pozycja społeczna...

Zmiany, jakie zaszły w naszym kraju w ciągu ostatnich lat, pozwoliły nam zobaczyć, czym zajmują i cieszą się ludzie na całym świecie. I uwierzyliśmy, że również my możemy to wszystko osiągnąć. Z jednej strony zdajemy sobie sprawę z tego, że w swoim życiu powinniśmy się kierować Bożym Słowem. Z drugiej strony pragniemy odebrać z tego życia jak najwięcej. I niejednokrotnie dostrzegamy, że kochamy nasze życie, że przy najmniej podświadomie staramy się zachować je dla siebie. W rezultacie nasza filozofia życiowa jest jakąś próbą połączenia chrześcijaństwa z epikureizmem: usiłujemy realizować własne cele, plany i marzenia, starając się jednocześnie przestrzegać Bożych przykazań.

Taka postawa jest błędna i wynika z dwóch powodów. Po pierwsze - z nieznajomości lub lekceważenia Pisma Świętego, które wyraźnie przestrzega przed jej zgubnymi skutkami. Po drugie - z braku wiary w Bożą moc i dobroć; w to, że On wie, co jest dla nas najlepsze i pragnie nam to dać.

„Kto miłuje życie swoje, utraci je"

Chrystus powiedział, że „kto miłuje życie swoje, utraci je"; że próba zachowania życia dla siebie prowadzi do jego utraty. Tych, którzy starają się wziąć z życia jak najwięcej dla siebie, maksymalnie wykorzystać możliwości, jakie stwarza człowiekowi świat, ostrzegał: „Cóż pomoże człowiekowi, choćby cały świat pozyskał, jeśli siebie samego zatraci?". I posunął się jeszcze dalej mówiąc, iż nie może być Jego uczniem człowiek, który nie ma w nienawiści swego życia oraz nie wyrzeknie się wszystkiego, co ma . Oczekuje więc od swoich uczniów, że będzie dla nich najważniejszy. Że będą Go miłować tak bardzo, iż w porównaniu do tej miłości ich uczucia do najbliższych, a nawet do siebie samych, będą jak nienawiść. Że dla Niego wyrzekną się realizacji osobistych planów, wizji, marzeń, słowem - wszystkiego. Że ich życie utraci dla nich wartość na Jego rzecz, a pełnienie Jego woli stanie się ich pokarmem:

„Kto chce pójść za mną, niechaj się zaprze samego siebie, bierze krzyż swój..."

Nasz Pan nazywa taką postawę zaparciem się siebie: „Jeśli kto chce pójść za mną, niechaj się zaprze samego siebie, bierze krzyż swój na siebie codziennie i naśladuje mnie". Jego uczeń musi wyprzeć się samego siebie, swoich własnych dążeń i celów. Warto pamiętać, że Mistrz uczynił to samo, gdy „chociaż był w postaci Bożej, nie upierał się zachłannie przy tym, aby być równym Bogu, lecz wyparł się samego siebie". Naśladowanie Chrystusa to kroczenie Jego śladami, bycie takim, jak On. Jeżeli nasz Pan wyparł się samego siebie, cóż w tym dziwnego, że my - Jego uczniowie - uczynimy to samo? On powiedział: „Jeśli kto chce mi służyć, niech idzie za mną, a gdzie ja jestem, tam i sługa mój będzie". Słowa te bezpośrednio poprzedzają zapowiedź męczeńskiej śmierci: „Teraz dusza moja jest zatrwożona i cóż powiem? Ojcze, wybaw mnie od tej godziny? Przecież, dlatego przyszedłem na tę godzinę". Jezus jednym tchem nakazał nam pójście drogą, którą On idzie i wspomniał, że droga ta trwoży Go. Wy maga ona zaparcia się siebie, swojego życia - prowadzi bowiem na krzyż, na śmierć. Drogą tą Chrystus miał nieść swój krzyż na Golgotę. A co oznacza dla nas codzienne niesienie naszego krzyża?

jak można zaprzeć się samego siebie

Apostoł Paweł pisze: „Nasz stary człowiek został wespół z nim ukrzyżowany, aby grzeszne ciało zostało unicestwione, byśmy już nadal nie służyli grzechowi". „Nie ma innej drogi zaparcia się samego siebie, swej starej natury; nie ma z tej prostej przyczyny, że Bóg dokonał już dzieła! Oto jego droga: mamy utożsamiać się z Chrystusem Jezusem w Jego śmierci i zmartwychwstaniu! To już się dokonało! Nam pozostaje tylko uwierzyć w to" - komentuje M.J. Stanford . „Dzięki ukrzyżowaniu wraz z Chrystusem starego człowieka dokonała się w wierzącym śmierć dla grzechu, został on całkowicie uwolniony od mocy grzechu, znalazł się poza jego zasięgiem (...) Jednak ten dokonany fakt może stać się realną rzeczywistością w codziennym życiu wierzącego jedynie wtedy, gdy spocznie na nim jego wiara, która, chwila za chwilą, dzień po dniu, pomimo ataków pokuszenia, pozwala mu liczyć na ten fakt, uznawać jego prawdziwość. Wtedy, gdy liczy nań, Duch Święty czyni go rzeczywistością" Jeżeli uwierzymy w to, iż nasze grzeszne ciało umarło na krzyżu razem z Chrystusem, będziemy mogli nie służyć już grzechowi. Wówczas będziemy już żyć nie my, ale będzie w nas żył Chrystus . W tej wierze w uwalniające od mocy grze chu dzieło krzyża musimy trwać chwila za chwilą, dzień po dniu. Na tym polega „branie swojego krzyża na siebie codziennie" - krzyża Golgoty, na którym umarliśmy wraz z naszym Zbawicielem.

Konsekwencją takiego życia jest zaparcie się siebie, swojej starej, grzesznej natury w kontekście uwolnienia od grzechu („Kto bowiem umarł, uwolniony jest od grzechu"). Skutkuje ono jednak również zaparciem się siebie w sensie wyparcia się własnego życia, celów, planów - ich śmiercią. Także w tym znaczeniu „żyjemy wówczas już nie my, ale żyje w nas Chrystus". I również po to potrzebny jest nam codziennie krzyż; krzyż, na którym umarliśmy wraz z Chrystusem i który mamy nieść, tak jak On niósł go na Golgotę.

Na pierwszy rzut oka wydaje się to trudne. I bardzo bolesne. Nasz stary człowiek z całej siły woła: „NIE!" Czy mimo wszystko będziemy w stanie się na to zdobyć? Czy wystarczy nam sił?

Otóż, aby zaprzeć się siebie, wcale nie musimy się wysilać. Wręcz przeciwnie, wysiłek nic tutaj nie pomoże, podobnie jak w przypadku uwolnienia od grzechu. Prawdę o śmierci starego człowieka poprzez ukrzyżowanie go wraz z Chrystusem należy przyjąć wiarą ażeby stała się ona rzeczywistością w naszym życiu. Abyśmy byli uwolnieni od grzechu. Podobnie, musimy przyjmować wiarą to, iż nasza śmierć z Chrystusem skutkuje utratą życia, czyli śmiercią dla siebie, dla swoich dążeń, celów, planów i za mierzeń; oraz iż skutkuje ona życiem dla Boga. „Uważajcie siebie za żyjących dla Boga" - pisze Paweł.

„Umarł za wszystkich, aby ci, którzy żyją, już nie dla siebie samych żyli"

Apostoł Paweł pisze, że Chrystus „umarł za wszystkich, aby ci, którzy żyją już nie dla siebie samych żyli, lecz dla tego, który za nich umarł i został wzbudzony". I nakazuje: „uważajcie siebie za umarłych dla grzechu, a za żyjących dla Boga w Chrystusie Jezusie, Panu naszym" oraz „oddawajcie siebie Bogu jako ożywionych z martwych, a członki swoje Bogu na oręż sprawiedliwości" Mamy „uważać się za umarłych nie tylko dla grze chu, zakonu i świata, ale również dla siebie, za żyjących zaś dla Boga w zmartwych wzbudzonym Chrystusie". A ponieważ Bóg ożywił nas z martwych, powinniśmy żyć dla Niego i nasze ożywione z martwych człon ki oddawać Mu w służbę. Wezwanie to jest powtórzone w innym jeszcze miejscu Nowego Testamentu: „Wzywam was tedy bracia, przez miłosierdzie Boże, abyście składali ciała swoje jako ofiarę żywą świętą miłą Bogu, bo taka winna być duchowa służba wasza".

O tym, że trzeba umrzeć, by móc wydać owoc, mówił już Jezus swoim uczniom: „jeśli ziarnko pszeniczne, które wpadło do ziemi, nie obumrze, pojedynczym ziarnem zostaje; lecz jeśli obumrze, obfity owoc wydaje". Poprzedził tą przenośnią prawdę o tym, iż „kto miłuje swoje życie (nie chce umrzeć dla siebie, swoich celów i podporządkować się woli Bożej), utraci je, a kto nienawidzi życia swego na tym świecie, zachowa je ku żywotowi wiecznemu". Tak, Chrystus ma wobec nas wysokie wymagania. Chce, byśmy oddali Mu wszystko. Czy dziwimy się tym, którzy słuchając Jego słów, mówili: „Twarda to mowa, któż jej słuchać może?". Piotr jednak zdawał sobie sprawę z tego, że mimo wszystko lepiej jest być z Jezusem, i na Jego pytanie, czy dwunastu również zamierz Go opuścić, odpowie dział: „Panie, do kogóż pójdziemy?"

Postawa Jezusa: „kładę swoje życie, aby je znowu wziąć"

Bóg nas kocha. Nie chce naszego nieszczęścia, lecz naszego dobra. Także wówczas, gdy żąda zaparcia się siebie, swojego życia i naśladowania Chrystusa. Jego ślady, po których mamy iść, nie zatrzymują się na Golgocie. Idą dalej. On nie tylko „wyparł się samego siebie (...) i był po słuszny aż do śmierci, i to do śmierci krzyżowej". Historia ta ma swój ciąg dalszy: „Dlatego też Bóg wielce go wywyższył i obdarzył go imieniem, które jest ponad wszelkie imię, aby na imię Jezusa zginało się wszelkie kolano na niebie i na ziemi, i pod ziemią i aby wszelki język wyznawał, że Jezus Chrystus jest Panem, ku chwale Boga Ojca". Chrystus powiedział: „Ja kładę swoje życie, aby je znowu wziąć". Naśladowanie Go obejmuje także i ten etap. Za każdym razem, gdy mówił swoim uczniom, iż próba za chowania życia dla siebie kończy się jego utratą - dodawał, że kto straci swoje życie dla Niego, odzyska (zachowa, znajdzie) je. Alleluja! Oddajemy Bogu życie, aby je wziąć!

I to życie, które bierzemy od Niego, jest daleko lepsze od życia, jakie wiedlibyśmy żyjąc dla siebie. Kiedy Piotr rozmawiał na ten temat z Chrytusem, ten obiecał, iż kto opuści dla Niego to, co posiada, otrzyma w tym życiu daleko więcej, a w przyszłości życie wieczne. Gdy oddajemy Bogu siebie i wszystko, co mamy, On daje nam w zamian o wiele więcej. I czyni nasze życie tak szczęśliwym i spełnionym, jak tylko jest to możliwe. On wie, co jest dla nas najlepsze; On może i chce nam to dać. A że w tym celu najpierw my musimy wyrzec się wszystkiego, wyprzeć się siebie... cóż, taka jest Boża droga. Musimy Mu zaufać, musimy dać, aby wziąć, stracić, aby zyskać.

Czy obawiamy się zaufać Bogu?

Demas nie zdobył się na zaufanie Bogu. Wybrał własną drogę. Kochał swoje życie i chciał je zachować dla siebie. Miał własną wizję tego, co jesz cze chce osiągnąć. I taka postawa jest naturalna dla starego człowieka. Stary człowiek za wszelką cenę pragnie realizować taką wizję życia, jaka jemu wydaje się najodpowiedniejsza. Stary człowiek miłuje świat i oczekuje od niego szczęścia. On wierzy w siebie i sądzi, iż sam najlepiej pokieruje swoim losem. Boi się zaufać Bogu. Bo co będzie, jeżeli Boży plan nie pokrywa się z moją wolą? Jeżeli Bóg nie zechce, abym wybrał ten kierunek studiów, który wydaje mi się tak fascynujący? Abym podjął tę pracę, tak obiecującą i dobrze płatną? Abym poślubił tę właśnie osobę, bez której nie wyobrażam sobie życia?

Pamiętam okres, kiedy miałem dokonać wyboru szkoły średniej. Oba wiałem się wówczas, że Bóg może oczekiwać ode mnie pójścia do innej szkoły niż ta, w której sam będę chciał się uczyć. Bałem się takiej ewentualności tak bardzo, że nie zdobyłem się na powierzenie Bogu tej sprawy, na poddanie się Jego woli, Jego kierownictwu. Mój własny plan zakładał wprawdzie wybór szkoły, która przygotuje mnie do służby dla Boga. Pomimo tego był to mój plan i obawiałem się powierzyć go Panu. Zostałem przy jęty do wymarzonej klasy, ale nie miałem w tym Bożego pokoju. I niedługo potem zmieniłem tę klasę na zupełnie inną.

Nie bójmy się zaufać Bogu. Nie obawiajmy się rezygnacji ze swojego życia na rzecz życia, jakie On pragnie nam dać. W Jego planie możemy znaleźć wiele rzeczy, które sami pragnęliśmy osiągnąć w „naszym życiu". Chrystus wykonywał wiele czynności, które uważamy za pożądane, za przyjemne. Umiał odpoczywać, śpiewać, spędzać czas z przyjaciółmi przy wspólnym posiłku. Nie przeszkadzało Mu to w oddawaniu swojego życia Bogu; nie tylko w dniu śmierci na krzyżu, lecz codziennie i we wszystkim, co czynił.

W Bożym planie znajdziemy też z pewnością takie rzeczy, o których nawet nie marzyliśmy. Nasz Pan „potrafi daleko więcej uczynić ponad to wszystko, o co prosimy albo o czym myślimy". Dla tych, którzy Go miłują, przygotował „czego oko nie widziało i ucho nie słyszało i co do serca ludzkiego nie wstąpiło".

Wreszcie, w Bożym planie może zabraknąć tego, co było bardzo ważne w naszym. Nie szkodzi. Lepiej jest wziąć to Boże życie, niż starać się zachować swoje, co i tak nie może się udać.

Konsekwencje postawy Demasa - utrata życia

Nie wiemy, czy Demasowi powiodła się realizacja jego planów. Czy świat, który ukochał, odpłacił mu dobrem. Ale nawet jeżeli osiągnął wszystko, co zamierzał, czy był szczęśliwy? Czy można być naprawdę szczęśliwym wiedząc, że żyje się wbrew Bożej woli?

Być może zachował swoje zdrowie w lepszym stanie, niż inni towarzysze podróży Pawła. Może uniknął stresów, jakich doznawali więźniowie dla Chrystusa, jakie towarzyszą wyczerpującej pracy głoszenia Ewangelii grzesznikom, która wymaga tyle poświęcenia oraz udziału w niesieniu cięż kich brzemion innych ludzi. Może nie nabawił się chorób, na które cierpieli inni, przebywający miesiącami w zimnych, wilgotnych celach rzymskich więzień. Nie był więcej bity, opluwany, poniewierany i kamienowany. Nie zaznawał już głodu. Niewykluczone, że uniknął zniewag i szyderstw, zachowując godność osobistą, że pozyskał więcej przyjaciół i zajął ważną pozycję w społeczeństwie Tesaloniki, ba może nawet w tamtejszym zborze. Być może zachował swoje kupieckie talenty, wykorzystując je i rozwijając, za miast zaniedbywać w służbie Ewangelii.

I na koniec życia mógł sobie powiedzieć: „Udało się. Byłem ostrożny, dbałem o siebie. Moja godność nie została więcej wystawiona na szwank, nie czułem się już odrzucony, zmęczony, obarczony ciężkimi zadaniami. Jestem w nie najgorszej kondycji, umieram w wygodnym łóżku pod opieką dobrego lekarza. A więc - zachowałem siebie, zachowałem dla siebie swo je życie!"

Ale czy rzeczywiście zachował? I dlaczego tak się starał je zachować? Dla nieba? Niebo nie jest dla tych, którzy zachowują życie dla siebie, lecz dla tych, którzy tracą je dla Chrystusa.

Starając się zachować życie, Demas pozbawił się tego, co w życiu najważniejsze i najpiękniejsze - Bożego kierownictwa, Jego pokoju, świadomości tego, że pełni się Jego wolę. I utracił swoje życie.

Lepiej jest ufać Panu...

I nam, współczesnym chrześcijanom, wydaje się czasem, że potrafimy realizować swoje cele, będąc jednocześnie wiernymi Bogu. Chcemy połączyć zaspokajanie naszych pragnień z Jego celami. Ale to nie jest możliwe. Nie można służyć dwom panom. Musimy zaufać Bożej miłości, Jego kierownictwu: „Zaufaj Panu z całego swojego serca i nie polegaj na własnym rozumie". „Powierz Panu drogę swoją, zaufaj mu, a On wszystko dobrze uczyni". „Lepiej ufać Panu...". Lepiej jest zaufać Panu i utracić swoje życie dla Niego; i lepiej jest odebrać od Niego życie, jakie dla nas przygotował, życie daleko bardziej szczęśliwe i obfite już tu na ziemi, a w przyszłości życie wieczne.

 

Za zgoda wydawnictwa „Łaska i Pokój”