Uczestnictwo Drukuj
Autor: Herbert Carson   
czwartek, 11 marca 2010 21:16

W „górnej izbie” został położony nacisk na przyjęcie darów chleba i wina. Uczniowie nie pełnili w tym czasie odpowiedzialności gospodarza; znaleźli się w roli gości. Nie byli rozdającymi, ale przyjmującymi. To nie oznaczało i w dalszym ciągu nie oznacza zwykłego przyzwolenia, ale aktywne uczestnictwo wiary. Jedna z homilii anglikańskich reformatorów znakomicie tę myśl oddaje w słowach: „Każdy z nas musi być gościem a nie obserwatorem, spożywającym a nie widzem, karmiącym siebie a nie wynajmującym kogoś, żeby mnie nakarmił”.

A zatem Wieczerza to nie pokaz gotowania dla celów reklamowych, chociaż być może ktoś oczekuje na spróbowanie produktów gotowania. Celem Wieczerzy jest – po prostu – nakarmienie gości i sprawienie im dodatkowej radości smacznym pożywieniem. Pokarm zostaje wzięty i przyjęty, stając się częścią każdego z nas, odżywieniem i posileniem naszych ciał. Tak więc Wieczerza Pańska nie jest podobna do tradycyjnej rzymskiej mszy z komunią jako nieobowiązującym dodatkiem. Jest to w istocie Wieczerza, w której uczestniczymy. Tak więc apostoł Paweł pyta: „Kielich błogosławieństwa, który błogosławimy, czyż nie jest społecznością krwi Chrystusowej? Chleb, który łamiemy, czyż nie jest społecznością ciała Chrystusowego?” (1 Kor 10,16). Błogosławieństwa, które są nam przyrzeczone mają się stać naszą własnością. Powstaje zatem zagadnienie – w jaki sposób mamy uczestniczyć duchowo? Nie potrzebujemy żadnej instrukcji odnośnie do spożywania chleba i picia wina. Potrzebujemy jednak wyraźnej nauki Pisma Świętego, jeśli chcemy zrozumieć, w jaki sposób odebrać dobrodziejstwa dostarczone nam przez Zbawiciela.

Wypowiedź Pana (zapisana w Ew. Jana 6) jakkolwiek nie eksponuje przede wszystkim zagadnienia Wieczerzy Pańskiej jest podstawą do zrozumienia przez nas tej sprawy. Niesie ona ze sobą dwojaki skutek. Zaistniało ogromne zdumienie odnośnie do jej znaczenia i przynajmniej dla niektórych, reakcja w postaci oburzenia, która doprowadziła do odejścia wielu z Jego uczniów. Na pewno na pierwszy rzut oka słowa te są zdumiewające, jeśli nie wprost szokujące, gdy Jezus mówi o jedzeniu swego ciała i piciu swej krwi, i gdy z naciskiem mówi: „Albowiem ciało moje jest prawdziwym pokarmem, a krew moja jest prawdziwym napojem. Kto spożywa ciało moje i pije krew moją, we mnie mieszka, a Ja w nim” (J 6,55.56).

Jasne jest, że słowa Pańskie nie mogą być interpretowane w sposób czysto literalny. Właśnie takie błędne zrozumienie doprowadziło do postawienia przez słuchaczy pełnego oburzenia pytania: „Jakże może dać nam ciało swoje do jedzenia?” Jednak Jezus wykluczył jakąkolwiek błędną interpretację, gdy kładł nacisk na to, że zwykłe fizyczne jedzenie i picie nie wchodziło w grę: „Duch ożywia. Ciało nic nie pomaga. Słowa, które powiedziałem do was, są duchem i żywotem”.

Słowa zatem należy rozumieć w sensie duchowym. Mamy karmić się Nim przez wiarę z dziękczynieniem. Mamy polegać na nim przez wiarę w taki sposób, abyśmy stali się odbiciem słów apostoła Pawła, który powiedział: „I żyję już nie ja, lecz żyje we mnie Chrystus” (Ga 2,20). Dlaczego zatem, moglibyśmy zapytać, posługujemy się takim tajemnym językiem? Odpowiedź jest taka, że zarówno Jezus jak i ci, którzy Go słuchali znali powszechnie Stary Testament. Gdy często w Ewangeliach, a generalnie rzecz biorąc w Nowym Testamencie zagadkowa frazeologia i enigmatyczne aluzje występują należy posłużyć się Starym Testamentem jako kluczem ułatwiającym właściwe zrozumienie i ustalenie prawdziwego znaczenia.

Tłem słów Pana, jakie tutaj spotykamy, są tzw. „ofiary spokojny”, które były integralną częścią całego systemu ofiarniczego. Szczególną cechą ofiary spokojnej było to, że po tym jak zwierzę zostało zabite i krew wylana, składający ofiarę grzesznik zjadał mięso zwierzęcia ofiarnego. Była to swego rodzaju uczta braterstwa, w której wierny spotykał się z Jahwe. Udział w jedzeniu był znakiem przyjaźni a spożywanie mięsa ofiary było jednocześnie odnowionym doświadczeniem przyjaźni z Panem.

Ale sam tytuł „ofiara spokojna” nasuwał przypuszczenie, że przed Wieczerzą panowała niezgoda. Radość ze wspólnoty była możliwa, ponieważ pokój zapanował tam, gdzie przedtem panowała niezgoda. Można więc mówić o dwu aspektach ofiary – zakończeniu wrogości i odnowieniu przyjaźni. Używając dwu bardziej technicznych określeń, najpierw nastąpiło odpokutowanie a następnie komunia. Zastępcza ofiara została złożona w miejsce grzesznika i na podstawie przyjęcia przez Jahwe ofiary, nastąpiło zaproszenie wiernego do ścisłej społeczności z Panem. Dla Izraelity najbardziej oczywistym sposobem uznania pojednania ze skłóconym bliźnim było spożycie z nim posiłku. Najodpowiedniejszym krokiem wtedy, kiedy nastąpiło pojednanie z Bogiem, było spotkanie się na gruncie wspólnej wieczerzy.

„Ofiara spokojna” zatem jest kluczem do zrozumienia słów Jezusa. On jest Tym, którego krew przelana stanowi przebłaganie, na podstawie którego Bóg przyjmuje do swojej społeczności, ludzi winnych popełnienia grzechu. Ale On jest także Tym, dzięki któremu możemy radować się społecznością z Bogiem. On nie tylko umarł, aby usunąć naszą winę, ale także żyje aby pociągać nas do społeczności z sobą, jak również do cudownej społeczności ze swoim Ojcem, który jest teraz naszym Ojcem. Gdy mówi On zatem o jedzeniu swego ciała i piciu swej krwi, mówi o uczestnictwie w tym wszystkim, co dla nas uczynił.

Przechodząc do szczegółów dwu stron tego uczestnictwa, spójrzmy najpierw na słowa odnoszące się do „jedzenia Jego ciała”. Wcześniej zauważyliśmy, że to w swoim ciele Pan Jezus udoskonalił życie sprawiedliwości. Złamany chleb w czasie Wieczerzy mówi o ciele złamanym na krzyżu i ogłasza pełnię Jego posłuszeństwa. Jest to ta doskonała sprawiedliwość jaką Bóg zaszczepia każdemu grzesznikowi, kiedy bezinteresownie usprawiedliwia go z uwagi na Jezusa Chrystusa. Teraz będąc usprawiedliwieni możemy pójść dalej, bowiem jest to jeden ze wszystkich werdykt sądu Bożego. Sprawiedliwość Chrystusa zapisana została na nasze konto, zostaliśmy przyjęci i nic nie jest w stanie zmienić tego ostatecznego aktu sądowego. W jakim sensie zatem spożywamy Jego ciało? Na pewno w tym sensie, że ciągle pamiętamy doskonałe posłuszeństwo Chrystusa dla naszej sprawiedliwości, i za każdym razem – gdy bierzemy chleb w czasie Wieczerzy – kierujemy się do podstawy naszego życia chrześcijańskiego. Odzwierciedlamy na nowo nasze usprawiedliwienie i cieszymy się, że dzięki Chrystusowi zostaliśmy uznani za sprawiedliwych. Wchodzimy na nowo przez wiarę w krąg błogosławieństw, wypływających z niepowtarzalnej deklaracji naszego usprawiedliwiającego Boga.

Być usprawiedliwionym nie oznacza zostać przeniesionym do stanu bezgrzesznej doskonałości. Pismo Święte i doświadczenie w równej mierze zadają kłam takiemu mniemaniu. Według wypowiedzi Lutra każdy z nas jest „simul iustus et peccator” – jednocześnie usprawiedliwionym i grzesznikiem. Gdy grzeszymy dajemy szatanowi sposobność. A jest on nazywany trafnie w Piśmie Świętym „oskarżycielem”. W obliczu jego oskarżeń, a szczególnie w sytuacji poważnych uchybień możliwe jest, że zachwiejemy się w naszej pewności i zwątpimy w usprawiedliwienie. Kłopotliwe pytanie zaczyna się cisnąć do naszych skołatanych umysłów: „Czy w ogóle mogę być chrześcijaninem i postępować tak jak ja?” Odpowiedzią na takie samooskarżenie, wzmocnioną przez oskarżycielski głos szatana ma powrót do podstawy naszego przyjęcia. Następuje to nie na skutek jakiejś wewnętrznej zmiany w nas, ale doskonałego dzieła Chrystusa, przez które zostaliśmy usprawiedliwieni. Tak więc zwracamy się na powrót do Jego doskonałej sprawiedliwości i przyznajemy się na nowo do niewzruszonych podstaw naszego przyjęcia. Do tego miejsca ponownej pewności kieruje nas Wieczerza Pańska. Złamany chleb mówi do skołatanego serca o ciele posłusznego Chrystusa, Zbawiciela. Ja jem zatem chleb z wdzięcznym uznaniem, że Jego posłuszeństwo jest moją własnością. Odnawiam moją ufność, gdy wiarą otrzymuję na nowo zapewnienie samego Boga, że odziany sprawiedliwością Chrystusa, jestem i zawsze będę w pełni przydatny do zbawienia.

Wzmianka o piciu krwi Chrystusa była kamieniem zgorszenia dla Żydów. Pismo Święte zakazywało jedzenia mięsa, z którego całkowicie nie ściekła krew, a kierując się swoim rygorystycznym literalizmem, sądzili, że Jezus rzeczywiście kładł na to nacisk. Jednak Jezus daleki był od takiego poglądu. Ostatecznie Chrystus zgadzał się z takim samym Pismem Świętym, co oni i podpisywał się pod nim w każdym szczególe. Nie mógł więc mówić o piciu krwi w sposób powszechnie rozumiany. Co zatem miał na myśli wypowiadając takie zagadkowe słowa?

Znów musimy przenieść się do Starego Testamentu, tym razem po ilustrację w tego rodzaju języku, jakim On się posługiwał. Coś podobnego znajdujemy w incydencie opisanym w Drugiej Księdze Samuela 23, gdy Dawid ukrywał się w jaskini Adullam. Był spragniony i w chwili tęsknoty przywodził na pamięć obfitość zimnej wody jakiej było pod dostatkiem w jego rodzinnej wiosce. Spragniony mówił wtedy: „Kto da mi się napić wody ze studni betlejemskiej, która jest przy bramie?” Jego życzenie było równoznaczne z rozkazem dla rycerzy, którzy przebili się przez oddział Filistyńczyków, aby mu zaczerpnąć wody, której tak bardzo pragnął. Dawid był jednak tym przybity. Jakże mógł pić wodę, dla zdobycia której mężowie ci narażali swoje życie? Wyraża więc swoje zastrzeżenie w języku obrazowym, gdy wylewa wodę jako ofiarę dla Pana, pytając: „Czyż miałbym pić krew mężów, którzy poszli z narażeniem własnego życia?” (2 Sm 23,17).

Wypicie wody byłoby radowaniem się dobrodziejstwem uzyskanym ryzykowaniem ludzkiego życia. Dla nas jednak dobrodziejstwa zbawienia nie zostały uzyskane przez ryzykowanie życiem Jezusa, ale w rzeczywistości przez Jego śmierć. Kielich, który bierzemy podczas uroczystości Wieczerzy Pańskiej przemawia jeszcze potężniej do nas niż przemawiało do Dawida naczynie z wodą. Moglibyśmy z powodzeniem przystosować jego słowa: „Czyż to nie krew Chrystusa, która kosztowała Jego życie?” Gdy słyszymy Jego słowa: „To jest moja krew, która się za was wylewa”, nasze umysły kierują się na moment Jego śmierci. Gdy słyszymy dalsze słowa: „Pijcie to na moją pamiątkę”, nasze myśli idą w kierunku dobrodziejstw, jakie otrzymujemy – nieustanne przebaczenie, miłość Bożą rozlaną w naszych sercach, przystęp do Boga, dar Ducha i wiele innych. Tak więc wiara przynagla nas – bierzemy to wszystko z Jego łaskawych rąk co nabył przez wylanie swojej krwi. Hymn Bernarda z Clairvaux mógłby właściwie wyrazić nasze pragnienie zgłębienia radości z powodu pełni życia, które jest w Chrystusie:

Możemy skosztować Ciebie, o Ty Żywy Chlebie

I wciąż długo rozkoszować się Tobą,

Pijemy z Ciebie, Źródło

I z Ciebie gasimy pragnienie naszych dusz.