Tolerować? Co, jak, kogo? Drukuj Email
Autor: Ludmiła Sosulska   
niedziela, 13 marca 2011 00:00

Upadek komunizmu w naszym kraju przyniósł nam przeróżne swobody i zaowocował też wieloma dyskusjami. Jedna z nich obraca się wokół problemu tolerancji. Czy w przeszłości Polacy byli tolerancyjni? Czy obecnie nasze społeczeństwo jest tolerancyjne? Przysłuchując się dyskusjom i czytając wypowiedzi w różnych czasopismach, zaczęłam się zastanawiać, o co właściwie chodzi konkretnym ludziom w konkretnych sytuacjach. Bo wygląda na to, że - jak zwykle zresztą - pojęciu "tolerancja" nadawana jest różna treść.

Jakiś czas temu, bardzo się zdziwiłam, kiedy w pewnej audycji usłyszałam taki oto apel: " Ludzie, bądźcie tolerancyjni, otwórzcie się na nowe wpływy, idee, religie. Nie bądźcie tacy strasznie zaściankowi, kurczowo związani ze światopoglądem chrześcijańskim. Jest to moja (wyjaśniam od razu) parafraza wypowiedzi redaktora pewnego czasopisma poświęconego właśnie tym "nowym" prądom filozoficznym i religijnym. Człowiek ten albo nie rozumiał, albo też po prostu nadużywał pojęcia tolerancji. Nie pamiętam już dobrze, ale bodajże dyskusja właśnie tolerancji dotyczyła.

Zajrzałam do słownika wyrazów obcych PWN. Podano tam, że tolerancja (w znaczeniu, o jakie nam tu chodzi) to: "wyrozumiałość, pobłażliwość dla cudzych poglądów, upodobań, wierzeń, dla cudzego postępowania". Zastanowił mnie jednak ładunek pewnego poczucia wyższości zawarty w tym sformułowaniu. Można by je wyrazić w zdaniu: "My myślimy lub robimy akurat tak, jak trzeba, ale łaskawie pozwalamy innym na coś odmiennego". Najprawdopodobniej lepsza jest, oczywiście, ta postawa od prześladowania innych, ale czy naprawdę dokładnie i tylko o to chodzi?

Sądzę, że podstawową sprawą, gdy chodzi o tolerancję, jest zrozumienie i zaakceptowanie tego, iż każdy człowiek ma niezbywalne (jak to się uczenie mówi) prawo do własnego wyboru w konkretnej sytuacji. Po prostu ma prawo decydować sam o sobie: w co wierzy, co myśli, jak postępuje. Dotyczy to ( w określonych ramach) nawet dzieci, choć wiadomo, że zakres swobody wyboru większy będzie w przypadku dwunastolatka, niż - na przykład - dwulatka. Czy nie przychodzi nam czasem z trudem zrozumienie już tego tylko, że ktoś woli bardziej buraczki niż ogórki? Wydaje się nam, że to, co my uważamy za smaczne, ładne, dobre musi się takim wydawać również innym, a jeśli tak nie jest, powinniśmy im to wtłoczyć do głowy. I staramy się czasem robić to "na siłę". W takiej sytuacji zawsze przypomina mi się rosyjskie przysłowie - "Na wkus i na cwiet - tawariszcza niet". Jeśli chodzi o smak i kolor, każdy ma swoje własne upodobania, i wolno mu je mieć! A przecież ta zasada dotyczy też innych spraw życia ludzkiego.

Co to jednak znaczy być tolerancyjnym, jeśli jesteś chrześcijaninem ewangelicznym, którego postawę określa Biblia? Czy miałoby to oznaczać naszą wewnętrzną zgodę na wszelkie negatywne zjawiska społeczne, ponieważ ludzie mają prawo wybierać? Może nie powinniśmy też "narzucać ludziom swoich poglądów"? Odpowiedź jest oczywista. Jeśli człowiek ma prawo wyboru, powinien też wiedzieć, co może wybrać. Jakie ma możliwości. Zdecyduje sam o sobie, gdy je rozważy. Ale by mógł zadecydować, musi mieć pełną informację. Byle proszek do prania reklamowany jest na wiele sposobów, aż do znudzenia. I ludzie wypróbowują taki, czy inny.

Szatan chce dziś ludziom wmówić, że nie ma Prawdy - tej jedynie istniejącej. Chciałby, aby ludzie sądzili, że prawdą jest to, co kto chce za prawdę uważać. Ogłupia ich w ten sposób i usiłuje zdegradować Chrystusa. Jeśli się jednak zastanowimy, to uświadomimy sobie z łatwością, że pogląd, iż " wszystkie drogi prowadzą do Rzymu", czyli: "nieważne w co wierzysz, bylebyś wierzył", to jest również jedynie jedna z ofert. W swym oszukańczym zapędzie chce zająć ona miejsce Prawdy, chlubiąc się swą fałszywie pojętą tolerancją. Wszak tolerancja nie oznacza zgody na jakiś inny pogląd. Tolerancja to szacunek i miłość dla drugiego człowieka, niezależnie od tego kim jest i co myśli. Jeśli jesteś chrześcijaninem, który chce postępować zgodnie z tym, czego naucza Boże Słowo, nie będziesz się do nikogo odnosił pogardliwie lub lekceważąco ( nie mówiąc już o nawracaniu "ogniem i mieczem"). Nie będzie to oznaczało zgody z poglądami, postępowaniem, które kłócą się z Ewangelią. Będzie jednak znaczyło, że - tak jak to czyni Bóg - nienawidzisz grzechu, ale miłujesz grzesznika. Postarasz się wziąć od Pana dużo cierpliwości, wyrozumiałości i miłości, by móc korzystać z tego bogactwa w kontaktach z tymi "innymi". I na tym polega sedno tolerancji. Takiej tolerancji uczy nas Jezus Chrystus, który "trzciny nadłamanej nie dołamie i lnu kurzącego się nie dogasi".

I jeszcze jedna uwaga. Najtrudniej być tolerancyjnym we właściwym znaczeniu tego słowa wobec słabszych, młodszych, biedniejszych, wtedy gdy sami stanowimy większość, zajmujemy jakąś znaczącą pozycję. Przeprowadźmy test sami dla siebie. Czy bierzesz pod uwagę racje tego, kto nie ma siły lub odwagi ci się przeciwstawić? Czy dbasz o dobro jakiejś osoby, grupy, tak jak byś dbał o swoje własne, w sytuacji, gdy nie ma on (oni) takiej siły przebicia, wpływu, jakie ty akurat posiadasz? Wszyscy się uczymy i zdarza się nam popełniać błędy, ale istotne jest, czy podążamy we właściwym kierunku i wyciągamy wnioski ze swych potknięć.

Artykuł jest własnością redakcji Miesięcznika "Chrześcijanin".