To nie ja zwyciężam, ale Bóg daje mi zwycięstwo Drukuj Email
Autor: Clendennen Bert   
wtorek, 13 grudnia 2011 00:00

„Jak orzeł pobudza do lotu swoje młode" (5 Mojż. 32,11). Kiedy orzeł ma złożyć jaja, najpierw buduje gniazdo. Zbiera mocne gałązki i ciernie, i splata razem, by nic gniazda nie rozerwało. Potem łowi zające i wiewiórki, i wyściela gniazdo puchem i piórami. Kiedy jajka dojrzeją, małe orlątka budzą się w świecie wygodnym, jak Hotel Astoria. Te małe orły rodzą się w świecie z klimatyzacją i nie boją się wężów, ani sztormów. Mieszkają tam przez kilka tygodni i wszystko jest cudowne. Za każdym razem, kiedy patrzą w górę. mama siada na brzegu gniazda i podaje do jedzenia kawałki zająca. To jest obsługa ze wszelkimi wygodami! Wszystko jest doskonałe. Ale jednego ranka budzą się, a mama powyrzucała wszystkie puchowe wygody i zostawiła tylko ciernie. Gdziekolwiek ten mały orzeł siada, kłują go kolce i jego cały świat się zmienił. To, co było takie wspaniałe, stało się piekłem!

Tak właśnie jest z nowymi uczniami. Myślisz, że jesteś doskonały. Zostałeś uwolniony od papierosów i na nikogo się już  nie wściekasz. Wczoraj wieczorem modliłeś się, i czułeś nad sobą otwarte niebo. Miałeś wspaniały czas. Kiedy obudziłeś się dzisiaj rano, nie czujesz nic od Boga! Kiedy próbujesz się modlić, trudno ci znaleźć słowa. Czytasz Słowo Boże i nie pamiętasz nic z tego, co czytałeś. Gdziekolwiek się obrócisz, kują cię ciernie. Dlatego idziesz do pastora i pytasz, czy Bóg ma dla ciebie jakieś słowo. Ten mały orzeł płacze, „Co mi ta moja mama zrobiła”? Orzeł nie jest stworzony do przesiadywania w stodole, ani w gnieździe, został stworzony, by latać wysoko i dlatego jego mama rozwaliła jego gniazdo. Pewnego dniu jego mama bierze tego młodego orła na swój grzbiet, wznosi się na wysokość 3000 metrów i zrzuca go. Nie słyszeliście jeszcze takiego krzyku, jaki wydaje taki młody orzeł. Jednak zanim upadnie na skały, mama szybuje pod niego, łapie go i zanosi z powrotem do gniazda. Następnego dnia mama bierze znowu tego młodego orła i upuszcza go. Ten się szamocze i krzyczy, ale ona łapie go ponownie. Następnego dnia albo będzie fruwał, albo rozbije się o skały. Nie będzie przynosił hańby królestwu orłów, chodząc po ziemi i zbierając ziarna w stodole, jak kurczak. Musi albo fruwać, albo zginąć. Bóg nic stworzył cię dla sfery twoich zmysłów. Nie stworzył cię, byś żył według tego. co czujesz, co widzisz lub co smakujesz. Bóg chce. byś zobaczył świat oczyma wiary. Musisz się nauczyć, że bez względu na to, jak ciemna jest noc. ty możesz powstać i chodzić. Bóg przenosi cię ze sfery emocjonalizmu. która jest wynikiem tego. co ci się przydarzyło, do sfery duchowej, gdzie doświadczysz Boga.

W tym trzecim stadium przemiany uczeń dochodzi do miejsca, gdzie zaczyna mieć największe problemy z tymi rzeczami, nad którymi już miał zwycięstwo. Postęp, na który Bóg pozwolił, wydaje się, że zniknął.. Już to było złe, że nasze błędy, o których nawet nic wiedzieliśmy, wyszły na jaw w okresie posuchy, ale osiągnąłeś nad nimi zwycięstwo i myślałeś, że już nigdy nie zobaczysz diabła. Teraz znowu się pojawiły i nieprzyjaciel powoduje, że ta siła do walki, którą miałeś, zmalała. Czujesz, jakby Bóg cię opuścił. W tej proporcji, w jakiej odrzuciłeś swoje własne wysiłki, w takiej też twoja siła do obrony maleje. W sferze fizycznej Bóg pozwolił ci przezwyciężyć wiele rzeczy, bo tylko w tym procesie uświadomisz sobie, co dzieje sic. w twoim życiu.

Stary Testament jest obrazem tego. co dzieje się w Nowym Testamencie. Bez starego (pierwsze przeżycie), nigdy byś nie zobaczył, co będzie w twoim życiu, kiedy przyjdzie okres suszy. Chociaż nawet pokonałeś swoje poprzednie wady poprzez siłę woli i samozaparcie. Bóg pozwala, by te rzeczy wyszły na wierzch, by pokazać ci, że twoja samodyscyplina staje się mniej skuteczna i stajesz się paradoksalnie słabszy w walce. Bez względu na to, jak mocny jesteś, nie pokonasz zewnętrznego człowieka. To jest czas niezmiernie ważny dla ucznia, bo myśli, że znowu traci Boga. W rzeczywistości Bóg przenosi ucznia od samodyscypliny, gdzie pokonywał te wady siłą swojej woli, do całkowitej zależności od Pana. To nie ja zwyciężam, ale Bóg daje mi zwycięstwo. Jeżeli pozwolisz, by Chrystus został ukształtowany w tobie, pokonasz te wady i będziesz dla nich martwy! „Albowiem kiedy jestem słaby, wtedy jestem mocny” (2 Kor. 12:10). W tym miejscu sam Pan będzie stopniowo brał w posiadanie twoją duszę.

To wszystko pomoże ci zrozumieć, dlaczego musisz przechodzić przez trudne sytuacje i dlaczego Bóg wydaje się czasem tak daleko. Prawdziwa poprawa na zewnątrz następuje tylko po prawdziwym rozwoju wewnętrznym. Służysz Mu, kochasz Go, modlisz się, czytasz Jego Słowo, ale jednak czasem przychodzi susza i wydaje się, że Bóg jest oddalony o milion mil. Jeżeli nie wiesz, co się dzieje, nieprzyjaciel będzie cię beształ i zostaniesz wyłączony z biegu, albo na zawsze pozostaniesz niemowlęciem, szukając kogoś czy czegoś, co cię podnieca w sferze emocjonalnej. Ale jeżeli wiesz, co się dzieje, uchwycisz się Boga. Nie będzie miało znaczenia, czy czujesz, że ta modlitwa gdzieś dochodzi. Będziesz się modlił i będziesz miał biodra przepasane prawdą. Ja jestem dzieckiem Bożym bez względu na to, czy to czuję, czy nie! Tu wymagana jest stałość. Wtedy On objawi ci Siebie, jako Pan wszystkiego.

Przez całe moje chrześcijańskie życie chciałem podobać się Bogu. Nic grzeszyłem, nie upijałem się ani nie popełniałem cudzołóstwa. Jednak wiele z tych zwycięstw było z mojej silnej woli. Grzech jest zawsze grzechem. Wszyscy przeżywamy chwile, kiedy trudno jest powstrzymać się od zrobienia czegoś grzesznego. Ale potem przechodzisz do zwycięstwa duchowego, gdzie nie masz już takiego pragnienia. Jedyna rzecz, jaką możesz zrobić sam, by pomóc w upodobnieniu się do Chrystusa, to odsunąć się od zewnętrznych rzeczy, jak telewizja, czasopisma, radio i rozmowy. Jeżeli będziesz karmić „starego człowieka”, to on ożyje. Duszy nigdy kompletnie nie uśmiercisz. Będziesz oscylować między życiem i śmiercią przez cały czas, ale sam możesz uniknąć pułapek, które budzą starego człowieka i stawiają go na drodze grzechu. Nie ma nic trudniejszego, niż pokonywanie go po raz drugi. „Jeśli bowiem przez poznanie Pana i Zbawiciela, Jezusa Chrystusa wyzwolili się od brudów świata, lecz potem znowu w nie uwikłani dają im się opanować, to stan ich ostateczny jest gorszy niż poprzedni” (2 Piotra 2:20).

Kiedy chrześcijanin przesuwa się w kierunku centrum, musi w pewnym momencie dotrzeć do stanu „nagiej wiary”. Podróżuje od sfery emocjonalnej, podniecony tym, co Bóg dla mego uczynił, do stery niewidzialnej i widzialnej, zmieszanych razem. Bóg prowadzi go do tego stanu i zmusza ucznia do usilnej modlitwy, a wtedy przeżywa Boga dla siebie. Wierzący znajduje swoją odpowiedź bezpośrednio w spotkaniu z Bogiem Wszechmogącym. „Kto bowiem przystępuje do Boga. musi uwierzyć, że On istnieje i że nagradza tych, którzy go szukają”. (Hebr. 11:6). Od tego momentu, kiedy dusza idzie z Bogiem, znajdzie się w centrum z Bogiem. Takie jest prawo natury i kiedy chrześcijanin idzie w kierunku tego centrum, nic nie czuje, nic nie widzi, ale w coś wierzy. „Stójcie tedy, opasawszy biodra swoje prawdą” Efez. 6:14). Nic nie wskazuje, że coś się stanic, ale ty wierzysz, że się stanie. Każdy chrześcijanin będzie musiał dojść do tego punktu wiary, gdzie nie działa na podstawie tego. co widzi, czuje lub słyszy, ale tylko w co wierzy. To będzie naturalny rezultat tego wszystkiego, co się wydarzyło. Wszystkie rzeczy wewnętrzne i zewnętrzne doprowadzają duszę do całkowitego osamotnienia. Nic nie zostało. Kiedy nastąpi całkowita śmierć duszy, to nawet najstraszniejsza sytuacja, która może zaistnieć, nie spowoduje już żadnego bólu, ani problemu.

Śmierć jest rozpoznawana przez to, czego nie ma. Takiego nie można zranić. „On, gdy mu złorzeczono, nie odpowiadał złorzeczeniem” (2 Piotra 2:23). To jest podobieństwo do Chrystusa. To jest duchowe i moralne. To nie jest chodzenie po wodzie, ani wypędzanie demonów. Z drugiej strony, życie poznaje się po woli. Wola czegoś, lub przeciw czemuś. Dusza, która została dotknięta śmiercią, nie ma własnej woli. Duchowa śmierć starej natury nie następuje raz na zawsze. Stale obracamy się między życiem i śmiercią. Wierzący, który umarł, a stwierdza, że żyje, nie będzie wątpił w to, że był martwy i został ożywiony. Wreszcie, dusza, która przeszła przez śmierć i została ożywiona w Bogu, otrzymuje z powrotem wszystkie uczucia. Tym razem to nie człowiek zewnętrzny, który cieszy się z czegoś, co go spotkało, ale to duchowy człowiek używa zewnętrznych zmysłów, by radować się z tego, że Bóg mieszka w nim. Cieszy się nie rzeczami, ale Bogiem! Kiedy do tego dojdziesz, mogą rzucać w ciebie kamieniami, a ty się nawet nie obejrzysz. On mnie uzdrowił i dziękuję Mu za to, ale moja radość nie wypływa z uzdrowienia, ale z Chrystusa i tylko z Chrystusa! Raduję się nie z tego, co Bóg dla mnie uczynił, ale z samego Boga. Przechodzę z tego, co widzialne do niewidzialnego, „bo nauczyłem się przestawać na tym, co mam” (Filip. 4:11). Żywy Kościół, przez który Bóg przepływa, jest odpowiedzialny za czynienie uczniami, którzy słuchają, wykonują i są świadomi, że jedyną drogą jest droga posłuszeństwa. Taki uczeń jest całkowicie oddany woli i celowi Bożemu.

Omówiliśmy atrybuty ucznia. Chociaż jest ich o wiele więcej, wymieniliśmy; niesamolubny, wierny, odważny, uczeń z przekonaniem i tacy są produktem żywego Kościoła. Kiedy narodziłeś się na nowo. stałeś się nie tylko częścią Bożego celu, ale również środkiem, przez który ten cel jest realizowany!

„Droga do uczniostwa” – z rozdziału - Duchowa droga do uczniostwa cz. 3