Tańczący z aniołami Drukuj Email
Autor: Edward Czajko   
czwartek, 09 czerwca 2011 00:00

„I stało się, skoro tylko Elżbieta usłyszała pozdrowienie Marii, że podskoczyło radośnie [tu również gr. skirtao] dziecko w jej łonie i została napełniona Duchem Świętym […]. I rzekła: […] gdy rozległ się w moich uszach głos twego pozdrowienia, podskoczyło radośnie w śpiewie uwielbienia [gr. skirtao] dziecko w łonie moim” (Łk 1,41.44) Ewangelia według św. Łukasza. Przekład ekumeniczny , OW „Słowo i Życie”, Warszawa 2002.

Tańczący z Aniołami? Nie, to nie jest imię jakiegoś Indianina czy też przez Indian nadane jakiejś „bladej twarzy”, jak w przypadku tytułowego bohatera znanego filmu pt. „Tańczący z Wilkami”. Tytuł tych rozważań został zapożyczony od Bazylego Wielkiego (329 - 378) , jednego z Ojców Kościoła, który w traktacie poświęconym Duchowi Świętemu mówi, że w życiu człowieka narodzonego z góry ma miejsce czasami – dzięki przebłyskowi Ducha – „taniec z aniołami” (według przekładu Wojciecha Gajewskiego – „Chrześcijanin” 7-8/2003, s. 11) czy też „korowód taneczny z aniołami” (według przekładu Aliny Brzóstkowskiej – IW Pax, Warszawa 1999, fragm. IX, 23). A więc będzie tu mowa o tańcu.

Taniec świecki

Najpierw o tańcu świeckim. Do tego rodzaju tańca należy zaliczyć, po pierwsze, taniec ludowy. Stanowi on, ze swoimi strojami i choreografią, dziedzictwo kulturowe danego kraju, regionu lub grupy etnicznej. Jest on ponadto moralnie neutralny. I choć ewangelikalni chrześcijanie w zasadzie w nim nie uczestniczą, to nie mają nic przeciwko oglądaniu go podczas imprez folklorystycznych. Udział w takiej imprezie uważają za miłą, kulturalną i moralnie czystą rozrywkę. Tu pora na wspomnienie: w ramach światowej konferencji poświęconej sprawie ewangelizacji świata, jaka odbyła się w Tajlandii w 1980 r., miało miejsce spotkanie przywódców światowego ruchu zielonoświątkowego z przełożonymi miejscowej wspólnoty zielonoświątkowej. Odbywało się ono w dużej sali restauracyjnej hotelu w Bangkoku. Na początku wspólnego obiadu wbiegła na salę tancerka i wykonała piękny miejscowy taniec ludowy. Rzeczywiście piękny. Nie spotkało się to absolutnie ze zgorszeniem, lecz przeciwnie – z podziękowaniem wyrażonym długotrwałymi oklaskami. Był to taniec piękny i moralnie czysty.

To samo, po drugie, można powiedzieć o balecie. Poza pięknem zawartym w wykonaniu, niesie on też zawsze pewne przesłanie, podobnie jak dość dobrze przyjmowana w naszych kręgach pantomima. W czasie mojej działalności ekumenicznej, nie raz miałem przyjemność towarzyszyć zagranicznym delegacjom kościelnym na różnego rodzaju imprezach kulturalnych, głównie zaś do teatru lub opery. Bycie w tych miejscach kultury narodowej nie osłabiło mojej wiary, nie oziębiło miłości i nie umartwiło nadziei. Dodam, że w jednym z angielskich zborów ewangelikalno - charyzmatycznych posługę w przygotowaniu grupy wiernych do tańca liturgicznego sprawuje zawodowa tancerka, osoba narodzona na nowo.

Do grupy tańca świeckiego, po trzecie, należy też taniec erotyczny, powodujący stymulację pożądliwości seksualnej. Skutki tego tańca bywają jakże często opłakane. Biblijnym przykładem tragicznych skutków tańca, chyba jednak erotycznego, był taniec córki Herodiady, który doprowadził przecież do śmierci Jana Chrzciciela (por. Mk 6,22nn.). Nic przeto dziwnego, że ludzie narodzeni na nowo w takich tańcach nie uczestniczą i na zabawy taneczne nie chodzą. Narodzona na nowo, narodzona z Ducha Bożego, młodzież nie chodzi na dyskoteki, gdzie już sama atmosfera ma woń demoniczną.

Tego rodzaju taniec może być czasem zniewalającym nałogiem. Podczas jednej z międzynarodowych konferencji ewangelicznych od współwyznawców z Brazylii dowiedziałem się, że w ich zborach od nawracających się ludzi oczekuje się całkowitego zerwania z tańcem, podobnie jak oczekuje się zerwania z alkoholem, nikotyną czy narkotykami. Albowiem w tym kraju ludzie nieodrodzeni cierpią na coś w rodzaju uzależnienia tanecznego, czego przykładem dla nas mogą być migawki telewizyjne z karnawału w Rio de Janeiro. Ileż tam grzechu w tych dniach.

Taniec liturgiczny w Biblii i dzisiaj

Następny rodzaj tańca to taniec liturgiczny. W kręgach ewangelikalnego chrześcijaństwa budzi on spór. Jedni są za włączeniem tańca do kościelnej liturgii, inni są temu przeciwni. David Watson, przedwcześnie zmarły anglikański ewangelikalny charyzmatyk, który sprawował skuteczną posługę charyzmatycznego uzdrawiania, był zwolennikiem tańca jako części składowej przynajmniej niektórych nabożeństw chrześcijańskich. Uzasadniał to tym, że przez całe wieki taniec był naturalnym wyrazem kultu ludu Bożego w czasach Starego Testamentu. Oto garść przykładów: Miriam poprowadziła korowód taneczny kobiet po tryumfalnym przejściu ludu izraelskiego przez Morze Czerwone (Wj 15,20nn.). Dawid „tańczył z całej siły przed Panem”, gdy Skrzynię Przymierza wnoszono do Jerozolimy (2 Sm 6,14 - 23). Psalmista zachęcał lud Boży do chwalenia Boga tańcem (Ps 149,3), do uwielbiania Go „bębnem i tańcem” (Ps 150,4), bo o tańcu mowa tam, gdzie nasze dotychczasowe przekłady mówiły o pląsach. Jeremiasz opisywał odbudowę Jerozolimy jako czas radosnego uwielbienia: „Wtedy panna radować się będzie z korowodu [tanecznego?], także młodzi i starsi razem” (Jr 31,13). Te i inne odnośniki, które łatwo znaleźć w Starym Testamencie, wskazują na to, że taniec jako jeden ze sposobów uwielbienia Boga nie był niczym szczególnym czy niezwykłym. Był to naturalny język ciała, wyraz radości człowieka oddającego chwałę Stwórcy i Odkupicielowi. Bo przecież duchowa służba zakłada używanie naszych ciał dla chwały Bożej (por. Rz 12,1).

Niektórzy są zdania – mówi dalej David Watson – że w Nowym Testamencie nie ma wyraźnej wzmianki o tańcu. Ale przecież taniec był częścią uroczystości z okazji powrotu syna marnotrawnego do domu (Łk 15,15). Taniec był także elementem zabaw dziecięcych (Mt 11,17; Łk 7,32). Byłoby zatem dziwne, gdyby naturalny wyraz radości miał zniknąć, gdy przyszedł Jezus, który przyniósł przecież swemu ludowi pełnię radości.

Ponadto Nowy Testament – to dalej wywód Watsona – przedstawia pionierską sytuację misyjną, kiedy zgromadzenia kościelne odbywały się w domach. A może były wtedy inne priorytety? Może domy były za małe na tę formę uwielbienia? A może taniec odbywał się spontanicznie i nie został opisany, bo po prostu nie wzbudzał problemów? (Przecież większość wskazówek Pawła zostało podanych, by usunąć nadużycia, jakie powstały w tym okresie). Niektórzy komentatorzy są zdania, że gdy Paweł mówił o śpiewaniu Psalmów, miał na uwadze także sposób i styl, w jakim Psalmy śpiewano, a mianowicie przy akompaniamencie muzyki, a często i z towarzyszeniem tańca.

Tym, co wyraźnie wynika z Pisma, jest wniosek, że nabożeństwo powinno być radością, a nie nudnym obowiązkiem. Wielkie żydowskie święta były czasem wielkiej radości i serdecznej celebracji. Niektóre z nich zawierały element smutku i opamiętania z grzechu, ale prowadziło to do radości płynącej z doznania Bożego przebaczenia i miłosierdzia. Święta miały być zawsze wielkimi i radosnymi festiwalami. Tyle, gdy idzie o wywody Davida Watsona. W swoim kościele w Yorku, w każdym razie, wprowadził on taniec liturgiczny jako część składową niektórych nabożeństw.

Do grupy tańców liturgicznych należy zaliczyć pantomimę, a także taniec dzieci chrześcijańskich z King’s Kids (Królewskie Dzieciaki) – organizacji znanej również w kręgach ewangelikalnych w naszym kraju.

Odmienne zdanie na temat tańca liturgicznego miał inny przedstawiciel ewangelicznego chrześcijaństwa – Herbert M. Carson, którego praca poświęcona chrześcijańskiemu nabożeństwu była swego czasu publikowana na łamach naszego miesięcznika. I ten autor zgadza się, że w okresie Starego Testamentu taniec był popularną formą wyrażania uwielbienia dla Boga. Ale milczenie Nowego Testamentu w tej kwestii jest bardzo uderzające. Nie mamy tu żadnej wzmianki o tańcu jako sposobie oddawania chwały Bogu. Nie ma też żadnego nakazu ani nawet pojedynczego słowa uświęcającego tę praktykę. Tańce dzieci z ilustracji Jezusa czy taniec córki Herodiady nie mają choćby pośrednich związków z wiarą. Dwie wzmianki na temat tańczenia w Dziejach Apostolskich odnoszą się do ludzi, którzy skakali z radości po doznaniu uzdrowienia z kalectwa, na które cierpieli od urodzenia. Trudno się dziwić, że ludzie, którzy po raz pierwszy w życiu poczuli władzę w nogach, podskoczyli z zachwytu. Nie byłoby też nic dziwnego w tym, gdyby Duch Święty pobudził ich, by w ten sposób pokazali, że są naprawdę uzdrowieni.

Jednakże patrząc na opisy nabożeństwa Kościoła czy to w Dziejach, czy też w Listach albo dokonując przeglądu nauki apostolskiej, nie znajdujemy żadnej wzmianki na temat tańca jako części składowej nabożeństwa chrześcijańskiego. I nic w tym dziwnego, jeśli weźmiemy pod uwagę kontekst życia wczesnego Kościoła w obrębie dwóch kultur – greckiej i rzymskiej. Ponieważ zarówno w społeczeństwie greckim, jak i rzymskim taniec kojarzył się z pogańskim kultem, a więc z niemoralnością i bałwochwalstwem, nie znajduje on dla siebie miejsca w Nowym Testamencie. Jeśli ktoś przeżył cudowne uzdrowienie, jak ludzie opisani w Dziejach Apostolskich, to nie dziwimy się, widząc ich skaczących z radości. Jest też rzeczą zrozumiałą, gdy ktoś znalazłszy się pod przemożnym wpływem Ducha Świętego, zachowa się jak Chrześcijanin z  Wędrówki Pielgrzyma Johna Bunyana, który po zrzuceniu swego ciężaru pod krzyżem „zrobił trzy skoki z radości” . Czymś zupełnie innym jest jednak przygotowywanie choreografii do tego, co niektórzy usiłują nazwać „duchowym tańcem”. Widzimy więc, że taniec liturgiczny to sprawa dyskusyjna. I takową, moim zdaniem, powinien pozostać.

Taniec charyzmatyczny

Nas interesuje przede wszystkim taniec będący wyrazem natchnienia z góry; taniec będący skutkiem przebłysku Ducha Bożego. Taniec charyzmatyczny. Trudno powiedzieć, czy takim tańcem był korowód taneczny Miriam i jej towarzyszek po przejściu Morza Czerwonego. Natomiast na pewno tego rodzaju tańcem był taniec Dawida przed Skrzynią Przymierza. Tego rodzaju tańcem było podskakiwanie chromego przy świątynnej bramie Pięknej w Jerozolimie po jego cudownym uzdrowieniu. Takim tańcem były owe „trzy skoki z radości” człowieka z  Wędrówki Pielgrzyma, który doznał przebaczenia grzechów.

Na początku lat sześćdziesiątych ubiegłego już stulecia, częstym gościem w zjednoczonym zborze ewangelicznym w Warszawie był Earl S. Poysti z USA, znany wówczas rosyjskojęzyczny kaznodzieja radiowy. Podczas jednego z pobytów wygłosił cykl kazań o patriarsze Jakubie. Pamiętam, że opowiadając o przeżyciu Jakuba w Betelu, powiedział – na podstawie jakichś komentarzy – że po tym duchowym przeżyciu Jakub nie tylko „ruszył z miejsca i poszedł do ziemi ludów Wschodu” (Rdz 29,1), ale ruszył w podskokach, ruszył w pląsach, tańcząc z radości. I ja to czynię – mówił kaznodzieja, którego bardzo lubiliśmy słuchać – gdy Duch Boży mnie ogarnia, ale czynię to w swoim mieszkaniu, w swojej „komorze”, by nikogo nie gorszyć.

Opowiadano mi, że gdy przedstawiciele różnych misji przychodzili do siedziby Fundacji Kathryn Kuhlman (1907 - 1976), by prosić ją o wsparcie finansowe dla swojej działalności, ta wybitna ewangelistka zapraszała najpierw gości do uwielbiania Pana. Wstawała ona, wstawali goście i przez pół godziny albo dłużej chwalili Pana, klaszcząc, chodząc i podskakując w jej obszernym gabinecie. Dopiero potem przystępowano do rozmów.

Nadal pozostaje w mojej pamięci nabożeństwo w Wieczerniku w Jerozolimie, w styczniu 1990 r. W pewnym momencie Duch Boży ogarnął czarnoskórą współwyznawczynię z naszej amerykańsko - polskiej grupy pielgrzymkowej tak wyraźnie, że wprost cudownie tańczyła przed Panem. Wcale nie ku zgorszeniu, lecz ku radości wszystkich uczestników tego szczególnego nabożeństwa.

Taniec tego rodzaju – taniec charyzmatyczny – towarzyszy często okresom duchowych przebudzeń. Odnosi się to także zarówno do pentekostalizmu, jak i do jego korzeni, jakimi był metodyzm, a szczególnie jego duchowy owoc – ruch świętości. Jeszcze dziś w wielkim słowniku angielsko - polskim można przeczytać – czego polscy metodyści zdają się wstydzić, choć nie powinni – że angielskie słowo jumper (od jump – skakać) – to metodysta podskakujący w czasie modłów.

Jezus mówi, że tego rodzaju taniec – skakanie z radości – mają przeżywać prześladowani za wiarę w Jego imię. A Jan Chrzciciel, syn Zachariasza, znalazł się w takim tanecznym korowodzie – że tak powiem – jeszcze przed swoim narodzeniem, w łonie swojej matki Elżbiety.

Jest rzeczą ciekawą, że dopiero czterej ekumeniczni tłumacze Ewangelii według św. Łukasza: ks. Michał Czajkowski, abp Jeremiasz – Jan Anchimiuk, Mieczysław Kwiecień i Jan Turnau, prawidłowo oddają greckie skirtao: jako skakanie z radości, a nie jedynie weselenie się, jak mówiły wszystkie poprzednie polskie przekłady, zarówno rzymskokatolickie, jak i protestanckie.

Czy to charyzmatyczne podskakiwanie natchnione przez Ducha Bożego, miał na myśli Bazyli Wielki, gdy mówił o tańcu z aniołami? Czy raczej chodziło mu o tzw. lotność, polegającą na cielesnym, niemal błyskawicznym przemieszczeniu się z jednego miejsca na drugie, czego doświadczyli – jak wyczytałem w chrześcijańskiej literaturze – rzymski katolik o. Pio i zielonoświątkowiec David du Plessis? Trudno powiedzieć.

Niech nasze rozważania zakończy słowo ewangelicznego poety:

Już jaśnieje z daleka nam kraj;

Okiem wiary widzimy go tu,

Jezus wnet nam otworzy ten raj […]

Wnet, o, wnet, jaki cud –

Wejdzie Pański z pląsaniem tam lud.

Wejdzie z pląsaniem, podskakując, wejdzie w tanecznym korowodzie.