Syryjska kołysanka Drukuj Email
Autor: Donata Maliszak   
czwartek, 04 kwietnia 2013 01:00

Wieczór. Niewielki pokoik na drugim pietrze starej, syryjskiej kamienicy ogarnia półmrok. Światła dostarcza jedynie żółta świeczka wetknięta w metalowy świecznik o trzech ramionach. W kąciku, szczelnie otulone kocem, leżą dwie dziewczynki. Szeroko otwartymi oczami patrzą na matkę, która klęcząc przy nich, kończy właśnie opowieść biblijną:

„...król Nebukadnesar zdziwił się i bardzo przestraszył, bo we wnętrzu pieca ognistego oprócz trzech mężczyzn, jakich kazał tam wrzucić, była jeszcze czwarta osoba - wyglądająca jak anioł. Widząc to, król nakazał im wyjść z ognia. A gdy ci trzej stanęli przed nim, wszyscy zebrani zobaczyli, że nawet jeden włos na ich głowach nie został spalony. Wówczas Nebukanesar uznał, że Bóg Daniela i jego przyjaciół jest jedynym, prawdziwym Bogiem i wydał rozkaz, by ogłoszono to w całym jego królestwie.”

„Mamusiu, chcę słuchać dalej o Danielu” - prosi młodsza z dziewczynek, gdy matka milknie.

„Jutro dowiecie się więcej. Teraz jest już czas na sen” – kobieta głaszcze córeczki po ciemnych włosach i pyta jeszcze. „Ciepło wam?” Ale zanim dzieci zdążą odpowiedzieć, z oddali dociera do nich odgłos potężnego wybuchu z granatnika przeciwpancernego. Kiedy huk cichnie - starsza z dziewczynek zwraca się do matki:

„Mamusiu, kiedy wróci tata?”

„Nie wiem Maisun.”

„Boję się o tatusia” - dodaje dziewczynka i dwie wielkie łzy spływają jej po policzkach.

„Ja też się boję o tatę. Ile godzin już go nie ma?” - odzywa się jej pięcioletnia siostra Leila.

„Myślę, że jakieś osiem godzin kochanie. Wiecie jednak, że dzielnica, w której znajduje się nasz kościół, jest dość daleko a tata poszedł tam piechotą. Nie martwcie się, powinien już być w drodze do domu. Teraz zamknijcie oczy i spróbujcie zasnąć. Posiedzę przy was jeszcze trochę.”

Dziewczynki grzecznie kiwają głowami i zamykają powieki, jednak następująca w tej chwili seria wystrzałów i kolejny wybuch odpędzają sen. Aby odwrócić uwagę dzieci od wojennych odgłosów, oraz opanować narastający strach o męża, kobieta zaczyna nucić ulubiony psalm Maisun:

„Pan jest pasterzem moim, niczego mi nie braknie, na niwach zielonych pasie mnie, nad wody spokojne prowadzi mnie...”

Nagle słyszą trzask otwieranych drzwi i do pokoju wchodzi, wyczekiwany od wielu godzin, tata. Ma na sobie zakurzone spodnie i granatowy sweter z rozdartym rękawem. Ściska dziewczynki, które na widok ojca wyskoczyły ze swego posłania.

„Czy wszystko w porządku Hosni?” - zmartwionym głosem pyta żona.

„Nic mi nie jest. Byłem już blisko domu, kiedy rozpoczęło się to starcie - odpowiada mąż i uspokajająco głaszcze żonę po ramieniu. „Razem z kilkoma braćmi z kościoła próbowaliśmy przez pół dnia doprowadzić mieszkanie Muammara do jako takiego porządku tak, by jego żona i dzieci mogły tam spędzić noc. Kaplica natomiast jest doszczętnie zniszczona – zostały jedynie gruzy. Eksplozja nastąpiła bardzo blisko. Ustaliliśmy, że niedzielne nabożeństwa będą się odbywać w domu Sadida. U niego jest wystarczająco dużo miejsca. Chyba, że bojownicy zablokują dzielnicę.”

Potem mężczyzna zwraca się do siedzących na kocu córeczek:

„Znowu nie możecie zasnąć?”

„Bomby wybuchają dziś głośniej niż zwykle tatusiu i ciągle słychać strzały” - wyjaśnia Maisun.

„Bardzo dużo strzałów, chyba jakiś tysiąc” - uzupełnia młodsza córka.

„Chciałbym wam coś dzisiaj powiedzieć, ale najpierw połóżcie się wygodnie” - poleca łagodnie ojciec i zaczyna rozmowę, którą odkładał od dawna, mając nadzieję na poprawę sytuacji w kraju. Jednak wojna trwała nadal i nie było widać końca konfliktu. Wiedział, że powinien przygotować swoje dzieci na ewentualne spotkanie ze śmiercią. „Pamiętacie jak kiedyś wróciliśmy do naszego domu i jak zobaczyliśmy, że okna nie mają szyb, a ściany pokoju są pokryte dziurami?”

„Tak, pamiętam. Nie pozwoliłeś nam wejść do środka, bo na podłodze było dużo okruchów szkła i łusek od pocisków” - mówi Maisun poważnie.

„Ktoś wtedy zniszczył twoje wszystkie koszule. Zrobił w nich pełno małych otworów. Liczyłam i było ich gdzieś tak... sto i dwieście” - dodaje mała Leila, zafascynowana od pewnego czasu dużymi liczbami, z których stosowaniem nie daje sobie jednak jeszcze rady.

„Tak, tak właśnie było. Stało się to, ponieważ uzbrojeni ludzie przyszli na naszą ulicę i strzelali z karabinów, dlatego potem przenieśliśmy się tutaj, do mieszkania po dziadku Yousefie. Widzicie, wtedy Bóg nas uchronił i stało się to pod naszą nieobecność” - ciągnie dalej Hosni i ciężko wzdycha. „Jednak nie wiem, czy zawsze tak będzie. Same widzicie, że odgłosy walk są coraz głośniejsze i jest ich więcej. Może kiedyś nadejść taka chwila, że jedna z tych bomb wybuchnie bardzo blisko nas.”

„Jak blisko?” - pyta Leila i wskazuje na stojącą przy drzwiach matkę, która zakrywa usta dłonią ,by ukryć ich drżenie. „Tak jak stąd do mamy?”

„Tak kochanie, być może aż tak blisko” - odpowiada ojciec. „Posłuchajcie mnie uważnie: gdy się to stanie, wtedy najpierw usłyszycie bardzo głośny huk i przez chwilę może was boleć i możecie zobaczyć dużo krwi, ale nie bójcie się tego, bo to będzie trwało krótko i zaraz potem zaśniecie, a gdy otworzycie oczy zobaczycie przed sobą Jezusa.”

Hosni zaciska mocno ręce w pięści tak, by nie zobaczyły jak bardzo mu się trzęsą a w duszy dziękuje Bogu, że jego głos brzmi spokojnie. Patrzy uważnie na obie dziewczynki i nie dostrzega w nich oznak strachu. Tyle dni modlił się prosząc Boga o przygotowanie córek na taką informację. I kiedy słyszy słowa Maisun wie, że został wysłuchany.

„Teraz jesienią często pada deszcz i grzmi” - mówi powoli dziewięciolatka, ważąc każde słowo. „Ale ja wiem, że może spaść na nas nie tylko to, co posyła Bóg. Kiedy tak się będzie dziać, złapię Leilę za rękę, żeby się nie zgubiła, jak kiedyś na zakupach i będziemy czekać, aż przyjdzie po nas Pan Jezus.”

„Tak, i wtedy wszyscy się zdziwią - jak ten król Nekadnesar, że już nie widzą dwóch, ale trzy osoby!” - dodaje Leila a ojciec obejmuje mocno córeczki i z czułością całuje każdą z nich w czoło.

Następnie odwraca się i szybko wyciera łzy, cisnące się wbrew jego woli do oczu.

Noc. Niewielki pokoik na drugim piętrze rozświetla łuna niedalekiego pożaru. Na posłaniach ułożonych blisko siebie, leży czteroosobowa rodzina. Zmęczeni trudnym dniem śpią i nie budzą ich odgłosy strzałów z karabinów maszynowych ani nawet przecinające powietrze pociski rakietowe. We wnętrzu ognistego pieca syryjskiej wojny domowej odpoczywają, uspokojeni pewnością, że ich Anioł zjawi się po nich we właściwym momencie i zabierze do miejsca, gdzie nie dociera żadna kula, ani huk wybuchających bomb.

***

Wojna domowa w Syrii wciąż trwa i kosztowała już życie 70 tys. cywilów. Chrześcijanie w tym kraju są atakowani, pozbawiani własności, wypędzani z domów lub porywani. Wykorzystując zarzewie wojenne, ekstremiści i bandyci dokonują na nich zamachów, bombardują kościoły, osiedla i chrześcijańskie dzielnice.

Ludzie żyją w ciągłym poczuciu zagrożenia. Wielu opuściło swoje mieszkania, szukając ratunku poza granicami kraju. Inni wciąż pozostają na miejscu, niosąc światło ewangelii pośród szerzącego się wokół zła i śmierci.

Dzieci żyjące w wojennej rzeczywistości nazywają ponure odgłosy walk muzyką. Mówią: „Budzimy się z tą muzyką, z nią żyjemy w ciągu dnia i idziemy spać.” To ich codzienna kołysanka.