Strzeżcie się ludzi Drukuj
Autor: Henryk Hukisz   
piątek, 11 września 2015 19:39
  W życiu często spotykamy znaki ostrzegające przed niebezpieczeństwem. Znajdujemy je na słupach elektrycznych, na krawędzi skał, na płotach posesji, na których znajdują się ostre psy. Spotykamy je również na opakowaniach substancji trujących, czy niebezpiecznych dla człowieka. Takie ostrzeżenia przyjmujemy w trosce o bezpieczeństwo naszego życia i zdrowia.
Wyobraźmy sobie sytuację, w której przed nami pojawia się znak „Strzeż się człowieka!”. Jak wówczas zareagujemy? Czy zlekceważymy takie ostrzeżenie, i pójdziemy dalej, śpiewając w sercu pieśń: „Wiem, nie zawiedzie mnie Pan”? Czy to będzie z naszej strony rozsądne? Czy raczej nie powinniśmy przynajmniej zatrzymać się na chwilę i zastanowić się, dlaczego ktoś umieścił takie ostrzeżenie?
Z pewnością, rozsądnie będzie, jeśli dowiemy się o przyczynie, dlaczego mamy wystrzegać się drugiego człowieka. Na pewno nie dotyczy to wszystkich ludzi, lecz pewne osoby ze względu na ich charakter. Skoro ktoś ostrzega, to albo znalazł się już w niebezpieczeństwie grożącym ze strony pewnych ludzi, lub zna cechy osób, które zagrażają bezpieczeństwu innych.  Żyjemy w takich czasach, że musimy wystrzegać się pewnych ludzi. Policja zamieszcza informacje o grasujących w okolicy pedofilach lub o poszukiwanych przestępcach.
Tytuł tego rozważania jest zaczerpnięty ze słów nie byle kogo, bo samego Chrystusa. Gdy Pan Jezus posyłał swoich uczniów z ewangelią, która jest przecież adresowana do grzeszników, do ludzi z natury złych, a jednak już w drugim zdaniu po znanych słowach: „Oto Ja posyłam was jak owce między wilki, bądźcie tedy roztropni jak węże i niewinni jak gołębice” (Mat. 10:16), powiedział : „i strzeżcie się ludzi...” (w.17). Dlaczego? Przecież wyposażył ich w moc z wysokości, która dawała im przewagę nie tylko nad ludzkimi grzechami i chorobami, lecz również nad mocami demonicznymi. Czyż nie powinni wyruszyć w tę misyjną wyprawę w świat ludzi zepsutych z pieśnią na ustach? A jednak Chrystus, Pan tego dzieła, ostrzegał pierwszych misjonarzy przed tymi, którzy „będą was wydawać sądom i biczować w swoich synagogach” (w. 17). Kilka wierszy dalej, czytamy w tej mowie misyjnej, że „gdy was prześladować będą w jednym mieście, uciekajcie do drugiego” (w. 23).
Pan Jezus powiedział im również, że będą „w nienawiści u wszystkich dla imienia mego” (Mat. 10:22). Zachęcał ich do wytrwałości nawet za cenę życia, słowami: „nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, ale duszy zabić nie mogą” (w. 28). Chrystus przygotował swoich uczniów na różne sytuacje konfliktowe, w jakich dojdzie do wrogości pomiędzy członkami tej samej rodziny. Z powodu ewangelii, nastąpią podziały przebiegające pomiędzy ludźmi których dotychczas łączyła miłość. Z powodu Chrystusa, nastąpią podziały pomiędzy „synem i ojcem i córkę z jej matką, i synową z jej teściową” (w. 35).
Ewangelia jest wyzwaniem wobec życia. Ci, którzy przyjęli prawdziwą ewangelię, będą nienawidzeni z jej powodu. Jezus pocieszał swoich naśladowców, że „jeśli świat was nienawidzi, wiedzcie, że mnie wpierw niż was znienawidził” (Jan 15:18). Pójście w ślady Chrystusa musi wywołać reakcję ze strony świata, który Go nie naśladuje. Ten świat ma swego księcia, diabła i jego demoniczne zastępy, których wolę wykonuje. My byliśmy kiedyś również pod jego panowaniem, lecz teraz chroni nas krew Baranka Bożego. Świat, to znaczy ludzie, którzy nadal w nim żyją, nienawidzą nas, ponieważ wybraliśmy Chrystusa. Apostoł Paweł oświadczył, że „wszyscy, którzy chcą żyć pobożnie w Chrystusie Jezusie, prześladowanie znosić będą” (2 Tym. 3:12).
Jaki więc powinien być nasz stosunek do tych, którzy nas nienawidzą z powodu Chrystusa? Odpowiedź znajdziemy w słowach Nauczyciela, który nawiązując do dotychczasowej nauki Zakonu, powiedział: „A Ja wam powiadam: Miłujcie nieprzyjaciół waszych i módlcie się za tych, którzy was prześladują” (Mat:5:44). Jak więc pogodzić te słowa, nakazujące miłowanie nieprzyjaciół, z poleceniem Chrystusa: „i strzeżcie się ludzi”?
O nieprzyjaciół nie musimy się starać. Oni sami się pojawią w naszym życiu. Spotykamy ich w każdej sytuacji, gdy postanawiamy żyć zgodnie z ewangelią. Mogą to być pojedyncze osoby, całe grupy społeczne, lub, jak to dzieje się obecnie, wyznawcy wrogiej chrześcijaństwu religii, jaką jest islam.
Nie widzę nic dziwnego w tym, że odczuwamy lęk w obliczu najazdu tysięcy muzułmanów do naszych miast i regionów, w których już mieszkamy. Ta obawa o nasze życie i codzienne sprawy, jak szkoła dla dzieci, praca rodziców, środowisko ulicy i placu zabaw, wyzwala w nas odruch obronny. Nikt przecież nie wpycha się dobrowolnie w sytuację niebezpieczną, lecz przygotowuje się na nią, jeśli nie ma możliwości „ucieczki do drugiego miasta”.
Oczywiście, że ta sytuacja, jaka ma obecnie miejsce w Europie, może być postrzegana również jako nowe pole misyjne. Lecz nie my sami sobie organizujemy tę misję. Lecz jeśli Bóg ma taki plan, to zapewniam, że On również da ochronę, lub przygotuje na moment, gdy „bedą zabijać ciało”.
Był czas, gdy w Nowym Jorku pojawił się sługa Boży, Dawid Wilkerson. Nie on sam wyznaczył sobie to zadanie, lecz Bóg. Dlatego mógł dokonać rzeczy niemożliwych dla przeciętnego człowieka. Dzięki mocy Bożej, niebezpieczni ludzie, których na co dzień wystrzegali się inni wierzący, stawali się potulni jak baranki, gdy Duch Święty włączył się do akcji.
Może i ty jesteś dziś wezwany do tego szczególnego zadania, aby muzułmanom nieść ewangelię. Idź więc w mocy Ducha i głoś. Lecz jeśli Pan cię do tego nie wyznaczył, lepiej jest strzec się ludzi.