Strumienie na pustyni - 10 sierpnia Drukuj
piątek, 10 sierpnia 2018 00:00

A gdy usłyszał, że choruje, został jeszcze dwa dni na miejscu, gdzie przebywał. Jan 11,6

Na początku tego wspaniałego rozdziału zapisane są słowa: „Jezus miłował Martę i jej siostrę, i Łazarza” (w. 5), jakby po to, byśmy wiedzieli, iż u podstaw Bożych działań w stosunku do nas, leży Jego miłość – bezgraniczna i niezmienna. Chociaż nie zasługujemy na nią, możemy jej wierzyć przekonywać o niej innych. Często wydaje się to niepojęte i niezrozumiałe. Miłość dopuszcza ból i cierpienia. Siostry miały nadzieję, że Pan pospieszy, a tymczasem „... gdy usłyszał, że choruje, został jeszcze dwa dni ...”. Zdumiewające jest to „gdy”! On powstrzymał się od pospieszenia na pomoc nie dlatego, że ich nie miłował, lecz właśnie z powodu swej miłości ku nim. Miłość stała na przeszkodzie, aby szybko udał się do domu dotkniętego smutkiem. Ludzka miłość zaraz jest gotowa rzucić się na pomoc kochanym, cierpiącym sercom, w nadziei, iż ulży ich smutkowi, usunie żal i otrze łzy.

Lecz tylko Boża miłość mogła pohamować żar delikatnej serdeczności Zbawiciela, by anioł utrapienia mógł dokończyć swe dzieło. Kto może określić, ile zawdzięczamy cierpieniom i smutkom? Gdyby ich nie było, w naszych sercach nie byłoby miejsca dla wielu ważnych cnót życia chrześcijańskiego. Gdzie byłaby nasza, niczym nie doświadczona wiara, albo cierpliwość, która nigdy nic by nie przecierpiała, lub doświadczenie bez prób, które są konieczne dla jego uzyskania?