Smutny "powrót" do zboru Drukuj Email
Autor: Biernacki Marian   
niedziela, 19 lutego 2012 01:00

Dziś pogrzeb amerykańskiej piosenkarki Whitney Houston, która 11 lutego 2012 roku znaleziona została martwa, jak dotąd z nieznanych przyczyn, w łazience pokoju hotelowego w Beverly Hills, w Kalifornii.

 Nabożeństwo pogrzebowe odbędzie się w baptystycznym zborze New Hope w Newark, gdzie gwiazda uczęszczała w dzieciństwie, gdzie śpiewała w chórze kościelnym pod kierownictwem swej matki, Cissy Houston i gdzie w wieku 11 lat po raz pierwszy wystąpiła solo, śpiewając piosenkę pt. "Prowadź mnie, o wielki Jahwe!"

 Niestety, dziesięć laty później Whitney Houston była już z dala od swojego zboru i coraz dalej od Boga, w wirze rozkręcającej się kariery.

Kontrakty, trasy koncertowe, występy w telewizji, nagrania studyjne, sesje zdjęciowe, rosnąca popularność i duże pieniądze. Wraz z tym coraz więcej alkoholu, a potem i narkotyki. Prośba z pierwszej piosenki jakby przestała być ważna.

 Dziś jednak Whitney wraca do swojego miasteczka i zboru. Ciało piosenkarki zostało już przewiezione do Newark złotym karawanem, a niewielki zbór baptystów szykuje się do smutnej uroczystości. Ich dawna siostra w Chrystusie o godzinie osiemnastej naszego czasu znowu pojawi się w kaplicy, gdzie kiedyś śpiewała i gdzie się kiedyś modliła...

 Coś ściska mnie za gardło i łzy napływają mi do oczu. Ileż zborów na świecie już przeżyło, a ile jeszcze przeżyje smutek takich powrotów?! Dlaczego blichtr świeckiej kariery tak łatwo odciąga wielu chrześcijan z drogi wiary? Co z tego, że Whitney Houston stała się tak popularna, że nawet flagi stanu New Jersey zostały dziś opuszczone do pół masztu? Albowiem cóż pomoże człowiekowi, choćby cały świat pozyskał, a na duszy swej szkodę poniósł? Albo co da człowiek w zamian za duszę swoją? [Mt 16,26].

 Każdemu może się przytrafić, że pobłądzi duchowo. Najczęściej wiąże się to z zaniedbaniem społeczności z Bogiem i porzuceniem swojej wspólnoty. Bóg jest jednak miłosierny i wspaniałomyślnie czeka na powrót. Niechby nie był to powrót poniewczasie, kiedy już za późno, żeby cokolwiek można było zmienić w wiecznym przeznaczeniu powracającego.

Poruszony przedwczesną śmiercią tej wspaniałej piosenkarki, apeluję do wszystkich braci i sióstr, którzy z różnych powodów są dziś z dala od Boga i od swojego zboru, jak to przedtem zostało powiedziane: Dziś, jeśli głos jego usłyszycie, nie zatwardzajcie serc waszych [Hbr 4,7].

Wracajcie tak, żeby - jak to jest w przypowieści o synu marnotrawnym - zbór Pański mógł się z tego weselić. Powrót w trumnie, to powrót spóźniony i już bez znaczenia.