Samokontrola Drukuj Email
Autor: Herbert Carson   
czwartek, 11 marca 2010 21:09

Nauka apostoła Pawła o Wieczerzy Pańskiej rozpoczyna się od słowa nagany pod adresem Koryntian, a kończy się uroczystym przypomnieniem o ważności przygotowania serca i właściwej postawie, jaka powinna towarzyszyć zbliżeniu się do Stołu Pańskiego. Słowo napomnienia wiązało się z traktowaniem przez nich Wieczerzy Pańskiej tak, jak gdyby to było spożycie jakiegoś zwykłego posiłku. Zachowywali się oni tak jakby byli po prostu ludźmi, którzy zeszli się na spotkanie towarzyskie, a nie wspólnotą wierzących, stanowiącą Ciało Chrystusa, powołanych przez Pana do społeczności ze Zbawicielem i ze sobą nawzajem. Smutna konsekwencja tego były nieszczęśliwe podziały, które były świadectwem prawdziwego ducha jaki panował w Koryncie, a co prowadziło do samolubnego braku zainteresowania dla współwierzących. Zamiast jedności, która rodzi czułe zainteresowanie potrzebami innych, zaistniał podział, prowadzący do krytycyzmu, obmawiania, plotkarstwa i wszelkich złych oznak świadczących o postawie samolubstwa.

Odpowiedzią Pawła na tę przykrą sytuację jest ostre przypomnienie o celu ustanowienia przez Pana tego porządku. Jest to widzialne Słowo, które ogłasza łaskę i miłosierdzie Boga wobec grzeszników, a to stawia każdego gościa przy Stole na takim samym poziomie potrzeb. Społeczne, ekonomiczne, rasowe i wszelkie inne różnice zostają unieważnione w obliczu tego, ze wszyscy mamy dług wdzięczności wobec łaski Bożej. Tu jest miejsce, gdzie grzesznicy, którym przebaczono spotykają się, aby wysławić wspólnego Zbawiciela i ogłaszać jeden drugiemu cud Jego śmierci dokonany na ich korzyść. Miało to na tle ustalonego przez Pana celu obchodzenie Wieczerzy i ich smutnych zaniedbań doprowadzić do zrozumienia, że celem napomnień apostoła było zwrócenie uwagi na powagę niegodnego uczestnictwa w komunii i potrzebę dokładnego zbadania samego siebie przed przystąpieniem do Wieczerzy Pańskiej.

Mówienie o niegodnym uczestnictwie może prowadzić do tego, że niektórzy bardzo skrupulatni chrześcijanie będą interpretować to w taki sposób, iż poczują się wyłączeni od Stołu. Znając swoje własne serce, swoje niekonsekwencje i uchybienia, ktoś może odczuć, że jest niegodny przystąpić do Stołu Pańskiego. Jednak z pewnością takie pojmowanie niezdolności, dalekie od tego, by stanowić rzeczywistą przeszkodę, jest w rzeczywistości podstawowym warunkiem przystąpienia.

Uznanie naszych grzechów przed Bogiem nie następuje w wyniku wprowadzenia przez Boga nakazu wyłączenia. Prowadzi to raczej do łaskawych obietnic Bożych odnośnie do przebaczenia i oczyszczenia przez krew Chrystusa. To nie skruszony wierzący, który odczuwa bardzo głęboko potrzebę miłosierdzia Bożego jest winny niegodnego uczestnictwa, dla niego bowiem Wieczerza Pańska jest łaskawym przyrzeczeniem zapraszającej łaski Bożej. To raczej samozadowolenie i próżność sumienia prowadzi do uczestnictwa bez przygotowania serca i bez skruchy i wiary, które są przedmiotem uroczystego ostrzeżenia apostoła Pawła.

To nie grzech czyni nas niezdolnymi, bowiem istnieje gotowość przebaczenia dla pokutujących grzeszników. Jest to przywiązanie do grzechu, które stwarza barierę, jaką budujemy na własne ryzyko. To nie Dawid żałujący swego grzechu według Psalmu 51 zostaje odłączony od obecności Bożej, ale Dawid z tego okresu, gdy nie chciał tego wyznać. W Psalmie 32 wspomina swoją uporczywą odmowę uznania błędu, która wysuszała jego duszę: „Gdy milczałem schły kości moje od błagalnego wołania przez cały dzień” (w. 3). Dopiero, gdy doszedł do punktu definitywnej pokuty, przyszło przebaczenie: „Grzech mój wyznałem tobie i winy mojej nie ukryłem. Rzekłem: Wyznam występki moje Panu. Wtedy Ty odpuściłeś winę grzechu mego” (w. 5). Obydwa Psalmy przedstawiają bogactwo ducha, jakie nastąpiło w wyniku pokuty, co doprowadziło go do odnowionego oddania czci Bogu. W innym miejscu tak formułuje tę zasadę: „Gdybym knuł coś niegodziwego w sercu moim, Pan nie byłby mnie wysłuchał” (Ps 66,18). Zbliżenie się do Boga z nie wyznanym grzechem i nie skruszonym sercem powoduje odrzucenie. Natomiast ten, kto przychodzi z duchem strapionym i ze wstydem z powodu popełnionego grzechu znajduje obfite przebaczenie i łaskawe powitanie.

Dalszym powodem niegodnego przystąpienia do Wieczerzy Pańskiej są nie załatwione sprawy i nieporozumienia między chrześcijanami. To było główna przyczyną wystosowania przez apostoła Pawła napomnienia do Koryntian, ale trzeba ze smutkiem stwierdzić, że to samo zbyt często mąci, a w rzeczywistości niszczy to, co powinno być bogatym doświadczeniem. Pan Jezus to miał na myśli, gdy mówił o postawie towarzyszącej zbliżaniu się do ołtarza świątyni i to samo odnosi się do tych, którzy przychodzą do Stołu Pańskiego: „Jeślibyś więc składał swój dar na ołtarzu i tam wspomniałbyś, iż brat twój ma coś przeciwko tobie, zostaw tam dar swój na ołtarzu, odejdź i najpierw pojednaj się z bratem swoim, a potem przyszedłszy, złóż dar swój” (Mt 5,23.24). Uczył też tej samej lekcji, dając wzór modlitwy: „Odpuść nam nasze winy jak i my odpuszczamy naszym winowajcom”. To zdanie jednak opatrzył Jezus dodatkowym ostrzeżeniem: „A jeśli nie odpuścicie ludziom, i Ojciec wasz nie odpuści wam przewinień waszych” (Mt 6,15). W swojej przypowieści mówił o nieprzebaczającym słudze, który sam doznał przebaczenia w postaci anulowania ogromnego długu, sam jednak nie potrafił tego samego uczynić w stosunku do swego dłużnika, który był winien znacznie mniej. Dla takiego sługi pozostawało jedynie osądzenie a chrześcijanin okazujący ducha nieprzejednania zasługuje na to samo. Niech ktoś taki nie waży się przystąpić do Stołu Pańskiego, aż ureguluje wszystko.

Ale co wtedy, gdy drugi współwyznawca nie chce pojednania? Co dalej, gdy winny przeprasza za to, co mówił lub za to co on zrobić a co stało się przyczyną zagniewania, jeśli szkoda została wynagrodzona, a jednak pomimo wszelkich wysiłków z naszej strony, wciąż napotykamy mur nie do przebycia? Odpowiedź na to pytanie znajduje się we wskazaniach naszego Pana zapisanych w Ewangelii Mateusza (18,15–18), gdzie dowiadujemy się, że należy podjąć odpowiednie kroki, aby rozwiązać nabrzmiały problem. W tym przypadku inicjatywę podejmuje ten, który wyrządził zło, ale zasada pozostaje ta sama. Należy uczynić ze swojej strony wszystko, aby uzdrowić sytuację. Jeśli jednak jedna strona kategorycznie odmawia osobistego spotkania, a nawet załatwienia sprawy w obecności dwu lub trzech świadków czy całego Zboru, ona jest winna i ma być wyłączona ze społeczności. Ten zaś, który dążył do pojednania zostaje uwolniony od winy i pozostaje w dalszym ciągu we wspólnocie wierzących.

Samolubna postawa widoczna w Koryncie prowadziła zatem i wciąż prowadzi do braku zainteresowania i poszanowania dla innych, a to jest dalsza przeszkoda do komunii. Ignorowanie współwyznawcy jest dostatecznie złym zjawiskiem, ale pogardzanie swoim współwyznawcą jest czymś o wiele gorszym. Spoglądanie z góry na innych z powodu ich stanu socjalnego lub braku zdolności, według krytycznej oceny innych, jest ciężkim grzechem. Taki grzech, jeśli nie jest wyznany przez Panem, powoduje osądzenie. Przy Stole Pańskim nie ma miejsca dla snobów, obojętne czy jest to snobizm na tle socjalnym, intelektualnym, rasowym czy religijnym. Mile widziani tam są tylko tacy ludzie, którzy z radością przyjmują wszystkich, co są w stanie złożyć takie samo pokorne wyznanie: „Przez łaskę Bożą jestem tym, czym jestem”.

Jakże mocno akcentuje apostoł Paweł zagadnienie niegodnego uczestnictwa w Wieczerzy Pańskiej! Przedstawia to – po prostu – jako przestępstwo kryminalne wobec Pana: „Przeto ktokolwiek by jadł chleb i pił z kielicha Pańskiego niegodnie, winien będzie ciała i krwi Pańskiej” (1 Kor 11,27). Jest to bardzo poważne oskarżenie, a jednak wynika ono z jego nauki na temat charakteru Wieczerzy. Skoro chleb i wino są przez Boga ustanowionymi środkami przeznaczenia dla nas ciała i krwi Chrystusa, które nam zostały dane, zatem przyjęcie tych zewnętrznych znaków z nie wyznanym grzechem w naszych sercach lub rozgoryczonym duchem albo też z pogarda dla innych – jest niczym innym jak zniewagą Pana. Jest to nie tylko przyłączeniem się do szeregów tych, którzy szydzili z Niego w godzinie śmierci. Taka zbrodnia jest tak poważna, ze należy dołożyć wszelkich możliwych starań do należytego pod każdym względem przygotowania się do przyjścia do Stołu Pańskiego.

Ale to jeszcze nie wszystko. Dalsze słowo ostrzeżenia mówi, że niegodny uczestnik „sąd własny je i pije” (1 Kor 11,29). Występujące w tzw. przekładzie autoryzowanym Biblii słowo „potępienie” sugeruje potępienie wieczne, ale raczej nie to miał na myśli autor skoro w 32 wersecie jest przedstawione osądzenie Pańskie, które jest swego rodzaju sposobem wychowawczym, a potępieniem świata. Jest oczywiście prawdą, że nieodrodzony człowiek, który przychodzi do Stołu Pańskiego w poczuciu stale pogarszającego się stanu duchowego na skutek nie wyznanych grzechów potęguje tylko swoją winę i przyspiesza potępienie. Dla takiego słowo „potępienie” jest tylko odbiciem jego stanu faktycznego. Jednocześnie z tym nie wolno nam pomniejszać powagi ostrzeżenia wobec chrześcijanina i groźby sądu Pańskiego wobec Jego własnego ludu. Mogą oni wciąż cieszyć się tym, że „nie ma żadnego potępienia tym, którzy są w Chrystusie Jezusie” a jednak być obiektem poważnej nagany.

Gdy lud Boży odmawia przyjęcia Jego napomnienia, będzie zmuszony spotkać się z karą z Jego strony. Dawid doświadczył konsekwencji nie tylko swego cudzołóstwa, ale także braku skruchy, a jego dziecko zrodzone z nieprawego związku zmarło. Ananiasz i Safira zostali uderzeni przez Boga a wielki strach padł na cały Kościół. Tu w Koryncie miała miejsce choroba i śmierć, które apostoł Paweł ocenia jako sądy Boże. Nie możemy oczywiście wyciągać totalnie całkowicie wniosku, że wszelka choroba jest sądem Bożym. Księga Hioba i odrzucenie przez Jezusa takiego poglądu w przypadku człowieka ślepego od urodzenia powinny powstrzymać nas od takiego fałszywego poglądu. Jednakże musimy brać pod uwagę dotkliwe skutki karania Bożego, które dotyka nasze ciała, interesy, domy lub też potrafi pokrzyżować nasze plany. Potrzebna nam jest „wielka bojaźń”, która cechowała Kościół opisany w Dziejach Apostolskich. Nie było tam żadnej niezgodności między wielką radością jaką okazywali a ich wielką bojaźnią. Ostatecznie karanie nie jest celem samym w sobie polegającym na wymierzeniu kary, ale pomyślane jest jako narzędzie skłaniające do pokory i powrotu po przebaczenie do Pana.

W świetle tych wszystkich poważnych konsekwencji niegodnego uczestnictwa istnieje stała potrzeba rygorystycznej samokontroli. Oczywiście nie oznacza to spaczonej chorobliwej introspekcji (samoobserwacji), która nas wcale nie posila ale wprost przeciwnie doprowadza od paraliżu ducha i ciała. Zdrowa samokontrola jest jednak koniecznością i to być może szczególnie w obecnym czasie, gdy powierzchowna pobożność tak ochoczo szermuje bezpieczeństwem i usuwa wszelką samokontrolę jak gdyby to była oznaka braku wiary. Apel „poddawajcie samych siebie próbie (…) doświadczajcie siebie” (2 Kor 13,5) jest głosem, którego nie wolno nam zlekceważyć.

Powinniśmy odnotować to, że zostaliśmy powołani do aktywnego ćwiczenia się w tym. Prawdą jest, że musimy poddać się Pańskiej kontroli i rzeczywiście powinniśmy modlić się słowami psalmisty: „Badaj mnie, Boże, i poznaj serce moje” (Ps 139,23). Jednocześnie apostoł Paweł powiada, że musi mieć miejsce zaangażowanie ze strony chrześcijanina w sprawę samokontroli.

Egzaminy zakładają osiągnięcie odpowiedniego poziomu. Studenci poddawani są sprawdzianom, aby stwierdzić w jakim stopniu osiągnęli wymagany poziom akademicki w danej dziedzinie i w zależności od tego otrzymują dobrą albo złą ocenę. Chrześcijanin także ma sprawdzian, na podstawie którego może się sam ocenić. Jest nim prawo Boże! Kieruje się on wciąż na nowo do Dziesięciorga Przykazań, do kwintesencji tych przykazań, do dokonanej przez Jezusa szczegółowej ekspozycji prawa w „kazaniu na górze” i do doskonałego ucieleśnienia prawa w życiu Jezusa. Kieruje się on do praktycznych i badawczych Listów i do ilustracji odmalowanych w opisie pierwszych wierzących na podstawie Dziejów Apostolskich. Tak więc chrześcijanin może postawić sobie pytania: „Czy kocham Boga z całego serca a bliźniego swego jak samego siebie? Czy toleruję bałwochwalstwo w swoim życiu? Czy biorę imię Boże nadaremno przez formalną modlitwę i fałszywe wyznania duchowego osiągnięcia? Czy traktuję Dzień Pański jako duchową nudę, czy jako okazję do odbycia radosnego nabożeństwa? Czy pielęgnuje nienawiść, która według słów Jezusa jest równa zbrodni? Czy przywiązuję się do cudzołożnych myśli? Czy okradam innych z dobrego imienia przez swoje plotkarstwo lub pożądam czyjegoś stanowiska lub mienia, bo jestem zazdrosny?”.

Najwyraźniej taka samokontrola nie jest zadowolona z dokonania przeglądu naszych zewnętrznych czynności. Zewnętrzna sprawiedliwość faryzeusza nie jest wzorcem dla chrześcijanina. Musi on wejść pod powierzchnię sięgając do dziedziny myśli, gdzie mogą dominować takie zjawiska jak jątrząca gorycz i apodyktyczna ambicja. Musi on otworzyć wejście do „galerii obrazów” swojej wyobraźni, gdzie panować może nieczystość. Musi zbadać swoje motywy, jakimi się kieruje w swoim postępowaniu, a które mogą zrabować to wszystko, co wydaje się dobre w oczach ludzi pod każdym względem wartościowych w oczach Boga. Ponad wszystko musi być wyczulony na wszelkie oznaki niszczących skutków pychy, tej podstawowej obrzydliwości grzeszników.

Samokontrola nie jest jednak końcem samym w sobie. Podjęcie jej bez skierowania się do Pana kończy się rozpaczą. Raczej celem jej jest doprowadzenie do szczerego wyznania naszych grzechów przed Panem. Wstyd duszy, która przychodzi gdy zdaje sobie sprawę jak potężna skryta nieprawość kryje się w niej, ma doprowadzić do źródła otwartego na grzechy i nieczystość, które można zlikwidować w krwi Chrystusa. Smutek ducha, który towarzyszy samokontroli jest pomyślany jako wstęp do odnowionej radości przebaczenia. To dzięki pewności tego przebaczenia możemy przyjść do Stołu Pańskiego z pełnym zaufaniem.

Jeśli miał miejsce jakiś zatarg z innym współwyznawcą, jeśli kogoś zraniliśmy, obojętne czy chrześcijanina czy niewierzącego, naszymi grzesznymi słowami lub czynami, nie wystarczy jedynie wyznać tego przed Panem; musimy naprawić wszystko wobec tych, których zraniliśmy. Zalecana jest tu jednak ostrożność. Jeśli grzech cudzołóstwa lub złodziejstwa nie wyszedł poza obręb naszych myśli, wtedy oczywiście powinniśmy powiedzieć o tym tylko Panu. Opowiadanie innym o nieczystych pragnieniach, o których oni nic dotychczas nie wiedzieli mogłoby się tylko stać źródłem niepotrzebnych problemów. Gdy grzech jest znany tylko Bogu i nam musimy go wyznać samemu Bogu. Gdy jednak w sprawę wciągnięte są inne osoby, albo przez popełnienie czynu lub przez zaniedbanie, ciąży na nas odpowiedzialność wyznania go przed innymi.

Istnieje jeden sposób zetknięcia się ze świadomością grzesznego zaniedbania, które jest niezależne od nas. Jest to wycofanie się z uczestnictwa w Wieczerzy Pańskiej. Z pewnością nie powinniśmy przychodzić, gdy wiemy, że akurat jesteśmy niegodni. Ale próby unikania załatwienia naszych spraw duchowych poprzez nie przystępowanie do komunii stają się tylko pogłębieniem naszej winy przez odrzucanie zaproszenia Pańskiego do Jego stołu. Paweł nie pisał swoich ostrzeżeń w intencji powstrzymania kogokolwiek od przystępowania do Stołu Pańskiego. Chciał on, żeby wszyscy przyszli, ale przyjść trzeba we właściwy sposób, jako skruszeni grzesznicy poszukujący i znajdujący przebaczenie w Chrystusie. Nie ma tu bowiem miejsca dla Judasza, nie ma miejsca dla posiadającego własną sprawiedliwość faryzeusza, nie ma miejsca dla ewangelicznego hipokryty. Jest natomiast miejsce dla chrześcijanina, który wprawdzie zgrzeszył, ale żałuje głęboko swego grzechu. Rzeczywiście jest tam coś więcej niż tylko miejsce, jest gorące zaproszenie i radosne powitanie. Czyż może być lepsze miejsce dla grzeszników, którym przebaczono, niż Stół przy którym usługuje Pan, a w łamanym Chlebie i rozlewanym Winie przyrzeka swoim zgromadzonym gościom: „Choć wasze grzechy będą czerwone jak szkarłat, jak śnieg zbieleją; choć będą czerwone jak purpura, staną się białe jak wełna” (Iz 1,18)?