Radość czy rozpacz - co wybierasz w swoim życiu? Drukuj
Autor: Kamila Podsiadły   
piątek, 16 czerwca 2017 00:00

Czy zamkniemy się w samotności i cierpieniu, karmiąc się ciągle naszym bólem, nie chcąc, by Bóg uleczył nasze rany? (...) Czy zgodzimy się na to, aby Jego miłość nas podniosła, postawiła znów na skale nogi nasze, wydobyła z ciemności do światłości i natchnęła nadzieją?

Czy zastanawialiśmy się kiedyś nad tym, że radość i rozpacz są naszymi wyborami? Jak powiedział Johann Gottfried Seume: „Ból i radość leżą razem w jednej łupinie - ich mieszanina jest ludzkim losem”. Choćbyśmy nie wiem jak się starali, nie unikniemy sytuacji tragicznych, łamiących serce, niebezpiecznych, bolesnych. Jednak to, jaką przyjmiemy wobec nich postawę, często jest naszym wyborem. Możemy się poddać przyjmując nieszczęście jak fatum, na które nie mamy wpływu i pozostać w dolinie cienia do końca życia. Jest też druga możliwość - nie tracąc nadziei i odwagi z ufnością wierzyć, że Bóg może ingerować w każdą sytuację i z mądrością przeciwstawiać się depresji i obojętności.

Myślę, że każdy z nas zna historie Tamar i Abigail - dwóch starotestamentowych kobiet, które w tak odmienny sposób zareagowały na to, co rozgrywało się wokół nich i miało wpływ na nie same. Która z nich obrazuje nasze podejście do życia, jego wyzwań i trudności?

Tamar była piękną córką króla Dawida, niedostępną panną. Niestety jej piękno stało się dla niej pułapką - to z powodu jej atrakcyjności zapragnął jej Amnon, jej własny brat. Zaślepiony swą pożądliwością oraz kierowany egoizmem odebrał jej cześć i niewinność. Wykorzystał do tego jej litość, współczucie, siostrzane uczucie. Została upokorzona, dogłębnie zraniona, pohańbiona... Zdeptano jej honor, zignorowano prośby i błagania. Czara goryczy przelała się, gdy Amnon po dokonaniu tego okropnego czynu poczuł do niej bardzo wielką nienawiść, a jego nienawiść ku niej była większa niż poprzednio miłość (2 Sm 13:15) i wezwał sługę, aby ten ją wyprowadził. Nic dziwnego, że Tamar posypała popiołem swoją głowę, a sukienkę z rękawami, którą miała na sobie, rozdarła, położyła swoje ręce na głowie i szła głośno szlochając (13:19). Jej życie legło w gruzach - jej pozycja jako pięknej i szanowanej córki królewskiej, a zarazem dziewicy o nieposzlakowanej opinii, radość życia, dziewczęce marzenia, plany... Nigdy już nie mogła tego odzyskać. Miała być może nadzieję, że jej brat Absalom ją pocieszy, okaże współczucie, natchnie nadzieją. Jednak jedyną jego reakcją było to, że rozkazał jej milczeć i nie dzielić się z nikim swym bólem. Domyślam się, że jej pragnieniem było wówczas wypłakanie się w obecności jakiejś przyjaznej i bliskiej jej osoby. Niestety została skazana na to, aby samej stawić czoła ogarniającej ją depresji. I zamieszkała Tamar rozgoryczona i samotna, w domu Absaloma, swojego brata (2 Sm 13:20). Jakże smutne i tragiczne musiało być jej dalsze życie. Każdy dzień był cierpieniem, przepełnionym goryczą i żółcią. Znikąd wsparcia i pomocy.

Zastanówmy się, czy czasem nie odgradzamy się od ludzi, którzy mogą nam pomóc i nie zamykamy w samotności i goryczy, jak to zrobiła Tamar. Czy sami celowo nie sprawiamy sobie bólu rozpamiętując i roztrząsając nasze nieszczęście? Z drugiej strony, rozejrzyjmy się wokół siebie. Czy nie dostrzegamy w swoim otoczeniu ukrytej gdzieś w cieniu, zdystansowanej i rozżalonej Tamar? Otwórzmy swoje serce na jej ból, szukajmy Bożej mądrości, by ją wesprzeć, Bożej siły, by podać rękę, gdy sama nie może wstać. Nie zniechęcajmy się tym, że zbudowała ona wokół siebie mury i warownie nie do pokonania, że ukrywa się za nimi i sprawia wrażenie, jakby tam chciała już pozostać. Takie zachowanie jest niemym wołaniem o pomoc. Serca przepełnione Bożą miłością i wyczulone na Jego głos są w stanie to usłyszeć i odpowiedzieć. Mogą być zwiastunami dobrej nowiny dla załamanych, nieść światłość mieszkańcom krainy mroków. To my właśnie możemy przekazywać poranionej duszy uzdrawiające Boże Słowo, zapewniać o Jego bliskości, trosce, miłości. Takie słowa będą jak pokarm dla opadającego z sił, jak woda dla spragnionego. Tak ważne jest, żeby ludzie zdawali sobie w najtrudniejszych momentach sprawę z tego, że Oczy Pańskie patrzą na sprawiedliwych, a uszy Jego słyszą ich krzyk. Wołają, a Pan wysłuchuje ich i ocala ich ze wszystkich udręk. Bliski jest Pan tym, których serce jest złamane, A wybawia utrapionych na duchu (Ps 34:16 i 18-19).

Nie wspominajcie dawnych wydarzeń, a na to co minęło, już nie zważajcie! Oto ja czynię rzecz nową: Już się rozwija, czy tego nie spostrzegacie? Iz 43:18-19 to jeden z moich ulubionych fragmentów. Cały ten rozdział jest wspaniałym świadectwem tego, jak Pan prowadził swój lud przez trudności. Pamiętajmy jednak, że nie możemy wymagać od Boga, aby działał ciągle tak, jak jesteśmy do tego przyzwyczajeni, tak jak my sami tego oczekujemy. Czasami za wszelką cenę chcemy wrócić do tego, co było. Cofnąć czas tak, aby nie dopuścić do czegoś, co zburzyło świat, jaki sobie budowaliśmy, w którym czuliśmy się bezpiecznie i pewnie. Rozpamiętujemy, rozważamy, wymyślamy: co by było, gdyby... Tęsknimy i wzdychamy za przeszłością. Tymczasem Pan ma dla nas coś zupełnie nowego, coś o wiele lepszego! On jest tym, który odbudowuje na gruzach tego zniszczonego i powalonego miasto o wiele silniejsze. On chce zmieniać nasze serca, abyśmy bardziej Jemu ufali, pilniej poszukiwali Jego woli, abyśmy chcieli od Niego odbierać te najwspanialsze prezenty, jakie On ma dla nas. Czasami kurczowo trzymamy się tej zakurzonej przeszłości nie zauważając, że marnujemy teraźniejszość, że nie wykorzystujemy chwil, które Pan nam daje. Pozwólmy Bogu działać w nas, czynić nas nowymi osobami. Odnawiać nasze myśli i serce, nasze priorytety i marzenia podporządkowywać Jego standardom. Musimy czasem zdecydowanie i świadomie po-stanowić: nie uczynię siebie więźniem swojej przeszłości! Nie pozwolę się okradać z błogosławieństw, których mogę doświadczać już dziś i na które mogę mieć nadzieję także jutro. Chcę na Bogu budować moją teraźniejszość i przyszłość oraz oglądać nowe dzieła, których On chce dokonać w moim życiu! Pamiętajmy, że Pan ma dla nas o wiele lepsze rzeczy niż to, co sami byśmy dla siebie wybrali. Nie pozwólmy więc, by wspomnienia przeszłości paraliżowały naszą teraźniejszość i zamazywały przyszłość. Zwróćmy uwagę na to, że często głębokie przeżycia mogą nam uzmysłowić, jak bardzo zależni jesteśmy od Pana, a jak bezsilni bez Niego. Łzy, wołanie o pomoc, rozrzewnienie czy tęsknota nie są niczym złym. Powinny być jednak skierowane do Tego, który jedynie może nas wyciągnąć z ciemnej doliny na Swoje zielone pastwiska. Czemu rozpaczasz, duszo moja i czemu drżysz we mnie? Ufaj Bogu, gdyż jeszcze sławić Go będę: On jest zbawieniem moim i Bogiem moim! (Ps 42:12)

Przyjrzyjmy się teraz Abigail, której historia zapisana jest w 25 rozdziale I Księgi Samuela. Kobieta ta była roztropna i piękna, mąż zaś był nieokrzesany i niecnych postępków (w. 3). Imię Abigail oznacza „radość ojca”. Myślę, że mając taką córkę serce każdego ojca przepełnione byłoby radością i wdzięcznością. Być może ci, którzy ją znali, zadawali sobie pytanie, dlaczego tak wyjątkowa kobieta musiała żyć z tak zatwardziałym mężczyzną? W wierszu 25. nawet Abigail przyznała, że był on niegodziwcem, i że jakie jest jego imię, taki i on sam: Nabal się nazywa i jest głupcem. Jednak mimo tego, że codzienność z nim była dla niej ciężka - na pewno często był dla niej niemiły, nieczuły, niewrażliwy, wyrządzał jej przykrości i musiała się za niego wstydzić - nie opuściła go i starała się być mu pomocą. Jej pomysłowość i odwagę poznajemy, gdy do akcji wkracza Dawid. On i jego wojska znajdowali się w okolicy i potrzebowali wsparcia. Z tego powodu Dawid poprosił Nabala o pożywienie zapewniając przy tym, że nie dopuści do tego, aby jego pasterzom stała się z rąk żołnierzy krzywda. Jednak Nabal, pomimo swego bogactwa, kierowany chytrością, skąpstwem i nikczemnością, odmówił Dawidowi w bardzo obraźliwy sposób. Nie licząc się ze słowami znieważył jego królewski majestat. Z tego powodu Nabal i całe jego domostwo mogło liczyć się z poważnymi i dotkliwymi konsekwencjami. Dawid bardzo się zdenerwował i przygotował do zbrojnego ataku. Niecodziennością w tamtych czasach była sytuacja, by o przebiegu całego wydarzenia sługa natychmiast doniósł bezpośrednio Abigail. Przecież w ówczesnej kulturze to mąż decydował i jego postanowienia były nieodwołalne! Jej mądrość i roztropność musiała być znana każdemu, kto z nią przebywał. Sługa zdawał sobie sprawę, że to w Abigail cała nadzieja i że tylko ona może uratować wszystkich domowników od zguby. Spójrzmy na to, jak zareagowała ta kobieta w obliczu takiego wyzwania. Nie wpadła w panikę ani w depresję, nie zaczęła biadolić ani utyskiwać na głupotę swego męża. Czytamy że „śpiesznie”, czyli bezzwłocznie i energicznie zaczęła pakować pożywienie, którym zamierzała ułaskawić rozgniewane serce Dawida. Wykazała się nie tylko mądrością, ale też odwagą. Nie miała przecież pewności, że Dawid pozytywnie rozpatrzy jej prośbę, mogła liczyć się także z jego gniewem. Jednak pojechała by ponosić konsekwencje błędnych decyzji męża i ryzykować za niego własnym życiem. Widzimy więc, że cechował ją również łagodny charakter, dążący do zachowania pokoju, gotów przebłagać i prosić króla o przebaczenie. Mimo tego, że nie była winna w tej sytuacji, wzięła na siebie winę i upokorzyła się z nadzieją, że ocali tym życie bliskich jej ludzi. Wiemy, jak kończy się ta historia - wspaniały charakter Abigail zrobił na Dawidzie ogromne wrażenie. Po tym, jak Pan ukarał Nabala śmiercią, Dawid oświadczył się Abigail i ona została jego żoną.

Myślę, że można to skomentować słowami: Ilekroć lęk mnie ogarnia, w Tobie mam nadzieję. Bogu, którego słowo wysławiać będę, Bogu ufam, nie lękam się: Cóż może mi uczynić człowiek? (Ps 56:4-5) To cudowne, że niezależnie od tego, jak wielkie nieszczęście i cierpienie nas spotyka, Bóg jest potężniejszy niż wszelkie okoliczności i tylko On może nam pomóc. Przychodźmy do Niego w najboleśniejszych chwilach i wołajmy: Zmiłuj się nade mną Boże, zmiłuj się nade mną, bo Tobie zaufała dusza moja i w cieniu twych skrzydeł chcę się schronić, aż przeminie nieszczęście! Wołam do Boga Najwyższego, do Boga, który do końca doprowadzi sprawę moją. On ześle pomoc z góry i wybawi mnie. Bóg ześle łaskę swoją i wierność swoją (Ps 57:2-4). Nie pozwólmy, by nieszczęście przysłoniło nam naszego Wszechmocnego. Pamiętajmy, że Jemu nie jest obojętne nasze wołanie. Któż nas odłączy od miłości Chrystusowej? Czy utrapienie, czy ucisk, czy prześladowanie, czy głód, czy nagość czy niebezpieczeństwo, czy miecz? Nic nie zdoła odłączyć nas od miłości Bożej, która jest w Chrystusie Jezusie, Panu naszym (Rz 8:35-39). Zdecydujmy w sercu swoim, co wybieramy: radość czy rozpacz. Czy zamkniemy się w samotności i cierpieniu, karmiąc się ciągle naszym bólem, nie chcąc, by Bóg uleczył nasze rany? A może zwrócimy się z każdą trudnością do Pana? Czy zgodzimy się na to, aby Jego miłość nas podniosła, postawiła znów na skale nogi nasze, wydobyła z ciemności do światłości i natchnęła nadzieją? Każdego dnia dokonujemy takich wyborów, raz mniejszych a raz większych, lecz zawsze są to wybory, które wpływają na naszą duchową równowagę, samopoczucie, zdrowie i przyszłość. Czasem to od nas zależy, czy idziemy ciemną doliną, czy pasiemy się nad spokojnymi wodami, na zielonych pastwiskach. Blaise Pascal powiedział: „Człowiek narodził się po to, aby się radować”, a Johannes Keppler stwierdził: „Radość jest potrzebą, siłą i wartością życia”. Jeśli jednak nie przemawiają do nas słowa filozofów, to może przekonają nas słowa apostoła Pawła: Zawsze się radujcie (1 Tes 5:16).


Artykuł pochodzi z http://www.dlajezusa.pl/dj/