"Małpi gaj" Drukuj Email
Autor: Henryk Hukisz   
niedziela, 26 listopada 2017 16:32

Celowo umieściłem tytuł tego rozważania w cudzysłowiu, gdyż nie chcę nikogo obrazić dosadnością porównania. Niestety, obserwując najnowsze trendy i zjawiska w społeczności ewangelikalnej w kraju, nic innego nie przychodzi mi na myśl, jak właśnie to określenie. Aby być na bieżąco w kwestii znaczenia tego wyrażenia, googlowałem przez chwilę i ku memu zaskoczeniu, na monitorze znalazłem sporo adresów żłobków i przedszkoli o tej nazwie. Lecz nie o miejscu dla dzieciaków chcę pisać, lecz o zgromadzeniach organizowanych dla ludu Bożego.

Może rozpocznę od spotkania okolicznościowego dla uczczenie Reformacji, jako, że obchodziliśmy jej pięćsetlecie. W naszym protestanckim środowisku to znaczna rocznica, gdyż dzięki dziełu Marcina Lutra, mamy Biblię w ojczystym języku, a z kazalnic głoszona jest ewangelia łaski, a nie obowiązek wykupienia się z ognia piekielnego. Jeden z miejscowych zborów zaprosił wiernych na specjalny koncert, na którym pewien nigeryjczyk miał wyrazić wdzięczność za Reformację. Ponieważ dość często uczestniczę w nabożeństwach społeczności międzynarodowej w Poznaniu, gdzie spotykam sporo afrykańczyków, azjatów, amerykanów, tudzież europejczyków, nastawiłem się na miłą atmosferę. Nic z tego, czego się spodziewałem. Zamiast nawiązania do rocznicy, prowadzący to spotkanie afro-afrykańczyk starał się narzucić kilkunastu osobom, jakie przyszły, własną formę uwielbiana Boga i śpiew "ku, ku, ko, ko" w obcym nam języku. Podskoki i ruchy, jakie zaprezentował i zmuszał pozostałych do naśladowania, jak żywo przypominały mi gesty istoty człekokształtnej, która skacząc, drapie się pod pachami. Wyszedłem po kilkunastu minutach.

“Małpi gaj” kojarzy się również z małpowaniem. Tutaj skorzystałem ze słownika języka polskiego, gdzie znalazłem takie oto znaczenie - “bezkrytycznie, ślepo naśladować kogoś, coś”. Gdy czytam Nowy Testament, aby poznać początki Kościoła Jezusa Chrystusa, to, jak był zorganizowany i co się w nim działo, mogę tam zobaczyć wiodącą rolę Ducha Świętego. Jego moc i mądrość, Boża oryginalność widoczna jest na każdym kroku. Piotr i Jakub w Jerozolimie działali tak, jak Duch ich prowadził. Później, gdy na scenę wszedł Paweł, dokonywał wspaniałych dzieł, nie naśladując apostolskiej dwunastki z Jerozolimy, lecz tak, jak go prowadził Duch Święty. Dzieje Apostolskie są tego doskonałym przykładem.

Charakterystyczny zapis znajdujemy w słowach: “Tymczasem kościół, budując się i żyjąc w bojaźni Pańskiej, cieszył się pokojem po całej Judei, Galilei i Samarii, i wspomagany przez Ducha Świętego, pomnażał się” (Dz.Ap. 9:31). Aby tę cechę zachować, Paweł ostrzegał później wierzących w Efezie: “abyśmy już nie byli dziećmi, miotanymi i unoszonymi lada wiatrem nauki przez oszustwo ludzkie i przez podstęp, prowadzący na bezdroża błędu, lecz abyśmy, będąc szczerymi w miłości, wzrastali pod każdym względem w niego, który jest Głową, w Chrystusa” (Efez. 4:14,15). Żadnych ludzkich sztuczek. A co nam proponują liderzy kościołów dziś? “Shoreline” - znaczy “linia brzegowa”. Nazwa musi być angielskojęzyczna, bo taka jest obecnie moda w naszej ziemskiej ojczyźnie. Sklepy, biznesy, organizacje, prześcigają się w używaniu angielskich nazw. Tak dzieje się w tym świecie. Napisy na T-shirtach, okładki zeszytów szkolnych, nalepki na zderzakach samochodowych - muszą brzmieć obco, aby być “cool”. Mamy również “LifeHouse”, co znaczy “dom życia”. Ale lepiej brzmi z angielska, bo wówczas jest się na topie i można zapraszać na “coffee and cake”. Jest też brzmiąca tajemniczo “I.C.F.”, bo po co zgromadzenie ma się kojarzyć z kościołem?

Zarówno “Shoreline”, “LifeHouse” jak i “I.C.F.” są organizacjami zagranicznymi. Jedna znajduje się w Austin, TX w USA, druga w Australii, w Melbourne, czy też ta ostania w Szwajcarii, lub Berlinie. W tamtych krajach językiem urzędowym jest angielski lub niemiecki, lecz u nas? I tu nie chodzi jedynie o obcobrzmiące nazewnictwo, lecz naśladowanie obcych nam kulturowo zwyczajów i form. Pastorzy naśladują swoich sponsorów w stylu i ubiorze, aby wyglądać jak ich zagraniczni mocodawcy. Już 500 lat temu Mikołaj Rej pisał, że Polacy nie gęsi i swój język mają. Ale u nas modne jest małpowanie wszystkiego, od dziecięcych zabawek, do pochówku włącznie. Musi być tak, jak jest w modzie i na Zachodzie, czyli “po amerykańsku”. W telewizji już lecą reklamy związane z “Christmas”, obchodzi się “halloween”, na kawę idzie się do “Starbucks’a”. Samochód ma “design” lub jest “suvem”. Istny “małpi gaj”.

Ostatnio przeczytałem o konferencji dla mężczyzn zatytułowanej “Testosteron w kościele”. Ponieważ jestem teologiem i nie znam się zbytnio na medycynie, zajrzałem do słownika, aby dowiedzieć się o czym będzie tam mowa. Otóż “testosteron” jest “syntetyzowanym hormonem wytwarzanym głównie przez jądra u mężczyzn i odpowiada za wykształcenie drugorzędnych cech płciowych w okresie dojrzewania”. Jego główną rolą jest “powiększenie i rozwój członka i jąder, obniżenie barwy głosu, pojawienie się owłosienia łonowego, ...”. Tajemnicą dla mnie pozostaje, jak to zastosować w kościele. Chyba, że chodzi o pozyskanie basu do zespołu muzycznego.

Apostoł Paweł oświadczył wyraźnie: “Nie posłał mnie bowiem Chrystus, abym chrzcił, lecz abym zwiastował dobrą nowinę, i to nie w mądrości mowy, aby krzyż Chrystusowy nie utracił mocy. Albowiem mowa o krzyżu jest głupstwem dla tych, którzy giną, natomiast dla nas, którzy dostępujemy zbawienia, jest mocą Bożą” (1 Kor. 1:17,18). Jestem przekonany, że kościół jest miejscem, gdzie mówi się o krzyżu, dla zbawienia słuchających. Zamiast “No comment”, powiem “Komentarz zostawiam czytelnikowi”.