Przebaczenie (przypomnienie) Drukuj Email
Autor: Ryszard Paciocha   
wtorek, 09 lutego 2016 00:00

Jakkolwiek myślisz o swojej przyszłości, jedno jest pewne. Twoje myśli będą mniej lub bardziej naznaczone tym, co w twoim życiu już się wydarzyło. Być może jest tam wiele rzeczy, które pozostawiły w twoim sercu żal, zranienia, może jakiś lęk lub gniew. To, jak widzimy naszą przyszłość, mocno zależy od tego, jak postrzegamy naszą przeszłość.

Uśmiercenie goryczy, urazy, zranienia a także strachu, czy złości możliwe jest tylko przez przebaczenie. Wszystkie te rzeczy żyjąc w nas stają się bardzo niebezpieczne. Rosną jak korzeń żywej rośliny, ale rosną jak chwasty: nie ku życiu, ale ku śmierci. Jak gorzki korzeń, który wyrządza szkodę i sprowadza zepsucie (Hbr 12:15). Gorycz ta zatruwa powoli wszystko: nas samych, relacje z innymi i zwraca się przeciwko Bogu.

Prawdy te są powszechnie znane i nie trzeba się zbytnio nad nimi rozwodzić. Inaczej jest jednak, gdy zaczynamy zastanawiać się nad tym, czym jest przebaczenie i co to znaczy przebaczyć.

Słowo Boże wyraźnie nas poucza o tym jak mamy przebaczać. W Liście do Efezjan Paweł pisze: „…odpuszczając sobie wzajemnie…” Jak? „…jak i wam Bóg odpuścił w Chrystusie.” (Ef 4:32). Wiemy więc już gdzie mamy się zwrócić, kiedy szukamy odpowiedzi na cisnące się nam pytania o przebaczenie. Bóg przebaczył nam w Chrystusie. Nie inaczej ma też wyglądać nasze przebaczanie bliźnim. A więc…

Czym jest przebaczenie?

To, czym jest przebaczenie, można z pewnością określić na wiele różnych sposobów, zaczynając od naukowych, precyzyjnych definicji teologów i psychologów, a kończąc na ledwie uchwytnych wizjach poetów. Nie przekreślając wartości zarówno jednych jak i drugich, chciejmy jednak zwrócić się ku temu, co mówi Bóg, który jedynie przebacza w sposób doskonały.

Przebaczenie jest działaniem w nas Bożej miłości

Przebaczenie to nie jest coś, na co stać grzeszną naturę człowieka. Wszelkie przebaczenie ma swoje źródło w działającej w nas Bożej miłości. Nasz egoizm i zapatrzenie w siebie może być przezwyciężony tylko dlatego, że „…miłość Chrystusowa przynagla nas…[abyśmy] już nie żyli dla siebie…” (2Kor 5:14-15, BT). Warto tu przytoczyć definicję miłości Roberta Cheonga: „Miłość to Boże dzieło w duszy człowieka, które przynagla go do oddania się drugiemu bez względu na koszt i nawet pomimo doznanej krzywdy tak, by ten mógł bardziej poznać i pokochać Boga.” Taką miłość właśnie okazał nam Bóg w Jezusie Chrystusie. Przebaczył nam, choć koszt tego przebaczenia był ogromny – życie Jego własnego Syna. Przebaczył nam pomimo tego, że zbuntowaliśmy się przeciwko Niemu i ohydnie Go znieważyliśmy. Ale Ten, który został znieważony, złożył okup za tego, który go znieważył, aby się z nim pojednać. Bez względu na koszt i pomimo doznanej krzywdy, tak, abyśmy mogli Go poznać i pokochać.

Przebaczenie zawsze kosztuje. Najlepszym wskaźnikiem naszej miłości nie jest to, jak odnosimy się do naszych przyjaciół, ale to jak traktujemy naszych wrogów. Bo Boża miłość działająca w nas obejmuje także tych, którzy są naszymi wrogami (Łk 6:27). Nie będzie mi trudno ponieść jakiś koszt, aby okazać miłość przyjacielowi. Co jednak, gdy mam ponieść koszt pomimo doznanej krzywdy? Ale to właśnie takiej miłości i przebaczenia uczy nas Bóg. Tak właśnie „przebaczył nam w Chrystusie.” Kosztem przebaczenia jest to, co Lew Tołstoj nazwał „przełknięciem” zła. Dać sobie radę z bólem tak, aby już nie dotykał on innych. Jakże często krzywda, której doznajemy, staje się nie tylko naszym udziałem, ale hojnie rozdzielamy ją pomiędzy tych, którzy są wokół nas – w postaci użalania się, gniewu, osądzania innych, szukania sprawiedliwości, złorzeczeń… Jezus zapłacił koszt przebaczenia naszych grzechów bez słowa skargi, czy osądu, błagając Ojca, by przebaczył tym, którzy go krzywdzą. Gdy mu złorzeczono, nie odpowiadał złorzeczeniem (1P 2:22-23).

Czy zdarza ci się, tak jak mi, przynosić do domu „krzywdy”, których doznałeś w świecie i obficie obdzielać rozdrażnieniem swoją żonę i dzieci? A może wolisz swoje frustracje przynieść do Zboru i tu dać upust swoim żalom i gniewowi, osądzając braci i wymierzając „sprawiedliwe” sądy wobec wszystkiego, co nie jest tak, jak być powinno? Przebacz, bracie zanim przekroczysz próg domu, zanim udasz się do kościoła! Przebacz tak, jak Bóg przebaczył tobie w Chrystusie. „Przełknij” doznane zło. Nie pozwól, by dotknęło innych. Módl się też o mnie, abym to, co tu napisałem głęboko w moim sercu zrozumiał.

Przebaczenie jest obietnicą

Przebaczenie w pewnym sensie jest jednorazowym aktem, decyzją lub lepiej obietnicą: „To, co zrobiłeś, nigdy nie będzie użyte przeciwko tobie.” Tak mówi Bóg o swoim przebaczeniu, gdy zapowiada nowe przymierze w Chrystusie: …grzechów ich nie wspomnę więcej.” (Hebr 8:12). Przebaczenie to odwrócenie się od przeszłości ku przyszłości. Jak mówi Paweł: „…jedno czynię: zapominając o tym, co za mną i zdążając do tego, co przede mną. Zmierzam do celu…” (Flp 3:13-14). Nie będę się tym więcej zajmował! Nie użyję już tego przeciwko tobie! Nie pozwolę, aby to stało na przeszkodzie w moim i twoim zmierzaniu do celu! Nie będę już o tym rozmawiał z innymi!

Jak często nasze przebaczenie w chwili próby okazuje się niedoskonałe. Tak łatwo jest nam wracać do rzeczy, które rzekomo już przebaczyliśmy i używać ich przeciwko tym, którzy nas skrzywdzili. Wiele lat temu ktoś zadał mi ból i myślałem (a także twierdziłem wobec innych), że przebaczyłem i że to już przeszłość. Jednak tak nie było. Wiele razy, wobec przyjaciół, którzy tę sprawę znali, wypowiadałem rzeczy, które nadal zwracały się przeciwko temu człowiekowi. Nie było może w nich jakiegoś szczególnego żalu. Siliłem się raczej na „chłodną ocenę sytuacji”, ale rzecz, która wydarzyła się dawno temu wciąż żyła tutaj i teraz. Jeśli przebaczenie jest obietnicą: „…grzechów ich nie wspomnę więcej.”, to ja tę obietnicę wielokrotnie złamałem.

Przebaczenie jest procesem

Choć, jak powiedzieliśmy, z jednej strony przebaczenie to jednorazowy akt, decyzja czy obietnica: „to, co zrobiłeś nie będzie użyte przeciwko tobie”, to z drugiej strony jest to także proces. I to proces, w którym natkniemy się na kilka miejsc, gdzie możemy utknąć.

Upamiętanie

Przebaczenie zawsze zaczyna się od działania Ducha Świętego, od Bożej miłości rozlanej przez Niego w naszych sercach (Rz 5:5). Pierwszą rzeczą zaś, którą Bóg w nas sprawia, rzeczą, która stanowi niezbędny początek procesu przebaczenia jest… upamiętanie. Nasze upamiętanie. Bóg rozpoczyna ten proces nie od krzywdy, której doznaliśmy, ale od uświadomienia nam naszej winy w tej konkretnej sytuacji. Od krzywdy, którą być może zadaliśmy my sami. W większości bowiem sytuacji (choć nie we wszystkich) mamy przebaczyć, ale także i przyjąć przebaczenie. Jeśli mam więc komuś przebaczyć, Bóg najpierw odkrywa prawdę o moim udziale w tej sprawie. Bez stanięcia w tej prawdzie proces przebaczenia nawet się nie rozpocznie.

Przyjęcie Bożego przebaczenia

Drugą rzeczą jest oczywiście przyjęcie przebaczenia, którego Bóg udziela tym, którzy się upamiętali. Tutaj też czyhają pułapki. Słyszeliście już kiedyś coś takiego: „Wiem, że Bóg mi przebaczył, ale ja nie potrafię przebaczyć sam sobie”? Jak krętymi drogami potrafią chadzać nasze myśli. Wielu z nas może się wydawać, że jest to oznaka szczególnej wrażliwości i szlachetności uczuć, a tymczasem, to tylko najpospolitszy (bo najczęściej występujący) ludzki grzech – pycha. Bo czyż to nie pycha mówi: mój sąd o moim grzechu i przebaczeniu jest wyższy od Bożego? Czyż to nie pycha czyni ze mnie bożka, który ostatecznie zdecyduje, który niejako zatwierdzi Boże przebaczenie? Nie myśl też: „Bóg mi przebaczył, bo dla Niego mój grzech to niewielka rzecz, ale dla mnie to po prostu katastrofa.” Twój grzech najbardziej dotknął Boga. To On poniósł tu największy koszt! To Bóg i tylko On ma prawo ci przebaczyć i skoro to robi, z wdzięcznością to przyjmij, przyjmij to jak najszybciej, bo jeśli nie podporządkujesz się usprawiedliwieniu Bożemu, szybko zaczniesz ustanawiać swoje. Tak właśnie zawsze się kończy nierozsądna gorliwość dla Boga (Rz 10:3).

Przekazanie Bożego przebaczenia tym, którzy cię skrzywdzili

Tylko ci, którym przebaczono potrafią prawdziwie przebaczać. Bez dotknięcia Bożego przebaczenia sami z siebie tego nie potrafimy. Proces przebaczenia rozpoczyna się naszym upamiętaniem. Tym, którzy się upamiętają Bóg przebacza. Ale proces ten znajduje dopiero swoje dopełnienie, kiedy i my przebaczamy tym, którzy nas skrzywdzili. Wszystko to możliwe jest tylko w Chrystusie, który „przełknął” całe zło grzechu umierając za nasze winy na Krzyżu Golgoty.

Człowiek, który ma problem z przebaczeniem prawdopodobnie utknął w procesie przebaczenia w jednym z tych miejsc:

- nie potrafił szczerze wyznać swojego grzechu (brak upamiętania)

- nie potrafił przyjąć Bożego przebaczenia (pycha)

- nie potrafił przekazać tego przebaczenia tym, którzy wobec niego zawinili (zły sługa z przypowieści Jezusa, Mt 18:21-35)

Jest więc przebaczenie w swojej istocie darem, który otrzymujesz, aby go podać dalej.

Przebaczenie jest przekazaniem sprawy Bogu

Przebaczając przekazujemy sprawę Bogu, który jest doskonały w miłości i przebaczeniu. W ten sposób wyznajemy, że bardziej pragniemy, aby ten, który nas skrzywdził doznał raczej miłości i przebaczenia, niż chcemy widzieć go ukaranym. Przekazujemy sprawę Bogu wyznając tym samym, że sami nie jesteśmy w stanie jej właściwie osądzić, że jedynym sprawiedliwym sędzią jest Bóg. W ten sposób idziemy śladami Pana Jezusa i uczymy się prawdziwie Bożego przebaczenia (1P 2:23).

Przebaczenie jest naśladowaniem tego, jak Bóg przebaczył nam w Chrystusie

Przebaczamy realną winę. Jezus cierpiał na Krzyżu z powodu naszych prawdziwych grzechów. Bóg nie powiedział po prostu: nic się nie stało. To nie jest prawdziwe przebaczenie.

Przebaczamy wiedząc, że musimy ponieść koszt. Bóg darował nam nasze winy i Jego przebaczenie otrzymujemy za darmo, ale tylko dlatego, że wcześniej Jezus za to zapłacił. Przebaczając i my ponosimy koszt „przełykając” zło, które nam wyrządzono i całą sprawę przekazując Temu, który jest miłosierny i sądzi sprawiedliwie.

Przebaczamy szczerze i szczodrze, z serca. Formalne przebaczenie nie ma żadnej wartości i jest o tyle niebezpieczne, że potrafi dać nam złudzenie, że przebaczenie się naprawdę dokonało (Mt 18:35). Nasze przebaczenie nie ma być samym słowem ani językiem, ale przebaczeniem, które nam okazał Chrystus umierając na Krzyżu Golgoty. Przebaczeniem, które było czynem i prawdą.

Przebaczamy nawet wtedy, gdy ten, który nas skrzywdził nie wyznaje swojej winy, nawet, jeśli nigdy tego nie zrobi. Musimy pamiętać, że ”…kiedy byliśmy jeszcze grzesznikami, Chrystus za nas umarł.” (Rz 5:8). Pamiętajmy też, że przebaczając przekazujemy sprawę Bogu i że tylko On naprawdę wie, co z naszą krzywdą zrobić.

Przebaczamy, ale nie oznacza to, że ten, kto nas skrzywdził nie ma ponieść konsekwencji tego, co zrobił. Nie zawsze jest mądrym, nie zawsze zbliża to człowieka do Boga, nie zawsze też jest możliwe oszczędzenie komuś konsekwencji jego złego postępowania. Miłość przynagla nas do przebaczenia. Mądrość każe nam często uczynić wszystko, by krzywdziciel poniósł konsekwencje tego, co zrobił. Na przykład sprawcę przemocy dobrze jest trzymać na dystans od jego ofiary. Rany mogą jeszcze długo się goić, a zerwane zaufanie może już nigdy nie powróci, ale przebaczyłem i to, co zrobiłeś, nigdy nie zostanie użyte przeciwko tobie.

Dobry ojciec z przypowieści Jezusa czekał na swego marnotrawnego syna, gdy ten w końcu powrócił do domu z otwartymi ramionami, bez słowa wyrzutu. Nie użył tego, co zrobił syn przeciwko niemu. Pozwolił jednak, aby syn poniósł wszelkie konsekwencje tego, co zrobił. Poniewierka, głód i wstyd stały się tym, co kazało mu najpierw„wejrzeć w siebie”, a potem wrócić w skrusze do ojca. Nigdy sam grzech, ale często jego konsekwencje, które spadają na naszą głowę, każą nam szukać ratunku i wołać o ratunek do Boga.

Przebaczenie jest oddaniem chwały Bogu

Biblijne przebaczenie to dar ofiarowany drugiemu. Nie coś, co czynimy ze względu na siebie, ale ze względu na Chrystusa i jego miłość. Ona przynagla nas, abyśmy nie żyli już dla samych siebie (2Kor 5:14-15). Dziś często, także w kościele, słyszy się o przebaczeniu, które można nazwać „terapeutycznym”. Przebaczeniem ze względu na siebie. Słyszeliście to: „Przebacz, bo w ten sposób się uwolnisz. Nie widzisz, że to cię niszczy? Zrób to choćby ze względu na siebie. Odetnij się od tego”? Nie odmawiając tym perswazjom pewnej racji, chcę tylko spytać: Czy właśnie tak wygląda prawdziwie biblijne przebaczenie? Czy raczej nie jest tak, że powinniśmy przebaczać ze względu na to, że Bóg nam przebaczył?

Przebaczamy, bo tak nam nakazał Król królów (Łk 6:37). A Jezus, chwała niech będzie Bogu, jest Królem nie tylko potężnym. On jest też Królem dobrym. Nie tylko nakazuje nam przebaczać, ale przebaczając nam, obdarza nas mocą do tego, abyśmy i my mogli przebaczać. Jak o Bożych dzieciach powiedział Augustyn: „Bóg, jeśli nam coś nakazuje, najpierw nas do tego uzdalnia.” Przebaczenie, którego udzielasz nie jest z ciebie, ale jest Jego darem. Nie pozwól, więc, by miało się ono dokonać „ze względu na ciebie”. Niech ktoś, kto cię spyta, dlaczego przebaczasz nie usłyszy po prostu: ach, dopiekło mi to do żywego, mam dość, muszę się od tego uwolnić. Oddaj raczej chwałę Bogu i powiedz: Przebaczam, bo Bóg mi przebaczył. Obdarował mnie tak sowicie, że nie mogę inaczej. Jego miłość mnie do tego przynagla. To wielki, potężny Król. Potężny i dobry. To z Niego, przez Niego i ku Niemu to wszystko! Ukazał mi moją winę, przebaczył mi moją winę i nauczył mnie przebaczać tym, którzy zawinili wobec mnie.

Bóg przebacza doskonale. Nikt nie zawiedzie się ufając, że tak, jak powiedział, nie wspomni już jego grzechów, które mu przebaczył w Chrystusie. Nigdy już nie zwrócą się przeciwko żadnemu z nas. I takiego przebaczenia uczmy się też okazywać tym, którym mamy cokolwiek do przebaczenia.


Artykuł pochodzi z http://www.baptysci.pl

Nota o Autorze

Kiedy poprawialiśmy tekst, Rysiu zaproponował następującą notę: „Autor jest członkiem Zboru w Koszalinie i z ramienia Misji „Teen Challenge” koordynatorem służby „Coffee House” w Polsce, której celem jest docieranie z Ewangelią do ludzi uzależnionych.” Był to wtorek, 11 września. Planowaliśmy wspólnie kilka więcej artykułów. Byliśmy obaj bardzo zachęceni wizją współpracy. Nic nie wspominał o żadnych problemach ze zdrowiem.

Dwa dni później, w czwartek dowiedziałem się, że Rysiu zmarł dzień wcześniej. Był to dla mnie szok, i ciężko było mi w to uwierzyć. Potwierdziłem więc tę informację u pastora Arka Sobasza z jego zboru; okazała się prawdziwa. Choć pewnie nigdy nie jesteśmy gotowi na odejście kogoś, to to odejście było wyjątkowo szybkie i niespodziewane.

Brat Ryszard Paciocha był wyjątkowym człowiekiem. Zarówno głęboki myśliciel, doskonale znający Biblię i kochający Jej prawdy faktycznie ponad wszelkie inne, jak i gorliwy działacz, człowiek pomagający dziesiątkom osób wyjść z nałogów. A w tym wszystkim ciepły, życzliwy, ofiarny Brat w Chrystusie. Dziękuję Bogu za to, że mogłem go znać i doświadczyć przez niego wielu błogosławieństw. „Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych najmniejszych moich braci, mnie uczyniliście” (Mt 25:40); „zwycięzca nie dozna szkody od drugiej śmierci” (Obj 2:11).