Pokora oraz jej podróbki Drukuj Email
Autor: Mateusz Wichary   
wtorek, 10 maja 2016 00:00

Chrześcijanie mają problemy z pokorą. Wiemy, że mamy być pokorni, ale co to praktycznie ma oznaczać? Na przykład, M. Lloyd-Jones rozważając bycie „ubogim w duchu” zauważa, że chrześcijanie często mylą tą postawę: „bycie ‘ubogim w duchu’ nie oznacza, że powinniśmy być niepewni siebie lub nerwowi, ani nie oznacza, że powinniśmy być bojaźliwi, słabi, czy bez odwagi.”1 To wszystko, argumentuje, to cechy naturalne, związane z takim, a nie innym charakterem. Albo nawet brakami w charakterze, których nie powinniśmy uświęcać i uduchawiać. Tymczasem pokora, o której mówi Słowo Boże, ma być czymś więcej, to owoc działania Ducha Świętego.

Biblijna pokora nie jest również tożsama z upokarzaniem się na siłę. Lloyd-Jones opisuje, że gdy przyjechał usługiwać do pewnego zboru, zaraz po tym, jak wysiadł z pociągu, pewien człowiek „poprosił o moją torbę, prawie że siłą zabrał ją z mojej ręki. Następnie powiedział do mnie w ten sposób: ‘Jestem diakonem w kościele, w którym jutro będziesz zwiastował’. I dodał: ‘Wiesz, jestem nikim, naprawdę jestem kimś nic nie znaczącym. Nie liczę się. Jestem jedynie jednym z tych mężczyzn, którzy noszą torbę pastora’”. Lloyd-Jones komentuje: „Zatroszczył się o to, abym wiedział jakim to jest pokornym mężczyzną… Jednak swą troską zaprzeczał postawie, jaką chciał reprezentować. Udaje coś, czego nie czuje. To niebezpieczeństwo zagraża wielu”2. We wstępniaku do numeru Słowa Prawdy poświęconemu służbie pastorskiej podzieliłem się swoją refleksją odnośnie oczekiwań. Wielu wciąż czeka na „pastora-supermena, skrzyżowanego z Matką Teresą. Wszystko zrobi, wszystko wytrzyma, można mu napluć w twarz, a jeszcze się uśmiechnie.” (SP 5/2010). Czy to właśnie jest biblijna pokora? Czym właściwie ona jest?

Jakub uczy nas: „Uniżcie się przed Panem, a wywyższy was.” (Jak 4:10). Mamy się uniżyć. I tym właśnie moim zdaniem jest pokora. Pokora to odnalezienie właściwego miejsca. Przede wszystkim i najpierw, względem Boga, a dopiero następnie, względem bliźnich. To zyskanie Bożej perspektywy na to, kim jesteśmy w Bożej hierarchii bytów. W obu przypadkach wzór Chrystusa jest dla nas drogą, na którą musimy wstąpić.

Pokora wobec Boga
Pomyślmy najpierw nad naszą relacją z Bogiem. Osobą, która musiała nauczyć się pokory, był Nebukadnesar. Widzimy go w pałacu, chełpiącego się swą wielkością: „Czy to nie jest ów wielki Babilon, który zbudowałem na siedzibę króla dzięki potężnej mojej mocy i dla uświetnienia mojej wspaniałości?” (Dan 4:27). Moja moc, moja wspaniałość. Ja zbudowałem. Hm. Czytamy dalej, że najogólniej, siadła mu psychika. Zwariował dokumentnie. Miał wszystko i w jednej chwili, tego nie tracąc, stracił siebie. Powrócił do zmysłów dopiero, gdy uświadomił sobie, że jest ktoś nad nim. Ktoś, kogo wola i chwała jest faktycznie nieskrępowana: „jego władza jest władzą wieczną, a jego królestwo z pokolenia w pokolenie. A wszyscy mieszkańcy ziemi uważani są za nic, według swojej woli postępuje z wojskiem niebieskim i z mieszkańcami ziemi” (w. 32). Wszyscy. Nebukadnesar, który miał władzę absolutną nad wszystkimi sobie znanymi ludźmi, też.
Być może Nabukadnesar wydaje nam się zbyt odległy. Ale mam wrażenie, że w tych rzadkich chwilach, gdy ocieramy się o „wielkich” tego świata, może nam się wydawać, gdy odczuwamy ich namacalną władzę, zdolność wpływu, że rzeczywiście ich zwykłe zasady nie obowiązują. Otóż Bóg mówi, że obowiązują. Dla Niego to wciąż małe Jasie. Nie dajmy się zwieść.

Osobą, która musiała się nauczyć pokory, był również bogacz z przypowieści Jezusa (Łk 12:16-20). To człowiek, któremu nie można zarzucić braku gospodarności. Nie o to chodzi, że robił źle, planując większe stodoły na większe zbiory. Chodzi o pychę jego (rzekomej) samowystarczalności: „Powiem do duszy swojej: Duszo, masz wiele dóbr złożonych na wiele lat; odpocznij, jedz, pij, wesel się” (w. 19). Cóż, mów sobie do swojej duszy o wielu latach i weselu. Ale jutro umrzesz. Nie jesteś panem swojego życia. Jest ktoś, komu winieneś jesteś posłuszeństwo, od kogo zależysz w każdym swoim oddechu, na kogo w twoim myśleniu miejsca nie było.
W końcu, biznesmeni z Listu Jakuba (Jak 4:13-16). Konkretny przypadek, braci. Co jest w nich nie tak? Bardzo subtelna sprawa. Chełpienie się swoją niezależnością; zachowywanie tak, jakby panowali nad swym życiem. Pojedziemy tutaj, pojedziemy tam; porobimy to i tamto. Tu nie trzeba daleko szukać. Czy i my często nie czynimy podobnie? To myślenie w którym brakuje miejsca na Boży tron. Na Tego, który panuje nad niebem i ziemią.

Kim jesteś w swoich własnych oczach? Czy oddajesz Bogu chwałę w swym myśleniu o przyszłości? Czy dodajesz w myślach: „…jeśli Bóg zechce?” (Jak 4:15)? A może masz wobec Niego roszczeniową postawę: jest od tego, żeby Tobie było dobrze?Lub w głębi serca uważasz, że „Nie ma go [Boga], nie przyjdzie na nas nic złego” (Jer 5:12)? Nie warto być pobożnym; nie warto się starać. Wszystko ma taki sam sens, albo na odwrót – ostatecznie nic sensu nie ma? Trzeba sobie jakoś radzić, i tyle.

„Początkiem mądrości jest bojaźń Pana” (Przp 1:7); „głupcy gardzą mądrością i karnością”. Głupcy nie są głupcami w tym sensie, że w ogóle nic nie myślą. Nie. Oni właśnie myślą: że to całe gadanie o pokorze to głupoty, a wiarą i Bogiem nie ma się co przejmować. Skutek – lekceważą mądrość i karność. Tracą dyscyplinę. Gdzieś sobie popuszczają. I kończą nieszczególnie.

Gdzie jesteś? Kogo szanujesz? Komu się chcesz podobać? Kogo nie zawieść? Kogo Słowa nie przestąpić? Są takie chwile, chwile, gdy tracimy kontrolę nad swoim życiem, gdy takie pytania okazują się bardzo praktyczne. Gdy tak bardzo prosimy o Boże błogosławieństwo i prowadzenie. I gdy nie jesteśmy w stanie zrobić nic więcej, jak właśnie odpowiadać na nie i mieć nadzieję, że Bóg zwróci na to uwagę. I nie da nam popełnić niczego złego. Szanuj takie chwile. Bierz je sobie do serca. Bóg jest Bogiem.

Pokora wzorem Chrystusa
Pokora jest rezygnacją z siebie. Ale nie dlatego, że nic nie znaczę. Raczej dlatego, że jest coś lub ktoś, kto znaczy więcej. To więc rezygnacja w świadomości swojej wartości. Zresztą, nie można w ogóle faktycznie zrezygnować z czegoś, czego się nie ma. A więc z niczego nie rezygnuje ten, kto uważa się za nic. Trzeba się uważać za kogoś, by móc z tego zrezygnować. Trzeba być świadomym swej wartości, umiejętności, zdolności, aby móc je przemilczeć, czy używać w dyskrecji. Osoba nieświadoma swojej wartości nie jest pokorna. Jest po prostu nieświadoma swojej wartości. To, czy jest pokorna, czy nie, okaże się dopiero w momencie, gdy zrozumie, co ma, kim jest, lub gdy coś zdobędzie, czego będzie mogła się wyrzec.

Największym przykładem rezygnacji z siebie jest odwieczny Boży Syn. Współistotny Bogu Ojcu, był zdolny „wyprzeć się samego siebie” (Flp 2:7). Nie oznacza to, że uważał się za nic. Nawet, nie oznacza to, że uważał, że jest mniej wartościowy niż Ojciec, lub iż godził się, iż Ojciec go za mniej wartościowego od siebie uważa i dał mu się dlatego wykorzystać. Ojciec Go uwielbił i jeszcze uwielbi (J 12:28). Nie chodzi więc o udawanie kogoś, kim się nie jest. Ojciec jest Ojcem i Syn jest Synem; obaj tajemniczo są jednym Bogiem. W tej samej mierze. Ale chodzi o to, że będąc tego wszystkiego świadomym, Syn potrafił to pozostawić. Zrezygnować. Opuścić. Dlatego, że właśnie był – będąc świadomym, kim jest – wolny do tego, by tak postąpić. Oto wielkość pokory.

Kiedy myślę o pokorze, myślę o C..S. Lewisie. To był jeden z największych mózgów (i piór) swoich czasów. Tak myślę. Profesor jednego z najlepszych uniwersytetów. Wybitny znawca literatury. Tak obiektywnie było. Kiedy jednak czytam jego eseje, to widzę człowieka, który się nie wywyższa; który swą błyskotliwość używa, by dowodzić prawdziwości zwykłego chrześcijaństwa („Chrześcijaństwa po prostu”), czyli tego, co jest wspólne jemu i wszelkim innym chrześcijanom. To apologeta wyjątkowości i wystarczalności tego działania łaski Bożej, która obejmuje wszystkich chrześcijan, którego doświadczanie w radości, wdzięczności i pokoju, jest spełnieniem wielkich i małych, mądrych i prostych, przez tysiąclecia historii Kościoła.

Świadomość wartości uwalnia nas do rezygnacji. Do prawdziwej pokory. Nie stłamszenia, udawania. Ale dawania. Albo po prostu radości z rzeczy małych; odpuszczenia sobie gonitwy za wiatrem mód, który nikogo nigdy nie zaspokoi, służąc jedynie ludziom zakompleksionym (czyli swej wartości niepewnym) w poprawianiu sobie samopoczucia. Bóg tą wartość daje każdemu swemu dziecku, przez poznanie łaski. Która nazywa nas Jego dziećmi. Nie ma większego wywyższenia. A jest dostępna za darmo dla wszystkich, którzy uwierzą. Oto wartość. Większej nie ma. W jej cieniu można odpocząć. Większego i skuteczniejszego nie ma.

Wtedy, choć z zewnątrz możemy być oceniani różnie (np. że daliśmy się wykorzystać, albo postępujemy głupio, naiwnie, ryzykownie), uniżając się, nie niszczymy siebie Przeciwnie. Uniżenie nas wywyższa, dokładnie tak, jak mówi Jakub. Akt uniżenia nas wtedy nie upadla, ale dowodzi, że w pewnym sensie stajemy się jeszcze bardziej wartościowi, czy też, że owej wartości nie jesteśmy niewolnikami (choć w momencie, gdy zaczynamy się tym puszyć, cała wartość i radość owej pokory znika). Potrafimy zrezygnować.

Naśladuję więc Chrystusa w pokorze, gdy odmawiam sobie czegoś, do czego mam prawo. Mam je. Znam swą wartość. Ale znoszę coś, czego bym mógł nie znosić. Ponoszę szkodę, której bym mógł nie ponosić. Mógłbym wezwać hufce anielskie na pomoc, ale nie wzywam. Wypieram się samego siebie. Dla Kogoś większego.

Pokora wobec człowieka
Uniżenie przed człowiekiem niekoniecznie jest pokorą. Może być służalczością, lizusostwem – czyli fałszywą życzliwością i posłuszeństwem, które tak naprawdę bardzo często łączą się z prawdziwą nienawiścią. Przyczyną jest nadzieja korzyści, nie szacunek do tej osoby. I znika natychmiast wraz z brakiem owych perspektyw.

Uniżenie może być również przymusem. Nie ma nic wspólnego z pokorą. Osoba wymuszająca uniżenie zajmuje miejsce Boga. Dowodzi jakichś swoich kompleksów, braków. Uniżenie może być w końcu usprawiedliwieniem dla braku odwagi. Uświęceniem pogodzenia się z niesprawiedliwością, niewłaściwymi relacjami, wykorzystywaniem kogoś, oszustwami. Przyzwoleniem na coś, co dziać się nie powinno, w imię „pokory.” Ciężko nazwać to cnotą. To po prostu konformizm, lenistwo. Nic chwalebnego. Uniżenie w końcu może być jedynie pozą, jak w powyższym przypadku diakona. Udawaniem. Zewnętrznym spełnianiem pewnych norm, o których uważa się, że je spełniać należy. Będzie to jednak jak mówienie nie swojej roli, ubranie się w nie swój ubiór. Będzie to sztuczne i nieprzekonujące.

Prawdziwa pokora wobec bliźnich wynika z prawdziwego szacunku, czyli przekonania, że nie jestem zawsze najmądrzejszy, że potrzebuję się uczyć, i że ludzie wokół mnie mogą być mądrzejsi i mogą mnie czegoś nauczyć. Więc nie gadam non stop, ale słucham. Uczę się. Myślę, analizuję, zadaję pytania. To uwaga, ciekawość. W tym kontekście istotny jest przykład młodego Jezusa w Świątyni: „A po trzech dniach znaleźli go, siedzącego wpośród nauczycieli, słuchającego i pytającego ich” (Łk 2:46). Słucha i pyta. Uczy się. Jest pokorny. W swej boskości staje się dla nas doskonałym wzorem ludzkiego rozwoju (wyrzekając się najwyraźniej części swej boskiej wiedzy). Inaczej „mądrości” „nie przybywa” (2:52).

Pokora jest dystansem do siebie. Bo jest również świadomością własnych słabości i braków. Paweł nie był człowiekiem nieświadomym swoich silnych stron. Nie miał kompleksów. Ale widać w nim głęboką świadomość własnych słabości i – w związku z tym – potrzeby Bożej pomocy. Gdy pisze o zadaniu zwiastowania Jezusa, pyta: „A do tego któż jest zdatny?” (2Kor 2:16). To zadanie go przerasta. I ta pokora go ratuje. Nie puszy się. Prosi o modlitwę o odwagę, aby zwiastował ją tak, jak powinien (Ef 5:20). Wie, że to zadanie ponad jego własne możliwości. Podejmuje się go nie dlatego, że jest profesjonalistą, ale dlatego, że musi; że takie otrzymał powołanie. Dlatego mamy „w pokorze uważać jedni drugich za wyższych od siebie” (Flp 2:3). Nikt nie ma monopol na interpretację Pisma Świętego ani działanie Ducha Świętego. Potrzebujemy siebie nawzajem. Potrzebujemy się uczyć. Od siebie nawzajem. Nie pouczać, ale raczej słuchać. Oczywiście, są sprawy nienaruszalne, bezdyskusyjne. Podstawowe prawdy ewangelii muszą być fundamentem. Ale jest wiele spraw w których warto rozmawiać i się uczyć. Widzieć Boga w innych raczej niż w samym sobie.
Jak to jest z Tobą? Czy lubisz słuchać, czy mówić? Czy czytasz? Czytanie to też słuchanie, tyle ze na odległość (i w przestrzeni i czasie). To oznaka pokory, przyznania się, że potrzebuję pomocy. Czy słuchasz małżonka? On zna Ciebie najlepiej. Warto posłuchać, co ma Ci do powiedzenia. Czy słuchasz braci i sióstr? Prawdopodobnie, jeśli zdecydowali się z Tobą pogadać, zależy im na Tobie i nie chcą Cię zdołować. Słuchaj. Patrz. Ucz się!

Wywyższenie
Owa pokora, owo „uniżenie” używając języka Jakuba, warunkuje „wywyższenie”. To obietnica zysku. Choć brzmi to jak paradoks, jest zupełnie logiczne. Kiedy rozumiemy, kim jesteśmy, kiedy zdajemy sobie sprawę ze swych braków, to uzyskujemy niezbędny potencjał do zmian. Tylko „ubodzy w duchu” i „cisi” i „łaknący sprawiedliwości” będą „nasyceni” (Mt 5:3-6). Bogaci w duchu, pewni siebie, i sprawiedliwi niczego nie zmienią, bo już wszystko mają. I więcej nie otrzymają. Trzeba wołać, by otrzymać. Trzeba prosić, by dostać; pukać, by otworzyli.

Pokora to warunek rozwoju. Czyli sięgnięcia dalej. Stania się kimś, kim dziś nie mamy szans być. Zrozumienia czegoś, na co jeszcze nie jesteśmy gotowi. Bycia użytym przez Boga w sposób, którego jeszcze nie rozumiemy. Do tego wszystkiego niezbędna jest pokora. Pamiętajmy więc, kim jest Bóg. Miejmy do Niego głęboki szacunek i respekt, i szukajmy Jego dróg w ten sposób. Znając swoją wartość, dzięki Bożej łasce, miejmy gest. Umiejmy się wyprzeć siebie dla Niego. I w końcu, szanujmy naszych bliźnich. Oni widzą, czują i wielu z nich może nam pomóc. Dajmy im szansę. Uczmy się. Bądźmy pokorni, a Bóg nas wywyższy.


1.Studium Kazania na Górze, t. I., Włocławek 2002, 44.

2. Tamże, 45.