Podzielić czyjś smutek Drukuj
Autor: Vicki Huffman   
poniedziałek, 11 sierpnia 2014 11:04

Co powiedzieć i co zrobić w obliczu śmierci bliskiej osoby?

Był to jeden z tych złotych, jesiennych dni, przywołujących na pamięć dzieciństwo spędzone w maleńkim miasteczku.

Znowu przywiozłam mamę do domu. A raczej, przywiózł ją samochód zakładu pogrzebowego. Kiedy pastor skończył przemowę nad grobem, przypomniałam sobie moment sprzed dwóch miesięcy, kiedy po operacji chirurg mamy wezwał mnie do siebie. Docierały do mnie tylko przerwane hasła wypowiadanej diagnozy: „rak jajnika... rozlegle rozprzestrzeniony... leczenie bezskuteczne... może to potrwać najwyżej sześć miesięcy”.

Kiedy tylko mogła opuścić szpital po operacji, wzięłam ją do siebie, by opiekować się nią przez kolejnych siedem tygodni jej życia. Umarła w przeddzień Świąt Dziękczynienia, kiedy w sypialni na górze siedziałam przy niej trzymając ją za rękę, a w kuchni rozmrażał się świąteczny indyk. Starając się, ze względu na moją rodzinę, być dzielną, przygotowałam tradycyjny obiad.

W dwa dni później przemierzałam aleję cmentarnej ziemi, mając wysuszone od płaczu oczy, uśmiechając się i dziękując wszystkim za przybycie na pogrzeb. Kiedy ktoś skomentował, jaka jestem dzielna, wyjaśniałam, że to Bóg obdarzył mnie siłą. Moja ciocia, patrząc na mnie podejrzliwie, stwierdziła: „Myślę, że obdarzył cię w nadmiarze”.

Byłaby zdziwiona, gdyby widziała mnie półtora roku później, kiedy siedzieliśmy w pięknej, uzdrowiskowej restauracji. Mój mąż przypomniał mi, jak po raz pierwszy jego matka spotkała się z moją, gdy obydwie zostały tak samo zdiagnozowane: „Nowotwór”. Na zakodowanym w moim umyśle obrazie zobaczyłam znowu te dwie zatroskane osoby: umierające kobiety, jedna bardziej zaawansowana w chorobie od drugiej. Nagle ogromne łzy spłynęły po moich policzkach i wpadły wprost do talerza.

Poczułam ten sam smutek, jak wówczas, kiedy stałam na cmentarzu po pogrzebie. Fakt, że więcej emocji ujawniałam w czasie wspomnień niż nad świeżym grobem, jest jedną z wielkich tajemnic żalu po zmarłym. Nawet jeśli myślisz, że jesteś na to przygotowany (tak jak ja myślałam podczas choroby mamy), to jednak, gdy śmierć stanie się faktem, przejdziesz przez okres szoku. Boże miłosierdzie może uzdolnić cię, byś „trzymał się” całkiem dobrze w początkowym jego okresie. Niestety, proces odczuwania smutku nie kończy się z chwilą pogrzebu.

W swojej książce When Someone You Know Is Hurting (Gdy cierpi ktoś z twoich znajomych), autor M. Gregory Richards mówi, że jednym z pierwszych objawów jest uczucie zobojętnienia: „Osoba przeżywająca kryzys może sprawiać wrażenie, jakby była w letargu lub pod wpływem środków uspokajających... Widząc tę początkową reakcję, nie wnioskuj, że wszystko jest u niej w porządku. Zaistniała sytuacja mogła wprowadzić ją w stan odrętwienia. W miarę upływu czasu, kiedy minie pierwszy szok, będzie coraz bardziej potrzebowała twojej, pełnej miłości opieki.

Dla mnie rodzina była bardzo opiekuńcza, ale brakowało mi troski ze strony przyjaciół. W tym samym miesiącu, kiedy zachorowała moja mama, przeprowadziliśmy się do innego miasta. Dołączyliśmy do dużego kościoła, mając nadzieję, że otrzymamy tam serdeczne wsparcie. Jednak złożoność sytuacji spowodowana między innymi tym, że byliśmy tam nowi i musieliśmy opiekować się matką, sprawiła, że nie mogliśmy aktywnie włączyć się do pracy w kościele i przez to doznaliśmy chłodnego przyjęcia.

Siedem lat wcześniej, kiedy straciłam ojca, bliscy przyjaciele i członkowie kościoła pomagali nam, przysyłali listy, telefonowali do nas, obejmowali, przynosili posiłki i kwiaty. Tym razem było inaczej. Nie mogłam wypłakać się do ramienia przyjaznej mi osoby. Odczuwałam dystans.

Po stracie rodziców moich i mojego męża, zaobserwowałam, w jaki sposób przyjaciele mogą albo pomóc, albo nieumyślnie ranić. Apostoł Paweł ostrzega nas, abyśmy obdarzali innych tą samą pociechą, jaką otrzymaliśmy od Boga (2 Kor. 1:4).

Prawdą jest, że w obliczu śmierci czujemy się niezręcznie, ale jak możemy innym w takich sytuacjach pomóc? Oto kilka sugestii:

Pozwól, by płynęły łzy.

Słysząc w słuchawce, jak łzy zdławiły głos mojej przyjaciółki Connie, która razem ze mną modliła się przez telefon, gdy ja wylewałam swój smutek przed nią, łatwiej mi było wyrzucić z siebie tłumione emocje. Connie wiedziała, że pozorowanie opanowania nie jest najbardziej słuszną czy biblijną postawą. Apostoł Paweł mówi nam w Rzym. 12:15, abyśmy „płakali z płaczącymi”. Jezus też płakał nad grobem Łazarza, zanim wzbudził go z martwych. Zatem, jeśli chce ci się płakać z powodu smutku przyjaciela, po prostu płacz!

Pocieszanie nie polega na osuszaniu jego łez, ale na przyzwoleniu, by jego łzy płynęły. Tych, którzy wstrzymują płacz, smutek może z czasem opanować jeszcze bardziej w przyszłości, tak jak było to w moim przypadku.

W swojej najnowszej książce Barbara Johnson, która straciła trzech dorosłych synów, daje zasmuconym najlepszą radę: „By przetrwać, pozostań w bólu”. Pisze o pewnej kobiecie, która stłumiła płacz po tragicznej śmierci matki, ale ból pozostał w niej. Kobieta ta napisała do Barbary Johnson: „Po trzydziestu latach nareszcie zaczynam radzić sobie ze śmiercią matki. Przez wiele lat szukałam czyjejś pomocy. Zajęło mi to trzydzieści lat, by naprawdę umieć się wypłakać”.

Pocieszaj swoją obecnością, a nie słowami.

Nie czuj się przymuszony, by teologicznie wytłumaczyć stratę, jaką poniósł twój przyjaciel. W filmie Steel Magnolias (Stalowe Magnolie) bohaterka traci chorą na nerki córkę. Kiedy stoi na cmentarzu, młody przyjaciel stara się ją pocieszyć. Mówi, że jej córka jest już z Jezusem i nie będzie musiała już nigdy więcej cierpieć. Matka odpowiada, zgodnie z odczuciami wielu ludzi w takich sytuacjach:

„Nawet jeśli tak jest, to teraz mogę myśleć tylko o tym, że mojej córki nie będzie już tu na ziemi ani przy mnie, ani przy jej maleńkim synku, którego zostawiła”.

Podobnie, w Starym Testamencie, przyjaciele Joba starają się wyjaśnić mu przyczyny jego cierpienia. (Bóg później wskazuje, że byli w błędzie, wypowiadając swoje rady). Nie wspomnę tu cytatu ze słownika Webster'a, który określa „pocieszycieli” Joba jako tych, którzy zamiast wesprzeć, zniechęcili go i wprowadzili w jeszcze większą depresję.

Ludzie, którzy potrafią najlepiej pomóc nam w pokonywaniu smutku, to nie ci, którzy cytują wielkie fragmenty Pisma i mówią, że wiedzą, jak się czujemy. Tak naprawdę, skąd mogą to wiedzieć? To także nie ci, którzy mówią, że inni znajdują się w jeszcze gorszej sytuacji lub zapewniają, że wkrótce poczujemy się lepiej. To ci, którzy (jak kilka wrażliwych osób z zakładu pogrzebowego), objęli mnie i wyszeptali: „Przykro mi, że tak się stało”, „Modlę się o ciebie”... Czasami po prostu otaczali mnie ramieniem, nic nie mówiąc. Wtedy też rozumiałam, w jaki sposób milczenie może być złotem.

Czytaj literaturę na ten temat.

Nawet jeśli jeszcze nie straciłeś nikogo bliskiego, czytanie książek napisanych przez tych, którzy to przeżyli, może wskazać ci, jak modlić się i jak reagować, gdy twój przyjaciel przeżywa emocjonalny ból.

Zaczęłam oswajać się z myślą o śmierci mamy, gdy jeszcze żyła. Czytałam Mouring Song (Pieśń Żałosną) - opowiadanie Joyce Landorfs o matce chorej na raka, A Grief Obseroed (Obserwując Smutek) C. S. Lewisa,A Seroe Mercy (Służba Miłosierdzia) Sheldon Vanauken oraz inne książki na temat umierania.

Luci Shaw dokonała wspaniałego dzieła, szkicując swoje emocje związane z przeżywaniem końcowych chwil życia i śmierci swojego męża, w książce God in the Dark: Through Grief and Beyond (Bóg w ciemności: Przez smutek do wieczności). W książkach takich jak ta odkryłam, że moje lęki i frustracje są normalne. Często polecam zasmuconym przyjaciołom właśnie te książki, które pomogły mnie samej.

Nie pytaj: „Co mogę dla ciebie zrobić?”

Ludzie używają tego zwrotu, gdy nie wiedzą, co powiedzieć. Ale dla osoby dotkniętej żalem takie słowa niewiele znaczą. Ponieważ pierwszym z objawów żalu po stracie bliskiej osoby jest niezdecydowanie, osoba taka z pewnością nie poprosi cię, byś podwiózł ją, pomógł wypełnić formularze pogrzebowe, zaopiekował się jej dziećmi, zrobił jej zakupy czy znalazł kogoś do posprzątania domu. To oczywiście nie znaczy, że osoba pogrążona w smutku nie potrzebuje w tych sprawach twojej pomocy. Zaoferuj konkretne czyny, a nie słowa.

Pewna wdowa wyznała, jak pomocnym dla niej było, gdy ludzie deklarowali się, co zamierzają dla niej zrobić. Ale równocześnie było dla niej bardzo bolesne, gdy nie wywiązywali się ze swoich obietnic. Ja sama znalazłam się po pogrzebie mamy w domu pełnym ciszy. Zastanawiałam się, dlaczego nie zadzwonili ci, którzy obiecywali, że zadzwonią.

By nie być człowiekiem, który znika wcześniej niż więdną kwiaty na grobie, zadzwoń do zasmuconego przyjaciela przynajmniej raz w tygodniu i dowiedz się, jak się czuje. Zaplanuj czas, by go odwiedzić lub zaprosić na obiad. Weź go na spotkanie, gdzie spędzi czas w gronie innych ludzi. Poślij kartkę okolicznościową z okazji, którą przeżywał wspólnie ze zmarłą osobą (rocznica, urodziny)... Będzie ci za to wdzięczny, ponieważ te chwile zawsze pielęgnuje się w pamięci.

Rozmawiaj o zmarłej osobie

Ludzie często starają się zmienić temat, by unikać rozmawiania o zmarłym. Myślą, że wspomnienia powiększą ból. Prawda jest inna. Kiedy osoba może otwarcie mówić o ukochanej osobie i inni czynią to wraz z nią, to wie, że zmarły nie będzie zapomniany. Pocieszające będzie również, gdy przywołamy na pamięć miłe chwile spędzone ze zmarłym. Razem z mężem często wspominamy obie mamy. Nawet ci, którzy stracili bliskich dawno temu, mogą wciąż potrzebować wyrażenia swojego żalu. Ktoś kiedyś powiedział, że rodzice nigdy nie zapominają bolesnych doświadczeń po stracie swoich dzieci. Często słuchałam przyjaciółki wspominającej córkę, która zginęła potrącona przez pijanego kierowcę kilka lat temu. Pamiętam, jak chciała ze mną o tym rozmawiać. Miała taką potrzebę. To, co mogłam wtedy zrobić, to słuchać. Inni zrobili to samo dla mnie.

Bądź zawsze do dyspozycji.

Smutek pojawia się niespodziewanie. Nawet po wielu latach od śmierci rodziców, w czasie Świąt Dziękczynienia przeżywałam najtrudniejsze momenty, ponieważ oboje odeszli w przeddzień tych Świąt. W tym czasie razem z mężem i najbliższymi osobami najwięcej rozmawialiśmy o nich.

Dr. David Martin, psycholog kliniczny i doradca, często zadaje ludziom pytanie: „Jeżeli zmarłby ktoś, kogo kochasz, jak długo trwałoby, zanim wróciłbyś do równowagi?” Większość odpowiedzi brzmi: „W ciągu kilku tygodni”. Ale Doris Sanford napisała, że w siedem miesięcy po nagłej śmierci swojego męża czuła się jeszcze gorzej niż przedtem. Znieczulenie wywołane szokiem, po czasie mija, a wtedy większość ludzi z grup wsparcia działających przy kościołach znika zbyt szybko, myśląc, że wszystko jest już w porządku. Doris zaufała miłości swojej przyjaciółki Janet w czasie „rekonwalescencji”. Całkowicie oddana, Janet spędzała z nią niezliczone godziny w czasie jej stanu zasmucenia. „Na początku wiedziała, że nie potrafię nawet modlić się, więc sama wypowiadała krótkie słowa modlitwy”. Życie emocjonalne po śmierci kogoś bliskiego jest tak zaburzone, że potrzebna jest pomoc kogoś, kto naprawdę się troszczy. Z Bożą pomocą możesz stać się taką osobą. Pokonywanie smutku nie oznacza zapomnienia o kochanej osobie. Każdego dnia, kiedy używam pozostałego po mamie talku kąpielowego myślę o niej, ale teraz te wspomnienia nie są już tak bolesne. Unoszą się słodko jak zapach tego talku.

Mama nauczyła mnie, że należy troszczyć się o innych. Mówiła, że należy umierać z odwagą i godnością. Jej śmierć nauczyła mnie więcej o smutku niż mogłabym się nauczyć z jakichkolwiek innych źródeł. Modlę się tylko, by to, czego się nauczyłam (i stale się uczę), uczyniło ze mnie osobę coraz bardziej wrażliwą na potrzeby tych, którzy płaczą.

Vicki Huffman jest redaktorką współpracującą czasopisma A Better Tomorrow (Lepsze Jutro).

Copyright: Today's Christian Woman, March/April 1995, a publication of Christianity Today.


Artykuł pochodzi z czasopisma "Inspiracje", rok wydania 1995.