Pamiętam do dziś... |
Autor: Dawid Hahn | |||
środa, 02 grudnia 2009 00:00 | |||
Moi rodzice zawsze w niedzielę szli do kościoła. Tato śpiewał w chórze, a mama grała na organach. Brat i ja mieliśmy dużo swobody podczas nabożeństwa. Przez większość czasu siedzieliśmy sami. Tydzień po tygodniu brat i ja rozrabialiśmy w wejściu po prawej stronie kościoła. Czasami, gdy chór miał przerwę, ojciec brał jednego z nas i dawał mu lanie, co przynosiło wstyd zarówno rodzicom, jak i dziecku. Pewna niedziela pozostała szczególnie żywo w mojej pamięci. Mój brat i ja znowu nie mogliśmy się powstrzymać. Moment kulminacyjny nabożeństwa zbiegł się ze szczytem naszego złego zachowania: śmiechy, podskakiwanie, wchodzenie i zeskakiwanie z ławki. Kiedy wróciliśmy do domu, tato powiedział, że chce z nami porozmawiać. Wiedzieliśmy, że będzie niedobrze. Poznaliśmy to po jego surowym głosie... Kiedy przyszła kolej na mnie, moje ręce osłabły. Nigdy nie zapomnę wrażenia, jakie to zdarzenie wywarło na mnie jako dziecku. Ojciec chciał wziąć lanie, które należało się mnie. Jego postawa, podobna do Chrystusowej, przemawia do mnie głęboko po dziś dzień, zachęca mnie jako ojca do poświęcania się dla moich dzieci. Nie potrzeba mówić, że nasze zachowanie się zmieniło. Nie chcieliśmy już przechodzić tej udręki. Nie znaczy to, że zachowywaliśmy się odtąd jak aniołki, ale staraliśmy się, aby nasz tato nie musiał już być "ukarany." "Wszyscy jak owce zbłądziliśmy, każdy z nas na własną drogę zboczył, a Pan Jego dotknął karą za winę nas wszystkich." Izaj. 53:6
|