Odzyskaj swoje życie! Drukuj Email
Autor: Marian Biernacki   
piątek, 29 stycznia 2010 00:00

Nieraz zdarza się nam przykrość utraty czegoś, co już mieliśmy, co wcześniej kupiliśmy albo dostaliśmy i co ma dla nas określoną wartość. Zachodzi wówczas konieczność ponownego zdobywania straconej wartości.
Przykro jest stracić to, co do nas należało, ale też jakże miło jest, gdy uda się odzyskać coś, co wydawało się już być spisane na straty. Począwszy więc od drobnych przedmiotów, bardzo nam potrzebnych w codziennym życiu, aż po wartości wielkie i całkowicie niewymierne – gdy zdarzy się nam je utracić – podejmujemy starania o ich odzyskanie.

Pragnę w tym rozważaniu skierować naszą uwagę na wartość najwyższą, jaką jest nasze życie. Proponuję, byśmy wspólnie, w świetle Słowa Bożego, przyjrzeli się temu zagadnieniu i ustalili, czy czasem w tej kwestii nie jest z nami tak, jak z jednym Niemcem, który siedział sobie w jednym mieszkaniu w Gdańsku z kluczykami i dowodem rejestracyjnym pięknego mercedesa, popijał kawę i spokojnie rozmawiał, myśląc, że wszystko jest w porządku, a tymczasem nie miał już swego samochodu. Ktoś mu go zabrał i trzeba było niezwłocznie podjąć dynamiczne działania, aby go odzyskać.
Punktem wyjściowym do rozważenia tej sprawy niech będzie przypomnienie, w jakim faktycznie stanie duchowym człowiek przychodzi na ten świat?
Słowo Boże objawia, że z powodu grzechu każdy naturalny człowiek, pomimo tego, że fizycznie i psychicznie żyje – utracił życie duchowe i jest duchowo martwy. Obrazuje to brak dostępu do drzewa życia, obejmujący ludzi wypędzonych z raju.

Wcześniej Adam miał życie. Dostał je od Boga. "Ukształtował Pan Bóg człowieka z prochu ziemi i tchnął w nozdrza jego dech życia. Wtedy stał się człowiek istotą żywą" [1Mo 2,7]. Dalej czytamy: "I dał Pan Bóg człowiekowi taki rozkaz: Z każdego drzewa tego ogrodu możesz jeść, ale z drzewa poznania dobra i zła nie wolno ci jeść, bo gdy tylko zjesz z niego, na pewno umrzesz" [1Mo 2,16-17]. Tak Bóg zapowiedział i tak się stało. "Albowiem zapłatą za grzech jest śmierć" [Rz 6,23].
Od tego momentu śmierć duchowa ogarnęła wszystkich potomków Adama. "Przeto jak przez jednego człowieka grzech wszedł na świat, a przez grzech śmierć, tak i na wszystkich ludzi śmierć przyszła, bo wszyscy zgrzeszyli" [Rz 5,12]. Utracili życie wieczne, tę najwyższą wartość daną człowiekowi przez Boga.

Taka jest prawda. Ludzie wcale nie muszą tego odczuwać, aby można było uznać to za fakt. Mogą nawet sobie mówić, że tak nie jest – a jednak to nie zmienia faktu, że tak jest i że pewnego dnia wszyscy się o tym przekonają.
Jest wiele takich sytuacji życiowych, kiedy człowiek, pomimo faktycznej straty, wcale nie odczuwa, nie myśli, że coś stracił.

Głównie z powodu niewiedzy tak się dzieje. Tak niejedna zdradzana kobieta nie myśli, że już nie ma męża, bo nie wie, że on spotyka się z inną. Tak niejeden człowiek nie odczuwa, że już jest prawie nieboszczykiem, bo nie wie, że nosi w sobie wirusa śmiertelnej choroby. Także z innych względów, choćby takich jak stan odurzenia narkotykowego lub alkoholowego, ludzie mogą nie zdawać sobie sprawy ze swojego faktycznego położenia. Słowo Boże tak opisuje "trzeźwość" oceny własnego położenia przez człowieka pijanego: "Twoje oczy oglądać będą dziwne rzeczy, a twoje serce mówić będzie opaczne słowa i wyda ci się, że śpisz na pełnym morzu i że jesteś jak śpiący przy sterze okrętu. Bili mnie, a wcale nie bolało, tłukli mnie, a nic nie czułem" [Prz 23,33-35].

Tak właśnie jest z ludzką orientacją w kwestii śmierci duchowej i utraconego żywota wiecznego. Większość ludzi żyje w sensie fizycznym i psychicznym, a nie ma zielonego pojęcia o tym, co duchowe. Nigdy nie zaznali smaku duchowego życia w społeczności z Bogiem, więc jak mogą oprzeć się na swoich doświadczeniach? Są jak kanarek urodzony w klatce, w zadymionym mieszkaniu palaczamiłośnika przyrody. Śpiewają, że jest fajnie, bo pojęcia nie mają, jak to jest, gdy się ma prawdziwe życie i prawdziwą wolność.

Jednak my mamy jakieś pojęcie na ten temat! Wiemy, co to znaczy odpuszczenie grzechów, czyste sumienie, nowy system wartości, życie bez wyrzutów sumienia! Wiemy, co to znaczy być usprawiedliwionym i mieć uspokojone serce. Wiemy, jak odczuwa się radość duchową i jak smakuje owoc Ducha. Wiemy, więc możemy w głębi własnych serc dać sobie odpowiedź, czy to życie nadal mamy, czy też ktoś nam to życie podstępnie odebrał.

Bracia i Siostry! Jeżeli ulegamy grzechowi, jeżeli tkwimy w jakimś nałogu, jeżeli systematycznie i rozmyślnie popełniamy grzech – to nie wmawiajmy w siebie, że jest w nas Boże życie. Tak robili kiedyś faryzeusze. Nie wydawali wcale owoców takich, jakie ludzie wierzący powinni wydawać, a wmawiali sobie, że mają ojca Abrahama i jest z nimi O.K. Łudzili się, że blask dawnych przeżyć i doświadczeń narodowych im wystarczy. Dziś mamy podobnie myślących chrześcijan. Mają imię, że żyją, a są duchowo martwi.

Albo nigdy naprawdę nie narodzili się na nowo, albo przyszedł wróg i nie wiadomo jak i kiedy ukradł im życie. Odnośnie wariantu pierwszego, Słowo Boże naucza, że na takich ludziach spełnia się przysłowie: "Wraca pies do wymiocin swoich, oraz: Umyta świnia znów się tarza w błocie" [2Pt 2,22]. Świnia pozostała świnią. Umyto ją, przyozdobiono, nawet ryj trochę udało się schować – ale to wszystko tylko do czasu, gdy gdzieś w pobliżu poczuje zapach błota. Po prostu, nie było żadnej wewnętrznej przemiany, a tylko zewnętrzne zabiegi kosmetyczne.

Jeżeli chodzi o wariant drugi, to było prawdziwe odrodzenie, wspaniałe i głębokie przeżycia z Bogiem. Było cudowne, nowe życie z Jezusem! Tak jak społeczność z Bogiem i ogród Eden, i dostęp do drzewa życia było prawdą, a nie jakąś iluzją Adama i Ewy. Co się więc stało? Przyszedł diabeł i podstępnie zwiódł na manowce. Wpuścił w maliny! Okradł z życia! Bynajmniej, nie żeby miał taką moc, aby nam zabrać życie i społeczność z Bogiem. My sami, jak głupcy, zaczęliśmy robić rzeczy, które oddzieliły nas od naszego kochanego Zbawiciela i doprowadziły nas do stanu, w którym życie Jezusa na śmiertelnym ciele naszym się już nie ujawnia [por. 2Ko 4,11]. Widać natomiast oznaki duchowej śmierci.

Czy jest możliwość odzyskania życia? Czy można znowu cieszyć się społecznością z Panem, jak jakąś wspaniałą zdobyczą?
By należycie odpowiedzieć na to pytanie, musimy powrócić na moment do kwestii podstawowych.
Słowo Boże naucza, że każdy, kto nie wierzy w Syna Bożego, już jest osądzony [Jn 3,18] i że książę tego świata został osądzony [Jn 16,11]. Krótko mówiąc, wyrok co do przyszłości tego świata już zapadł i koniec tego świata jest postanowiony. "A dzień Pański nadejdzie jak złodziej; wtedy niebiosa z trzaskiem przeminą, a żywioły rozpalone stopnieją, ziemia i dzieła ludzkie na niej spłoną" [2Pt 3,10].

Powtórzmy. Wszyscy ludzie z powodu grzechu utracili życie! Takie jest powszechne położenie grzeszników na tym świecie. Lecz oto w odniesieniu do niektórych z nich, jak najbardziej objętych tym powszechnym stanem śmierci, następuje coś zupełnie niesamowitego. "I wy umarliście przez upadki i grzechy wasze, w których niegdyś chodziliście według modły tego świata, naśladując władcę, który rządzi w powietrzu, ducha, który teraz działa w synach opornych.

[… ] ale Bóg, który jest bogaty w miłosierdzie, dla wielkiej miłości swojej, którą nas umiłował, i nas, którzy umarliśmy przez upadki, ożywił wraz z Chrystusem - łaską zbawieni jesteście - i wraz z nim wzbudził, i wraz z nim posadził w okręgach niebieskich w Chrystusie Jezusie" [Ef 2,1-6].

Była więc możliwość odzyskania życia! Bóg określił plan i ścieżkę ratunku: Tylko poprzez Jezusa. Kto chce odzyskać życie, musi uwierzyć w Jezusa Chrystusa! Bóg posłał Syna swego, aby każdy, kto w niego uwierzy, nie zginął, ale miał żywot wieczny. Jezus obwieścił: "Jam jest zmartwychwstanie i żywot; kto we mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie" [Jn 11,25]. To jest naprawdę dobra nowina! Czy to widzicie?! Ludzie, którzy już byli skazani na śmierć, na wieczne potępienie – otrzymali szansę odzyskania życia! I je naprawdę odzyskali. "To napisałem wam, którzy wierzycie w imię Syna Bożego, abyście wiedzieli, że macie żywot wieczny" [1Jn 5,13].

Czy wobec tego współczesny chrześcijanin, który poprzez nieposłuszeństwo Bogu utracił radość duchową i blask życia, ma już na zawsze pozostać w mroku i nie ma dla niego nadziei? O nie! Dopóki trwa czas łaski – i on może odzyskać życie? Głoszę wam, Bracia i Siostry, że jest nadzieja! Bóg ma dla nas plan ratunkowy! Oczywiście, czym innym jest pielęgnowanie i utrzymanie podarowanego życia, jak to było w przypadku Adama w Edenie, a czym innym jest odzyskiwanie i zdobywanie życia, jak to jest w przypadku ludzi, którzy z powodu nieposłuszeństwa Bogu popadli w stan potępienia.

Zobaczmy to dzisiaj na bardzo wyrazistym obrazie z Księgi Jeremiasza. Oto Bóg wydał wyrok na Jerozolimę. Miasto zostanie zburzone, a wszyscy jego mieszkańcy będą wydani na śmierć! Postanowienie Pana jest ostateczne i nieodwołalne. Setki razy Bóg ich wzywał do upamiętania i ostrzegał. Teraz przyszedł czas sądu. W tej sytuacji każdy mieszkaniec Jerozolimy potencjalnie był już trupem.

Lecz oto Bóg w swej miłości przedstawia plan ratunkowy. Zwróćcie uwagę, że nie ma on już charakteru zbiorowego. Jest zaadresowany do jednostek, do poszczególnych osób. "A ludowi temu powiedz: Tak mówi Pan: Oto Ja daję wam do wyboru: drogę życia albo drogę śmierci. Kto pozostanie w tym mieście, zginie od miecza albo z głodu, albo od zarazy; kto zaś wyjdzie i podda się Chaldejczykom oblegającym was, zachowa życie i będzie mu jego życie zdobyczą" [Jr 21,8-9]. Śmierć jest postanowiona. Życie już nikomu się nie należy. Życie trzeba zdobyć, odzyskać i to w jaki sposób?! Teraz, od razu, zanim wyrok Pana się urzeczywistni, mają "wydać" swoje życia w ręce Babilończyków. To dla dumnych mieszkańców Jerozolimy było nie do pomyślenia. To wymagało zaparcia się samego siebie. Tu jednak było sedno sprawy. Tajemnica zyskania życia leżała w porzuceniu swoich racji i zaufaniu Bogu "na słowo".

Bracia i Siostry! Każdy z nas, kto chce zyskać życie, stoi przed podobnym wyborem. Jest on zarazem i dziwny, i wspaniały. Dziwny, bo w imię zyskania życia prawdziwego i pełnego, Bóg żąda, abyśmy czym prędzej umarli dla tego świata. "Umartwiajcie tedy to, co w waszych członkach jest ziemskiego: wszeteczeństwo, nieczystość, namiętność, złą pożądliwość i chciwość, która jest bałwochwalstwem, z powodu których przychodzi gniew Boży" [Kol 3,5-6]. Jest tylko jeden sposób na odzyskanie życia. Wyrzec się, zaprzeć się swoich praw na tym świecie. Zaufać Bogu, że to całkowite oddanie się Chrystusowi przywróci nas do życia! "Kto bowiem chce zachować duszę swoją, straci ją, kto zaś straci duszę swoją dla mnie, ten ją zachowa.Bo cóż pomoże człowiekowi, choćby cały świat pozyskał, jeśli siebie samego zatraci lub szkodę poniesie? [Łk 9,24–25].

Do tego potrzebna jest wiara. Mamy wprawdzie liczne świadectwa, że Słowo Boże jest prawdą. Dobitnie przemawia do nas fakt zmartwychwstania Jezusa Chrystusa! Jednak ostatecznie i tak musimy uwierzy Bogu "na słowo"! Takie zupełnie wyrzeczenie się życia w posłuszeństwie Słowu Bożemu kłóci się z naszą logiką i zdroworozsądkowym postępowaniem.

Zobaczmy, jak wówczas zareagowali Żydzi w Jerozolimie na postawienie ich przed tym dziwnym wyborem.
Gdy Jeremiasz obwieścił w imię Pana: "Kto pozostanie w tym mieście, zginie od miecza, głodu i zarazy, lecz kto przejdzie do Chaldejczyków, będzie żył i zyska swoje życie jako zdobycz, i pozostanie przy życiu" [Jr 38,2], natychmiast powiedzieli do króla: "Tego człowieka trzeba skazać na śmierć, gdyż pozbawia otuchy wojowników, którzy pozostali w tym mieście, i cały lud, mówiąc do nich takie słowa. Przecież człowiekowi temu nie chodzi o ocalenie tego ludu, lecz o jego klęskę" [Jr 38,4]. W imię patriotyzmu, źle pojętej troski o przyszłość, niosąc ludziom złudną otuchę – posądzili Jeremiasza o działanie na szkodę ludu i skazali go na śmierć. "Wtedy wzięli Jeremiasza i wrzucili go do cysterny syna królewskiego Malkiasza, znajdującej się na dziedzińcu wartowni, a spuścili Jeremiasza na powrozach. W cysternie nie było wody, lecz tylko błoto; i ugrzązł Jeremiasz w błocie" [Jr 38,6].

Skąd my znamy takie reakcje? Tak dziś reagują wrogowie krzyża Chrystusowego, gdy jest głoszona prawdziwa ewangelia! Aby tylko nie doszło do tego, że ktoś na 100 procent umrze dla spraw i wartości tego świata i całkowicie odda się sprawie Chrystusa. Nie idź na krzyż, nie spiesz się tak do tego umierania dla świata – dają czym prędzej do zrozumienia każdemu, kto gorliwie zmierza do krzyża.

Na kazaniu i na kaznodziei wzywającym do całkowitego upamiętania, nie pozostawią suchej nitki. On tak bardzo wzywa was do całkowitego posłuszeństwa, bo chodzi mu o wasz czas i o wasze pieniądze. Chce, żebyście skoncentrowali się na zborze, bo on z tego żyje. Nie bądźcie głupi. Nie dajcie się mamić i doić tym kaznodziejom krzyża. Przecież im wcale nie zależy na was, tylko na tym, by mogli osiągać swoje cele.

Słyszeliście już gdzieś coś podobnego? Zabić Jeremiasza. Uciszyć ten głos! Albo zamknąć mu usta, albo samemu odejść i przestać już słuchać tych przygnębiających kazań.
Tak więc Bóg przygotował plan ratunkowy, a nie było chętnych, by z niego skorzystać. Nie. Był jeden! Obcokrajowiec. Sługa królewski Ebedmelech. Wprawdzie, z tej racji, że był sługą – nie mógł wyrazić swej wiary i posłuszeństwa Bogu w ten sposób, że zgodnie z wezwaniem Pana, opuścił Jerozolimę i przeszedł do Chaldejczyków. Jednak ten człowiek uwierzył, że Jeremiasz naprawdę przemawiał w imieniu Pana i całym swoim postępowaniem tę wiarę wyraził.

"Lecz gdy Etiopczyk Ebedmelech, eunuch, będący na służbie w pałacu królewskim, usłyszał, że Jeremiasza osadzono w cysternie - a król zasiadał wtedy w Bramie Beniamińskiej – wyszedł Ebedmelech z pałacu królewskiego i odezwał się do króla tymi słowy: Królu, mój panie, źle postąpili ci mężowie we wszystkim, co uczynili z prorokiem Jeremiaszem, że go wrzucili do cysterny, zginie tam w dole z głodu, bo w mieście nie ma już chleba. Wtedy król rozkazał Etiopczykowi Ebedmelechowi: Weź sobie stąd trzydziestu ludzi i wyciągnij proroka Jeremiasza z cysterny, zanim umrze!" [Jr 38,7-10].

Ten murzyn miał odwagę, by myśleć inaczej niż wszyscy mieszkańcy Jerozolimy. Miałby prawo, by się do niczego nie mieszać. Był przecież Etiopczykiem, sługą i nikim więcej. Poza tym nie był pewny, jak zareaguje król Sedekiasz.
Było coś, co nie pozwalało mu biernie przyglądać się rozwojowi sytuacji. Należał do mieszkańców Jerozolimy! Należał do grona ludzi obłożonych klątwą, martwych już za życia!
To był jego czas, jego szansa na odzyskanie życia. Trzeba było działać, trzeba było wyraźnie opowiedzieć się po stronie Jeremiasza i wierzyć, że Pan to zauważy i w ten sposób będzie mógł zyskać swoje życie!

Znacie dalszy przebieg wydarzeń. Gdy zapowiedziany sąd Boży spadł na miasto, gdy wszędzie była śmierć, ogień i zniszczenie "doszło Jeremiasza słowo Pana, gdy był trzymany na dziedzińcu wartowni, tej treści: Idź i powiedz Ebedmelechowi, Etiopczykowi, tak: Tak mówi Pan Zastępów, Bóg Izraela: Oto Ja spełnię moje słowa nad tym miastem ku złemu, a nie ku dobremu, i sprawdzą się w owym dniu na twoich oczach. Lecz ciebie wyratuję w owym dniu i nie będziesz wydany w ręce mężów, których się boisz.

Albowiem na pewno wybawię cię i nie padniesz od miecza, i zyskasz swoje życie jako zdobycz, bo mi zaufałeś - mówi Pan" [Jr 39,15-18].

To był prawdziwy zdobywca swego życia. Zyskał je, bo wcześniej zaufał Panu i uwierzył Mu "na słowo", nie oglądając się na nic i nie żądając jakiegoś logicznego uzasadnienia dla wezwań Słowa Bożego.
Bracie i Siostro! Każdy mieszkaniec Jerozolimy mógł wtedy odzyskać swoje życie. Wystarczyło uwierzyć, że Bóg daje im szansę i zastosować się do Jego wskazówek. Ilu to zrobiło? Ilu zaufało Bogu i skorzystało z Jego planu ratunkowego? Naprawdę szkoda, że tylko ten jeden.
Chcę Ci dzisiaj z miłością powiedzieć, że możesz odzyskać swoje życie. Bóg Ci dał życie i nie chce, abyś pozostał w śmierci. Nawet jeżeli przez nieposłuszeństwo Bogu dałeś się okraść z życia, póki co możesz je na nowo zdobyć. W jaki sposób?

Zaufaj Bogu! Przestań koncentrować się na sprawach tego świata. "Troszczysz się i kłopoczesz o wiele rzeczy; niewiele zaś potrzeba, bo tylko jednego" [Łk 10,41-42]. "O tym co w górze myślcie, nie o tym, co na ziemi" [Kol 3,2]. Nie trzymaj się kurczowo tego życia, tego, co tutaj masz! Wspomnij na żonę Lota. "Nie miłujcie świata ani tych rzeczy, które są na świecie. Jeśli kto miłuje świat, nie ma w nim miłości Ojca. Bo wszystko, co jest na świecie, pożądliwość ciała i pożądliwość oczu, i pycha życia, nie jest z Ojca, ale ze świata. I świat przemija wraz z pożądliwością swoją; ale kto pełni wolę Bożą, trwa na wieki" [1Jn 215-17].

Jak święty Paweł uznaj wszystkie dotychczasowe wartości za śmieci, aby móc całkowicie skoncentrować się na Chrystusie. Zaprzyj się samego siebie.

"Kto miłuje życie swoje, utraci je, a kto nienawidzi życia swego na tym świecie, zachowa je ku żywotowi wiecznemu" [Jn 12,25]. Nie zabiegaj ciągle o sprawy tego doczesnego życia. Nie rozmawiaj ciągle o jedzeniu, ubraniu, mieszkaniu, zarabianiu, podróżowaniu, wypoczywaniu itd. Szukaj najpierw Królestwa Bożego i jego sprawiedliwości.
Czas, by zająć się odzyskiwaniem życia!
Pamiętaj, że Bóg dotrzymuje słowa! Chce tylko zobaczyć, że całą swoją ufność położyłeś w Chrystusie Panu.
Jezus przyszedł, aby jego owce życie miały i obfitowały! A jak wygląda twoje życie? Czy myślisz, że na tym polega ta obfitość życia duchowego, podarowanego nam w Chrystusie? O, zapewniam Cię, że jest coś więcej! Trzeba tylko oddać się Panu całkowicie!
Zastosuj się do Jego planu ratunkowego! Ani nie żyj wspomnieniami, ani nie łudź się, że jakoś w końcu wszystko się dobrze ułoży. Zajmij się odzyskiwaniem swojego życia! Zdobądź je przez wiarę w Jezusa Chrystusa!