Nie żałuj swoich łez Drukuj Email
Autor: Czesław Budzyniak   
środa, 01 maja 2013 13:49

Za dni swojego życia z głośnym wołaniem i płaczem […] zanosił On gorące prośby i błagania (Hebr. 5, 7 – BT; podkreślenia – Cz. B.).

Kiedy zanurzam się w głębię tego tekstu, to dostrzegam, że Jezus przeżywał w czasie swojej ziemskiej podróży to samo, co i my przeżywamy. Skrapiał łzami swój ołtarz, jak i my skrapiamy, budując coraz to nowe ołtarze. Kiedy uczniowie Jakub i Jan prosili o odpowiednią pozycję dla siebie, by być jak najbliżej swojego Pana, którego kochali, Jezus zapytał wprost: Czy możecie pić kielich, który Ja piję […]? Odpowiedź była bez wahania – Możemy. […] Kielich, który Ja piję, pić będziecie… odpowiedział Jezus (Mar. 10, 38−39).

Najwyższym prawem w Bożym Królestwie będzie miłość

Oczywiste jest też to, że ludzie należący do tego Królestwa muszą się miłości nauczyć, i że ta nauka nie jest dostępna gdzie indziej jak tylko w szkole cierpienia, tu, na ziemi , pijąc kielich, jak Jezus pił − z płaczem i wołaniem wielkim. Kiedy już dorośniesz do szkoły cierpienia, nie pomoże nawet krzyk rozpaczy, trzeba zdobyć się na odwagę i uczyć się przyjmowania tego, co Bóg dopuszcza. Koszt nauki może być wysoki, lecz Bóg nie może uważać żadnej ceny za wysoką, jeśli sam jej oczekuje. Ponieważ Pan pragnie przygotować Oblubienicę swemu Synowi, która potrafi żyć według prawa miłości, a tego prawa można nauczyć się tylko na ziemi. Bo miłość zdobyta w szkole cierpienia jest jedyną rzeczą, którą można wziąć ze sobą do nieba − i tylko miłość tam będzie przepustką. Stąd nawet prośba o pomoc w cierpieniu nie zawsze będzie przyjęta, bo gdyby Bóg usuwał przeciwności losu, nie mógłby kształtować dobrego charakteru i wypróbować naszej miłości. Smutne i trudne chwile miną, a duchowy ślad pozostanie w charakterze człowieka na zawsze. Nie znajdziesz tego gdzie indziej, tylko tu. A dopiero tam zrozumiesz słowo, które wypowiedział apostoł Paweł: chwilowy ucisk (II Kor. 4, 17) . Dziś nie próbuj nawet tego zrozumieć, zwłaszcza gdy doświadczasz tego ucisku, dopiero wieczność odsłoni jego znaczenie i jego wartość. W czasie trwania ucisku Bóg chce, aby pozostało to zakryte przed człowiekiem, a nawet przed aniołami. Te istoty niebiańskie, kiedy usługują świętym na ziemi, pragną wejrzeć w tajemnicę cierpienia i z podziwem przypatrują się uciśnionym świętym. One jednak nie mogą zrozumieć ludzkiego cierpienia, bo tylko nasz ludzki „namiot” jest właściwym warsztatem, by człowiek osiągnął podobieństwo doskonałości. I gdy to osiągniesz, nie zostaniesz długo na ziemi, bo będziesz już tam potrzebny. .. będziecie mieli szeroko otwarte wejście do wiekuistego Królestwa naszego Pana naszego , mówi apostoł Piotr ( II Piotra 1, 11 ).

Trzeba powiedzieć jasno: pójście do szkoły w celu uczenia się zawsze było i jest bolesną koniecznością. Jeśli ktoś jednak był pilnym uczniem i nauczył się w szkole cierpienia miłować, to odniósł sukces, choćby w innych sytuacjach mu się nie powiodło tak, jak chciał. Słońce kiedyś zgaśnie, ziemia przestanie istnieć, a zbliży się wieczność, miłość nigdy nie ustanie, nadal będzie trwać. Bo miłość jest mocna jak grób i niezwyciężona jak śmierć (por. P.n.P. 8, 6). Jest to najwyższe Boże prawo, które nigdy nie przeminie, naprawdę nigdy!

Ci, którzy siali ze łzami...

Dziś, kiedy najbliższa mi osoba stała się moim dzieckiem i moim bólem zarazem, los przekreślił naszą ziemską przyszłość. Jej miłość i pragnienie, ból wewnętrzny i cierpienie ducha już minęły i nigdy nie będą miały udziału w tym, co się dzieje pod słońcem. Jej czas nie należy już do niej, jej czas to ten, który był, ale już nie jest. On musi mieć własną przestrzeń, bo będzie jeszcze bardziej inny i bardziej tajemniczy. Dziś pieśń radości zamieniła się w pochód żałobny i innej melodii już nie znam, ale jednak gdzieś tam w mojej głębi odczuwam dziwną radość, która pomaga dzień po dniu utrzymywać się na powierzchni życia. Wówczas łatwiej godzić się z przeciwnością losu i zaliczać następny egzamin.

Z upływem minionych lat badał mnie Pan, na ile pokrywają się słowa mówione zza kazalnicy z moim życiem. Badał moje serce i ćwiczył mnie przez prawie 60 lat. Wiele mnie to kosztowało, jednak wciąż czegoś brakowało. Dziś pojawia się pytanie i żal do siebie samego. Dlaczego nie byłem bardziej pilnym uczniem w szkole mojego Pana? No właśnie, dlaczego? Dziś jednak daremny to żal. Myślę, że gdybym miał lepsze oceny wtedy, nie byłoby tak trudno teraz, przy końcowym egzaminie.

W moich tekstach pisanych wcześniej, jak i tu, próbuję objąć ostatnich osiem lat mojego życia. Bowiem przechodzę jeden z najtrudniejszych okresów mojego istnienia. Wylewam mój ból, czasem żal do mojego Boga i pytanie – jak długo jeszcze? Choć dziś już dobrze to rozumiem, że jest to najbardziej ludzka i doskonała droga dla Bożego dziecka, jaka może przypaść jemu w udziale, droga do czułego Ojcowskiego serca. Tylko Ojciec wie najlepiej, że bez Niego nie potrafię ani dobrze żyć, ani dobrze umierać. Bez Boga nie potrafię też dobrze cierpieć, bowiem cierpienie bez Boga wyrządza człowiekowi ogromną krzywdę, a może też go zniszczyć. Nie wszystkie przeciwności losu przynoszą nam korzyść. Cierpienie samo w sobie jest wystarczająco trudne i nie rozwija nas, to tylko sposób, w jaki cierpimy, może nas rozwijać i kształtować. Inaczej, jeśli odnosimy się do niego niewłaściwie, stanie się tragiczne, a kiedy zamykamy się w naszej rozpaczy, wówczas zaczyna ono przerastać i niszczyć nas.

W cierpieniu stajemy się świadomi naszego człowieczeństwa, odsłania ono naszą kruchość i naszą naturę z jej słabościami. W cierpieniu można dostrzec, że nic nie jest moje. Ani przeszłość, ani teraźniejszość nie są moje, jedynie przyszłość może być moja, jeśli zdam egzamin w szkole cierpienia i nauczę się miłować. Toteż chylę moją głowę i każdego dnia przystępuję do lekcji i uczę się, by zaliczyć następny egzamin. Czasem zastanawiam się, jakie oceny otrzymuję z tych codziennych sprawdzianów. Sumienie moje mi podpowiada, że jest coraz lepiej i że już niedługo przystąpię do końcowego egzaminu. Gdzieś w mojej głębi jest żywa nadzieja, że końcowy egzamin wypadnie też pomyślnie. W szkole cierpienia zawsze odnajdujemy swoje miejsce na ziemi, a w nim jest widoczne nasze życie, więc będę nadal się uczył miłować, jak Jezus mnie umiłował.

Nie wiadomo, czy ludzie, którzy pozostawili swoją historię na kartach Biblii, wszyscy doszli do tego stanu, w którym mogli tak szczerze jak Job powiedzieć: Tylko ze słyszeniawiedziałem o tobie, lecz teraz [w cierpieniu – Cz. B.] moje oko ujrzało cię (Job. 42, 5). Wiemy, że apostoł Paweł, z cierniem wbitym w jego ciało jakby posłaniec szatana (II Kor. 12, 7), pod koniec swojej drogi rzekł: biegu dokonałem, wiarę zachowałem; a teraz oczekuje mnie wieniec sprawiedliwości, który mi w owym dniu da Pan (II Tym. 4, 7−8). Kilkakrotnie wcześniej prosił Pana, bo cierń mocno dokuczał, lecz prośba nie została przyjęta, ponieważ w oczach Pana było to łaską (por. II Kor. 12, 9). Było to lekcją w szkole cierpienia, by się nie wynosił. Widocznie miał skłonności ku temu. Otóż nie każda historia ma szczęśliwe zakończenie i nie zawsze skuteczne, by stać się innym człowiekiem, być lepszym. Taki człowiek nie wyrasta na salonach ludzkiej pychy czy próżności, nie wyrasta też z niczego, on może wyrosnąć w szkole cierpienia − jak wspomniane wyżej osoby. To surowy klimat pustyni stwarza możliwość hartu ducha i chęć przetrwania na tej pustyni. 

Oblubienica czysta i święta

W życie naśladowców Jezusa jest zatem wpisane cierpienie, ponieważ przyświeca temu jeden odwieczny Boży cel: oczyścić sobie lud nawłasność (Tyt. 2, 14), przeznaczyć go dla siebie i wycisnąć na nim swoją pieczęć, i nauczyć go miłości, zanim ziemski namiot się rozpadnie. Cierpienie to taki dziwny czas, bo choć nie widać powodów do nadziei, to ona się pojawia. A nigdzie indziej nie jest tak oczekiwana, jak w szkole cierpienia. W tej szkole też nauczysz się przyjmować zmienny los, choćby on był przykry. Bożym zamierzeniem było i jest mieć na ziemi dzieci narodzone z Ducha Świętego według upodobania Jego woli To ludzie narodzeni na nowo z Ducha Bożego, żyjący na tym świecie, ale nie z tego świata i nie dla tego świata (por. Jan 17, 14−16). Uczyni z nich Oblubienicę dla swojego Syna, która nauczy się kochać Jezusa tu, na ziemi, a którą On poślubi tam, w wieczności. Dziś jest Ona już zaręczona z jednym Mężem i przysposabia się w kąpieli Słowa, by być bez skazy, niepokalanym, pełnym chwały Kościołem i być jak Ta, która znalazła szczęście mimo cierpienia. A jak rozumiemy, Święty jest Boży Syn, Jego wybranka też będzie święta, bo będzie pić kielich, z którego pił Jezus, i będzie ogniem ochrzczona, jak Jezus był ochrzczony.

Piszę, aby przypomnieć to, o czym, Czytelniku, już wiesz: że jeśli przyjdzie kiedyś przejść jakąś przestrzeń pustyni, może usłaną cierniem albo bardzo wyboistą i nieprzyjemną dla podróży, to żebyś pamiętał, że ta droga prowadzi ciebie bliżej Jezusa. Bo On pierwszy nią szedł, pozostawiwszy po sobie ludzki ślad. Szło też wielu innych i też pozostawili swoje ślady, bez zamiaru oglądania się i pójścia z powrotem. Na tej drodze będziesz budował ołtarze i zraszał je swoimi łzami, a one będą miłą Panu wonnością, zebrane w Jego naczyniu. Nie zmarnuje ani jednej kropli, choć wiele ich będzie, bo są cenne w Jego oczach. Więc nie żałuj przed Nim swoich łez, niech roznosi się ich wonność nie tylko na twoim ziemskim ołtarzu, ale i na wielkim, złotym, przed obliczem Boga.

Drogi Czytelniku, niezależnie w jakim wieku jesteś, pragnę trafić do ciebie moimi słowami, bo wiem, że jeszcze nie jeden raz staniesz przed lekcją, którą trzeba będzie zaliczyć. Jakikolwiek temat wylosujesz − upadek czy powstanie, radość czy smutek − może nie będziesz umiał się pozbierać, bo zostałeś przez kogoś zlekceważony, może sam kogoś zlekceważyłeś i jest tobie z tym źle. Może zupełnie czujesz się pokonany i nic nieznaczący w swoich oczach, może też ktoś tak o tobie myśli. Może rany bolą, te, które zadałeś komuś, bolą też i te doznane od kogoś, bolą i z trudem się goją. Nie wątpię, że jest tobie z tym trudno żyć, ale tutaj to tylko tyle, potem będzie inaczej.

Mam dla tej grupy Czytelników, dla osób w takim stanie, dziś szczególne poselstwo. Posłuchajcie: Oto Ja sprawię, że zabliźnią się ich rany i uleczę je; uleczę ich i obdarzę ich trwałym pokojem i bezpieczeństwem (Jer. 33, 6). Chrześcijanie doświadczają uleczenia na duszy i ciele, wiedzą też, jak dobrze jest być uleczonym. Każdy, kto uwierzy, będzie uleczony, bo to jeszcze jest twój czas i czas łaski. Dziś jednak trzeba się zmagać ze swoją słabością, pokonując dzień po dniu swoją niemoc wpisaną w swoje istnienie. Kiedy przejdziesz ten etap, będziesz trochę wiedział, co znaczy być słabym. Czasem myślę, że to moje zmaganie się ze sobą samym nikomu nie jest potrzebne, ale to ja tak myślę, przecież może być inaczej i pewnie jest inaczej. Bóg kształtuje świętych na ziemi stosownie do potrzeb, do zadań, jakie mają pełnić tu, na ziemi, i tam, w wieczności. Dlatego przez narodzenie się z Ducha stajemy się członkami Bożej rodziny nie tylko na ziemi, ale i w Niebie. To wszystko służy dziś wyższemu celowi, a tym celem jest wieczność z naszym Panem.Jedynie to może wyjaśnić nam nasze cierpienie, ból i ucisk, a także potok ludzkich łez: gdyż wam dla Chrystusa zostało darowane to, że możecie nie tylko w niego wierzyć, ale i dla niego cierpieć (Fil. 1, 29).

Jezus, gdy przyjdzie po raz drugi, to nie po jakiś kościół podobny do dryfującego po morzu statku z połamanym masztem czy uszkodzonym sterem. Nie po chwiejną organizację religijną ani po jej zwolenników. Nie przyjdzie po nazwę ani tych, którzy o tę nazwę walczyli między sobą. Lecz przyjdzie po swój Kościół zbudowany na skale, który może nie zawsze chętnie, ale zgadzał się przyjmować lekcje w szkole cierpienia i uczył się kochać, jak On kochał zawsze. To do Kościoła, którego budowę nadzorował sam przez ponad dwadzieścia wieków, powie: Wstań, moja przyjaciółko, moja piękna! Chodź! […] Oto jestta, która jaśnieje jak zorza poranna, piękna jak księżyc, promienna jak słońce, groźna jak hufce waleczne (P.n.P. 2, 10; 6, 10).

„Ludu Pański, czuwaj, bądź gotowy, niechaj światło płonie twe. Wnet dla ciebie dzień zawita nowy, więc przygotuj lampy swe. Bądź gotowy, Pan twój woła, czuwaj, bo się chyli dzień”… Jeszcze w niektórych zborach słychać przez tę pieśń nawoływanie do czujności w dniach ostatnich. I dobrze, że tak jest!

Na zakończenie możesz teraz ze mną i Dawidem powtórzyć jego modlitwę i tęsknotę wyrażoną do Boga, gdy był na pustyni judzkiej. Świat dzisiaj jest też niczym wyschnięta pustynia, a nam przyszło żyć w naszym pokoleniu. Powtórzmy zatem razem te słowa:

Boże! Tyś Bogiem moim, ciebie gorliwie szukam, ciebie pragnie dusza moja; tęskni do ciebie ciało moje, jak ziemia zeschła, spragniona i bezwodna. Tak wyglądałem ciebie w świątyni, by ujrzeć moc twoją i chwałę twoją, gdyż lepsza jest łaska twoja niż życie (Ps. 63, 2−4).