Nie ma problemu by Bóg... Drukuj Email
Autor: Monika   
czwartek, 25 maja 2017 00:00

Ojciec zostawił nas gdy miałam 3 lata. Nie wiele pamiętam z tego okresu. Jednak ta chwila, w której opuszczał nas bardzo utkwiła mi w pamięci. Mieszkaliśmy wtedy u dziadków. Pamiętam jak ojciec wychodził z domu z walizką w ręku, mówiąc " Nie chcę was znać". Jako mała dziewczynka poczułam się odrzucona, niekochana, nieakceptowana. Wtedy to dziadkowie całą swoją uwagę skupili na mnie. Stali się nadopiekuńczy. Moje dzieciństwo wspominam dość dobrze, gdyż matka cały swój czas, energię poświęciła dla mnie. Nigdy z jej strony nie poczułam najmniejszego odrzucenia. Bardzo mnie kochała, byłam z nią mocno związana emocjonalnie.

Czas pójścia do szkoły był dla mnie dość ciężki. Trudno mi było rozstać się z matką, jednak po jakimś czasie przyzwyczaiłam się do tej nowej sytuacji. Pamiętam już w szkole średniej zaczęły się u mnie problemy emocjonalne. Zaczęłam odczuwać kołatanie serca i stany lękowe. Jako tak młoda wtedy (16-17 lat) dziewczyna zbytnio się tym nie przejmowałam. W drugiej klasie szkoły średniej zmarła mi babcia. Jej śmierć wstrząsnęła całą naszą rodziną. Bardzo to przeżyłam, była mi przecież taka bliska. Załamałam się , wpadłam w depresję i zaczeły się moje wizyty u psychologów. Wtedy po raz pierwszy lekarz przepisał mi leki psychotropowe. Po jakimś czasie stan mój poprawił się, jednak już nie czułam się tak jak zawsze.Zaczęłam zamykać się na ludzi, unikałam przyjaciół, ze strony rodziny, znajomych czułam ogromne odrzucenie. To jednak nie było prawdą, to ja swoją postawą odtrącałam ich. Chodzenie do szkoły sprawiało mi problemy, jednak postanowiłam, że skończę szkołę. Kiedy ukończyłam szkołę miałam 19 lat i wtedy moja mama zaczeła mieć poważne problemy zdrowotne. Lekarze wykryli u niej nowotwór wątroby. Pamiętam mama wcześniej leczyła się na wątrobę, jednak wtedy nie mówił mi, że to tak poważna choroba, ukrywała to przede mną przez te wszystkie lata. Stan jej zdrowia pogarszał się z miesiąca na miesiąc. Pewnej nocy zbudziła się, krzyknęła do mnie "Ratuj!". Wtedy z jej ust powstał silny krwotok i straciła przytomność. Zadzwoniłam po ciocię, jej siostrę. Przyjechała bardzo szybko i zawieźliśmy mamę do szpitala, stamtąd została przewieziona do kliniki w Poznaniu, gdzie po trzecim krwotoku zmarła. Ból, który wtedy czułam znał tylko Jezus. Chociaż wtedy o tym jeszcze nie wiedziałam. Pamiętam wołałam " Boże gdzie jesteś? Gdybyś istniał nie pozwoliłbyś na to ! ". Straciłam wiarę w Jego istnienie. Mój stan psychiczny pogarszał się. Straciłam wszystko co miałam - Matkę.

Jednak został mi ktoś , kto również bardzo mnie kochał - mój dziadek i siostra mojej mamy. Zaczęli poświęcać mi dużo uwagi, pozwalali mi na wszystko, robili mi często prezenty, myśląc, że w ten sposób okażą mi miłość. Natomiast ja odczuwałam coraz większą pustkę wewnetrzną, stan przygnębienia, którego nie potrafię nawet opisać. Wpadłam w depresję. Wizyty u psychiatrów, terapeutów, masa leków uspokajających i psychotropowych (relanium, doxepin, zyprexa). Stan poprawił się na 2-3 tygodnie, a potem to samo. Miałam dosyć życia, chciałam umrzeć, próbowałam odebrać sobie życie. Jednak teraz wiem, że Bóg czuwał nad wsystkim. Nie mogłam też znieść swojej osoby, czułam się nie akceptowana. W tym czasie stwierdziłam, że jestem za gruba. Wpadłam w drugą skrajność, zaczełam odmawiać sobie jedzenia. Nic nie jedząc i biorąc w tym samym czasie tabletki doprowadziłam swój organizm do wycieńczenia (nie miałam siły wstać z łóżka). Waga spadła, a ja czułam się zadowolona z siebie, mimo stanu w jakim znajdował się mój organizm. Rodzina widząc co się ze mną dzieje, stwierdziła, że muszę się leczyć. I znów następne wizyty u psychologów, terapeutów. Rozpoznanie - "Jadłowstręt psychiczny" Zaczęłam mieć wyrzuty że jem, więc tylko piłam. W ciągu dwóch miesięcy schudłam około 20 kg. Wyglądałam strasznie. Lekarz stwierdził że potrzebuję dużo akceptacji, zainteresowania. Z pomocą lekarzy i rodziny wyszłam z tego. Jednak stan przygnębienia został, doszły do tego ostre stany lękowe. Bałam się wyjść na ulicę, między ludzi. Zamykałam się w pokoju i nie miałam ochoty z nikim rozmawiać.

Życie straciło sens, każdy dzień wydawał się taki sam. Doszłam do kresu sił, byłam zmęczona, znudzona swoją osobą. Chciałam umrzeć, brałam przy tym 25 tabletek psychotropowych dziennie. I pewnego dnia leżąc tak bez żadnej nadziei, wypowiedziałam słowa, których nigdy nie zapomnę "Boże, jeżeli naprawdę istniejesz, pomóż mi wyjść z tego bagna". Bóg to słyszał. Nie mineło 10 min. zadzwonił do mnie mój psychiatra mówiąc, że powstał ośrodek terapeutyczny dla osób z podobnymi problemami i że tam napewno mi pomogą. Na drugi dzień poszłam tam. Czułam się trochę nieswojo. Pamiętam jak dziś, kiedy siedziałam podeszła do mnie kobieta, była pielęgniarką w tym ośrodku. Uśmiechnęła się, zrobiła mi herbatę i zaczełyśmy rozmawiać. Dużo mówiłam jej wtedy o swoich problemach. Nagle ona powiedziała do mnie, że jest ktoś, kto może mnie uzdrowić. Tą osobą jest Jezus Chrystus. Pamiętam jak powiedziała do mnie " On wszystkie twoje choroby wziął na siebie, abyś ty mogła żyć " Wtedy pierwszy raz od długiego czasu pojawiła się w moim sercu nadzieja. Coś wewnątrz mnie pękło i po raz pierwszy od dawna mogłam płakać.

Pielęgniarka ta była osobą wierzącą i zaprosiła mnie do zboru. Poszłam bardzo chętnie. Atmosfera jaka tam panowała, radość ludzi, uprzejmość, życzliwość, szacunek jaki okazali mi ci ludzie nie potrafię tego opisać. Wtedy też ktoś zaprosił mnie do siebie do domu, tam tłumaczył mi podstawy wiary. Spotykaliśmy się tak przez dwa tygodnie, codziennie. W końcu, po jednej z takich wizyt uklęknełam w swoim domu, pomodliłam się prostą modlitwą, prosząc Boga o przebaczenie moich grzechów i o to, aby przyjął mnie taką jaką jestem. Jezus uczynił to! Po raz pierwszy poczułam się akceptowana taką jaką jestem, czułam Jego miłość jaką mnie darzy. Poczułam bezpieczeństwo jakiego nikt mi nigdy nie dał. Jezus uzdrowił mnie! Dziękuje Mu za to! Pisząc to mineło niespełna 1,5 roku od tamtych wydarzeń. Dziś, jako nowonarodzona osoba, w pełni zdrowa, nie biorę żadnych lekarstw. Lekarze porównując stan w jakim jestem dziś, z tym w jakim byłam jeszcze tak niedawno, rozkładają ręce i mogą uznać to jedynie za cud. Pisząc to świadectwo chcę powiedzieć, że tylko osoba Jezusa Chrystusa może zmienić nasze życie. Uzdrowić od wszelkich zranień, dać pokój, radość. Dziś każdy dzień jest dla mnie czymś nowym, a budząc się mam świadomość że żyję dla mojego Pana i Zbawiciela - Jezusa Chrystusa.