Nic dodać, nic ująć Drukuj Email
Autor: Matt Cooper   
sobota, 25 lutego 2012 00:00

Podobno zdarzyło się kiedyś, że grupa chrześcijańskich filozofów i myślicieli zebrała się, aby podyskutować o tym, co też takiego szczególnego wyróżnia chrześcijaństwo spośród innych światowych religii. Po kilku godzinach bezowocnych debat do pokoju wszedł C. S. Lewis i spytał, o czym jest mowa. Kiedy się dowiedział, że zebrani zastanawiają się nad cechą odróżniającą chrześcijaństwo od innych religii, powiedział: „Przecież to jasne – łaska!”

Czy jednak naprawdę rozumiemy, czym jest łaska? Gdybyś miał właśnie teraz zdefiniować pojęcie łaski, czy potrafiłbyś to zrobić? Co więcej, czy rzeczywiście wierzymy w łaskę w tym świecie „niełaski”? Przecież w naszym świecie na wszystko trzeba zapracować bądź zasłużyć. Chętnie mówimy o naszych prawach, o tym, co jest w porządku, a co nie, na co my lub inni ludzie zasługują, bądź nie. Jednak ta łaska, o której mówi Biblia, znacznie przewyższa którąkolwiek z tych koncepcji.

Przyjrzyjmy się dwóm opowiedzianym przez Jezusa historiom, które ilustrują pojęcie łaski. Pierwsza to przypowieść o robotnikach w winnicy (Mt 20). Mówi ona o robotnikach najętych do zebrania plonów. Niektórzy, zatrudnieni już wczesnym rankiem, pracowali przez cały dzień. Inni, najęci później, pracowali w najgorętszej porze dnia, jeszcze inni z kolei przyszli do pracy po południu, kiedy było już chłodniej. Byli też tacy, którzy nic nie robili przez cały dzień i przepracowali tylko ostatnią jego godzinę, w chłodzie wieczoru. Jednak pod koniec dnia wszystkim robotnikom zapłacono tyle samo. Rzecz jasna ci, którzy pracowali cały dzień, nie byli z tego zadowoleni i nie wahali się tego głośno wyrazić, bo z ekonomicznego punktu widzenia było to rzeczywiście niesprawiedliwe! Jednak rozumiemy chyba, co Jezus chciał nam w ten sposób przekazać, kiedy uświadomimy sobie, że to nas właśnie obrazują ci robotnicy, którzy pracowali tylko przez godzinę. Biblia mówi, że bez względu na to, co zrobiliśmy lub zrobimy, wszyscy zgrzeszyliśmy i nie jesteśmy w stanie sprostać Bożym standardom (Rz 3,23). Nieważne więc jak wiele lub jak niewiele nagrzeszyliśmy (prawdę mówiąc Biblia w ogóle nie stosuje rozróżniania większych i mniejszych grzechów), tak czy inaczej nie zasługujemy na to, co otrzymujemy od Boga – dostajemy to jedynie dzięki łasce.

Druga historia to przypowieść o synu marnotrawnym (Łk 15). Pewnie wszyscy dobrze ją znamy – jeden z dwóch synów bierze od ojca należną mu część spadku i przepuszcza ją prowadząc hulaszcze i grzeszne życie. Kiedy kończą się pieniądze, zarabia na życie karmiąc świnie (najwyraźniej atrakcyjność grzechu rozminęła się z jego oczekiwaniami!). W końcu podejmuje decyzję o powrocie do ojca z zamiarem poproszenia go o pracę. Tymczasem ojciec wita go z otwartymi ramionami i przyjmuje z powrotem jako swojego syna ze wszystkimi przynależnymi mu prawami; jako syna, który zaginął, ale się odnalazł. Drugi syn jest zazdrosny i rozzłoszczony sytuacją, bo jego zdaniem jest to wobec niego bardzo niesprawiedliwe. Celem tej przypowieści nie jest pokazanie nam, jak mamy żyć – chodzi w niej raczej o to, jaki jest Bóg. Uważam, że nauczyć się czegoś możemy tu od obu synów. W opowieści ojciec symbolizuje Boga, naszego Ojca w niebie. Pokazuje ona Ojca jako takiego, który przyjmuje syna z powrotem nie zważając na to, co on zrobił – nic , co zrobił, nie może go oddzielić od ojcowskiej miłości. Jak ujmuje to Philip Yancy w swojej książce „What's So Amazing About Grace” 1: „Niektórzy trzymają się zasad i rozmijają się z Bogiem, inni łamią zasady i rozmijają się z Bogiem, ale nikt nie powinien rozminąć się z Bogiem dlatego , że złamał zasady”. Boża miłość jest bezwarunkowa. Postać drugiego syna obrazuje inny sposób myślenia. Otóż uznał on, że po tylu latach wiernej służby, zasłużył sobie na miłość ojca. Pomyślał, że zasłużył na lepsze traktowanie, niż jego ‘grzeszny' brat. Nie wziął jednak pod uwagę tego, że i jego ojciec kocha bezwarunkowo. I znów powołam się na słowa Philipa Yancy: „Nie możemy nic zrobić, żeby Bóg kochał nas bardziej, nie możemy też zrobić nic, by kochał nas mniej”. Obaj synowie zasługiwali na miłość ojca nie ze względu na swoje uczynki, ale dlatego, że byli jego synami.

Pomyślmy o ludziach, na których Jezus w czasie swojej ziemskiej służby wywarł największy wpływ: prostytutki, poborcy podatkowi, złodziej wiszący obok na krzyżu, grzesznicy i wyrzutki społeczeństwa – wszyscy oni aż za dobrze wiedzieli, że nie zrobili w życiu absolutnie nic, czym mogliby zasłużyć na Bożą miłość i byli świadomi, że mogą ją otrzymać jedynie z Bożej łaski. Pojęli znaczenie łaski i rozumieli, że jej potrzebują! Spójrzmy też na ludzi, do których Jezus tak naprawdę nigdy nie dotarł: faryzeusze, saduceusze, bogaty młodzieniec chełpiący się tym, że „wypełnił wszystkie przykazania” – ci ludzie myśleli, że są już wystarczająco dobrzy, lub że mogą na Bożą miłość zasłużyć. W swojej pysze nie pojęli miłości i rozminęli się z łaską. Pierwszy syn doświadczył łaski, bo wiedział, że jej potrzebuje, drugi zaś pozwolił, by zaślepiła go pycha i nie dostrzegał, że on również potrzebuje łaski. Pewien znajomy powiedział mi kiedyś, że gdy pójdziemy do nieba, zaskoczą nas tam trzy rzeczy: po pierwsze, kogo tam nie zobaczymy, po drugie – kto się tam znalazł, po trzecie – że my sami tam jesteśmy! Myślę, że pojął on, na czym polega łaska – nie możemy zrobić absolutnie nic, co pomogłoby nam w dostaniu się do nieba, oprócz zaakceptowania tego właśnie, że my sami nic nie możemy zrobić i poddania się tej jedynej osobie, która może.

Jakże wielu z nas czasem zapomina, jak bardzo potrzebujemy łaski. Jak wielu z nas hołubi gdzieś w głębi poczucie, że zrobiliśmy dość, by pozwolić sobie na odrobinę dumy, nawet w dużej mierze podświadomej? Nawet Martin Luther King przyznał w 1952 roku: „Sam głosiłem z całym przekonaniem [usprawiedliwienie przez wiarę] przez prawie dwadzieścia lat i nadal czuję te samą starą chętkę, żeby tak to z Bogiem załatwić, abym ja mógł się jednak jakoś do mojego usprawiedliwienia przyczynić, a On musiał mi udzielić swojej łaski w zamian za moją świętość”. Czy i ty, tak całkiem szczerze, nie przyznałbyś się przypadkiem do podobnego odczucia? Czy czasami nie stajesz się jak ten drugi syn i zapominasz o całkowitej potrzebie łaski? Czy nie zdarza nam się zapominać, że nie jesteśmy Bogu posłuszni po to , żeby otrzymać łaskę, ale właśnie dlatego , że już ją otrzymaliśmy?

Czemu więc tak łatwo łaskę przegapić? Mam wrażenie, że Kościół w dzisiejszych czasach nieco „rozcieńczył” istotny element naszego rozumienia Boga, przez co nie możemy tak w pełni pojąć łaski. Być może zauważyłeś, że istnieją dwa typy ewangelistów. Do pierwszego należą ci, którzy chodzą i powtarzają ludziom: „Jezus was kocha”. Drudzy to tacy, którzy wszystkim mówią: „Jesteście grzesznikami! Pokutujcie, żeby uniknąć Bożego gniewu!”. I jedno i drugie to prawda, jednak i jedni i drudzy wykorzystują tylko połowę przekazu. Tymczasem żeby zrozumieć Boga, a co za tym idzie – i Jego łaskę, trzeba wziąć pod uwagę cały przekaz. Jak ujął to Dr Peter Jensen: „Jedna z tragicznych słabości współczesnej myśli chrześcijańskiej polega na przeakcentowaniu Bożej miłości kosztem Jego gniewu, co doprowadziło do spłycenia i odarcia Bożego miłosierdzia z jego prawdziwej wartości. A to właśnie niezmienna Boża sprawiedliwość pozwala nam pojąć Jego miłosierdzie”. Mówi nawet coś takiego: „Gdy zdołamy uchwycić łaskę choćby w drobnej części, poraża nas chwała niezrównanego Boga”.2

Bowiem Bóg jest jednocześnie Bogiem Kochającym oraz Bogiem Sprawiedliwym i Świętym. Kiedy Mojżesz prosił, by dane mu było zobaczyć chwałę Pańską, modlił się tak: „Panie, Panie, Boże miłosierny i łaskawy, nieskory do gniewu, bogaty w łaskę i wierność, zachowujący łaskę dla tysięcy, odpuszczający winę, występek i grzech, nie pozostawiający w żadnym razie bez kary, lecz nawiedzający winę ojców na synach i na wnukach do trzeciego i czwartego pokolenia!” (Wj 34,6­7). O ile w wersecie szóstym mowa jest o Bogu doskonałym i niezmiennym w miłości, o tyle wiersz siódmy ukazuje Boga doskonałego i niezmiennego w doskonałości. I znów zacytuję Petera Jensena: „Bóg jest wierny zarówno w swojej miłości, jak i w sprawiedliwości, nie są one ze sobą sprzeczne, ale łączą się harmonijnie i składają na pełnię Bożego charakteru”.

Tu jednak rodzi się dylemat: z jednej strony kochający Bóg chce mieć bliską więź z ludźmi, których stworzył, a z drugiej – nasza grzeszność oddziela nas od Boga Świętego i Sprawiedliwego, który nie może znieść grzechu (greckie słowo hagios – święty, oznacza oddzielony, odłączony – Bóg jest całkowicie oddzielony od grzechu). Rozwiązaniem tego dylematu jest łaska – największym aktem łaski było posłanie przez Boga Jego Syna, by wziął na siebie karę za nasz grzech, abyśmy mogli dzięki Jezusowi stanąć czyści przed Bożym obliczem. Teraz już możemy zbliżyć się do Świętego i Sprawiedliwego Boga i cieszyć się Jego miłością, ponieważ Jezus poniósł karę, która nam się należała.

Jednak nasuwa się nam kolejne pytanie: Jeśli wiemy, że łaska jest nieskończona, czemu nie mielibyśmy dalej grzeszyć? Wiemy przecież, że jeśli zgrzeszymy, możemy przyjąć łaskę, po co więc walczyć z grzechem? I znów potrzeba nam zrozumienia tego, jaki Kochający i Sprawiedliwy jest Bóg. Przede wszystkim naszą grzeszność uświadamiamy sobie jedynie w obliczu Bożej świętości. Jest ona tak doskonała, że – aby móc pozostać w zgodzie z samym sobą – Bóg musiał najpierw wymierzyć karę za grzech. To, że ukarał własnego, nieskalanego grzechem Syna, a nie nas, powinno być dla nas dowodem na to, jak wielką miłością nas darzy – doskonała sprawiedliwość i doskonała miłość spotkały się na krzyżu w akcie doskonałej łaski. Kiedy uzmysłowimy sobie, jak dalece grzech oddzielał nas od Boga, wtedy też zaczniemy zdawać sobie sprawę z tego, jak wielkiej łaski potrzeba było, by nas zbawić. Jedyną właściwą odpowiedzią na łaskę jest wiara (również będąca Bożym darem – Ef 2,8 – nie można więc uznać jej za „zasługę”), wiara motywowana przez miłość (Ga 5,6), która z kolei motywuje nas do posłuszeństwa (J 14,15) – dlatego właśnie gdy zapytano Jezusa o największe przykazanie, odpowiedział imperatywem: „Będziesz miłował!” (Mk 12,30­31). Oczywiście nadal żyjemy w upadłym świecie, nie będziemy więc w stanie doświadczyć tego wszystkiego w sposób doskonały dopóki nie wejdziemy do życia wiecznego. Będziemy popełniać błędy i nic na to nie poradzimy – dlatego właśnie Bóg obdarzył nas nieskończoną łaską, inaczej bowiem nikt nie wytrwałby za długo jako chrześcijanin! Jeśli jednak zaczynamy szukać furtek i próbować obchodzić zasady, znaczy to, że zupełnie nie pojęliśmy, o co w tym wszystkim chodzi.

Ponadto mamy przywilej wskazywania innym na naturę łaski, którą nam dano: możemy to czynić poprzez budowanie ciała Chrystusa oraz okazywanie niewierzącym Bożej miłości. Odzwierciedlanie bezwarunkowej Bożej miłości łączy się z okazywaniem innym tej łaski, którą otrzymaliśmy i nadal otrzymujemy. Co ciekawe, dr Henry Krabbendam zwraca uwagę na to, że w Ewangelii Jana nauczanie o łasce pojawia się zawsze w kontekście apologetyki lub ewangelizacji – łaska, która „kruszy najdumniejsze serca [i] leczy wszelkie rany”.3 Jak ujął to C. S. Lewis: „To łaska – doświadczyłem jej i muszę się nią dzielić z innymi”!4

Kiedy zaczynamy rozumieć Bożą sprawiedliwość i świętość, wtedy dopiero zaczynamy pojmować jak wielkiej miłości wymagało okazanie nam łaski. Gdy zaczynamy rozumieć, że dzięki doskonałej miłości ta łaska jest nieskończona, wtedy też możemy jej w pełni doświadczyć. Nie możesz nic zrobić, żeby Bóg kochał cię bardziej, nie możesz też nic zrobić, aby kochał cię mniej – i to jest właśnie łaska!

Matt Cooper

Autor przez sześć lat mieszkał w Polsce, z których cztery poświęcił na pracę ewangelizacyjną wśród studentów w ramach Chrześcijańskiego Stowarzyszenia Akademickiego.

Przypisy:

1. Do napisania tego artykułu w dużej części zainspirowała mnie książka Philipa Yancy'ego „What's So Amazing About Grace”, wyd. Zondervan 1997.
2. Dr Peter Jensen, Doctrine – Study Course, International Bible Society 1984, s. 79.
3. D r Henry Krabbendam, „Biblical Evangelism”, unpublished paper, s. 10 IV 2)
4. ibid s. 11 IV 7.

-------------------------------

Copyright © 2002 by Instytut Wydawniczy AGAPE, ul. Sienna 68/70, 00-825 Warszawa, Adres poczty elektronicznej jest chroniony przed robotami spamującymi. W przeglądarce musi być włączona obsługa JavaScript, żeby go zobaczyć.