List do znużonych świętym życiem Drukuj Email
Autor: Budzyniak Czesław   
niedziela, 08 stycznia 2012 00:00

Ludzie urodzeni krótko przed drugą wojną światową i po niej to ludzie, którym los nie szczędził razów, a jeżeli dodać prześladowanie z powodu inności wyznaniowej, to nawet upływ czasu nie zaorze tych przykrych wspomnień. Nie chcę jednak wspominać bolesnych chwil lecz porównać nasze przeżycia z doświadczeniami postaci biblijnych, w szczególności z brakiem odpowiedzi na modlitwę dobrze, według nas, uzasadnioną. Kochali oni Boga tak, jak my Go kochamy, a przecież dopuścił, by przeżywali dotkliwy smutek, przygnębienie i wewnętrzne rozdarcie.

Czytelnym obrazem świętego życia są Zachariasz i jego żona Elżbieta (Łk 1,5-25). Biblia mówi, że oboje byli sprawiedliwi wobec Boga w swoim nienagannym postępowaniu. Niewątpliwie jako młode małżeństwo, stwierdziwszy, że Elżbieta jest niepłodna, modlili się o syna. Ten okres ich pobożnego życia, i modlitwy, był bardzo długi: od młodości aż do podeszłego wieku.

Gdy w życiu Elżbiety był zwyczajny czas rodzenia dzieci, każda jej odpowiedź na nieme pytanie w oczach męża, że i tym razem nie będą mieli dziecka, wywoływała nie tylko u niej, ale i u Zachariasza coraz głębszy i dotkliwszy smutek. Pamiętajmy też, że Zachariasz jako kapłan zawsze wykonywał to, co było jego powinnością w służbie przed Panem, chociaż w sercu nosił żal i smutek.

Jego spotkanie z aniołem przy ołtarzu kadzidlanym jest znamienne. Kadzidło to biblijne wyobrażenie oddawania chwały Bogu, a świątynia, miejsce składania ofiary, to obraz Bożej obecności. I pomyśleć, że oto postarzały człowiek stoi tam z sercem zamkniętym i zbolałym ze względu na brak odpowiedzi na modlitwę.

Ten obraz Zachariasza odzwierciedla i dziś stan wielu pobożnych i szlachetnych chrześcijan, znużonych świętym życiem. Do takiego znużenia przyczynia się wiele życiowych sytuacji, np. złe relacje w rodzinie, a także w zborze, cierpienia fizyczne, wdowieństwo oraz – modlitwy bez odpowiedzi. Bo przecież ludzie doświadczani przez te trudności przynosili je wszystkie przed oblicze Ojca i wiem, jak wielu zawiedzionych jest brakiem odpowiedzi na swoją modlitwę.

Zachariasz nie był w stanie przyjąć pocieszenia, uwierzyć w Boże poselstwo, zapowiadające narodziny upragnionego syna. Odpowiedź, jakiej udzielił aniołowi Bożemu, ujawnia, co nurtowało jego serce: “Jestem stary, a żona moja w podeszłym wieku, po czym więc to poznam?” – mówi z niedowierzaniem i smutkiem.

Taki stan w niejednym zmęczonym sercu trwa od lat. Mimo tylu wieków nic się bowiem nie zmieniło: człowiek przeżywa to samo rozdarcie, jest pełen niepokoju, odkąd utracił poczucie bezpieczeństwa, jakie miał – nie będąc tego świadomy – w Edenie. Oczywiście, są w życiu Bożych dzieci chwile radości, uniesienia i błogości, ale czy zawsze tak jest? “Przewlekłe oczekiwanie sprawia sercu ból, lecz życzenie spełnione jest drzewem życia” – mówi Księga Przypowieści (13,12). Długie wyczekiwanie sprawiało ból Zachariaszowi i nam sprawia go również.

Ale w historii tej kryje się coś bardzo cennego: i dla Zachariasza, i dla nas. Pan Bóg nie odrzucił Zachariasza. Nie powiedział: “Chciałem spełnić twoje oczekiwanie, ale ty zgorzkniałeś i dziś nie nadajesz się do niczego”. Niejeden współczesny Zachariasz mógłby usłyszeć o sobie taką opinię nawet z ust bliskich mu ludzi. Jak to dobrze, że Pan Bóg nieraz myśli i postępuje z nami inaczej niż nasi bliźni.

Ale to nic, przyjacielu, ty wciąż jeszcze istniejesz i jesteś w drodze. Więc musisz jeszcze iść dalej, by uznać sens swojego istnienia – wobec Boga, wobec innych i wobec siebie samego. Idź dalej, może jeszcze będzie ci dane chociaż raz stanąć na Górze Przemienienia, abyś lepiej zrozumiał siebie samego i tych, którzy mówią, że cię kochają. Abyś mógł wziąć nieco świętości jak kiedyś, zejść na dół i nie potykać się o byle co. Przypomnij sobie, jaki wtedy byłeś uduchowiony, jak czułeś się święty i silny, zdolny przebaczać i powiedzieć: “Przebacz!”. Przypomnij sobie również, jak musiałeś zejść na dół i znalazłeś się na drodze do Emaus ze swoim przygnębieniem i swoim zwątpieniem. “A myśmy się spodziewali...”

Zdobądź się zatem jeszcze na to, abyś umiał rozdawać uśmiech i życzliwość, bo kiedy stracisz miłość, to pozostanie tylko troska o siebie, a kiedy u kresu dni obejrzysz się wstecz, zauważysz, że niewiele wiesz o życiu. Co zatem masz zrobić? Odpowiedź nasuwa się tylko jedna. Wróć do siebie, zrzuć z siebie to, do czegoś się przyzwyczaił, to, coś uznał za swoje, bo po drugiej stronie nic z tego nie będzie przydatne. Lecz abyś mógł to zrozumieć, musisz wejść w ciszę i odkryć prawdę o sobie, o swoim niezadowoleniu z siebie, a może i zagubieniu.

Eliasz nie znalazł ukojenia w potężnym wichrze i trzęsieniu ziemi. Potrzebował cichego i łagodnego powiewu, a gdy on nadszedł, Eliasz wyszedł z kryjówki i usłyszał swoje imię. Tego potrzebował człowiek zmęczony upałem dnia i chłodem nocy.
Spróbuj zanurzyć się w Bożą ciszę, bo tylko cisza jest balsamem dla zmęczonych świętym życiem. “Jedynie w Bogu jest uciszenie duszy mojej, bo w nim pokładam nadzieję moją!” (Ps 62,6).

Za zgoda wydawnictwa „Chrześcijanin”