Kto chce pójść za mną, niech... Drukuj Email
Autor: Tadeusz Tołwiński   
środa, 29 sierpnia 2012 00:00

"Kto chce pójść za mną, niech... " (Ew.Łuk. 9,23)

Jeśli planowałbyś wycieczkę dla swojej rodziny, które z przedstawionych ogłoszeń zwróciłoby twoją uwagę?

Ogłoszenie pierwsze: Okazja! Wycieczka do Nowej Zelandii w okresie letnim, koszt 100 zł, zakwaterowanie w hotelach 5 i 6 gwiazdkowych. Transport bezpłatny: samolot, na miejscu autokar, wyżywienie bezpłatne.

Ogłoszenie drugie: Wycieczka do Afganistanu, zwiedzanie jaskiń Tora Bora, organizator nie zapewnia bezpieczeństwa, koszt 10 000 zł, zakwaterowanie w namiotach, wyżywienie we własnym zakresie.

Z pewnością większość z nas wybrałaby ofertę pierwszą. Dlaczego? Odpowiedź nie jest trudna: jest bardziej atrakcyjna, bezpieczniejsza i tańsza.

W środowiskach chrześcijańskich utarło się oczekiwanie, że jeśli ktoś porzuci narkotyki czy inne nałogi, a do tego zacznie w miarę przykładnie żyć w rodzinie, uznajemy takiego człowieka za wierzącego, oraz że - jak to określamy - „poszedł za Jezusem”. Zmiana życia, o której wspomniałem może oczywiście stać się wynikiem przeżycia duchowego z Bogiem, mam jednak wrażenie, że wielu z nas chrześcijan poprzestaje na „niepaleniu i niepiciu”.

W myśleniu takim pomagają nam czasami „przywódcy duchowi”, nawołując nas do Chrystusa, który chce tylko tego, abyśmy pozbyli się nałogów. Jaką Ewangelię sami praktykujemy, do takiej zapraszamy innych. Jezus zapraszając innych, aby szli za Nim, nie ukrywał trudności, jakie mogą pojawić się na „wycieczce z Bogiem.” Chodzenie za Jezusem wymaga zapierania się naszego charakteru zarówno w sytuacjach, gdy jesteśmy widoczni publicznie, jak również w samotności.

Mamy zapierać się swojej woli - Bóg o swoim wybranym narodzie powiedział: Ludzie twardego karku i opornych serc i uszu, wy zawsze sprzeciwiacie się Duchowi Świętemu (Dz. 7,51). Fakt, że wierzący człowiek został nazwany dzieckiem Bożym, nie oznacza automatycznie, że zawsze jest Bogu posłuszny. Czy my, którzy przyznajemy się do Jego Kościoła i modlimy się:.. Bądź wola Twoja..., zawsze jesteśmy wykonawcami woli Ojca? Szczerość wymaga szczerej odpowiedzi: nie zawsze tak czynimy. Jezus wiedząc o tym, oczekuje od swoich dzieci, aby nie realizowały w życiu swojej woli, ale Jego wolę. Jak ją możemy poznać? Wola Ojca jest objawiona w Jego Słowie - Biblii.

Mamy zaprzeć się swojej własnej sprawiedliwości - znaleźć się w Nim nie mając własnej sprawiedliwości (Flp. 3,9). W naturę naszą wpisana jest „nasza sprawiedliwość”. Uważamy, że zawsze jest ktoś gorszy od nas i gdy znajdziemy taką osobę, od razu czujemy się lepiej. Słowa uczonego w Piśmie, który wszedł do świątyni, aby się modlić: Jak to dobrze, że nie jestem taki jak ten obok celnik, nieraz przeszły nam przez myśl lub zostały wypowiedziane przez niejednego chrześcijanina. Najczęściej umiemy zadbać o nasz wizerunek. Jezus oczekując zaparcia się naszej własnej sprawiedliwości wie, że mamy z nią problem. On chce nauczyć nas, abyśmy nie pokazywali samych siebie (sprawiedliwość), ale sprawiedliwość Jezusa (Iz 64,6; Mk 10,21)

Mamy zaprzeć się pewności samego siebie - Piotr zapewniał: Ją się nigdy nie zgorszę (zaprę) (Mt 26,33), a już w wierszu 72 mówi: nie znam tego człowieka. Świat ceni sobie bardziej ludzi silnych pod wieloma względami, silnych fizycznie i emocjonalnie. Ludzie, którzy według kryteriów tego świata osiągnęli sukces, wykazali się „siłą charakteru”. Z natury ufamy ludziom, którzy są pewni tego, co robią. Jedna z pokus chrześcijan polega na tym, aby nie pokazywać swoich słabości (bo „co ludzie pomyślą o mojej wierze?”). Oczekuje się, że chrześcijanin ma być odważny, silny w wierze, a przecież naszą „siłą i pewnością” ma być Bóg (Flp 4,13; 1 Kor 10,12).

Mamy zaprzeć się swojej pychy, zarozumiałości - Był pewien człowiek (...) podając się za kogoś wielkiego (Dz. 8,9). Kto chce być pierwszym, niech stanie się sługą. Jest to warunek, aby być blisko Jezusa. Nie ci, którzy uchodzą we własnych oczach za wielkich, zasiądą z Jezusem, lecz Jego słudzy: gdzie ja będę i sługa mój będzie. Zapierać się pychy znaczy skłaniać się do niskich, a rozumieć o sobie z umiarem (Rz. 12,3). Jeśli nigdy nie miałeś uczucia wyższości nad ludźmi, z którymi przebywasz, możesz ten akapit pominąć.

Mamy zaprzeć się cielesnej mądrości - Wiedliśmy życie nasze na tym świecie nie w cielesnej mądrości, lecz w łasce Bożej (2 Kor 1,12). Sam chętnie korzystam z mądrości innych, którzy na przykład lepiej znają się na komputerach, lecz czy to takiej mądrości mamy się zapierać? W Biblii (Kol 2:23) czytamy, że człowiek budujący wiarę na obrzędach wymyślonych przez ludzi ma „pozór mądrości”, gdyż nie ma to żadnej mocy jeśli chodzi o opanowanie zmysłów. Warto zadać sobie pytanie: Jaką mądrością posługujemy się w naszym życiu? Jakiej mądrości używamy chcąc pomóc innym w ich problemach małżeńskich i rodzinnych?

Mamy zaprzeć się niepohamowanych pasji/języka - Jeśli ktoś sądzi, że jest pobożny, a nie powściąga języka... (Jk. 1,26) ...nim wysławiamy Pana i Ojca, i nim przeklinamy ludzi stworzonych na podobieństwo Boże (Jk. 3:9). Pewna osoba wyznała pastorowi, że Bóg położył jej na sercu, aby złożyła swój język na ołtarzu, co w słownictwie kościelnym miało znaczyć rozprawienie się z plotkarstwem. W odpowiedzi usłyszała: nie jestem pewien, czy znajdziesz tak wielki ołtarz. Człowiek, któremu bardzo zależy na wizerunku, w miejscach publicznych przykłada znaczącą wagę do swego „języka”. Jeśli mamy odbijać charakter Jezusa, uczmy się mówić w duchu Jezusa również „poza kamerą”.

Mamy zaprzeć się pragnienia przypodobania się ludziom - albo czy staram się przypodobać ludziom (Ga 1,10)? Jeśli uważnie obserwujemy tzw. świat chrześcijański, zauważymy jak życie kościoła obraca się tylko wokół potrzeb człowieka, zamiast Boga. Wybieramy społeczności, gdzie nasze potrzeby są zaspokajane. Szukamy afirmacji, aprobaty dla naszego charakteru i sposobu życia. Nie pragniemy już, aby to Bóg nas zmieniał, chcemy Boga, który by nas przyjął i pozwolił żyć jak dawniej. Skutkiem odwrócenia priorytetów jest głoszenie Słowa, które człowiek chciałby usłyszeć, zamiast tego, co powinien usłyszeć.

To prawda, że Jezus przyszedł wyzwolić nas z mocy grzechu. Czy jednak nie ograniczyliśmy „naszego grzechu” do narkotyków, rozwiązłości czy pijaństwa? Zerwanie z nałogami może jedynie być początkiem drogi za Jezusem, ale nie jej końcem. Zapieranie się samego siebie nie jest dla nas rzeczą łatwą, gdy jednak czerpiemy siły od Tego, który przez wiarę zamieszkał w sercach naszych, to wiemy, że możemy wszystko w Tym, który nas posila.