Korzeń rosnący w górę i miska soczewicy… Drukuj Email
Autor: Karel Piotr   
poniedziałek, 07 listopada 2011 01:00

"Żadne karanie nie wydaje się chwilowo przyjemne, lecz bolesne, później jednak wydaje błogi owoc sprawiedliwości tym, którzy przez nie zostali wyćwiczeni. Dlatego opadłe ręce i omdlałe kolana znowu wyprostujcie, i prostujcie ścieżki dla nóg swoich, aby to, co chrome, nie zboczyło, ale raczej uzdrowione zostało. Dążcie do pokoju ze wszystkimi i do uświęcenia, bez którego nikt nie ujrzy Pana, bacząc, żeby nikt nie pozostał z dala od łaski Bożej, żeby jakiś gorzki korzeń rosnący w górę, nie wyrządził szkody i żeby przezeń nie pokalało się wielu, żeby nikt nie był rozpustny lub lekkomyślny jak Ezaw, który za jedną potrawę sprzedał pierworodztwo swoje. A wiecie, że potem, gdy chciał otrzymać błogosławieństwo, został odrzucony, nie uzyskał bowiem zmiany swego położenia, chociaż o nią ze łzami zabiegał. " (Hebr. 12, 11-17)

 Dwunasty rozdział listu do Hebrajczyków na tle rozdziału 11- go, gdzie mowa o bohaterach wiary, pełnych świętego i zwycięskiego życia wydaje się jakby powrotem do realiów rzeczywistości zwykłych wiernych na co dzień mocujących się z przeciwnościami, upadkami, grzechami. Po wyżynach duchowych jedenastego rozdziału, na który wspięli się nieliczni Boży mężowie, jakby dla kontrastu mamy obraz wzmagających się chrześcijan, słabych, upadających na duchu, przeżywających rozmaite rozterki duchowego życia.

Autor listu do Hebrajczyków jakby doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że życie chrześcijanina , życie kościoła Bożego, to nie tylko historia mocarzy i bohaterów wiary. Tych zdecydowanie jest zawsze mniej, a być może stanowią jedynie chlubne wyjątki w życiu kościoła

Prawdziwe jednak oblicze Zboru Pańskiego to ludzie, którzy są dalecy od doskonałości, których trudno postawić jako wzór do naśladowania, którzy - jak inni obok idący współbracia - są zniecierpliwieni,, zrezygnowani, potrzebujący ciągłej zachęty i napomnienia.

W dodatku coraz trudniej przychodzi im przyjmowanie owego napominania, niezdolni do przyjęcia karania Bożego, nie rozumiejący owej ręki Pana , która karze , chłoszcze i wychowuje każdego syna.

Z drugiej strony są to ludzie wierzący, którzy jakby zatracili swój cel wędrówki, nie do końca potrafiący zaprzeć się samego siebie, i nie są w stanie oprzeć się aż do krwi w walce przeciw grzechowi..

W późniejszych wierszach autor opisuje ich jako tych, którzy jeszcze niedostatecznie blisko podeszli do góry Syjon, do miasta Boża żywego, do Jeruzalem niebieskiego, do zebrania pierworodnych i do samego Boga sędziego wszystkich ludzi, jak również do pośrednika nowego przymierza Jezusa, i do krwi, która się kropi, a która przemawia lepiej niż krew Abla. ( por. w. 22-24)

Przed czym chce przestrzec autor listu do Hebrajczyków takich ludzi wierzących?

Zagrożenie jest ogromne!

W wersecie 25 czytamy: „Baczcie, abyście nie odtrącili tego, który mówi:… który przemawia z nieba”

Chodzi o odtrącenie Boga! O odstąpienie od Niego! Chodzi o odwrócenie się od Niego! Już na samym początku swego listu autor przestrzega wierzących:

Baczcie, bracia, żeby nie było czasem w kimś z was złego niewierzącego serca, które by odpadło od Boga żywego” ( 3,12)

To realna pokusa, bliska tym, którzy lekceważą Boże rady i dlatego ich ręce są opadłe, a kolana omdlałe. Nie wytrzymują próby wiary. Nie stają się zwycięzcami w codziennym wzmaganiu.

Przeciwnie jako pokonani, coraz bardziej oddalają się od swego Pana. Niezdolni, by poddać się Bogu, nie potrafią okazać miłej wdzięczności, ani cieszyć się radością królestwa niezniszczalnego i niewzruszonego . Zarzucili przy tym bojaźń przed Panem, jakby zapomnieli o tym, że Bóg jest ogniwem trawiącym.

Dla każdego chrześcijanina, istotny jest dobry początek kiedy zawierzamy nasze życie Bogu, gdy zaczynamy naszą chrześcijańską przygodę, gdy wchodzimy na drogę wiary z czystym sumieniem, obmyci na ciele woda czystą….

Ale jeszcze bardziej ważniejszy od początku jest koniec naszej drogi za Panem.

To właśnie list do Hebrajczyków każe nam pamiętać na wodzów naszych, którzy nam głosili Słowo Boże i każe rozpatrywać koniec ich życia, by naśladować ich wiarę ( 13,7)

Bo przecież nie początek lecz koniec zbawia!

Wielu wierzących - podobnie jak Izraelitów na pustyni, miało swój dobry początek, kiedy mocarną ręką Pana, dzięki krwi Jezusa zostali wyrwanych z mocy ciemności, .. ale potem nie dokończyli swego biegu … gdzieś się po drodze zagubili, cofnęli na drodze wiary… i ciała ich zasłały pustynię.

Jak ustrzec się przed katastrofą duchowego życia?

Jak dotrwać do końca, i wziąć koronę chwały?

Jak radzić sobie z przeciwnościami losu jakie spotykamy na drodze wiary?

Dwunasty rozdział przynosi kilka konkretnych rad. Nie jesteśmy w stanie zwrócić uwagę na wszystkie rady podane w tym rozdziale, ale kilka z nich chcemy wspólnie zauważyć:

W wersecie 1 autor zachęca nas do” wytrwałego biegnięcia w wyścigu, który jest przed nami”. Zawodnicy na stadionie kiedy stają do biegu, mają tę świadomość, że obok będą biec inni, również pragnący zdobyć nagrodę, a jeszcze większy „obłok świadków” gdzieś tam na trybunach stadionu będzie ich gorąco dopingował. i zagrzewał do walki oraz zdwojonego wysiłku.

Przed każdym zawodnikiem jest jeden cel - META, którą trzeba jak najszybciej osiągnąć. Ten zaś zawodnik, który wytęży swoje siły, który całą uwagę skupi na jak najlepszym biegu, i dobiegnie na metę jako pierwszy otrzyma nagrodę.

Oczywiście bieg chrześcijanina jest nieco innym biegiem. Nie chodzi tu o niezdrową rywalizację, nie liczy się też kto pierwszy przybiegnie do mety, ale wciąż Bóg traktuje drogę wiary jako bieg związany z włożeniem maksimum wysiłku i skupienia na celu jaki jest Pan Jezus Chrystus. On jest sprawcą i dokończycielem wiary. Kto zgubi ten Boży cel nigdy nie dokończy swego biegu.

Autor listu zwraca uwagę na coś, co wydaje się oczywistym. W tym biegu mianowicie musimy złożyć z siebie wszelki ciężar i grzech, który nas usidla”

Nikt nie wyobraża sobie, by na zawodach sportowych biegacz biegł do mety z ogromnym ciężkim plecakiem na plecach. To byłoby nierozsądne, a nawet śmieszne.

Ale w duchowym biegu okazuje się, że ciągle próbujemy biec z ciężarami na naszych plecach. Bardziej upodobniamy się do żołnierza w pełnym rynsztunku niż do biegacza wolnego od wszystkiego, co przeszkadza w biegu.

Czasem, bywa tak, ze próbujemy biec z owymi ciężarami i grzechami, które niestety nas usidlają To te ciężary i grzechy bywają przyczyną frustracji i nie tylko negatywnie wpływają na sam bieg, ale stają się zawadą do szczęśliwego osiągnięcia mety przez chrześcijanina.

Jeśli chodzi o codzienne ciężary, to wydaje się że je nawet polubiliśmy. Słowo Boże bardzo wyraźnie zachęca nas: „ Wszelką troskę swoja złóżcie na niego, gdyż On ma o was staranie” ( 1 P.5,7).

Ale wydaje się nam, że ciężary i troski są nierozłączną częścią naszego życia, które w dodatku musimy sami dźwigać.

Jeszcze gorzej jest z „porzuceniem grzechu, który nas usidla”

 W naturze każdego człowieka jest coś takiego, co sprawia, że bardziej jesteśmy skłonni grzech ( szczególnie swój) usprawiedliwić niż wyznać i porzucić!

 Jakże łatwo „usprawiedliwić” każdy grzech!

Podczas, gdy Słowo Boże zachęca nas, byśmy z nim walczyli i opierali się grzechowi „aż do krwi”! ( w.4)

Przykład Jezusa jest bardzo zachęcający. On wolał przelać swoja krew za grzech i oprzeć się jego śmiertelnej truciźnie „aż do krwi”, niż ulec jego mocy, pomimo licznych pokus i utrapień jaki przychodziły na Jego życie.

Z drugiej strony lekceważenie grzechu i owa wewnętrzna zgoda, oraz ciche przyzwolenie na jego istnienie sprawiają, że natychmiast słabnie nasza duchowa kondycja, słabną nasze siły duchowe. Dryfujemy wtedy na obrzeżach życia Bożego w nas, sprawiając żałosny widok zarówno w życiu osobistym, jak i życiu całego Zboru.

Nieuświęcone życie jest dziś problemem numer jeden zarówno pojedynczego chrześcijanina, jak i życia całej społeczności..

Dlatego też wskazaniem i nieodzowną radą dla każdego chrześcijanina są słowa:

„ prostujcie ścieżki dla nóg swoich, aby to, co chrome, nie zboczyło, ale raczej uzdrowione zostało. Dążcie do pokoju ze wszystkimi i do uświęcenia, bez którego nikt nie ujrzy Pana” ( w. 13-14)

 Nie tak dawno przypominaliśmy obraz Jezusa wypędzającego ze świątyni sprzedawców, handlarzy, przekupniów i wekslarzy, którzy uczynili z Domu Pana .. jaskinie zbójców.

Ta żarliwość Jezusa o Dom Jego Ojca, Dom Modlitwy sprawiła, że wszystko, co nie służyło właściwemu celowi w świątyni musiało być z stamtąd usunięte, wymiecione i wyrzucone..

Czy tak nie ma się stać podobnie z naszymi sercami, owa świątynią Ducha Świętego w nas? Ap. Paweł pisze:

"Taka jest bowiem wola Boża; uświęcenie wasze, żebyście się powstrzymywali od wszeteczeństwa, aby każdy z was umiał utrzymać swe ciało w czystości i w poszanowaniu. Nie w namiętności żądzy, jak poganie, którzy nie znają Boga, aby nikt nie dopuszczał się wykroczenia i nie oszukiwał w jakiejkolwiek sprawie brata swego, gdyż Pan jest mścicielem tego wszystkiego, jakośmy wam to zapowiadali i zaświadczyli. Albowiem nie powołał nas Bóg do nieczystości, ale do uświęcenia. Toteż kto odrzuca to, odrzuca nie człowieka, lecz Boga, który nam tez dał Ducha swego Świętego” ( 1 Tes. 4,3-8)

W omawianym 12 rozdziale listu do Hebrajczyków są jeszcze dwie szczególne rady na które chciałbym byśmy zwrócili nasza uwagę.. W naszym porządku niech to będzie rada numer 4 i 5.

Czwarta rada związana jest z przestroga o gorzkim korzeniu rosnącym w górę. Ten korzeń może spowodować wiele szkód i stać się przyczyna do pokalania wielu.

Werset 15 powiada:

Baczcie, żeby nikt nie pozostał z dala od łaski Bożej, żeby jakiś gorzki korzeń, rosnący w górę nie wyrządził szkody i żeby przezeń nie pokalało się wielu”.

Okazuje się, że prawdziwe chrześcijaństwo nie jest indywidualna sprawą poszczególnego człowieka.. Jakkolwiek ciało Chrystusa tj Kościół Boży składa się z poszczególnych pojedynczych członków, to jednak nie mogą one funkcjonować samodzielnie. Wprost przeciwnie. Spełniają swoja funkcje i swoje zadanie jedynie wtedy, gdy są razem połączone.

To prawda, że najpilniej musimy strzec naszego własnego serca i życia, ale nie zwalnia to nas z obowiązku „baczenia” na innych i troski o współbraci..

Żaden chrześcijanin nie może powiedzieć : „nie obchodzi mnie życie innych wierzących, bylebym tylko ja był w porządku”.

Jako członkowie zboru jesteśmy również odpowiedzialni za innych wokół nas wierzących. Słowo Boże każe nam zwracać uwagę na to, co dzieje się z naszymi współbraćmi w wierze.

Po to tylko, by ktoś nie został „ z dala od łaski Bożej”, .i by reagować na wszystko to, co kiełkuje jako gorzki korzeń, przez który wielu może się pokalać!

Gorzki korzeń rosnący w górę to każde zgorszenie przychodzące do Zboru o które potykają się inni.. Ten korzeń goryczy z początku nie jest widoczny. Rośnie gdzieś we wnętrzu serca ludzkiego, ale jego wzrostu nie można zatrzymać. On wyrasta poza serce człowieka, który go hoduje i wtedy zaczyna się problem…. dla całej społeczności.!

Przynosi wtedy niepowetowane straty. Nawet jedno zgniłe jabłko w skrzyni potrafi zepsuć inne zdrowe owoce.

Pan Jezus powiada: „ Biada światu z powodu zgorszeń! Wprawdzie zgorszenia muszą przyjść, lecz biada człowiekowi, przez którego zgorszenie przychodzi!”

„ Kto zaś zgorszy jednego z tych małych, którzy wierzą we mnie, lepiej będzie dla niego, aby mu zawieszono u szyi kamień młyński i utopiono go w głębi morza” ( Mt. 18,6.7)

 Piąte i ostatnie ostrzeżenie dotyczy rozpusty i lekkomyślności człowieka wierzącego

„ Żeby nikt nie był rozpustny lub lekkomyślny jak Ezaw, który za jedną potrawę sprzedał pierworodztwo swoje, A wiecie, że potem, gdy chciał otrzymać błogosławieństwo został odrzucony, nie uzyskał bowiem zmiany swego położenia, chociaż o nią ze łzami zabiegał”. ( w. 16-17)

 To ciekawa i pouczająca historia. Ezaw pierworodny patriarchy Izaaka sprzedał swoje pierworodztwo swemu młodszemu bratu Jakubowi za miskę soczewicy.

Być może dziś nie do końca zdajemy sobie sprawę ze znaczenia w tamtych czasach bycia pierworodnym synem.

Dzieci nasze kochamy jednakowo, czy urodziły się wcześniej , czy później. Ale w tamtych czasach pierworodny syn miał szczególne błogosławieństwo ojca. To właśnie pierworodny dziedziczył sukcesje rodziny. Każdy pierworodny maił być wyłączną

własnością Boga i należeć do Niego. To właśnie za pierworodnego syna musiała być złożona ofiara przed Panem.

Ezaw urodził się jako pierwszy. Miał więc prawo do pierworództwa, owego szczególnego błogosławieństwa jego ojca Izaaka. Izaak ponadto kochał go bardziej niż pupilka jego żony – Jakuba., brata Ezawa.

Jednak Ezaw wzgardził pierworództwem. Uznał, ze jest mu już niepotrzebne. Większą wartością dla niego stała się miska soczewicy…i dlatego sprzedał swoje pierworództwo.

Biblia opisuje te historię w ten sposób:

„Pewnego razu przyrządził Jakub potrawę, a Ezaw przyszedł zmęczony z pola. Rzekł wtedy Ezaw do Jakuba: Daj mi proszę, skosztować nieco tej oto czerwonej potrawy, bo jestem zmęczony. Dlatego nazwano go Edom. Na to rzekł Jakub: Sprzedaj mi najpierw pierworództwo twoje. A Ezaw rzekł: Oto jestem bliski śmierci, na cóż mi więc pierworództwo? Jakub rzekł: Przysięgnij mi wpierw i przysiągł mu, i sprzedał pierworództwo swoje Jakubowi. Wtedy Jakub podał Ezawowi chleb i ugotowana soczewicę, a on jadł i pil. Potem wstał i odszedł, Tak wzgardził Ezaw pierworództwem”. (1 Mojż 25, 29-34.)

 Dlaczego autor listu do Hebrajczyków przywołuje tę historię? Co ona znaczy dla nas ludzi wierzących? Jakie ostrzeżenie i lekcja płynie z tej historii dla nas?

W pewnym sensie każde dziecko Boże w Jezusie Chrystusie jest traktowane jako pierworodne.. Właśnie list do Hebrajczyków mówi o „uroczystym zgromadzeniu, o zebraniu pierworodnych, którzy są zapisani w niebiesiech” ( w. 22- 23)

 Ap. Jakub pisze o Bogu tak: „ Gdy zechciał, zrodził nas przez słowo prawdy, abyśmy byli niejako pierwszym zarodkiem jego stworzeń ( 1,18)

Natomiast Ap. Jan pisze o zbawionych jako „wykupionych spomiędzy ludzi jako pierwociny dla Boga i dla Baranka” ( Obj. 14,4)

 Jest więc możliwe , by człowiek wierzący utracił swoja pozycję w Chrystusie. Dzieje się to na wskutek rozpusty i lekkomyślności. Ileż to razy spotykamy się z pokuszeniem diabelskim, jak niegdyś Jezus na pustyni, by „kamienie zamienić w chleb”.

By zamienić błogosławieństwo Pana, w coś doczesnego, co nie syci i co ma krótką doczesną wartość. Ileż misek soczewicy dziś pięknie i powabnie pachnie, a wielu wierzących powiada - jak Ezaw: na cóż mi pierworództwo, kiedy jestem bliski śmierci?

Czy jednak dla prawdziwe człowieka wierzącego może coś być tyle samo warte, co błogosławieństwo wynikające z pierworództwa Bożego?

Nie wyzbywajmy się tego błogosławieństwa za marne grosze, za chwile słabości. Grzech zawsze nęci i przyjemnie pachnie, ale staje się goryczą w ustach jeśli go spożywamy. Są decyzje , które bywa nieodwołalne. Ezaw w końcu zrozumiał swój błąd. Błagał ze łzami o zmianę położenia, ale był to próżny wysiłek. Bezpowrotnie stracił, to, co tak łatwo przyszło mu sprzedać….

To smutna historia.. oby mnie była nasza historią...

Ale napominajcie jedni drugich każdego dnia, dopóki trwa to, co się nazywa „dzisiaj”, aby nikt z was nie popadł w zatwardziałość przez oszustwo grzechu. Staliśmy się bowiem współuczestnikami Chrystusa, jeśli tylko aż do końca zachowamy niewzruszenie ufność, jakąśmy mieli na początku”( Hebr. 3, 13-14.)