Kardynał Drukuj
Autor: Adela Bajko   
poniedziałek, 14 kwietnia 2014 09:00

Oboje z mężem lubimy obserwować życie różnych stworzeń. A mamy do tego wiele okazji, gdyż mieszkamy raczej na uboczu i różnego rodzaju ptactwo, zające, wiewiórki, a nawet sarenki, dostarczają do tego wiele okazji. Naszym ulubionym ptaszkiem jest kardynał, w Polsce nie znany. Niewielki to ptaszek, nieco większy od naszego wróbla, wygląda w locie jak błysk ognia na tle ciemnych sosen. To samczyki czarują taką jaskrawą czerwienią. Samiczki mają tylko dziobek mocno czerwony, a upierzenie raczej szarawe z lekkim czerwonym odcieniem.

Nasz syn podarował nam karmnik dla ptaszków, który postawiliśmy w pobliżu kuchennego okna, by móc obserwować przylatujące po ziarno ptaszki. Wczesną wiosną zwróciłam uwagę na młodego kardynała, który regularnie przylatywał do naszego karmnika. Nie trwało to długo, a jednego dnia przyleciał z „panienką”.

Ale „dziewczynka” była bardzo nieśmiała i mimo nawoływań „kawalera” bała się podejść do karmnika. Patrzyłam z zainteresowaniem, co będzie dalej. Ku mojemu bezmiernemu zachwytowi kardynał chwycił w dzióbek ziarno słonecznika i zaniósł swej „panience” siedzącej na pobliskim krzaku bzu. Ze wzruszeniem obserwowałam jak młody kardynałek latał w tę i z powrotem, karmiąc z dzióbka do dzióbka nieśmiałą partnerkę. Po krótkim czasie „panienka” się też oswoiła i oboje siedzieli na poprzeczce karmnika zajadając słoneczniki. Aż jednego dnia zobaczyłam inną scenę: kardynał zajadał słoneczniki z karmnika, a za chwilę przyleciała jego „panienka”.

Ku memu ogromnemu zdziwieniu, gdy siadła na poprzeczce, by również dziobnąć ziarenek, kardynał ją odpędził, nie pozwolił jej jeść razem. Od tego czasu tak już pozostało: kardynał przy karmniku objada się słonecznikami, a ona siedzi na bzie, pokornie czekając, aż on się naje i odleci, żeby samej dojść do karmnika. „Ach, ty zbereźniku”, pomyślałam, „skończyły się zaloty i narzeczeństwo, już jesteście małżeństwem i przestałeś czarować, skończyło się dżentelmeństwo Już jesteś jej pewny...”

I przypomniało mi się jedno rymowane powiedzonko.

Zakochany, ubiegający się o rękę uwielbianej: „Uważaj złotko, bo wpadniesz w błotko”.

A po latach, jako stare małżeństwo: „Gdzie leziesz ślepoto? Nie widzisz, że błoto?”. Niestety i tak bywa w życiu!....