Jesteś pomocą czy przeszkodą? Drukuj Email
Autor: Charles Henry Mackintosh   
sobota, 10 grudnia 2016 00:00

Spośród wielu przywilejów nadanych nam przez zawsze łaskawego Pana, największym zapewne jest ten, że możemy być obecni w spotkaniach Jego umiłowanego ludu, podczas których obchodzona jest ustanowiona przez Niego Pamiątka Jego śmierci i zmartwychwstania. Każdy, kto rzeczywiście miłuje Chrystusa, znajdzie radość w przebywaniu tam, gdzie obiecał On być. Szczególny charakter temu spotkaniu nadaje zgromadzenie się na łamanie Chleba, by głosić Jego śmierć i zmartwychwstanie i rozważać Słowo Boże, by poznać Jego myśli, a w modlitwie przyjść przed Tron Łaski, by wspólnie wyjawić Mu nasze potrzeby i zaczerpnąć z Jego niewyczerpanego źródła. Każde wierne serce tęsknić będzie do tego, by być obecnym na zgromadzeniu, a możemy być pewni, że każdy, kto celowo lub dobrowolnie opuszcza zgromadzenie, znajduje się w zimnym, obojętnym i niezdrowym stanie ducha. Opuszczanie naszych zgromadzeń jest pierwszym krokiem na pochyłej drodze, która doprowadzić może do całkowitego odrzucenia Jezusa i wszystkiego tego, co jest Mu drogie (zobacz List do Hebr. 10,25-27).


Celem tych kilku wierszy nie będzie, jak powiedziano na początku, roztrząsanie często stawianego pytania: „Skąd możemy wiedzieć, do jakiego powinniśmy chodzić zgromadzenia?” Pytanie to dla każdego chrześcijanina ma na pewno ogromne znaczenie i każdy wierzący powinien je postawić sam sobie i spróbować odebrać ze Słowa Bożego właściwą odpowiedź. Gdyż pójście do zgromadzenia bez wiedzy, na jakim gruncie ono bazuje lub się zbiera, oznacza działanie w niewiedzy lub w obojętności, co całkowicie nie zgadza się ani z bo jaźnią Bożą, ani z miłością do Jego Słowa.

Dziś zajmować nas będzie nie ten problem; nie będziemy zajmować się teraz gruntem, na którym się zgromadzamy, lecz naszym stanem i zachowaniem się na tym gruncie, a więc sprawą, która dla każdego, kto wyznaje, że zgromadza się wraz z innymi wierzącymi w Imieniu Jezusa, jest szczególnie ważna i poważna; bowiem On jest Świętym. Chcielibyśmy więc dlatego do każdego serca i sumienia skierować pytanie: Czy jesteś dla zgromadzenia pomocą czy przeszkodą? To, że każda jednostka jest jednym lub drugim, jest jasne i zrozumiałe, dlatego też pytanie to ma tak doniosłe, praktyczne znaczenie.

Prosimy czytelnika, by otworzył swoją Biblię i przeczytał z namysłem i modlitwą rozdział dwunasty z 1 listu apostoła Pawła do Koryntian. Znajdziemy tu dopiero co wspomnianą prawdę, że każdy członek ciała wywiera swój wpływ na pozostałe części. Jest to prawie tak, jak w ludzkim ciele: jeżeli coś jest nie w porządku, a może to dotyczyć części najbardziej ukrytej lub najsłabszej, to choruje całe ciało. Wystarczy naderwać paznokieć, wystarczy by zabolał ząb albo została zwichnięta noga, by jakikolwiek staw, muskuł lub nerw był nie w porządku, a zaraz całe ciało odbiera to jako przeszkodę w normalnym działaniu. Tak samo dzieje się w Kościele Bożym, w Ciele Chrystusowym: „Jeżeli jeden członek cierpi, wraz z nim cierpią wszystkie członki; jeżeli jeden członek został uwielbiony, radują się wszystkie członki”. Stan każdego członka z osobna wpływa na cały organizm. Stąd też wypływa wniosek, że każdy członek w stosunku do wszystkich pozostałych jest albo pomocą, albo przeszkodą. Co za ogromna prawda! Oczywiście, ma ona też decydujące znaczenie praktyczne.

Apostoł nie mówi tu o jakimkolwiek miejscowym zborze, lecz o całym ciele, którego wyrazem powinno być każde miejscowe zgromadzenie. Tak więc mówi on, pisząc do Koryntian: „Wy zaś jesteście ciałem Chrystusowym, a z osobna członkami”. Naturalnie, w innych miejscowościach istniały również zbory; lecz gdyby apostoł mówił do nich o tej samej sprawie, mówiłby w ten sam sposób; bowiem co jest prawdą dla całego Ciała, to odnosi się również do każdego miejscowego zboru. Jest to całkiem jasne i proste, a w praktycznym względzie bardzo ważne.

Z prawdy, którą poruszyliśmy, wynikają dla nas trzy kosztowne i ważne pobudki do świętego i wiernego życia:

po pierwsze, nie powinniśmy znieważać Jezusa, Głowy całego Ciała, z którą jesteśmy zjednoczeni;

po drugie, nie powinniśmy zasmucać Ducha Świętego, przez którego jesteśmy zjednoczeni z Głową i ochrzczeni w jedno Ciało;

po trzecie, nie powinniśmy szkodzić członkom ciała tak bardzo z nami związanymi.

Co mogłoby wywrzeć na nas mocniejszy wpływ, niż te wyżej podane motywy działania? O, ażeby uzyskały one pośród umiłowanych dzieci Bożych większe znaczenie! Można zaakceptować tę naukę o jedności ciała i jej nauczać; całkiem jednak inną rzeczą jest w niej żyć i objawiać jej świętą, przekształcającą moc. Ubogi ludzki rozum może roztrząsać największe prawdy i omawiać je na różne sposoby, bez podporządkowania ich uświęcającemu działaniu serca, sumienia i życia. Jakże poważna jest to dla każdego z nas myśl! Obyśmy chcieli poruszyć ją w naszych sercach i pozwoli zadziałać w naszym życiu i usposobieniu!

Oby prawda o jednym Ciele stała się dla każdego wierzącego z osobna na całej kuli ziemskiej prawdziwą rzeczywistością!

Moglibyśmy na tym zakończyć, ze świadomością, że gdy ta wspaniała prawda, o której mówiliśmy, zostanie przez wszystkich przyjęta i utrzymana w żywej wierze, to na pewno ukażą się również wszystkie jej wspaniałe skutki, które wynikają z niej dla praktycznego życia. Jednak przy pisaniu tych wierszy szczególnie na sercu leżała nam jedna strona naszych rozważań, a mianowicie ta: jaki wpływ ma i jak kształtuje zgromadzenie stan każdej pojedynczej duszy, nastawienie serca i usposobienie każdego brata i każdej siostry, którzy do niego należą.

Najpierw zwróćmy uwagę na to, że wszyscy ci, którzy w jakikolwiek sposób służą w zgromadzeniu, podlegają szczególnej i poważnej odpowiedzialności, czy to śpiewają pieśń, czy modlą się, dziękują lub czytają ze Słowa Bożego, lub na koniec, biorą udział w nauczaniu i napominaniu. Wszyscy oni powinni zdawać sobie z tego całkiem wyraźnie sprawę, że są oni powołani i uprawnieni przez Boga do wypełniania swojej służby, i nie powinni zapomnieć, że również w tym, co czynią, są narzędziami Pana; w przeciwnym razie będą oni po prostu szkodzić zgromadzeniu. Mogą oni wygasić działanie Ducha Świętego, przeszkadzać w uwielbianiu, a także w odbieraniu błogosławieństwa dla zgromadzenia.

Jest to poważna sprawa i wymaga ogromnej baczności ze strony tych, którzy w jakikolwiek sposób biorą udział w służbie w zborze. Już samo zaśpiewanie nie pasującej lub w nieodpowiednim czasie pieśni, może wyrządzić wielką szkodę, przerywając przebieg zebrania i rozstrajając cały jego ton. Również samo Słowo Boże może być przeczytane w nieodpowiednim miejscu lub nieodpowiednim czasie. Jednym słowem, wszystko, co nie jest bezpośrednim owocem Ducha Świętego, może zaszkodzić budowaniu się i błogosławieństwu dla zgromadzenia. Wszyscy, którzy biorą udział w służbie dla zboru, powinni w każdym czasie dążyć do tego, by w tym, co czynią, byli prowadzeni Duchem Bożym. Ich motywem działania powinno być tylko jedno: uwielbienie Chrystusa w zgromadzeniu i błogosławieństwo zgromadzenia przez Niego. Jeżeli tak nie jest, niech lepiej milczą; bardziej wtedy uwielbią Pana i staną się większym błogosławieństwem dla dusz, niż czasami przez niespokojne czynności i niepotrzebne rozmowy.

Obok szczególnie świętej odpowiedzialności wszystkich tych, którzy biorą udział w służbie w zborze w taki czy inny sposób, istnieje poważna odpowiedzialność dla każdego z osobna. Ogólny ton, charakter i stan zboru, jak również zgromadzenia, związane są najczęściej z pytaniem, jaki jest stan duchowy wszystkich dusz, które stoją na tym samym gruncie. Sprawa ta porusza głęboko nasze serca i pobudza nas do skierowania powyższych słów do wszystkich tych, którzy zbierają się w imieniu Pana Jezusa, gdziekolwiek pod słońcem znajduje się zbór. Każda dusza w nim jest albo pomocą, albo przeszkodą, pomnażaczem lub burzycielem.

Wszyscy, którzy zbierają się z ofiarnym, poważnym, przepełnionym miłością sercem, którzy przychodzą na spotkania, ponieważ jest w nich obecny sam Pan, którzy śpieszą tam, gdzie ustanowiona jest pamiątka Jego Imienia, którzy w Jego obecności są szczęśliwi, ci wszyscy są prawdziwą pomocą, błogosławieństwem dla zgromadzenia. Oby Bóg pomnożył ich liczbę! Gdyby wszystkie zbory miały więcej takich błogosławionych wierzących, jakże inaczej wyglądałoby zgromadzenie w niektórych miejscach!

Dlaczego jednak tak nie jest? Nie chodzi bowiem tylko o dar lub wiedzę, lecz o łaskę i pobożność, prawdziwą pobożność i życie w modlitwie, a więc o stan, w jakim powinno znajdować się każde dziecko Boże i każdy sługa Chrystusowy. Bez łaski, pobożności i życia w modlitwie nawet najwspanialsze dary i największa wiedza są tylko przeszkodą i sidłami. Sam dar i poznanie bez czystego sumienia i bez bojaźni Bożej mogą być wykorzystane przez wroga do zgubienia duszy i zostały już w tym celu wykorzystane. Wszędzie tam, gdzie są prawdziwa pokora i bojaźń i gdzie istnieje owa powaga wywołana świadomością obecności Boga, tam znajdują się w zgromadzeniu Duch uwielbienia i głębia i świeżość Ducha Świętego.

Ogromną różnicę stanowi to, czy zbór gromadzi się wokół jednego zdolnego człowieka, czy też zbiera się po prostu wokół samego Pana jako członki jednego Ciała. Jest wielkim dla całego zboru niebezpieczeństwem, jeżeli jego członkowie zgromadzają się z powodu sługi, lub też z nawyku, przyzwyczajenia, obowiązku czy nawet przywiązania do zboru. Jeśli jednak wierne serca zgromadzają się ze świadomością, że w zgromadzeniu jest ich umiłowany Pan i Zbawiciel, i pragną tylko Jemu dać wdzięczność; jeśli wielbią Dawcę, a nie dary; jeśli są wdzięczni za płynący od Niego strumień łask - wówczas błogosławieństwo spłynie na cały zbór.

Ogólnie uważa się, że ci wierzący, którzy nie mogliby obejść się bez nabożeństwa są właśnie tymi, którzy najbardziej go cenią i akceptują. Oni to przyznają nabożeństwu jego Boże miejsce. Ci natomiast, którzy więcej godności i ważności przypisują darom, niż im się należy, i bez nich nie mają w zgromadzeniu przyjemności i błogosławieństwa, są dla zboru przeszkodą i źródłem słabości. Niestety, istnieją jeszcze tego typu przeszkody i przyczyny słabości, wymagające naszej wzmożonej uwagi. Zanim pójdziemy, by zająć nasze miejsce w zgromadzeniu, każdy z nas powinien zadać sobie poważne pytanie: Czy jestem pomocą, czy też przeszkodą, budowniczym czy burzycielem?

Jeżeli przychodzimy z zimnym, obojętnym lub nawet zatwardziałym sercem, jeżeli tylko z formy i przyzwyczajenia kroczymy po drodze uznanej przez siebie za właściwą, lub w nie ukierunkowanym, nie złamanym, gderliwym i oskarżającym duchu, który wszędzie szuka błędów i znajduje je, sądzi wszystkich i wszystko, tylko nie siebie samego - wtedy najpewniej jesteśmy poważną przeszkodą dla błogosławieństwa i radości zgromadzenia. Jesteśmy wtedy tym chorym lub zwichniętym członkiem ciała. Jakże to smutne i upokarzające, nawet przerażające! Strzeżmy się tego, módlmy się o to, zdecydowanie to potępiajmy!

Jakże inaczej wyglądają ci, którzy z radosnym sercem przychodzą na zgromadzenia, w duchu miłości, łaskawości, który świadczy o Chrystusowym usposobieniu; oni to z góry cieszą się na spotkanie z umiłowanymi braćmi i siostrami, czy to przy łamaniu Chleba, czy przy źródle Pisma Świętego, lub przed Tronem łaski we wspólnej modlitwie; oni głęboką i serdeczną miłością obejmują wszystkie członki Ciała Chrystusowego; oczy ich nie są posępne, a ich sympatia nie oziębła dla nikogo wokół nich przez podejrzliwość i nieufność lub przez jakiekolwiek inne złe uczucia; oni przez Boga nauczeni są miłować swych braci, widzą ich „ze szczytu skał” i widzą ich „widzeniem Wszechmocnego” (porównaj 4 Moj. 23,9; 24,4); oni przyjmują każde nabożeństwo i każde błogosławieństwo, jakie zsyła im Pan, chętnie i z wdzięcznością, nawet jeżeli nie są one im przekazane przez wspaniały dar lub ulubionego nauczyciela. Zaprawdę, wszystkie te dusze są Bożym błogosławieństwem dla zgromadzenia, gdziekolwiek tylko są. Z całego serca powtarzamy: oby Bóg pomnożył ich liczbę! Gdyby wszystkie zbory zbudowane były z takich dusz, to już tu istniałaby atmosfera nieba. Imię Jezusa byłoby jak wylany kosztowny nard. Każdy wzrok skierowany byłby na Niego, każde serce byłoby Nim przepełnione; a o Jego imieniu i Jego obecności złożone byłoby wśród nas najwspanialsze świadectwo, jakie może się stać przez jakikolwiek najwspanialszy dar.

Oby Pan łaskawie wylał swoje błogosławieństwo na wszystkie Swoje zbory! By uwolnił je od każdej przeszkody, każdego ucisku, każdego kamienia obrazy i każdego korzenia goryczy! Oby serca wszystkich zechciały połączyć się i zjednoczyć we wzajemnym zaufaniu i prawdziwej, braterskiej miłości!

Zaprawdę, niech ukoronuje On Swym największym błogosławieństwem starania i prace wszystkich Swych umiłowanych sług, zarówno w domu, jak i na obczyźnie, ożywiając ich serca i wzmacniając ich dłonie i ofiarując im łaskę.



(tłum. Krystyna Mateja)