Jak owce między wilkami* Drukuj Email
Autor: Donata Maliszak   
czwartek, 21 lutego 2013 00:00

Takiego procesu dawno tu nie było! Już wczesnym rankiem zaczęli napływać ludzie. Pojedynczo i grupami nadciągali pod sądowy budynek w centrum jawajskiego miasta . To tutaj, niebawem miała się odbyć rozprawa, z powodu której wielu odbyło nużącą podróż rozklekotanymi, zatłoczonymi autobusami, a co zamożniejsi przyjechali własnymi samochodami, niekiedy przywożąc ze sobą rodzinę lub znajomych, pragnących uczestniczyć w wydarzeniu.

W miarę zbliżania się zapowiedzianej godziny procesu, tłum gęstniał coraz bardziej. Panował powszechny gwar. Przybyli z zapałem rozmawiali o bulwersującej sprawie. Głośno wyrażali swoje opinie na temat czekających w areszcie trzech oskarżonych. Inni, nieoczekiwanie dostrzegając w tłumie dawno niewidzianych znajomych, pytali się wzajemnie o zdrowie, pracę lub o rodzinę.

Do otwarcia sali brakowało już tylko kilkunastu minut. Zgromadzeni zaczynali się niecierpliwić. Szczególnie ci, którzy licząc na dobre miejsca w środku znaleźli się tutaj najwcześniej. To oni najmocniej utyskiwali na powolność i kiepską organizację służb porządkowych. Odczuwało się coraz większe napięcie.

Dziesięć minut przed godziną dziesiątą otwarto drzwi i tłum ruszył nareszcie do środka.

Teraz ludzie tłoczyli się w dużym pomieszczeniu z szeroko pootwieranymi oknami. Solidne poręcze odgradzały publiczność od stołu sędziowskiego i miejsc przeznaczonych dla oskarżonych. Ci, którym nie udało się stanąć blisko barierki, próbowali jeszcze szczęścia usiłując przesunąć się w jej kierunku. Jednak niewielu z nich udawało się zrobić choć jeden krok – stojący z przodu nieustępliwie bronili zajętych pozycji. Większość osób nie zmieściła się wewnątrz. Zgromadzili się więc pod budynkiem, w pobliżu otwartych okien.

Nagle, z końca sali ktoś głośno krzyknął sprawiając, że głowy zebranych zwróciły się do tyłu. Na widok czterech brodatych mężczyzn dźwigających trumnę na moment zaległa cisza, by w chwilę potem przemienić się w wielki okrzyk aprobaty. I choć zdawało się, że do pomieszczenia nie zdoła się wcisnąć nawet dziecko, dla demonstrantów z trumną znalazło się miejsce.

Tuż po godzinie dziesiątej, pod eskortą policyjną nareszcie pojawiają się dzisiejsi niechlubni bohaterowie.

„Zaczyna się!” - rozlegają się głosy.

Oczom zebranych ukazują się trzy kobiety. Wchodzą z pochylonymi głowami i tylko jedna przestraszonym wzrokiem szybko przebiega przez tłum, który właśnie podnosi w górę ręce i zaczyna krzyczeć.

Oskarżone w ogromnym zgiełku, jaki podniósł się na ich widok, początkowo nie rozumieją skandujących, ale wkrótce docierają do nich pojedyncze hasła:

„Skazać je!”.

„Spalić niewierne!”.

„Zabić doktor Rebekkę!”.

Kobiety, nie mając gdzie się schować przed wypełniającym pomieszczenie gniewem zgromadzonych, intuicyjnie przysuwają się bliżej siebie. Drewniane barierki skrzypią pod naporem wzburzonych ludzi. Policjanci stoją wzdłuż przegrody grożącej zwaleniem w każdej chwili.

„Spokój!” - wołają.

„Posłuchajcie sędziego!”.

Demonstrujący powoli cichną pragnąc usłyszeć oskarżenie. Po powrocie do domów chcą opowiedzieć wszystko tym, którzy dziś nie mogli przybyć. Niektórzy mają specjalne zadanie powierzone im przez przywódców wiosek, z których pochodzą trzy kobiety: przekazać szczegółową relację z przebiegu procesu. To właśnie ci wodzowie w dużej mierze przyczynili się do aresztowania winowajczyń.

Dlatego teraz widzowie starają się jak najdokładniej zapamiętać słowa sędziego:

„Oskarża się: doktor Rebekkę Zakarię, Ratnę Rangun i Eti Pangesti o złamanie ustawy o ochronie praw dzieci, poprzez przyjmowanie i nauczanie dzieci muzułmańskich na chrześcijańskich spotkaniach w Indramayu*”.

Wzburzone okrzyki zagłuszają dalszy ciąg wypowiedzi. Sędzia przerywa, czekając na opadnięcie emocji. Kiedy odczytane zostają dowody winy trzech nauczycielek, ponowne życzenia śmierci docierają do uszu przerażonych kobiet. Bojąc się unieść wzrok, kątem oka doktor Rebekka dostrzega trumnę i przedmiot przemawia do niej mocniej, niż hasła zgromadzonych. Serce w piersi kobiety tłucze się jak oszalałe, a ręce pocą z potwornego napięcia. Nienawistne okrzyki, kwaśna woń ciasno stłoczonych ciał i zaduch sprawiają, że wydaje jej się, iż za chwilę straci przytomność.

„Jezu, czy jesteś tutaj ze mną?!” - woła rozpaczliwie w duszy.

„Tak, jestem tu” - dociera do niej pełna ciepła i miłości odpowiedź.

Teraz ogarnia ją niepojęta radość. I choć wokół nadal rozbrzmiewają te same wrogie wołania, jej serce wypełnia spokój. Nareszcie może odetchnąć. Rebekka uśmiecha się lekko i znowu patrzy na ciemnobrązową trumnę.

„Ufam Ci, Jezu” - szepcze ledwie słyszalnie i pełna wiary słucha wyroku.

„Na podstawie przedstawionych dowodów, oraz zeznań świadków oskarżone uznaje się za winne nakłaniania muzułmańskich dzieci do zmiany wyznania. Rebekkę Zakarię, Ratnę Rangun i Eti Pangesti skazuje się na trzy lata więzienia. Ponadto oświadcza się zgromadzonym, że Indonezyjskie Ministerstwo Zdrowia pozbawiło Doktor Rebekkę Zakarię prawa do wykonywania zawodu lekarza”.

Postanowienie sądu dzieli słuchaczy. Część wiwatuje zadowolona trzyletnią karą pozbawienia wolności dla katechetek, inni - nieusatysfakcjonowani decyzją - nadal żądają kary śmierci.

Jednak wszyscy bez wyjątku spoglądają na ławę oskarżonych pragnąc nasycić się widokiem chrześcijanek ukaranych za to, że ośmieliły się występować przeciwko prawu. Liczą na to, że teraz wreszcie zaczną lamentować i płakać - tak jak to zwykle robią kobiety, że zaczną błagać o litość i żałować postępku. Spodziewają się widoku zaszczutych, słabych i przepełnionych strachem winowajczyń, ale zamiast tego widzą jasny i odważny wzrok doktor Rebeki.

Czemu tak na nich patrzy: ze współczuciem i łagodnością? Dlaczego się uśmiecha? Przecież jest winna! Przecież przegrała, a oni są zwycięzcami! Dlaczego ta niewierna wygląda tak, jakby było zupełnie odwrotnie? Może oszalała ze strachu? A może nie słyszała wyroku ogłoszonego przez sędziego? Nie, to nie to.... A więc dlaczego tak się zachowuje?

Z sądowego budynku wychodzą zmęczeni ludzie. Dzisiejsza rozprawa zakończyła się sukcesem dla większości z nich. Niedługo powrócą do swoich miasteczek i wiosek, by zdać sprawę przywódcom społeczności, którzy namawiali ich do udziału w procesie, a nawet zebrali pieniądze na ich przyjazd i dzisiejszą demonstrację. I mogliby to zrobić z poczuciem pełnego zadowolenia i satysfakcji. Mogliby... gdyby nie ta spokojna, pełna jakieś dziwnej życzliwości twarz lekarki i jej oczy patrzące na nich bez lęku. Gdyby nie ten jej wzrok pozbawiony zupełnie strachu, który wszystko zepsuł!

„Ech Ibhar, nie mam już ochoty o tym rozmawiać. Wracam do domu. Jutro z samego rana trzeba będzie się zabrać do zbioru herbaty”.

„To może byśmy tak coś jeszcze zjedli przed podróżą?” - proponuje Ibhar. „Po drodze widziałem kaki lima* z drobiowymi sate*. No i moje dzieciaki chciały, żeby im przywieźć słodyczy z miasta”.

Dwaj mężczyźni jako jedni z pierwszych odchodzą sprzed sądowego gmachu.

Pozostali również stopniowo się rozchodzą. Jako ostatni oddalają się brodacze z trumną. Wkrótce, przed budynkiem jawajskiego wymiaru sprawiedliwości zapanowuje znowu zwyczajny, popołudniowy ruch, taki jaki bywa tu zwykle w środku tygodnia.

A za Rebekką Zakarią, Ratną Rangun i Eti Pangesti właśnie zamykają się ciężkie, okratowane drzwi celi. Zamykają na kolejne trzy lata życia.

***

Trzy indonezyjskie katechetki przyjmowały na zajęcia chrześcijańskiej szkółki niedzielnej w Indramayu dzieci muzułmańskie, jedynie za zgodą ich rodziców. Mimo to, pewnego dnia o działalności kobiet została poinformowana radykalna organizacja islamska – Indonezyjska Rada Ulemów, która złożyła skargę na policję.

W wyniku międzynarodowej presji wywieranej na władze Indonezji kobiety zostały zwolnione po dwóch latach. Pierwszą rzeczą, jaką zrobiły po wyjściu z więzienia, był powrót do nauczania.

Od czasu skazania doktor Rebeki, w jej wiosce umarło z powodu różnych chorób - jeden po drugim - pięciu kolejnych przywódców lokalnej społeczności, którzy przyczynili się do umieszczenia jej w więzieniu.

____________________________________________________

* Ew. Mateusza 10:16-23

*Indramay – miasteczko leżące w zachodniej części wyspy Jawa

*kaki lima – wózek ze szklaną gablotą, gdzie można kupić gotowane na bieżąco jedzenie

*sate – małe szaszłyki, zazwyczaj z mięsa drobiowego, podawane z sosem