Jak o własną matkę Drukuj Email
Autor: Donata Maliszak   
piątek, 02 sierpnia 2013 01:00

Jak się czuję? Oj, różnie to bywa: raz dobrze, innym razem gorzej. W takie upały, jakie mieliśmy w pierwszej połowie lata więcej leżałam, niż chodziłam. Zimą było lepiej, no chyba, że się przeziębiłam. Ale wiesz, że od kiedy jest z nami Michał nigdy jeszcze nie zmarzłam w domu, nawet w najzimniejsze miesiące?

A przedtem, sama wiesz, jak było... Zdarzało się nieraz, jak mróz duży chwycił, że woda nam w rurach zamarzała i do wychodka trzeba było na dwór gonić z latarką w ręku, żeby sobie nóg nie połamać po ciemku. Na wsi jak zmrok zapadnie, to niczego nie widać, inaczej niż tam u was, w mieście.

A jak się człowiek w taki zimny ranek obudził, wystawił nogę spod kołdry i poczuł ten chłód, to z łóżka aż się wychodzić nie chciało. A przecież trzeba było wstać i napalić w piecu, zanim dzieci się obudzą. Ech, całe życie tak miałam.

A teraz popatrz - podwójny kaloryfer mam w pokoju! To mój zięć się o mnie tak troszczy. Jak o własną matkę. Gdy remont robili powiedział: „U mamy założymy największy kaloryfer, żeby nam mama nigdy już nie marzła”. No i słowa dotrzymał. Nie marznę. Ciepło mam, suchutko – zimy się już wcale nie boję. Największy mróz na dworze, a ja sobie z przyjemnością siedzę w fotelu, czytam, krzyżówki rozwiązuję, telewizję oglądam i nawet podwójnych skarpet na nogach nie potrzebuję. Mówię ci, że jak jakaś królowa się czasami czuję. Michał to mnie zawsze pyta: „Ciepło mamie w pokoju czy dogrzać jeszcze trochę?”.

Ty wiesz kochana, że on nigdy o mnie nie powiedział „teściowa”, tylko zawsze tak ładnie: „mama”.

Przyznaję, że gdy poznał Anetkę i dowiedziałam się, że on z tego samego kościoła jest, do którego ona zaczęła chodzić, to nie byłam zadowolona. Wiesz, jak jest: my tu wszyscy katolicy w rodzinie, a na wsi wcześniej już o Anetce gadali, że na mszach jej nie widać. Pomyślałam sobie, że teraz jeszcze o nim plotki będą krążyć, bo przecież szybko się wyda, że nie jest naszej wiary - katolickiej. Ale minął czas, poznałam Michała lepiej i zobaczyłam, że z żadnej sekty nie jest, jak mi ludzie wcześniej gadali, a nawet przeciwnie – ta jego wiara jest dobra.

Widziałaś ilu przed sklepem Maciejewskiej stoi starych i młodych z piwami albo z winem? Właśnie! Od rana do wieczora tam wystają i do żadnej roboty porządnej się nie biorą. A mojego zięcia nigdy pod sklepem nie zobaczysz ani z piwem, ani nawet w domu z kieliszkiem! Od papierosów też się z daleka trzyma. A robotny jak rzadko, który mężczyzna. I tym mnie przekonał. A, że wiarę ma inną... Tak się coraz częściej nad tym zastanawiam: że taka wiara właśnie jest prawdziwa. Bo tamci cały tydzień nic, tylko po skończonej robocie pod sklep idą i piją, klną, na żony psioczą albo się kłócą ze sobą nawzajem. I tylko w niedzielę: czysta koszula, spodenki na kancik i do kościoła. Wyspowiadają się, pomodlą, przeżegnają parę razy, a potem z powrotem pod sklepik. I wszystko od nowa się zaczyna. A Michał... taki sam i w niedzielę, i w tygodniu.

Chcesz jeszcze ciasta? Dzisiaj pieczone, świeżutkie. A owoce to z naszej śliwy, tej, co za domem rośnie. Pięknie obrodziła tego roku. Narobiłyśmy z Anetką ze trzydzieści słoików konfitur. Dam ci kilka, zabierzesz do siebie. Zimą, jak znalazł. W końcu to nie to samo, co te wasze, ze sklepu.

A łóżko, widzisz, jakie wygodne? Też nowe. Sama wybrałam. Zabrały mnie dzieci raz samochodem do sklepu z meblami. Wielka hala taka i nawet dość daleko, het, aż za miastem. Powiedzieli, żebym sama wybrała sobie łóżko jakie mi się najbardziej podoba. I wzięłam to. Piękna czerwień, prawda? A jak się dobrze śpi! Ani ono za miękkie, ani za twarde. Takie w sam raz na mój kręgosłup. Na starym to nie wiedziałam jak się ułożyć, bo tu uwiera, tam wystaje i do tego na środku się zapada. A skrzypiało przy przewracaniu się! Nic dziwnego, w końcu swoje lata miało, tak jak ja. To skrzypieć miało prawo.

Oj, nie gadaj, przecież wiem, jak wyglądam: włosy przerzedzone, policzki pomarszczone, ale tak to już jest. Tyle, że człowiek, to nie łóżko, które można na śmieci wywalić, jak już niewygodne się zrobi. Chociaż na tym świecie gorsze rzeczy się zdarzają, niż pozbycie się starych rodziców, co zawadzają w życiu... Oglądam dziennik, to wiem.

A wyobraź sobie, że Kosiarczyk, ten, co na końcu drogi mieszkał, wylew dostał w zeszłym roku. I nikt z rodziny nie chciał się nim zająć. A dzieci dorosłe ma przecież i mieszkania mają, i pieniądze dobre zarabiają, ale ojcem wcale się nie przejęły i jakoś miejsca u siebie nie znalazły. No i ostatecznie dom opieki musiał go wziąć. Wstyd, że jak ojciec zdrowie stracił, to go obcym ludziom zostawili. Takie czasy chyba, bo za naszej młodości inaczej bywało.

Ale ja się nie boję, chociaż ze zdrowiem już u mnie przecie różnie. Michał z Anetką mnie nie zostawią i z domu nie wyrzucą do obcych. Widzę, że szacunek mają do starszych. Tak jak w tym przykazaniu: „Czcij ojca i matkę swoją”.

Michał kiedyś powiedział: „Skoro my dwoje z Anetką, według Biblii, jesteśmy jednym ciałem, więc matka żony ma być dla mnie jak własna”. Prawda, że mądrze?

Mówisz, że za duży telewizor mam? Może i masz rację, że trochę za duży na ten pokój, ale przynajmniej okularów nie muszę zakładać. Też mi go dzieci kupiły, na urodziny. Michał stwierdził: „Stary my weźmiemy, bo i tak za często telewizji nie włączamy, a mama na porządnym ekranie poogląda sobie te swoje ulubione programy”.

Nie pytaj mnie o cenę, bo ja tam nie wiem, ile kosztował. W końcu to był prezent, a nie można się pytać, ile kto zapłacił za urodzinowy podarunek. Myślę, że drogi, bo takie płaskie więcej kosztują.

I jak, zmieniło się w tej mojej starej chałupie? A wszystko mój zięć sam robił, własnymi rękami. Z pracy wracał, rękawy zakasywał i szpachlował, malował, tapetował.

O właśnie, tapety też sobie wybrałam. Piękne wzory teraz robią. Jak weszłam do sklepu, to nie wiedziałam na jaką się zdecydować, taki wybór! A i ceny też niezłe. Ja wiem, że Michał i Anetka wiele nie zarabiają, ale dla matki, jak widzisz, nie żałowali.

Nie myślałam nawet, że mi na stare lata niebo takiego dobrego zięcia da, co tak o mnie będzie dbał. Bo Anetka to inna sprawa, w końcu własna córka. A popatrz tak ludzie gadają, że teściowe zawsze źle się traktuje, a Michał dla mnie jak syn. Tyle mojego szczęścia tutaj: że oni ze mną mieszkają.

Oglądasz zdjęcia? Jak Hania wróci z przedszkola, to zobaczysz jaką mam już dużą wnuczkę. A jaka mądra! Ty wiesz, że ona każdego wieczoru się o mnie modli? Sama słyszałam. Miała uchylone drzwi od pokoju i mówiła tak: „Panie Boże, daj babci dużo zdrowia i żeby ją plecki nie bolały”. Ślicznie się modli. Rodzice ją nauczyli.

Ta moja wnusia codziennie do mnie przychodzi ze swoją Biblią dla dzieci. Piękną ma tą książkę, obrazki tak namalowane, jak prawdziwe. Pokaże ci potem sama, jak przyjdzie. Czytać jeszcze nie umie, ale wyobraź sobie – wszystkie historie zna. Wszystkie pamięta! Siada mi na kolanach i zaczyna opowiadać: o Noem, co Arkę zbudował jak potop był na ziemi albo o Mojżeszu, jak go córka faraona w wodzie znalazła i inne jeszcze.

Popatrz, niby człowiek od małego w każdą niedzielę do kościoła chodził, a jak dzieckiem był to i na religię co tydzień uczęszczał, ale jakoś tak... nie znał za bardzo tych historii.

Czy ty na przykład wiesz, że była taka dziewczyna – Estera, która byłą Żydówką, ale potem królową została w innym państwie i gdy wszystkich Żydów chcieli zabić, to ona się u króla za nimi wstawiła i calusieńki naród uratowała?

No widzisz, pierwszy raz słyszysz. Ja też, jak od mojej wnusi tę historię usłyszałam - zdziwiłam się, że to z Pisma Świętego pochodzi. Jakoś tak nigdy Biblią się nie interesowałam, nikt mnie do czytania nie zachęcał, chociaż w domu rodzinnym była. A potem to już czasu na wszystko brakowało, ciągle praca, dom, dzieci...

Albo taka rzecz: czy ty się modlisz przed jedzeniem? Że się żegnasz w pociągu przed podróżą, to wiem. Chodzi o mi to, czy przed obiadem na przykład się modlisz i dziękujesz za to, że masz co jeść? No widzisz, ja też nigdy tego nie robiłam. A Michał za każdym razem przed śniadaniem, czy obiadem się modli. I to jak pięknie! Jak ksiądz jakiś, co najmniej.

Kiedyś dziwnie się czułam, jak oni tak się na głos modlili. A potem się przyzwyczaiłam i teraz sobie inaczej nie wyobrażam. I tak mi jakoś dobrze, tak spokojnie, tu w środku, jak słyszę mojego zięcia, gdy dziękuje za jedzenie, za rodzinę, albo za dom.

Zmieniło się dużo, mówię ci. Lepsze mam teraz życie przy nich, oj lepsze.

Wiesz co, jak już skończyłaś herbatę to chodź, pokażę ci jakie mam piękne kwiaty przed domem. W zeszłym roku Michał podwórko uporządkował, graty pousuwał, płot nowy postawił i przygotował mi miejsce na kwiaty. Powiedział, żebym wybrała, co chcę posadzić, a on cebulki i nasionka kupi w mieście. I rzeczywiście wszystko kupił jak chciałam, według listy.

Wiesz, że zawsze piwonie lubiłam. A te pięknie rosną. Chyba we wsi żadna takich kwiatów nie ma. To moja duma. Nacieszyć się nimi nie mogę. No, zobacz sama. I co? Ładne, prawda? Sąsiadki też nie mogą się napatrzeć.

Czasami myślę, że mi trochę zazdroszczą, bo jak im opowiadam, że zięć mi kupił to albo tamto, że wyremontował pokój, że do lekarza wozi jak tylko coś zaboli, to one jakoś tak się uśmiechają kwaśno, jakby je zęby bolały. A wiem przecie, że protezy już mają, to i boleć nie ma co. A jedna raz mi powiedziała, żebym go tak nie chwaliła, bo jeszcze niejednemu dobremu zięciowi diabelskie różki nagle wyrosły. Dokuczyć mi chciała, ale się jej nie udało, bo ja w to nie wierzę! Michał inny jest. I powiem ci, że ja to wszystko sobie już przemyślałam i chyba wiem dlaczego: bo to prawdziwy chrześcijanin.

I powiem ci coś jeszcze: gdyby on się tylko pięknie modlił przed jedzeniem, gdyby tylko w każdą niedzielę do kościoła jeździł albo gdyby nawet Biblię cały dzień czytał, to bym tej kobiecie może i uwierzyła. Ale, ponieważ on taki dobry, uprzejmy i troskliwy dla mnie, dla Anetki i dla córki, to ja się jej gadaniem nic a nic nie przejęłam.

Tylko teraz nad sobą coraz mocniej się zastanawiam i tak myślę, że chociaż ochrzczona, jak należy, że chociaż u komunii i u bierzmowania byłam, i na tacę na mszy daję, to ja chyba tak naprawdę, do końca nie jestem wierząca, tylko wyuczona przez rodziców, że tak trzeba.

Czemu tak na mnie dziwnie patrzysz?

Może i jest, jak mówisz, że na starość zaczynam wydziwiać, ale mnie się wydaje, że to jednak coś innego. Tak czuję, jakby mi czegoś ciągle brakowało.

I wiesz co? Właśnie postanowiłam: wybiorę się razem z nimi do tego ich kościoła. Nie raz mnie zapraszali, ale odmawiałam. Wnuczka też prosiła: „Jedź z nami babciu”. Zawsze się jakoś wymigiwałam. A teraz pojadę, posłucham i zobaczę, czy oni tam wszyscy tacy jak mój zięć. Może to właściwa droga... Może to oni, chociaż młodzi, mają rację, a ja – stara, tyle lat w błędzie żyję... . Tak, postanowione! Wybiorę się z nimi!

Nie kiwaj tak głową, bo wiesz sama, że jak ja raz coś zadecyduję, to nie ma odwrotu!

Lepiej popatrz, czy nie piękne te moje piwonie? Chcesz? Utnę ci kilka, zabierzesz sobie do miasta. A teraz chodź za dom, pokażę ci nasze drzewka...