Irak: Ostatnia akcja Drukuj Email
Autor: Donata Maliszak   
środa, 14 sierpnia 2013 00:00

Krew męczenników jest posiewem chrześcijan Tertulian

Wpadł do mieszkania jak burza. Trzasnął drzwiami i oparł się o nie próbując opanować emocje. Czuł jednocześnie złość i strach. Dlaczego zabrał to ze sobą? Co mu odbiło? Przecież mógł wpaść! Jak by zareagowali jego towarzysze gdyby zobaczyli co schował za paskiem spodni, pod wojskową kurtką? Odwrócił się do drzwi, żeby je zaryglować. Sprawdził okno - było zasłonięte. Rozpiął kurtkę i wyjął zza paska ten przedmiot, który przyniósł do domu, a który powinien stanowić teraz jedynie garstkę popiołu (tak jak wiele innych rzeczy znalezionych przez nich wcześniej). Nie powinien był tego ruszać! Ale po raz pierwszy poczuł ciekawość, po raz pierwszy, gdy już przeciągnął nożem po szyi tego mężczyzny, w głowie pojawiły się pytania:

„Czemu oni to robią? Przecież wiedzą, że ich znajdziemy, że odbierzemy im wszystko, że ich zabijemy! Co w TYM takiego jest, co sprawia, że poświęcają swoje życie?”.

Rzucił przyniesioną rzecz na szafkę, obok łóżka. Wyjął nóż. Obrócił nim sprawdzając, czy dokładnie wytarł ostrze po akcji. Zawsze bardzo dbał o swoją broń. I tym razem nóż był starannie oczyszczony. Odłożył go. Musi się umyć, przebrać, a potem coś zjeść i wypić. Pewnie wtedy spojrzy na to wszystko spokojniej i bez emocji… Każdemu w końcu może zdarzyć się gorszy dzień… Po prostu jest zmęczony i potrzebuje dłuższego odpoczynku. Wstał i jeszcze raz spojrzał na niewielki mebel przy łóżku i przedmioty, które tam położył: na czysty, lśniący nóż z czarną, zgrabną rękojeścią i na niedużą książkę ze złotym napisem na okładce: „Nowy Testament”. Brzegi kartek zabarwiła, zaschnięta już, ciemnobrunatna plama.

***

Siedzieli za zamkniętymi drzwiami rozpakowując niewielką paczkę. Przed nimi leżało dwadzieścia Nowych Testamentów w brązowych okładkach.

„Nareszcie się udało! Na najbliższym spotkaniu rozdamy to braciom. Ale będą zaskoczeni!”, powiedział szeptem jeden z nich, biorąc do ręki pachnący jeszcze farbą drukarską egzemplarz.

„Może następnym razem uda się przewieźć więcej...”, odezwał się drugi, zwijając szary, pakowy papier.

„Jaiz, na razie cieszmy się z tego co mamy dzisiaj. Jak Bóg da, kolejna dostawa powinna być za kilka tygodni”, dołączył trzeci, stojący jeszcze ciągle przy drzwiach.

„Słuchaj Hashem, sprawdziłeś dokładnie czy nikt nas widział?”, Jaiz zwrócił się do przyjaciela nasłuchującego odgłosów z zewnątrz.

„Chłopaki, dajcie już spokój, akcja się udała. Podziękujmy lepiej Bogu za powodzenie i ochronę”, zaproponował pierwszy, przerzucając delikatnie cienkie, szeleszczące kartki.

„Masz rację Zayd”, Jaiz przywołał gestem Hashema, który podszedł jeszcze na chwilę do okna i lekko uchylając zasłonę zerknął na zewnątrz. Nie dostrzegając jednak niczego podejrzanego dołączył do klęczących przyjaciół. Wtedy Zayd otworzył trzymaną w dłoniach książkę na Ewangelii Świętego Jana i przeczytał na głos:

„Jak mnie ukochał Ojciec, tak Ja was ukochałem. Trwajcie w mojej miłości. Jeśli wypełnicie moje przykazania, będziecie trwać w mojej miłości, jak i Ja wypełniłem przykazania mego Ojca i trwam w Jego miłości. Powiedziałem wam to po to, aby moja radość gościła w was i aby wasza radość była pełna. Oto jest moje przykazanie: Kochajcie się nawzajem, jak Ja was ukochałem. Największą miłość okazuje ten, kto swoje życie oddaje za przyjaciół. Wy jesteście moimi przyjaciółmi, jeśli czynicie to, co wam przykazuję. Nie nazywam was już sługami, bo sługa nie wie, co czyni jego pan; lecz nazwałem was przyjaciółmi, gdyż oznajmiłem wam wszystko, co słyszałem od mojego Ojca. Nie wy mnie wybraliście, ale Ja was wybrałem i przeznaczyłem was, żebyście szli i przynosili owoc, a owoc wasz trwał, aby Ojciec spełnił wam wszystko to, o co poprosicie w moim imieniu. To wam przykazuje: Kochajcie jedni drugich”*.

Gdy skończył, cała trójka zaczęła cicho dziękować za leżące przed nimi nowiutkie egzemplarze Pisma Świętego, tak niecierpliwie wyczekiwane przez braci z podziemnego Kościoła w Bagdadzie.

„Wszechmocny Panie, spraw, żeby te Księgi przyczyniły się do wzmocnienia Twojego Kościoła w naszym kraju”, szeptał Zayid.

Nagle solidne drzwi mieszkania otworzyły się pod wpływem jednego uderzenia tak, jakby nie trzymał ich żaden zamek. Do pokoju wpadło czterech mężczyzn. Wszyscy ubrani w wojskowe kurtki i spodnie, z twarzami zasłoniętymi czarnymi kominiarkami. Trójka modlących się mężczyzn zamilkła zaskoczona niespodziewanym najściem. Jednak zrozumienie, kim są ci ludzie i po co przyszli, pojawiło się błyskawicznie.

„O Panie! Przepadliśmy”, Zayd mocniej ścisnął trzymany wciąż w rękach Nowy Testament.

„Koniec z nami!”, Jaiz patrzył na napastników szeroko otwartymi oczami.

„Jak to możliwe? Byłem pewien, że nikt nas nie śledzi”, myślał zdumiony Hashem.

Jeden z przybyłych stanął przy drzwiach, aby kontrolować sytuację na zewnątrz. Reszta zaczęła kopać ciężkimi butami leżące na podłodze książki.

„Myśleliście, że się wam uda?! Przeklęte chrześcijańskie psy! Zginiecie razem z tymi swoimi Bibliami!”, krzyczęli depcząc z pasją rozdarte kartki.

Każdy z nich chwycił jednego z ciągle klęczących mężczyzn. Zaczęli uderzać ich pięściami w twarz. Po kilku minutach przestali bić, postanawiając dać „zdrajcom” szansę. Ostatnią! Przeżyją, jeśli wyprą się Chrystusa i powrócą do islamu. To przecież takie proste – wystarczy jedno zdanie. Ale chrześcijanie milczeli uparcie. Napastnicy wrócili do bicia. Kopali w brzuchy, w plecy. Podłoga wokół pokryła się wymiocinami.

„Dalej będziecie się upierać?!”, zapytał w końcu największy i wyciągnął nóż. Złapał pierwszego z brzegu mężczyznę i podnosząc go z podłogi, pokazał błyszczące ostrze. Jego koledzy zrobili to samo. Teraz noże spoczywały na szyjach chrześcijan.

Zayd obiema rękami przyciskał do piersi Nowy Testament. Czuł doskonale zimną stal noża na skórze. I chociaż bał się tego, co się za chwilę stanie, ogarnął go też wielki żal, że nie zobaczy ucieszonych twarzy swoich braci otrzymujących z jego rąk tę cenną i wyczekiwaną książkę.

„Rzuć to!”, napastnik jedną ręką wyrwał mu z objęć Nowy Testament i cisnął na ziemię.

Zayd ze łzami w oczach patrzył na leżące na podłodze, zniszczone i podarte kartki, a potem zwrócił się do swego oprawcy:

„Błogosławię cię w imieniu Jezusa”.

W oczach tamtego nie widać było nawet cienia litości. Bez najmniejszego wahania, gwałtownym i pewnym ruchem przeciągnął nożem po szyi Zayda.

***

To już trzeci kubek herbaty. Co się z nim dzieje? Przecież to nie pierwsza akcja, robił to już wiele razy. Zawsze towarzyszyło mu to słodkie poczucie zadowolenia wypływające ze spełnionego obowiązku. Satysfakcja z dobrze wykonanej pracy. Dlaczego teraz jest inaczej? Czemu to jedno zdanie tak mu utkwiło w głowie?

„Błogosławię cię...”.

„Przecież ten głupiec wiedział, że zaraz umrze z moich rąk i w takiej chwili życzył mi dobrze?”.

Wstał od stołu. Poplamiona krwią książka, którą zabrał z tamtego pomieszczenia, nie wiedząc nawet dlaczego to robi, wciąż leżała na szafce. Wziął ją do ręki.

„Sprawdzę sam, co w niej takiego jest napisane, że oni ciągle gotowi są za nią umierać”.

Czytał długo. Ewangelia Mateusza, potem Marka, Łukasza... Czytał i dziwił się coraz mocniej myślom, jakie pojawiały się w jego głowie i uczuciom, jakie te słowa rodziły w jego sercu.

„Przecież to jest dobre” - przyznał w końcu sam przed sobą. „To, czego nauczał Jezus jest bardzo, bardzo dobre!”.

Nad ranem nareszcie położył się spać. Musiał to wszystko, czego się dziś dowiedział, jakoś sobie poukładać. Musiał uporać się z natłokiem myśli, pytań i wątpliwości. Ale teraz lepiej odpocząć. Kiedy się obudzi, jeszcze raz to przeanalizuje. Szkoda, że nie ma kogo zapytać, że nie ma z kim porozmawiać. Kolegom przecież nie mógł się przyznać do czytania Księgi chrześcijan, nie mógł ryzykować braku zrozumienia z ich strony. Zdał sobie sprawę, że jest ze swoim problemem całkowicie sam.

„Błogosławię cię...” - zdanie jak echo odbijało się w jego głowie, gdy już leżał w łóżku. Tak, teraz rozumiał lepiej. To było zgodne z tym, co przeczytał... Zasnął.

***

Oderwał policzek od poduszki - była mokra od łez. Cała jego twarz była mokra od łez. Zerwał się z posłania nie mogąc powstrzymać płaczu i tego Imienia cisnącego się na usta:

„Jezus! Jezus!” - wołał w pustym pokoju.

Ten sen był taki realny: prorocy siedzący na koniach - Abraham, Mojżesz, Izajasz i ten ostatni z twarzą zakrytą opończą. Jego biała szata lśniła jakimś niewypowiedzianym blaskiem.

„Kim jesteś?” - zapytał Go. I wtedy usłyszał odpowiedź:

„To jest Jezus – Syn Boga Żywego”*.

Zasłona okrywająca twarz jeźdźca opadła. Wtedy właśnie zaczął wołać: „Jezus, Jezus!”. Obudził się nie przestając Go wzywać.

Ochlapał twarz zimną wodą, żeby opanować emocje. Potem gorączkowo zaczął się ubierać. Nałożył buty. Nawet nie pomyślał o jedzeniu. Podszedł do wyjścia. Znał jeszcze jedno miejsce spotkań chrześcijan, których nie zdążyli zabić. Wiedział, że jest tam pastor. Pójdzie. Powie, co mu się przydarzyło:

„Widziałem Go we śnie. Widziałem Jezusa. Powiedz mi jak mam znaleźć pokój serca i zostać chrześcijaninem?”.

Stojąc przy drzwiach coś jeszcze sobie przypomniał. Wrócił. Księga wciąż znajdowała na stole: otwarta w miejscu, w którym skończył czytać w nocy. Zamknął ją i schował pod kurtkę. Odwrócił się: na szafce, przy łóżku leżał jego nieodłączny nóż. Nigdy i nigdzie nie ruszał się bez niego. Złapał go w dłonie.

„To koniec. Nie będziesz mi potrzebny. Wczoraj była twoja ostatnia akcja” - pomyślał wrzucając go do szuflady. A potem wybiegł z domu głośno trzaskając drzwiami.

*** ***

Said – bohater opowiadania, były członek islamskiej grupy terrorystycznej działającej w Iraku, został ewangelistą. Głosi teraz zbawienie w Imieniu Jezusa Chrystusa – Tego, którego kiedyś „dysząc groźbą i chęcią mordu*” prześladował i którego Kościół pragnął zniszczyć. W każdej chwili grozi mu okrutna zemsta ze strony kompanów z ugrupowania, które „zdradził”.

Organizacja w jakiej działał Said, stawia sobie za cel zbudowanie w Iraku silnego państwa islamskiego i dlatego też wszelkimi sposobami zwalcza każdy objaw chrześcijaństwa w tym kraju.

* Ew. Jana 15:9–17 (Nowe Przymierze).

* Patrz: Dzieje Apostolskie 9,1.

* Jezus – Syn Boga Żywego – muzułmanie wierzą iż Jezus (Isa – w języku arabskim), był jedynie jednym z proroków, człowiekiem. Nazywanie Go Synem Boga jest uważane przez wyznawców islamu za bluźnierstwo.