Ilość czy jakość? Drukuj Email
Autor: Piotr Karel   
czwartek, 20 maja 2010 00:00

... "Pan zaś codziennie pomnażał liczbę tych, którzy mieli być zbawieni.
... a liczba mężów wzrosła do około pięciu tysięcy"
Dz. Ap. 2,47; 4,4.

Codziennie! .. Pięć tysięcy! Zdumiewające i ekscytujące! Czy kościół wzrósł do tak imponujących wymiarów w ciągu kilku, czy kilkudziesięciu lat? Czy apostołowie świadomie budowali "mega church"? Jeśli tak, czy działali w oparciu o podręczniki wykładające zasady wzrostu Zboru?

Czy byli specjalnie szkoleni w programach rozwoju Kościoła? Czy uczestniczyli w konferencjach Christiana Schwarca, czy innych autorytetów w tym zakresie? Czy posługiwali się jakimiś specjalnymi programami ewangelizacyjnymi? Wierzę, że pragnieniem każdego pastora jest mieć duży Zbór. Ale co to znaczy "duży"? Dla jednych "duży" będzie oznaczać 1000 ludzi i więcej, inni byliby zadowoleni, gdyby był to Zbór 200-300 osobowy. W powszechnym jednak mniemaniu jest tak: "jaki pastor, taki Zbór"!

To stwierdzenie może brzmi bardzo sensownie, ale ma jedną wadę! Jest nieprawdziwe! Popatrzmy na pierwszy Kościół! Zgromadzał się "codziennie" (po domach i w świątyni Dz.Ap. 2,46). Nie było to niedzielne chrześcijaństwo, raczej sposób i styl życia wierzących każdego dnia. Niedawno usłyszałem opinię o własnym Zborze, który prowadzę (i po części zgadzam się z tą opinią): Zbór jest taki, jaki jest we czwartek (dla niewtajemniczonych podaję, że to czas tygodniowego nabożeństwa studiowania Słowa Bożego i modlitwy!), nie w niedzielę! Nie lansuję tu nowej teorii, że wzrost zboru zależy od częstotliwości zgromadzeń, ale boleję nad tym, że "z codziennego" zrobiło się "niedzielne" chrześcijan zgromadzanie.

W pierwszym dniu Kościoła, gdy nawróciło się 3000 dusz, apostołowie dbali o to, by, ci którzy uwierzyli " trwali w nauce apostolskie, i we wspólnocie, w łamaniu chleba i w modlitwach " codzienne, jednomyślnie uczęszczali do świątyni, a łamiąc chleb po domach, przyjmowali pokarm z weselem i w prostocie serca (w. 42 i 46)

Czy aby ta "prostota serca" nie była powodem, że tak szybko Zbór się rozrastał? Dyskutuje się dziś nad tym, czy ważna jest "ilość", czy, jakość" ludzi wierzących? Jedni kładą nacisk na ustawiczny rozwój, ewangelizację, pozyskiwanie nowych ludzi do Zboru. Czynią to jak potrafią najlepiej, wprowadzając do Kościoła wszystko, co mogłoby zainteresować ludzi w każdym wieku i każdego stanu. Programy pęcznieją i są realizowane przez wybitnych fachowców. Inni zaś zupełnie jakby nie przejmowali się "ilością". Według nich najważniejsza jest "jakość" chrześcijanina! I to prawda! Bóg nie powołał nas do byle jakiego życia, a raczej życia na wzór Chrystusa." Bez uświęcenia nikt nie ujrzy Pana "- wyrokuje autor listu do Hebrajczyków (12.14).

Ale czy sensowna jest dyskusja "ilość, czy jakość"? Czy raczej nie powinniśmy zgodzić się z tym, że Bogu zależy i na jednym i na drugim?

Gdzie więc tkwi przyczyna "sukcesu apostołów "? Pytanie stawiam raczej przekornie, bo to nie apostołów sukces! Czytamy w Bożym Słowie, że to: "Pan codziennie dodawał do Zboru..." Bezsprzecznie jest to praca Ducha Świętego! Ale czy byłaby możliwa bez otwartych serc, tych którzy mieli być zbawieni? Czy przy dzisiejszej mizerocie w tym względzie, winny jest Bóg, bo nie przydaje codziennie do Zboru nowe osoby, i nie rośnie liczba wierzących w danej miejscowości w tysiące..? Obyśmy potrafili żyć życiem Chrystusa, jak ci w Jerozolimie... może wtedy, Bóg mnożyłby liczby w Jego Kościele.

Niniejszy tekst udostępniamy dzięki uprzejmości pastora Piotra Karela.
Pochodzi on z miesięcznika „Kiedyś dalecy, teraz sobie bliscy" wydawanego przez Kościół Chrystusowy w Kołobrzegu.