Idą święta... Drukuj Email
Autor: Kazimiera Gesek-Szpiech   
czwartek, 23 grudnia 2010 02:00

Przygotowania do świąt wchodzą w najgorętszą fazę, a my na najwyższe „obroty”.
Wiele osób zada sobie być może parę pytań o ich sens i całe to zamieszanie? Czy może w całej tej przedświątecznej gorączce nie zagubiliśmy czegoś ważnego? Szał przedświątecznych zakupów to zjawisko obyczajowe i socjologiczne, nosi wszelkie znamiona zbiorowej „psychozy”. Zbiorowe „wyścigi” do supermarketów stały się uświęconym tradycją, rytuałem.

Część społeczeństwa zakupy powiezie w bagażnikach luksusowych aut wypchanych po granice zdrowego rozsądku, część poniesie w rękach wypchane po brzegi „siaty”, z rękoma tuż przy samej ziemi. Dostępność dóbr wszelkiej maści i wszelkiego autoramentu oraz hedonistyczne skłonności rodzaju ludzkiego, jak mieszanka wybuchowa, wyzwoliły niepohamowaną konsumpcję. Zapotrzebowanie na wszystko gwałtownie wrasta w okresie przedświątecznym. Zjawisko to towarzyszyło świętom pewnie od zawsze, ale dopiero ostatnie czasy ujawniły niespotykane dotąd jego rozmiary. Zapewne przywiały je „wiatry zachodnie” wraz z promocją zachodniego stylu życia i rozpasanego marketowego konsumpcjonizmu pod hasłem: „dużo i tanio”.

Dźwigamy później te wszystkie dobra jak objuczone wielbłądy i w wielu głowach rodzą się pytania o sens tych zabiegów? Czy naprawdę aż tyle potrzebujemy? Czy może świat po świętach ma przestać istnieć, czy może z głodu poumieramy? Ale taka pewnie jest ludzka natura i nasza ludzka zapobiegliwość „żeby nie zabrakło”…

Czy nie będziemy mieli wyrzutów sumienia za cały ten konsumpcjonizm? Jak to się da wszystko pogodzić z ubogą betlejemską stajenką, z dzieciątkiem na sianie? Bo przecież to JEGO urodziny. Nie nasze.
Nasze domy na święta napełnią się niezliczonymi dobrami, w rozkwicie wszelkich smaków, zapachów i aromatów, które tylko poza choinką, dobiegać będą z kuchni… ciasto świeżo z pieca wyjęte, bigos, gołąbki, zupa grzybowa, barszcz z uszkami i smażony karp… Ach!
Trzeba nam będzie wiele siły i prawdziwego samozaparcia, by unieść i pokonać te brzemiona obfitości przy wigilijnym i świątecznym stole. Wyczerpane kobiety zapewne zasną pierwsze po wigilijnej kolacji błogim snem sprawiedliwego, w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku.

Ja pewnie też zrobię zakupy na święta. Ze wstydu… będą tylko normalne. Kolacja będzie uroczysta, z oprawą. O chlebie i wodzie. Na pamiątkę. Bo czym mogli posilić się strudzeni wędrowcy w drodze do Betlejem? Niechcianych nigdzie, przygarnęła jedynie cicha szopa na polu. Z postną kolacją.
I pewnie będę jeszcze siedzieć do późna, „zaczarowana”, zapatrzona w płomień świecy, zauroczona nastrojem tego niepowtarzalnego wieczoru, tej nocy, jedynej takiej w roku…
A bladym bożonarodzeniowym świtem pójdę na długi spacer za miasto, może do lasu, aby zadumać się nostalgicznie nad dawnymi świętami, gdzie do szczęścia wystarczały zwykłe rzeczy. Zwykła choinka, zwykłe świeczki, zwykły biały obrus…
I zwykła radość.

Wesołych Świąt!