Gniew chrześcijan Drukuj Email
Autor: Jarosław Wierzchołowski   
sobota, 19 lutego 2011 00:00

Prześladowani i podlegający na całym świecie atakom chrześcijanie nie zawsze pozostają dłużni swoim prześladowcom. Czy w takich przypadkach mamy ich jeszcze nazywać chrześcijanami?

Poszarpane zwłoki, krew na ulicy, zniszczone samochody, odłamki szkła z wybitych szyb. Taki był widok ulicy przed koptyjskim kościołem w egipskiej Aleksandrii, gdzie w nocy z 31 grudnia na 1 stycznia 2011 roku wybuchła bomba. Według oficjalnych danych zginęło co najmniej 21 osób, gdy niektóre portale koptyjskie mówiły nawet o 40 – 45. Około 100 osób zostało rannych.

„Rzeczpospolita” z 3 stycznia br. pisała, że według naocznego świadka tylko dzięki pośpiesznie przybyłemu biskupowi Bahunisowi nie doszło do zamieszek i starć miejscowych Koptów z policją. Ale z innych źródeł wynika, że grupa chrześcijan usiłowała zaatakować nieodległy meczet i walczyła z policjantami. Światowe agencje piszą o „oburzeniu i gniewie chrześcijan” czy nawet o „wściekłości i żądzy zemsty”. W pierwszych dniach 2011 roku Koptowie w Egipcie protestowali przeciwko zamachowi i domagali się większej ochrony ze strony państwa. Mówi się także wręcz o groźbie wybuchu w Egipcie wojny domowej. Kto miałby być jej stronami? Muzułmanie i… chrześcijanie?

Chrześcijanin, czytając takie relacje (chodzi mi zwłaszcza o opis reakcji osób, w które wymierzony był zamach), zadaje sobie pytanie o charakter zaatakowanych ludzi. Jeżeli są chrześcijanami, to dlaczego wściekają się i pałają żądzą zemsty? Jeżeli są faktycznie chrześcijanami (czyli „uczniami Chrystusa” – wszak stąd pochodzi ich nazwa), to dlaczego oburza ich fakt, że podlegają atakom i prześladowaniom? Przecież ich (nasz) Nauczyciel już dwa tysiące lat temu zapowiedział, że będziemy prześladowani i atakowani. Jak chrześcijanin może brać udział w jakichkolwiek walkach i zamieszkach? Tym bardziej, jeżeli są to walki z policją czyli reprezentacją władzy państwowej?

Wszystkie te pytania prowadzą ostatecznie do jednego – na ile owi „chrześcijanie” są posłuszni Słowu Bożemu, Słowu Tego, którego Imię noszą?

W ostatnim czasie obserwujemy ogromny wzrost prześladowań chrześcijan w wielu regionach świata. Pamiętajmy jednak, że określenie „chrześcijanin” jest dzisiaj niewiele mówiącą etykietką. Jeżeli ktoś nie zdaje sobie z tego sprawy, niech przypomni sobie, że żyjemy w kraju, w którym „chrześcijanie” stanowią ponad 90 proc. obywateli. „Jak to jest, że ja nigdy nie mogę spotkać tych 96 procent, tylko zawsze wpadam na te 4? Tamci chyba bez przerwy siedzą w domach” – żart jednego ze znanych pastorów bardzo mi się podoba i często go sobie powtarzam. Zupełnie na poważnie – każdy Polak widzi przecież, że wbrew nazewnictwu nie żyje w kraju chrześcijańskim, gdyby tak było Polska wyglądałaby inaczej. Inaczej wyglądałaby gospodarka, ekonomia, statystyka przestępstw, a chodząc po ulicach (które tez wyglądałyby inaczej), nie musielibyśmy zatykać sobie uszu, słysząc bez przerwy przekleństwa.

Niedawno z zadziwieniem i bólem oglądałem dokument o obozach koncentracyjnych w Korei Północnej. Z jeszcze większym zdziwieniem zobaczyłem relację z nabożeństwa odbywającego się w ewangelikalnym kościele w Seulu, w którym złorzeczono władzom Korei Północnej. Nie modlono się też o ich nawrócenie, ale o pozbawienie ich wpływu na rządy. Obawiam się, że spora część zgromadzonych w tamtym zborze ludzi „modliła się” o coś jeszcze gorszego.

Prześladowania chrześcijan w Korei Płn., Chinach, Indiach i wielu innych regionach świata są w wielu przypadkach wymierzone naprawdę w posłusznych uczniów Chrystusa. Jako chrześcijanin jestem jednak przekonany, że w tych przypadkach znoszą oni cierpienia w cichości i nie skarżą się całemu światu, instytucjom religijnym i humanitarnym, nie domagają się ich „ostrej reakcji” i „położenia kresu”. Wiedzą, że w ten sposób wypełnia się Słowo Boże, a Dzień Pański nadchodzi.

Wieści o cierpieniu ludzi zawsze budzą w nas smutek. Chrześcijanina powinny skłaniać także do modlitwy i refleksji. I ta refleksja, wnikliwość i Duch Święty może pokazać nam, na ile mamy do czynienia z prawdziwymi prześladowaniami prawdziwych chrześcijan.