Geny rodziców Drukuj Email
Autor: Karel Piotr   
wtorek, 01 maja 2012 00:00

Dom i mienie dziedziczy się po rodzicach, lecz roztropna żona jest darem Pana” ( Przyp. 19,17)

Zdaję sobie sprawę, że cytowany tekst bardziej nadaje się na uroczystość ślubną, bo faktycznie roztropna żona jest darem Pana i jest prawdziwym skarbem dla męża, ale cytuję dziś ten tekst z okazji uroczystości błogosławienia dzieci , bo chciałbym abyśmy mogli zastanowić się - jako rodzice, co po nas dziedziczą nasze dzieci.

A więc Salomon stwierdza, że po rodzicach dziedziczymy dom i mienie.

Dla rodziców dzieci zawsze są największym skarbem i dlatego rodzice gotowi są zrobić wszystko, by ich pociechy miały się dobrze.

Kiedy dzieci są małe nie muszą martwic się o swój byt, środki materialne, czy inne potrzeby, bo one są zaspakajane przez dom rodzinny, matkę i ojca. Rodzice również stoją na straży bezpieczeństwa swoich pociech, gotowi poświęcić wszystko kiedy dziecko potrzebuje opieki, czy kiedy zachoruje. Ileż to nieprzespanych nocy, trudu i wyrzeczenia jakie podejmuje się dla własnego dziecka.

Pomijając domy rodzin patologicznych, w każdym normalnym tzn. zdrowym domu rodzice zrobią wszystko, by ich dzieciom nic nie brakowało, by nie odstawały poziomem i standardem od innych dzieci z otoczenia. Czasem kosztuje to wiele wyrzeczeń samych rodziców, szczególnie tych mniej zamożnych, którzy raczej gotowi są odjąć sobie od ust, po to, by ich dzieci nie musiały wstydzić się przed swoimi rówieśnikami swoim ubraniem, butami, brakiem roweru, komputera czy innej jakieś rzeczy.

Wielu rodziców, nawet jeśli sobie tego do końca nie uświadamia, właśnie w życiu swoich dzieci chciałoby narobić własne stracone lata, czy niespełnione marzenia. Wielu z nich otwarcie mówi:

"Ja tego nie miałem, ale moje dzieci będą to mieć. Mnie tego nie dano, albo nie udało mi się tego osiągnąć, ale zrobię wszystko, by inwestować w moje dziecko."

Tak więc często bywa, że swoje niespełnione ambicje chcemy realizować poprzez własne dzieci.

Jakże zmienia się dom młodych małżonków, gdy przychodzi na świat pierwsze dziecko. W zasadzie cały rozkład dnia, całe zainteresowanie skupia się na tej maleńkiej istocie.

Nic nie jest tak ważne jak dziecko, które przyszło na świat. Nic nie znaczą trudy karmienia go (nawet i w środku nocy), nic nie znaczą nieprzespane noce z powodu popłakiwania małej istotki. To przecież nasze dziecko.

A potem kiedy dorasta jest „zasypywane” niezliczoną ilością zabawek, rozmaitych ciuszków i innych rzeczy bardziej lub mniej potrzebnych.

I każdy kolejny rok w życiu dziecka to nowe wyzwanie dla rodziców, ale zasada się nie zmienia: zrobimy wszystko, by nasze dzieci miały się lepiej niż to bywało w naszym dzieciństwie.

Ta miłość do dzieci , chociaż potem bardziej wyważona i rozumniejsza, nigdy się nie zmienia. Nawet gdy dzieci stają się dorosłe, samodzielne, mają już własne rodziny, domy i dzieci wciąż rodzice kochają i troszczą się swoje już dorosłe dzieci.

Salomon pisał, że dom i mienie dzieci dziedziczą po rodzicach. Faktycznie jest tak, jak mówi Słowo Boże : to nie dzieci powinny gromadzić majątek dla rodziców, ale rodzice dla dzieci” ( 2 Kor. 12,14)

Po rodzicach dziedziczymy więc dom i mienie.

Pytanie jednak brzmi: czy tylko dom i mienie dziedziczymy po rodzicach?

Z pewnością , kiedy dziecko przychodzi na świat zarówno rodzice, dziadkowie i znajomi doszukują się podobieństwa dziecka do mamy, taty, dziadka, babci.

I rzeczywiście czasem tak bywa, że patrząc na maleństwo mówimy wykapany tata, jakby skórę z niego ściągnął,. albo: oczy, nos , usta ma zdecydowanie po mamie, albo: toż to cała teściowa!

Kiedy dziecko dorasta doszukujemy się cech charakteru. Mówimy wtedy, a to ziółko, uparty jak ojciec! Albo: rządzi, jak mamusia.

I prawdą jest, że po rodzicach, a nawet po dziadkach dziedziczymy – jak to się dziś powiada -odpowiednie geny! Pewne predyspozycje, pewne cechy, nie tylko zewnętrznego wyglądu, ale przede wszystkim cechy charakteru, usposobienia, natury, upodobań itd.

Jakkolwiek nie mamy wpływu na geny, które przekazujemy naszym dzieciom to jednak musimy być świadomi, że czy chcemy tego, czy też nie, nasze dzieci dziedziczą po nas pewne cechy naszego charakteru. Są pod tym względem naszym odbiciem i naszą podobizną.

Czy jeszcze jest coś, co nasze dzieci dziedziczą po rodzicach? Oprócz oczywiście domu, mienia, podobizny zewnętrznej, czy genów naszego charakteru?

Myślę, że wielkim bogactwem i wielkim dziedzictwem naszych dzieci będzie to, co uda nam się jako rodzicom, zaszczepić w umysły naszych dzieci. Jeśli uda nam się ukształtować nasze dzieci według najlepszego wzorca jaki posiadamy.

Jakże więc ważna jest rola odpowiedniego wychowania syna, czy córki. Odpowiednie przygotowanie naszych dzieci do samodzielnego życia.

Biblia również mówi: „Wychowuj chłopca odpowiednio do drogi, którą ma iść, a nie zejdzie z niej nawet w starości” ( Przyp. 22,6)

Nasze dzieci w sposób świadomy lub nieświadomy będą powielać pewne wzorce wyniesione z rodzinnego domu. Oby to były zawsze dobre i najlepsze wzorce.

Każdy rodzic zdaje sobie sprawę z tego, że potrzeby dorastającego dziecka nie są zawężone do zabezpieczenia, jak to mówimy „ wiktu i opierunku”, ale zaspokojenia innych potrzeb, które są niezwykle ważne. .

Dziecko, by mogło się prawidłowo rozwijać potrzebuje nie tylko odpowiedniego pokarmu, mnóstwa zabawek, czy włączonego od rana do wieczora telewizora , choćby z pięknymi dziecięcymi programami. Dziecko potrzebuje ciepła, miłości, czułości , czasu wspólnej zabawy, zainteresowania, rozmowy.

Żyjemy w takim czasie i takim systemie , że gro czasu rodzice muszą poświęcać na pracę zawodową, na zdobywanie środków materialnych, co zawsze przekłada się na zaniedbania względem swoich dzieci.

Może już dziś tak nie jest tak , jak przypominam sobie własne dzieciństwo, że cały dzień dzieci spędzają na ulicy, i nie znaczy to, że dziś ulica wychowuje nasze dzieci, ale nadmierne obciążenie pracą, obowiązkami zawodowymi sprawiają, że nie mamy czasu dla naszych dzieci.

Dzieci wychowuje pani ze żłobka, a potem z przedszkola, pani ze świetlicy szkolnej , a nie rodzony ojciec, czy matka. Czasem, jeszcze gorzej, bo jest to po prostu tylko telewizor w czterech ścianach, czy komputer z „ wystrzałowymi ” i mrożącymi krew w żyłach grami!

Walka o umysł dziecka toczy się niemalże od samej kołyski po wiek dojrzały.

Oczywiście każdy rodzic chce jak najlepiej dla swego dziecka. Po to przecież pracuje, zdobywa pieniądze, by inwestować je w edukację i wykształcenie swojej pociechy.

Pieniądze muszą się znaleźć na dodatkowe zajęcia w Szkole Muzycznej, na kursach języków obcych, różnych kółek zainteresowania, zajęciach sportowych, zajęć na basenie, siłowni itp.

To dobrze jeśli widzimy i dostrzegamy jak ważną dziedziną życia są te wszystkie pożyteczne godziny i te wszystkie wysiłki zainwestowane w przygotowanie dziecka do samodzielnego życia. Mamy potem tą satysfakcję, że daliśmy wszystko, co było w naszej mocy, by nasze dzieci miały dobry i udany strat w dorosłe życie.

Pytanie jednak w dalszym ciągu brzmi: czy jest to wszystko, co możemy zaoferować naszemu dziecku, i co może ono dziedziczyć po nas jako rodzicach?

W tej materii nie ma silnych. Możemy dać tylko to, co sami posiadamy.

„ Z pustego nawet Salomon nie naleje” . Mówiąc inaczej nie damy dziecku tego, czego sami nie posiadamy! Myślę, że z tego powodu w pedagogice spotykamy tę mądrą sentencję, iż

dzieci należy wychowywać na 20 lat przed ich narodzeniem.”. Jeśli bowiem nasi rodzice nie wszczepili w nas tego, co wartościowe i trwałe, to tym, samym my nie będziemy mogli tego przekazać następnemu pokoleniu.

Jest jeszcze inne pytanie, które może brzmieć tak: czy daliśmy dziecku to, co najważniejsze i najcenniejsze?

Ktoś może zdziwić się, kiedy tak mówimy i pytać, co jeszcze mogę dać dziecku oprócz zabezpieczenia materialnego, „ustawienia” go jakoś w życiu, zapewnienia odpowiednio wysokiego wykształcenia, przecież na nic więcej mnie nie stać. Co mogę jeszcze ważniejszego zrobić dla syna, czy córki?

Żonę, czy męża będzie wybierać sobie sam. My nie mamy na to wpływu, czy będzie potem szczęśliwy, czy też będzie przeżywał piekło na ziemi.

To, co mogliśmy mu dać, i to co możemy mu w dalszym ciągu dawać jako naszą pomoc, to wszystko na co nas stać, nic więcej zrobić nie możemy.

Okazuje się jednak, że pomimo naszych nadludzkich wyrzeczeń i wysiłków nasze dzieci nie muszą być szczęśliwe, ba, muszą czasem przechodzić przez wiele trudności i złych rzeczy jakie się im trafiają. Domy obracają się w ruinę, rodziny są podzielone, smutek, płacz, a czasem i tragedia.

Co nie daliśmy naszym dzieciom, czego nasze dzieci nie odziedziczyły po nas? O czym zapomnieliśmy, co okazuje się najważniejszym w życiu? Co może być cenniejsze od danego dziecku wykształcenia, majątku na jaki nas stać, czy stworzenia bezpiecznego i ciepłego rodzinnego domu?

Może w tym, momencie ktoś powie : już wiem! Chodzi pastorowi o zatroszczenie się, by dzieci były religijnie wychowane.

 Tak! Religia pomaga! Tak myśli tysiące rodziców! Dziecko przecież trzeba ochrzcić, potem urządzić mu komunię, posłać do bierzmowania, ślub też musi być w kościele ( no bo jak żyć bez ślubu kościelnego) dopilnować, by chodziło na lekcje religii, albo na Szkółkę Niedzielną, by uczęszczało na msze niedzielne, albo chodziło na nabożeństwa do Zboru itd. itd.

Ale okazuje się, że najlepszym m miejscem na edukację religijną wcale nie jest kościół, czy salka katechetyczna. Najlepszym miejscem jest nasz własny DOM!

To rodzice przekazują swoim dzieciom najlepsze pod tym względem wzorce.

Jeśli dla rodziców sprawy Boże są ważne, jeśli ważne jest dla nich codzienne naśladowanie Jezusa, czytanie Słowa Bożego, modlitwa, jeśli ważne jest dla nich wpajanie prawd biblijnych swoim dzieciom, to można powiedzieć nasze dzieci będą dziedziczyć to, co wydaje się najważniejszego.

W Starym Testamencie znajdujemy bardzo ważne przykazanie skierowane do ojców, ( choć dotyczy to obydwoje rodziców), kiedy Pan Bóg powiedział tak:

„Słuchaj, Izraelu! Pan jest Bogiem naszym, Pan jedynie!

Będziesz tedy miłował Pana, Boga swego z całego serca swego i z całej duszy swojej, i z całej siły swojej.

Niech słowa te, które Ja ci dziś nakazuję, będą w twoim sercu.

Będziesz je wpajał w twoich synów i będziesz o n ich mówił, przebywając w swoim domu, idąc drogą, kładąc się i wstając.

Przywiążesz je jako znak do swojej ręki i będą jako przepaska między twoimi oczyma.

Wypiszesz je też na odrzwiach swojego domu i na twoich bramach” ( 5 Mojż. 6,4-9 )

Każdy wierzący rodzic miał dbać o to, by Słowo Boże było wpajane w umysły swoich dzieci. Miał to czynić nie poprzez kościół, świątynię i to raz na tydzień w sabat, czy niedzielę, ale codziennie przy wszelkich okazjach.

Każde dziecko ma prawo oczekiwać, że po rodzicach będzie dziedziczyć wartości , które nie przemijają, które są wieczne i mogą decydować o szczęśliwym życiu tu na ziemi, a potem i przez całą wieczność.

To jest to dziedzictwo nieznikome, najcenniejsze jakie możemy przekazać naszym dzieciom pod warunkiem, że sami je posiadamy.

Musimy być świadomi tej ogromnej potrzeby każdego dziecka , a potem już dorosłego człowieka, by serca były napełnione owym „niebiańskim chlebem”, a nie tylko tym, co wkrótce może okazać się zwykłymi śmieciami albo bezużytecznymi odpadami.

Dlaczego jest to ważne, aby dzieci nasze wzrastały w powznawianiu Słowa Bożego i prawd w nim zawartych?

Czy wtedy, gdy jako mądrzy rodzice zapewnimy to wspaniałe dziedzictwo naszym dzieciom, wnukom wszystko w ich życiu będzie jak należy??

…Wielu rodziców ciągle musi pozostawać w owym modlitewnym boju za swoimi dziećmi, już dorosłymi, które nie podzielają wpajanych im w młodości wartości życia blisko Boga.

Dziwimy się , jak to jest, prowadziliśmy nasze dzieci na Szkółkę, chodziły z nami do Zboru, a dziś są daleko w świecie? Czy oprócz religijnego wychowania jest coś, co może nie daliśmy naszym dzieciom?

Wierzę, jak mówi Biblia: „to co siejesz to i zbierać będziesz”.

Jeśli sialiśmy w nasze dzieci dobre ziarno Słowa Bożego, to czy wcześniej, czy później to ziarno wykiełkuje , a potem przyniesie właściwy plon.

Na kartach Nowego Testamentu spotykamy postać młodego Tymoteusza. Ap. Paweł piszą do niego list napisał tak:

Przywodzę sobie na pamięć nieobłudną wiarę twoją, która była zadomowiona w babce twojej Loidzie i w matce twojej Eunice, a pewien jestem, że i w tobie żyje” ( 2 Tym. 1,5)

I dalej Paweł powiada zwracając się do Tymoteusza:

Ale ty trwaj w tym, czegoś się nauczył, i czego pewny jesteś, wiedząc, od kogoś się tego nauczył,

I ponieważ od dzieciństwa znasz Pisma Święte, które cię mogą obdarzyć mądrością ku zbawieniu przez wiarę, która jest w Chrystusie Jezusie” ( 2 Tym. 3,14-15)

Znajomość Pisma Świętego może ubogacać naszą wiedzę, ale też co ważniejsze, prowadzić nas do Jezusa Chrystusa i do zabawienia!

To jest prawdziwe dziedzictwo i prawdziwy cel dla nas i dla naszych dzieci. Jeśli tego celu nie osiągamy jesteśmy z ludzi najbardziej pożałowania godni.

Jedna z naszych pieśni mówi: „ Choćbym wszystko miał, lecz nie miał Pana, gdzieżby serce szczęścia mogło znaleźć zdrój?.. Skąd bym mógł do życia siłę brać? Cóż mi mogą świata czcze rozkosze za mojego Pana w zamian dać? „ ( ŚP. XI )

Popatrzmy na historię bogatego młodzieńca. Z pewnością pamiętamy tę historię. Ten przyszedł do Jezusa, bo nie miał spokoju sumienia. Chciał mieć pewność zbawienia lecz jej nie posiadał.

Niewiele wiemy o nim samym, niewiele wiemy o jego rodzicach.

O nim samym możemy powiedzieć, że został religijnie wychowany. Nie tylko znał przykazania, ale od młodości je wypełniał. Był wychowany jako człowiek z moralnym kręgosłupem, .. uczciwy, prawy, nie mający sobie nic do zarzucenia.

Niektórzy wprawdzie spekulują, że doszedł do bogactwa nieuczciwą drogą, choć osobiście nie sądzę, by tak rzeczywiście było. Był jeszcze młodym człowiekiem i pewnie „ dom i mienie” odziedziczył po rodzicach.

Ale nie był szczęśliwy. Ani religijne wychowanie nie zapewniło mu szczęścia, tym bardziej bogactwo, które posiadał. Każdy wie, że pieniądze szczęścia nie dają!

Nie tak dawno wyczytałem informację o pewnym milionerze rozdającym swój majątek.

Ta informacja brzmiała tak:

Austriacki milioner Karl Rabeder sprzedaje właśnie swoją willę wartą ok. 5 milionów zł. To... ostatnia rzecz jakiej się jeszcze nie pozbył ze swojego szacowanego na 15 mln zł majątku. Milioner doszedł do wniosku, że pieniądze "szczęścia nie dają", a na dodatek, że wielkie bogactwo jest nieetyczne.

Nie jesteśmy w stanie dla naszych dzieci zdobyć taką fortunę, ale z pewnością gdyby się nawet to udało, wątpliwe jest czy byłyby z tego powodu szczęśliwe.

Szczęściem naszym jest CHRYSTUS!

Jeśli mamy Chrystusa mamy wszystko, jeśli Go nie mamy nie mamy nic.

Jakże więc ważne jest , by nasze dzieci przyprowadzać DO NIEGO! To jest nasze zadanie i to jest najlepsze dziedzictwo jakie możemy ofiarować i zostawić naszym dzieciom.