Dlaczego idziesz dalej, skoro nie ma z Tobą Jezusa? Drukuj Email
Autor: Bartosz Sokół   
czwartek, 12 sierpnia 2010 01:00

Nabożeństwa, ewangelizacje, spotkania młodzieżowe, braterskie, siostrzane, seniorów. Szkółki, konferencje, zjazdy. Idziemy prędko do przodu. Czas ucieka. Jeszcze tyle do zrobienia. Jeszcze tyle słów do wypowiedzenia, tyle pieśni do wyśpiewania. Stawiamy stopę obok stopy. Zaciskając zęby, idziemy do przodu. Ktoś już szedł taką drogą. I popełnił olbrzymi błąd.

Józef z Marią chodzili co roku do Jerozolimy na Święto Paschy. W tym roku miało być podobnie. Jezus ukończył właśnie dwanaście lat, więc szedł do Jerozolimy po raz dwunasty. Zawsze był obok rodziców podczas, gdy wykonywali religijne obowiązki. Jedenaście razy szedł z nimi i jedenaście razy wracał. Ale za dwunastym razem wszystko potoczyło się inaczej. „Zostało dziecię Jezus w Jerozolimie o czym nie wiedzieli jego rodzice” Łuk 2:43. Rodzice nie zauważyli braku swojego syna. Wyruszyli w drogę powrotną.

Pewnego dnia, gdy otworzyłem Biblię, Duch Święty wskazał mi tą historię i zadał jedno pytanie: „Dlaczego idziesz dalej, skoro nie ma z Tobą Jezusa?”. Zagubiony w codziennym gwarze obowiązków nie zauważyłem, że odszedł... Spotkania młodzieżowe, ewangelizacje, studia, tysiące obowiązków i pilnych zadań... Nie zauważyłem, że odszedł... Nie zauważyłem, że Biblia stała się księgą historii, a nabożeństwa kolejnymi spotkaniami. Nie zauważyłem, że serce przestało bić szybciej podczas modlitwy.

Wierzę, że Bóg pragnie przekazać to Słowo dla wielu szczerych chrześcijan. Jedenaście razy byłem z Tobą. Jedenaście razy byłem z Tobą na ewangelizacjach. Jedenaście razy byłem z Tobą na nabożeństwie. Jedenaście razy byłem z Tobą, gdy świadczyłeś sąsiadom i znajomym. Gdy służyłeś. Gdy śpiewałeś. Gdy prowadziłeś szkółki. Jedenaście razy byłem z Tobą. Dzisiaj odszedłem. Straciłeś mnie z oczu. Jednak Ty dalej idziesz swoją drogą. Idziesz jak gdyby nigdy nic się nie wydarzyło. Mimo że straciłeś moją obecność. Mimo że nie oglądasz mojej chwały. Mimo, że modlitwy stały się zimne i puste. Mimo, że masz nad sobą ołowiane niebo, nadal idziesz dalej! Mimo, że już od dłuższego czasu nie słyszałeś mojego głosu. Mimo, że już dawno nie rozkoszowałeś się moim widokiem – nadal idziesz dalej! Nadal wstajesz każdego ranka, nadal odmawiasz prostą modlitwę. Nadal idziesz na nabożeństwo. Nadal śpiewasz. Nadal grasz. Nadal jeździsz na ewangelizacje. Nadal służysz. Nadal stawiasz stopę obok stopy, z determinacją pokonując kolejne kilometry. Przecież Jezus zawsze był z Tobą... Dlaczego teraz miałoby być inaczej?

Myślę o Józefie i Marii. Dwanaście godzin drogi. Spuchnięte nogi, spieczone wargi. Dlaczego nie zatrzymali się wcześniej? „A mniemając, że jest wśród podróżnych uszli dzień drogi” Łuk. 2:44. Jakże często popełniamy ten sam błąd! Myślimy, że Jezus jest gdzieś pośród towarzyszy podróży! Gdzieś pośród chrześcijan w zborze! Gdzieś na nabożeństwach i konferencjach! Pytanie nie brzmi, czy Jezus idzie z resztą podróżnych. Pytanie brzmi, czy idzie dzisiaj z Tobą? Nie ma znaczenia, czy jest obecny w życiu Twojego zboru lub w życiu chrześcijańskich przyjaciół. Nie ma znaczenia jak bardzo widoczna jest Jego obecność na nabożeństwach. Pytanie brzmi: czy jest obecny w Twoim życiu? W Twojej codzienności? W Twoich modlitwach? W Twoim czasie z Biblią? Wielu przywłaszcza sobie obecność Jezusa na nabożeństwach, nie szukając intymnej i osobistej relacji z Bogiem. Popełniasz błąd! Nie zaspokajaj się myślą, że Jezus idzie razem z Twoim zborem lub rodziną! Czy widziałeś Go dziś rano? Czy płakałeś nad Jego miłością otwierając Biblię? Czy Twoje serce biło radośnie, słysząc Jego głos? Czy widziałeś Jego działanie w swoim życiu dzisiaj? Spójrz na ostatnie dwanaście godzin! Widziałeś Jezusa? Ile czasu z Nim spędziłeś? O czym mówił? „Wiesz, byłem na nabożeństwie i spotkaniu młodzieżowym...” Nie! Nie o to pytam! Czy przyszedł, aby rozmawiać z TOBĄ? Czy czułeś Jego obecność podczas osobistej modlitwy? Przyjacielu, czas zadać sobie pytanie. Dlaczego idziesz dalej, skoro nie ma z Tobą Jezusa?

Nadszedł przykry moment, gdy rodzice chłopca zdali sobie sprawę z własnego błędu. Pewna straszna prawda musi wyryć się w naszych sercach. Jeśli idziemy przez życie pozbawieni obecności Jezusa, idziemy zupełnie na próżno! Jakże straszna musi być chwila, kiedy chrześcijanin spogląda wstecz i widzi wszystko oprócz Jezusa! Kiedy patrzy na całe dwanaście godzin ciężkiej pieszej wędrówki, musi spuścić ze smutkiem głowę... Każdy kilometr - na próżno! Każdy metr - na próżno. Każde wzniesienie i pagórek. Każda dolina i rzeczka. Każdy krok - na próżno! O, jak bardzo boję się takiej chwili, w której mógłbym spojrzeć wstecz na tysiące ewangelizacji, spotkań, konferencji i zawołać: na próżno! Wszystko na próżno! Wielu, wielu szczerych, zaangażowanych chrześcijan przyjdzie w dniu sądu wołając: „Boże, spójrz! Uzdrowienia, wypędzone demony, konferencje, spotkania... Spójrz na dwanaście godzin ciężkiej drogi!” I wtedy straszna odpowiedź wstrząśnie komnatami nieba: „Nie znam was!”. „Nigdy nie szedłem razem z wami! Nie byłem obecny w waszym życiu! Nie oglądaliście mojej chwały, nie słyszeliście mojego głosu...” Kimkolwiek jesteś, zatrzymaj się, jeśli nie ma z Tobą Jezusa!

Józef z Marią wyruszyli w drogę powrotną. Nie ma innej możliwości. Musisz powrócić do miejsca, w którym zgubiłeś Jezusa. Powrócić do chwil pierwszej miłości, pierwszej fascynacji Bogiem. Były takie chwile, w których Boża obecność wypełniała wszystko. Kiedy modliłeś się na przystankach, w autobusie, w samochodzie, w pracy i we śnie! Były takie chwile, kiedy słyszałeś Jego głos i widziałeś niezwykłą, odmieniającą życie, moc. Musisz powrócić do tego miejsca. Zatrzymać się w codziennym biegu i jeszcze raz zapragnąć Jego obecności. Jeszcze raz zatęsknić za dotykiem Ducha Świętego i miłością Najwyższego.

Stanowczo zbyt często Chrystus nie jest realny w naszym życiu. Myślę, że stajemy obecnie wobec potężnych możliwości, ale i równie potężnych zagrożeń. Nikt nie zabrania nam iść. Nikt nie zabrania nam spotkań, konferencji i ulicznych ewangelizacji. Obyśmy nie płakali na łożu śmierci patrząc na swoje życie. Obyśmy nie doszli do strasznej konkluzji: „Przeszedłem ciężką drogę. Ale nie było ze mną Jezusa.” Przyjacielu, może właśnie Ty usłyszałeś dziś głos Ducha Świętego. Może właśnie Ty stoisz naprzeciw pytania: „Dlaczego idziesz dalej, skoro nie ma z Tobą Jezusa?”. Jeśli tak, zawróć. Chrystus jest tego warty!