Czy umiemy jeszcze patrzeć oczami Jezusa? Drukuj
wtorek, 14 marca 2017 00:00

„I przybyli do Betsaidy. I przyprowadzili do niego ślepego, i prosili go, aby się go dotknął. A On wziął ślepego za rękę, wyprowadził go poza wieś, splunął w jego oczy, włożył nań ręce i zapytał go: Czy widzisz coś? A ten przejrzawszy, rzekł: Spostrzegam ludzi, a gdy chodzą, wyglądają mi jak drzewa. Potem znowu położył ręce na jego oczy, a on przejrzał i został uzdrowiony; i widział wszystko wyraźnie. Odesłał go do domu jego, nakazując: Tylko do wsi nie wchodź.” (Mk. 8,22-26)

 Kiedy podczas zwiedzania wystawy współczesnego malarstwa zatrzymamy się przed którymś z obrazów, wtedy często pojawia się pytanie: jak malarz doszedł do wyboru właśnie tak przedstawionego ujęcia? I jeżeli później potrafimy wyjaśnić obraz od tej strony, w tym aspekcie, wtedy staje się dla nas zrozumiały sposób patrzenia artysty. Intensywne zainteresowanie się mistrzem, dogłębne wczucie się w jego osobowość, w jego obraz rzeczywistości, może w końcu prowadzić do tego, że zaczynamy widzieć otoczenie tak, jak widzi je ów artysta. Tracimy nawet przy tym zdolność widzenia rzeczy tak, jak widzieliśmy je dotychczas, „naszymi” oczami. Poprzez zaangażowanie się w poznanie artysty dokonało się coś z nami, ulegliśmy przemianie - staliśmy się inni, ponieważ inaczej patrzymy i w wyniku tego również w inny niż dotychczas, w odmieniony sposób odczuwamy. Zatem warunkiem jest tutaj naprawdę bardzo intensywne zajęcie się artystą, „wejście” w niego, utożsamienie się z nim, z jego osobą.

Otóż do tego, aby zdobyć umiejętność patrzenia oczami Jezusa potrzebne są - nawiązując do powyższych refleksji - trzy warunki:

1. Trzeba zainteresować się, zająć się „obrazem”, który nam ukazuje właśnie to, jak patrzy Jezus - przemyśleć ów obraz pod tym względem.

2. Trzeba udać się do Jezusa i pozwolić Mu, aby On otworzył nam oczy, byśmy mogli właściwie patrzeć.

3. Trzeba pozostawać w obecności Jezusa.

Nowy Testament bardzo dokładnie pokazuje nam w ewangeliach sposób, w jaki Jezus patrzył odbywając Swoją drogę przez naszą ziemię.

Ewangelista Łukasz opowiada, że Pan Jezus zbliżając się do Jerozolimy płakał nad miastem, ponieważ nie rozpoznało tego, co miało służyć ku jego pokojowi (Łuk. 19,41-42). Jezus płacze, bo widzi nieszczęście, które zawisło nad Jerozolimą dlatego, gdyż nie rozpoznała czasu swojego nawiedzenia. Z tym, że w swoim pierwotnym znaczeniu wyrażenie „nawiedzić” znaczyło tyle, co „szukać po to, aby na powrót przyprowadzić do domu”. Jezus widział, do czego Jerozolima była przeznaczona, a co się z nią stało. Jerozolima miała być miejscem oddawania Bogu chwały, tymczasem jako stolica Izraela została przekształcona w centrum politycznych zabiegów o zdobycie światowej wielkości. Ten sprzeczny z wolą Boga rozwój Jerozolimy tak wstrząsnął Jezusem, że aż zapłakał.

Z kolei w relacji Mateusza (9,36-38) widzimy, jak Pan Jezus głęboko się wzruszył patrząc na idących za Nim ludzi i widząc, że są zmęczeni i opuszczeni, jak owce bez pasterza. Dla Niego to już nie byli ludzie, którzy przysłuchiwali się Jego słowom, lecz ludzie szukający, którzy żyją bez celu i dlatego są niesamowicie zmęczeni. To tak bardzo poruszyło Jezusa, że wezwał uczniów, aby prosili Boga o pracowników dla Jego dzieła. On poznał, czego ludziom brakuje, bo patrzył na nich oczami miłości i wiedział, jak wysoką pozycję wyznaczył im Bóg, będący ich Stwórcą. Jezus widział ich jako ludzi oszukanych przez grzech, a spragnionych wybawienia - tych, do których należała cała Jego miłość.

Pan Jezus widział także człowieka w tym wszystkim, co go wiąże. Marek (10,21-22) podaje bardzo trafny przykład takiego uwikłania. Do Jezusa przychodzi bogaty młodzieniec, upada przed nim na kolana ipyta Go ożycie wieczne. Rozpoczyna się rozmowa i podczas niej„Jezus spojrzał nań z miłością”, i wtedy, z miłości do niego, pokazał mu właśnie to, co go wiązało. Ten młody człowiek posiadał wielki majątek inie miał zamiaru z niego zrezygnować. To były jego kajdany. Jak długo się z tym nie upora, tak długo nie będzie mógł otrzymać wiecznego życia. Dlatego Jezus musiał mu pokazać to jego związanie. Pan Jezus widział, co przeszkadzało temu młodemu chłopcu w podjęciu decyzji.

Jezus wiedział również, o czym ludzie myśleli, rozważali w swoich sercach. Przypomnijmy sobie fragment z Ewangelii Łukasza o uczniach, którzy zastanawiali się nad tym, „kto by z nich był największy” (Łuk. 9,46-48). Jezus ich nie gani. Natomiast daje im przykład, mianowicie stwierdza, iż wielkość okazuje się w tym, że przyjmujemy dziecko w imieniu Jezusa. Pan wskazuje przez to na posłuszeństwo. On widzi, że uczniów zajmują ich własne myśli, myśli o zdobyciu pozycji, uznania - to ich zajmuje, nie wsłuchiwanie się w wolę Jezusa.

Pan Jezus widzi także żałobę, ból i głęboki smutek człowieka (Łuk. 7,11-17). Gdy zobaczył wdowę opłakującą swego zmarłego jedynaka, wewnętrznie wzruszony (7,13), zlitował się nad nią.

A teraz przejdźmy do wniosków.

Otóż, patrzeć oczami Jezusa to znaczy zostać naprawdę wewnętrznie poruszonym, widzieć innego człowieka jako przeznaczonego do życia dla chwały Bożej, z kolei widzieć to, co go wiąże, a również jego ból i smutek oraz jego biedy i potrzeby i w wyniku tego wewnętrznego poruszenia działać, trwając w obliczu Boga.

Tego możemy się nauczyć tylko przy Panu Jezusie i musimy Mu pozwolić, aby On Sam nas takim patrzeniem obdarzył. On musi nam oczy otworzyć.

O tym otwarciu oczu opowiada bardzo dokładnie Marek w związku z uzdrowieniem niewidomego w Betsaidzie (Mk 8, 2-26). Niewidomy zostaje przyniesiony do Jezusa. Temu człowiekowi nie pomogła wiedza o Jezusie, ani o tym, że Jezus ma moc uzdrawiania. Niewidomy musiał do Jezusa przyjść, trzeba go było koniecznie do Jezusa przyprowadzić.

Zatem -

Po pierwsze: jeżeli jesteśmy niewidomi - lub jeżeli na nowo staliśmy się ślepi, a więc znowu przestaliśmy patrzeć oczami Jezusa, to wtedy najpierw musimy przyjść do Niego. Być może, że będziemy musieli wtedy skorzystać z pomocy ze strony przyjaciół, wierzących braci i sióstr, że tę pomoc musimy wziąć pod uwagę. Z tym, że bez przyjścia do naszego Pana nasze oczy nie mogą zostać otwarte. Cała wiedza o Jezusie, cała znajomość Jego Słowa nie pomogą nam w tym, abyśmy mogli zacząć patrzeć oczami Jezusa. On Sam musi nam oczy otworzyć. Jeżeli utraciliśmy to patrzenie oczami Jezusa, a jakiś brat - lub jakaś siostra w Panu - chce nas do Jezusa przynieść, przyjmijmy tę usługę z całą wdzięcznością. To jest warunek, od którego zależy otwarcie naszych oczu.

Po drugie: tutaj jest mowa o tym, że Jezus ujął nie widomego za rękę i wyprowadził go poza wieś. To samo przekazuje Marek przy innym uzdrowieniu (Mk 7,32). Owo oddzielenie od niepokoju, od braku uciszenia, od codziennej gonitwy, od tego, czym żyje nasze otoczenie, oddzielenie od tego wszystkiego na jakiś czas, należy do podstawowej zasady Jezusowego działania. W tym celu On bierze nas za rękę, to znaczy, że Jezus prowadzi nas. Prawdopodobnie w warunki umożliwiające ciszę i skupienie - w każdym razie gdzieś, gdzie odnajdziemy Jego obecność, aby On mógł nam objawić Swoją chwałę i w nas się uwielbiać. Lecz my musimy iść razem z Nim. Dopiero wtedy On może błogosławić, leczyć, otwierać oczy. To, co dokonuje się w ciszy, w Jezusowej obecności, to stanowi Jego całkowicie osobiste działanie wobec tego, który z Nim poszedł. Tutaj nie ma żadnych zasad wziętych z doświadczenia. Każdego poszczególnego człowieka Jezus, Syn Boży, przyjmuje w sposób indywidualny. Pan wie, czego nam potrzeba i co nas wiąże, zna nasze pragnienia, ale także wie, co jest dla nas naprawdę dobre, to znaczy, co nas do dobrego prowadzi. Właśnie to pokazaliśmy w powyższych fragmentach z Ewangelii. W taki to sposób Jezus pomaga nam, zawsze zgodnie z naszymi całkiem konkretnymi, poszczególnymi potrzebami.

Po trzecie: otrzymujemy stopniowo coraz większą pomoc we właściwym widzeniu - możemy mówić o ciągłym wzroście tej pomocy. Nie dostajemy całej zdolności widzenia naraz, to na pewno nie byłoby dla nas dobre. Szczególnie wyraźnie widzimy to wnikając w opowiadanie o niewidomym i o jego uzdrowieniu. Jezus zapytuje go, czy coś widzi. Ten, dotychczas niewidomy, odpowiada zgodnie z prawdą, że widzi, ale jeszcze nie ostro, niewyraźnie. Ta odpowiedź była bardzo ważna, gdyż ukazywała jego pragnienie całkowitego uzdrowienia. Z tylko częściowego odzyskania wzroku nie był zadowolony. Pozostaje zatem przy Jezusie i pozwala, aby On mu nadal pomagał, dopóki nie będzie widział całkiem wyraźnie. Dopiero wtedy Jezus odsyła, teraz już całkowicie widzącego, z powrotem do jego domu.

Ukazaliśmy więc, w jaki sposób patrzy Jezus, jak On widzi otoczenie człowieka, jak On widzi całe rzesze i poszczególnych ludzi, ich ból oraz to, co wiąże człowieka, odbierając mu swobodę decyzji i działania. Jezus patrzy na nas wewnętrznie głęboko poruszony i chce nam pomóc, uwolnić nas, wzmocnić, pocieszyć i wprowadzić na drogę, na której będziemy mogli Boga wychwalać, uwielbiać i służyć Mu.

Staraliśmy się również pokazać, w jaki sposób Jezus ponownie otwiera oczy: odprowadza nas gdzieś, gdzie możemy się uciszyć i tam postępuje z każdym człowiekiem inaczej. A usiłuje nam oczy otwierać stopniowo, coraz szerzej - aż znowu widzimy wszystko jak Jezus - Jego oczami.

Gerard Fass wg „Die Wegweisung” nr 6/83 (tł. Zbigniew Ligęza)