Czy miłujesz swój zbór? Drukuj Email
Autor: Biernacki Marian   
środa, 31 października 2012 00:00

Zdarza się dość często, że w pewnych środowiskach i okolicznościach dochodzi do dewaluacji i odwracania wartości. To, co chwalebne, bywa wstydliwe, a rzeczy haniebne stają się powodem do dumy. Na przykład godna pochwały pilność w nauce, w środowiskach uczniowskich staje się raczej sprawą wstydliwą, tak samo bywa z zachowaniem dziewictwa aż do ślubu, czy też z uczciwością w pracy.

Ten zły trend daje o sobie znać także w Kościele. Objawia się na przykład tym, że chrześcijanin dobrze mówiący o swoim zborze jest uważany za zaślepionego prostaczka pozbawionego zdolności samodzielnego myślenia, natomiast chrześcijanin pełen krytyki, buntu i samowoli, bez skrupułów depczący wszelkie świętości uchodzi za człowieka dojrzałego, światłego i odważnego. Chrześcijanin przez całe życie pozostający wierny swojemu zborowi, uczestniczący we wszystkich nabożeństwach jest posądzany albo o dewocję, albo o martwą religijność i cielesność, natomiast chrześcijanin szwendający się po zborach, zmieniający je jak rękawiczki uchodzi za człowieka niezależnego i prawdziwie wolnego.

Miłość do Niewidzialnego Boga wyrażamy miłością do widzialnego człowieka.
Jak wiemy z Pisma Świętego, związek Chrystusa z Kościołem jest porównany do związku, jaki zachodzi pomiędzy mężem i żoną. „Dlatego opuści człowiek ojca i matkę, i połączy się z żoną swoją, a tych dwoje będzie jednym ciałem. Tajemnica to wielka, ale ja odnoszę to do Chrystusa i Kościoła” (Ef 5,31.32). Kościół to Oblubienica Chrystusa. Tak jak normalnie rzecz biorąc, partner jest rezultatem świadomego wyboru człowieka, tak Kościół jest zgromadzeniem świętych, czyli ludzi wybranych przez Pana i przeznaczonych do tego, by byli Jego wyłączną własnością. Jest to związek miłości.

Dobrze wiemy, jak bardzo Chrystus miłuje Kościół i jak troszczy się o swoją Oblubienicę. Wierzący ludzie odwzajemniają tę miłość wg przykazania: „Będziesz tedy miłował Pana, Boga swego, z całego serca swego...” (5 Mojż. 6,5).

Miłość wierzącego człowieka do Pana (naszego Oblubieńca) zgodnie z Jego wolą ma być wyrażana miłością do bliźniego. „Jeśli kto mówi: Miłuję Boga, a nienawidzi brata swego, kłamcą jest; albowiem kto nie miłuje brata swego, którego widzi, nie może miłować Boga, którego nie widzi. A to przykazanie mamy od niego, aby ten, kto miłuje Boga, miłował i brata swego” (1 Jan 4,20-21).
Tylko w ten jeden sposób prawdziwość wyznania miłości kierowanego pod adresem Pana Jezusa może zostać zweryfikowane. Cała prawda o miłości do niewidzialnego Boga kryje się w tym, jak miłujesz widzialnego człowieka.

Nasz stosunek do całego Kościoła określany jest stosunkiem do własnego zboru.
Ludzie wierzący znani są z umiłowania Kościoła. Dobrze ilustruje to pieśń: O, jakże kocham twój, Najświętszy Boże, dom. Ten żywy Kościół z ludzkich dusz, zbawionych Twoją krwią...

Rozmyślanie o Oblubienicy Chrystusa wzbudza w nas najgorętsze uczucia miłości i przywiązania do Ciała Chrystusowego. Lecz jak praktycznie tę miłość do Kościoła możemy wyrazić? Odpowiedź nasuwa się sama. Tak jak w interpersonalnej relacji, miłość do Boga (Niewidzialnej Osoby) wyrażać mamy miłością do człowieka (osoby widzialnej), tak też miłość do całego Kościoła (zbiorowości niewidzialnej) wyraża się miłością do własnego zboru (społeczności widzialnej). Tylko w ten jeden sposób może zostać zweryfikowana prawidłowość naszego związku z całym Kościołem. Ten, kto nie miłuje swojego zboru, który jest w jego mieście, jakże może miłować cały Kościół obejmujący dusze wszystkich ludzi narodzonych na nowo z Ducha Świętego, którzy żyją na całym świecie, a także dusze tych, którzy już odeszli do Pana i dusze tych, którzy jeszcze się do Niego nawrócą. Sprawdzian związku z Kościołem jest więc prosty. Zdajemy go poprzez miłość do lokalnego zboru.

Przynależność do zboru (członkostwo).
Co byśmy powiedzieli o zdrowym mężczyźnie, z naturalnym pociągiem seksualnym do kobiet, który się nie żeni, bo tak mu jest wygodniej! Albo co powiedzielibyśmy o parze kochających się ludzi, żyjących jednak na tzw. „kocią łapę”, bo gdy coś się popsuje, to łatwiej się wycofać z takiego związku.
Powyższe postawy są naganne. Jeżeli wciąż nasze poglądy opieramy na Biblii, to młodym, zdrowym ludziom (jeżeli oczywiście nie mają Bożego powołania do życia w stanie wolnym), za apostołem Pawłem głosimy: „...ze względu na niebezpieczeństwo wszeteczeństwa, niechaj każdy ma swoją żonę i każda niechaj ma własnego męża” (I Kor. 7,2).

Ludzie przynależący duchowo do tego świata nic sobie nie robią z tych zasad biblijnych i żyją, jak się im podoba.
Małżeństwo popada w coraz większą niełaskę. Dochodzi do tego, że homoseksualiści zabiegają dziś o formalne zalegalizowanie swoich plugawych związków o wiele bardziej niż mężczyźni i kobiety zakochani w sobie nawzajem.

Przenieśmy i zastosujmy to zjawisko do omawianej teraz kwestii przynależności do zboru. Mamy dziś coraz więcej takich chrześcijan, którzy w ogóle nie chcą wiązać się z żadnym zborem. Raz przyjdą sobie tutaj, innym razem pójdą tam, albo jeszcze gdzieś indziej i jest im tak wygodnie. Takim osobom, trawestując słowa apostolskiej instrukcji, mówimy: Ze względu na niebezpieczeństwo wszeteczeństwa duchowego, każdy niech ma swój zbór!

Inni z kolei, wprawdzie nie omijają formalności związanych z przynależnością do zboru, ale wciąż na nowo muszą się nimi zajmować, bo wciąż nie są zadowoleni ze zboru, do którego należą i jakby pędzeni wiatrem, szukają nowego.

Do niektórych współczesnych chrześcijan można by powiedzieć: Dobrze powiedziałaś: nie mam zboru. Należałaś bowiem już do pięciu zborów, a i ten, do którego teraz należysz, nie jest twoim zborem (Porównaj Jn 4,17-18).

Mówiąc wprost, sporo ludzi uprawia w tej dziedzinie swoiste wszeteczeństwo duchowe. Wszetecznik to człowiek, który łamie wszelkie normy i zasady moralne, aby zaspokoić własne pożądliwości. Jeżeli on coś lubi i coś może sprawić mu przyjemność, to sięga po to i już. Wszetecznik duchowy to ktoś, kto w tej sferze odrzuca wszelkie normy poza normą własnej racji, korzyści, przyjemności i głosu własnego serca. Uciekajcie od wszeteczeństwa! Pan Jezus Chrystus Głowa Kościoła postanowił, aby każdy Jego naśladowca należał do lokalnego zboru widzialnej cząstki Kościoła.

W imię miłości do Boga i miłości do całego Kościoła Miłuj swój zbór!
Okazywanie miłości do swojego zboru praktycznie wyraża się na wiele sposobów. Wezwanie: Miłuj swój zbór! oznacza więc:

1. Bądź wiernym członkiem swego zboru w dniach dobrych i złych!
Mężowie i żony pamiętają treść swojego ślubowania małżeńskiego, w którym przyrzekaliśmy trwanie przy partnerze zarówno w dniach dobrych, jak i złych. Niestety, wielu małżonków w praktyce dotrzymuje tej obietnicy tylko w dniach dobrych. Gdy nadchodzą dni złe, odwracają się od siebie, żyją w separacji, a nawet idą do sądu po rozwód.

Także w Kościele narasta zjawisko swego rodzaju wszeteczeństwa duchowego. Objawia się ono, po pierwsze, porzucaniem zboru. „Odchodzę, bo przestało mi się podobać w naszym zborze”. „Nie chcę tu już być dłużej, bo rozczarowałem się pastorem...”. Po drugie, obserwujemy zły nawyk włóczenia się po zborach. „W tym tygodniu tam jest dobry kaznodzieja, to tam pojadę (i jeszcze innych namówię, by też tak zrobili), a w następną niedzielę pojadę w inne jeszcze miejsce”. Najczęstszym grzechem wielu współczesnych chrześcijan jest zaniedbywanie kontaktu z własnym zborem. Co powiedzielibyśmy o mężu i ojcu, który tylko od czasu do czasu zagląda do własnego domu? A niektórzy członkowie zboru tak właśnie robią w odniesieniu do swego gniazda duchowego. Mało tego. jeszcze się tym tu i ówdzie szczycą.

Bracie i Siostro! Nie gardź zborem Bożym. Są w historii każdego, także i twojego zboru, zarówno dni dobre, jak i złe. Nie jest żadną sztuką być w zborze, gdy wszystko się pomyślnie układa. Co to za miłość, która odchodzi, gdy robi się trudniej. Miłość prawdziwa w dniach złych doznaje mobilizacji. Rozumie, że dopiero w tych trudnych okolicznościach sprawdza się: i mówi prawdę o sobie. Bądź wiernym członkiem swojego zboru, jeżeli oczywiście jest to biblijny zbór.

2. Dbaj o dobre imię swojego zboru!
Są ludzie, którzy mają nawyk złego mówienia o swoich partnerach, rodzicach itp. „Zły to ptak, co swe gniazdo plugawi” głosi polskie przysłowie. Nie obmawiaj swojego zboru. Wyrażaj się na zewnątrz dobrze o swoim zborze! Jeżeli zechcesz, to zawsze coś pozytywnego w nim znajdziesz!

Nie przysłuchuj się też biernie, gdy ktoś oczernia twój zbór. Wyobrażasz sobie taką sytuację, że ktoś w twojej obecności obgaduje osobę, w której jesteś zakochany, a ty nie reagujesz?!

3. Buduj swój zbór!
Bywam w różnych zborach, rozmawiam z ludźmi i wszędzie odkrywam wzrastającą popularność egoistycznego stanowiska:
„Odchodzę, bo się tu nie buduję”. Słysząc coś takiego, w pierwszym odruchu ów głos odbieramy jako przejaw troski takiego człowieka o jego własne zbawienie albo też oznakę tak dużego wzrostu duchowego, że jego dalszy rozwój wymaga już zmiany zboru.

Nic bardziej błędnego. Prawdziwy uczeń Jezusa nie jest nastawiony na to, czy inni go budują czy nie. Bardziej kieruje się tym, czy on buduje innych. „Albowiem Syn Człowieczy nie przyszedł, aby mu służono, lecz aby służyć i oddać swe życie na okup za wielu” (Mk 10,45). Właściwa postawa naśladowcy Chrystusa wyraża się więc wciąż ponawianym pytaniem: Jak mogę i jak powinienem innych budować?

Nauka apostolska nakłada na nas wręcz obowiązek działania ku zbudowaniu zboru. Wystarczy zajrzeć do takich miejsc jak np. (Rz 14,19; I Ko 14,12.26). Oto kilka praktycznych sposobów budowania swojego zboru:
Bądź na nabożeństwach. Pamiętaj, że już samo pojawienie się wierzącego w zgromadzeniu dla wielu przynosi zbudowanie. „Nie opuszczając wspólnych zebrań naszych, jak to jest u niektórych w zwyczaju...” wzywa Słowo Boże w Hbr 10,25. Wyrabiaj w sobie dobry zwyczaj chodzenia na wszystkie nabożeństwa twojego zboru.
Praktycznie angażuj się w to, co robimy podczas nabożeństwa. Mam tu na myśli wspólny śpiew, modlitwę, składanie świadectwa działania Bożego i własnych przeżyć z Bogiem itp. Gorliwa modlitwa wzniesiona do Pana w zgromadzeniu ma naprawdę budujący skutek. Nie trzeba wielkich i wielu słów. Powiem nawet, że te krótsze modlitwy bardziej budują niż te długie.
Przynoś dziesięcinę do swojego zboru. Co pomyślelibyśmy o kobiecie, która z miłości do dzieci wysyła pół pensji na wsparcie dzieci w Iraku, a jej własne nie mają jedzenia i ubrania. Dobrą rzeczą jest wspierać potrzebujących w różnych miejscach, lecz dziesięcina przynależy do twojego zboru. Gdy twój własny dom duchowy będzie w ten sposób należycie zaopatrzony, wówczas twoi przywódcy, w imieniu całego zboru, mogą i będą udzielać wsparcia także osobom z zewnątrz.
Okazuj zainteresowanie nowym osobom. Na chłopski rozum budowanie polega na należytym układaniu i dopasowywaniu do wznoszonego muru kolejnych cegieł zgodnie z ogólnym projektem budowli. Gdy do zboru trafia nowy człowiek, zadaniem nas wszystkich jest troska o to, aby znalazł tu miejsce dla siebie otoczony zewsząd miłością, która jest spójnią doskonałości.

4. Wspieraj pastora i starszych swojego zboru!
Niektórzy członkowie zboru swą rolę w tej dziedzinie upatrują głównie w tym, aby uważnie patrzeć pastorowi na ręce, czy czasem nie popełnił jakiegoś błędu i wykazywać mu jego uchybienia. Tymczasem Słowo Boże wzywa wierzących do innej postawy: „Bądźcie posłuszni przewodnikom waszym i bądźcie im ulegli; oni to bowiem czuwają nad duszami waszymi i zdadzą z tego sprawę” (Hbr 13,17).

Jeżeli pastor lub starszy źle przewodzi, nienależycie czuwa nad duszami ludzkimi, zda z tego sprawę. Ty zaś zdasz sprawę przed Bogiem z tego, czy byłeś mu posłusznym i uległym członkiem zboru.

Przekleństwem dla zboru w tym względzie jest przenikający doń wszechobecny w świecie duch demokracji i równouprawnienia. Ludzie przesyceni tym duchem nie chcą przyjąć postawy uległości i podporządkowania. Chcą być traktowani na równi, współdecydować o wszystkim, bo jeżeli tak nie jest, to wówczas w ogóle traci dla nich sens przynależność do zboru. Wyobraźmy sobie jednak taki oddział wojska, w którym każdy żołnierz chce mieć wpływ na wydawane rozkazy i wykonywać je tylko w takim przypadku, gdy on sam jest ich współautorem. Albo wyobraźmy sobie dziecko, które zgadza się umyć rodzinny samochód tylko pod warunkiem, że otrzyma prawo, by nim kierować.

W normalnym wojsku i w normalnej rodzinie jest inaczej. Żołnierz wie, że jego rolą jest bezdyskusyjnie wykonać polecenie dowódcy. Ba, cieszy się nawet, że nie musi podejmować trudnych decyzji. Dziecko czerpie radość z umycia samochodu, mając świadomość, że to nie ono, ale tata będzie je prowadził po ulicach miasta. „A prosimy was, bracia, abyście darzyli uznaniem tych, którzy pracują wśród was, są przełożonymi waszymi w Panu i napominają was; Szanujcie ich i miłujcie jak najgoręcej dla ich pracy. Zachowujcie pokój między sobą” (l Ts 5,1213).

5. Godnie reprezentuj swój zbór!
Gdy kogoś kochamy i szanujemy, to będąc utożsamiani z nim w danym środowisku, staramy się nie przynosić mu wstydu.
Członkowie zboru są jego wizytówką. Poprzez osobiste zachowanie, wygląd, słowa, reakcje, poprzez jakość pracy, uczciwość, życzliwość, szczerość, uprzejmość itd. reprezentujemy swój zbór. Nie musisz ludziom zbyt wiele tłumaczyć, do jakiego zboru należysz. Twoje zachowanie mówi im to wyraźniej niż twoje słowa.

Bądź chlubą swojego zboru. W każdym miejscu i w każdych okolicznościach jesteś jego ambasadorem. Możesz wydać o nim dobre świadectwo albo przynieść mu ujmę.

6. Chętnie bierz na siebie ciężary życia zboru!
Życie zboru objawia się jego rozwojem. A to oznacza, że przybywa więcej osób, często niedojrzałych, okaleczonych w świecie i problematycznych. Jest też coraz więcej potrzeb do zaspokojenia. Pojawiają się nowe obowiązki, których wcześniej nie było.
Współczesny człowiek nie lubi dyskomfortu. Ucieka od odpowiedzialności i obowiązków. Dobrze ilustruje to nowoczesny styl życia zakochanych w sobie par, który niektórzy w skrócie nazywają „dinc” (ang. double income, no children), co oznacza: podwójna wypłata i żadnych dzieci). Jest dziś coraz więcej takich ludzi, którzy chcą korzystać z życia i unikać jego ciężarów.

Ale nie tak ma być między nami! Miłość do zboru wyrażamy ochotnym braniem na siebie jego ciężarów życia! Żaden trud nie jest zbyt ciężki, gdy jest wykonywany z miłości.

Mówiąc krótko miłuj swój zbór!

(Kazanie wygłoszone przez pastora Mariana Biernackiego w Zborze w Kołobrzegu w dniu 6 czerwca 2004 r.)