Ani kroku wstecz! Drukuj Email
Autor: Marian Biernacki   
piątek, 29 lipca 2011 00:00

W następstwie szeregu niepowodzeń Armii Czerwonej w początkowym okresie Wielkiej Wojny Ojczyźnianej i dość licznych przypadków dezercji, w obliczu zbliżania się wojsk niemieckich do Stalingradu, 28 lipca 1942 roku Józef Stalin wydał rozkaz Nr 227, znany też jako rozkaz: "Ani jednego kroku wstecz" (ros. Ни шагу назад!).

 W celu skutecznego wyegzekwowania rozkazu należało [...] sformować w ramach każdej armii 3-5 dobrze uzbrojonych oddziałów zaporowych (po 200 ludzi w każdym), rozmieścić je na bezpośrednich tyłach chwiejnych dywizji i zobowiązać je [(oddziały zaporowe)], aby w przypadku paniki i bezładnego odwrotu jednostek [takich] dywizji rozstrzeliwać na miejscu panikarzy i tchórzy, i tym pomóc szczerym żołnierzom wypełnić swój obowiązek wobec Ojczyzny...

W ramach wykonywania rozkazu Nr 227 oddziały zaporowe w okresie od 1 sierpnia do 15 października 1942 roku zatrzymały na tyłach armii około 140 tysięcy żołnierzy. 4 tysiące z nich aresztowano, blisko 1200 rozstrzelano, ponad 3 tysiące skierowano do kompanii karnych, a większość, około 130 tysięcy, po prostu zwrócono bezpośrednio do macierzystych jednostek lub do specjalnych punktów zbiorczych.

 Zjawisko dezercji nie jest obce również w szeregach chrześcijańskich. Jeżeli przyjąć, że lud Boży na ziemi stanowi swoistą armię Jezusa Chrystusa, to każdy chrześcijanin obowiązany jest trwać na wyznaczonym mu przez Pana stanowisku, niezależnie od nastrojów i przeciwności. Cierp wespół ze mną jako dobry żołnierz Chrystusa Jezusa. Żaden żołnierz nie daje się wplątać w sprawy doczesnego życia, aby się podobać temu, który go do wojska powołał [2Tm 2,3–4].

 Oczywiście, w Królestwie Bożym metody stalinowskie nie obowiązują. Nikt nikogo siłą nie zapędza do podejmowania walki o wiarę czy też szukania w życiu najpierw Królestwa Bożego i jego sprawiedliwości. W prawdziwym Kościele nie ma przymusu. Nie ma oddziałów zaporowych, więc w każdej chwili dezercja ze służby jest możliwa. Albowiem Demas mnie opuścił, umiłowawszy świat doczesny, i odszedł do Tesaloniki, Krescent do Galacji, Tytus do Dalmacji; tylko Łukasz jest ze mną [2Tm 4,10–11] – pisał o zjawisku dezercji generał armii Chrystusowej, św. Paweł.

Czy rzeczywiście chrześcijanin ma prawo robić, co sam w danej chwili uzna za słuszne? Czy to normalne i do zaakceptowania, że żołnierz, gdy bój zrobił się ciężki, schodzi z pola walki, tak jakby to była jego osobista sprawa? W służbie Bożej bywa, że zdania w tej kwestii mogą być podzielone, jak między Pawłem i Barnabą w sprawie Jana Marka: Ale Barnaba chciał zabrać z sobą również Jana, zwanego Markiem. Paweł natomiast uważał za słuszne nie zabierać z sobą tego, który odstąpił od nich w Pamfilii i nie brał udziału wraz z nimi w pracy [Dz 15,37–38].

Nikt młodego Jana nie przymuszał do pozostania na polu misyjnym. Jednak w świetle Biblii widać, że jego dezercja nie tylko że nie była godna pochwały, ale w jakimś stopniu dyskwalifikowała go przy układaniu kolejnych planów misyjnych.

Nie wdając się w ocenę słuszności przywołanego dziś z historii rozkazu Nr 227, wszystkim moim towarzyszom chrześcijańskiego boju przypominam Słowo Boże:

  Nie porzucajcie więc ufności waszej, która ma wielką zapłatę. Albowiem wytrwałości wam potrzeba, abyście, gdy wypełnicie wolę Bożą, dostąpili tego, co obiecał. Bo jeszcze tylko mała chwila, a przyjdzie Ten, który ma przyjść, i nie będzie zwlekał; a sprawiedliwy mój z wiary żyć będzie; lecz jeśli się cofnie, nie będzie dusza moja miała w nim upodobania. Lecz my nie jesteśmy z tych, którzy się cofają i giną, lecz z tych, którzy wierzą i zachowują duszę [Hbr 10,35–39].

 Ani kroku wstecz! Czyż nie lepiej polec w tym boju, niż zdezerterować? Ostateczne zwycięstwo przy naszym Wodzu, Jezusie Chrystusie, jest pewne i coraz bliższe.